Go to commentsZmierzch demokracji wg wiecznego smutasa
Text 6 of 11 from volume: Spotkania
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2014-06-17
Linguistic correctness
Text quality
Views2497

Od kiedy pamiętam, nie potrafię się śmiać. Gdy podejmuję nieudolne próby uśmiechu, moją twarz wykrzywia przedziwny grymas przypominający ryj rozwścieczonej świni, jak to ładnie określił mój przyjaciel. Nawet jego słowa nie rozśmieszyły mnie zbytnio, inny pewnie śmiałby się do rozpuku.

Owa przypadłośc bardzo mi dokucza, przylgnęła do mnie łatka `wiecznego smutasa`, z racji czego nie jestem zapraszany na imprezy towarzyskie, nie mam dziewczyny, chłopaki nie zapraszają mnie nawet na wspólne oglądanie meczów, które polega głównie na totalnym schliwaniu się piwem. Lubię piwo, tylko niestety działa na mnie odwrotnie niż na wszystkich, staję się przesadnie refleksyjny, wygłaszam psudotyrady na temat sensu życia, granicach wolności i. t. p..Próbowałem też trawki, ale po zapaleniu ziółka efekt był identyczny jak po piwie...

Nie mam pracy, mimo, że skończyłem renomowaną uczelnię, magisterka na pięć, ale...

Podczas dziesiątek rozmów kwalifikacyjnych, na które byłem zapraszany, zawsze wszystko szło gładko do momentu, gdy padało sakramentalne pytanie: - Skąd u Pana taka ponura mina? Lub - Chyba ta rozmowa nie jest aż tak stresująca dla Pana, że musi być Pan cały czas taki smutny? Na nic zdawały się moje wyjaśnienia, że to tylko fasada, po prostu nie potrafię się uśmiechać, mięsnie twarzy na to nie pozwalają, a tak naprawdę jestem jak każdy normalny człowiek, z poczuciem humoru, a nawet z przesadną tendencją do zabawy. Moje mętne tłumaczenia jakoś nie trafiały do specjalistów od HR - u, ktrórymi są z reguły panienki po psychologii i każda rozmowa kończyła się jednoznacznie zawoalowanym wyznaniem prawdy - Dziękujemy, to wszystko, odezwiemy się do Pana.

I tak tułałem sie bez grosza, na utrzymaniu rodziców, zacząłem wręcz popadać w coś w rodzaju apatii...

Postanowiłem udać się do psychiatry. Nie była to łatwa decyzja. Wiadomo z czym kojarzy się w naszym kraju to słowo. I nie pomyliłem się. Przed gabinetem czekało kilku przedziwnych indywiduów. Jakiś geriatycznie trzęsący się dziadek z odruchem wysuwania języka co chwilę, chlipiąca gdzieś w kącie młoda dziewczyna i potężnej postury chłopisko z widocznymi bliznami na nadgarstkach. Łączyło nas wszystkich jedno - grobowe milczenie.

Wreszcie nadeszła moja kolej. Wszedłem do gabinetu na trzęsących się nogach, a strużki potu spływały mi po plecach jak wodospad.

- Dzień dobry - wyjąkałem

- dzień dobry, proszę usiąść, cóż do mnie Pana sprowadza?

Lekarz wyglądał na sympatycznego, tylko to jego spojrzenie...Czułem się jak prześwietlany promieniami Roentgena.

- A więc, cóz Panu dolega?

- Nie potrafie się śmiać - walnąłem prosto z mostu.

- Jak 99% moich pacjentów - odrzekł z sarkazmem.

- Ale...- zacząłem...

- Rozumiem - potem zsypał mnie gradem pytań - czy dobrze sypiam, mam apetyt, czy nie zaniedbuję, zwykłych codziennych czynności jak np. mycie się i. t. d.

Zgodnie z prawdą na wszystkie te pytania odpowiedziałem - nie.

- Więc co tak naprawdę sprawia Panu radość, przyjemność?- zapytał

- Nic

- Proszę się chwilkę zastanowić...

- No może seks, jest przyjemny, fakt - odpowiedziałem.

Potem przeszedł do wystawienia diagnozy - Moim zdaniem Pan po prostu taki jest, każdy ma inną osobowosć, jedni są ekstrawertykami, inni tłumią emocje, a nie mogę przecież Panu zalecić uprawiania seksu bez przerwy - stanie się Pan seksocholikiem, a to już choroba...

- Ale ja naprawdę nie potrafię się uśmiechać - rzuciłem rozpaczliwie.

- To proszę sobie zrobić operację plastyczną, będzie Pan uśmiechnięty bez przerwy, do widzenia!

Wyszedłem więc z gabinetu myśląc - niezły żartowniś z tego doktora...Ale może jest to jakiś pomysł? Trochę cierpienia u chirurga i w końcu odmienię swój przeklęty los wiecznego smutasa.

Długo trwało zanim namówiłem rodziców, aby przekazali mi fundusze na operację. Uważali, że zewnętrzna zmiana nic nie pomoże, ale uparłem się i w końcu dopiąłem swego - dostałem te kilkanaście tysięcy na zabieg.

Znalazłem renomowanego chirurga, który miał trochę wątpliwości co do celowości operacji, ostrzegał, że uśmiech nie będzie schodził z mej twarzy, a w pewnych sytuacjach moze okazać się to cokolwiek niezręczne. Jakich sytuacjach - pomyślałem - najwyżej nie będę chodził na pogrzeby...

Efekt zabiegu przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Promienny uśmiech na stałe zagościł na mej twarzy. Bardzo dbałem o zęby, dodatkowo wybieliłem je na śnieżnobiało. Wyglądałem olśniewająco.

Szybko też znalazłem pracę - w firmie oferującej wysokooprocentowane pożyczki pod zastaw nieruchomości. Podczas ostatniego etapu rozmowy kwalifikacyjnej szef był mną zachwycony.

- Marek, posiadasz potencjał - będziesz z tym powalającym uśmiechem czarował ludzi tak, ze podpiszą bez mrugnęcia okiem dosłownie wszystko, co im podsuniesz. Człowieku, naprawdę masz wielki talent, nie zmarnuj go i pamiętaj - ludzie uwielbiają być mamieni błyskotkami, liczy się wygląd, pierwsze wrazenie, można ich tak łatwo zmanipulować, ze na twoje skinienie skoczą w ogień.

Rozejrzyj się po gabinecie. Robi wrazenie, prawda. Rzeczywiście, był gustownie urządzony, wszędzie antyki. Na rzeźbionym biurku lampa od Tiffany`ego, pudełko cygar. Wszystko to świadczyło o dobrym guście właściciela, wprowadzało nastrój bezpieczeństwa i spokoju.

- Widzę,że ci sie podoba. Myślisz, że te antyki to oryginały? To wszystko nędzne podróby, robione gdzieś we Włoszech. Co dwa lata to wymieniam, bo się rozsypują. Służą do patrzenia, nie używania. Biurko też jest z płyty wiórowej, ze zręcznie podoklejanymi rzeźbieniami - kosztowało grosze, a wygląda jak z litego dębu...

Zresztą to, co my robimy to tylko cząstka wielkiego oszustwa, na którym oparty jest nasz system polityczny, bankowy i podatkowy... NBP - instytucja z założenia niezawisła, jest na skinienie rządu, który przed wyborami dogaduje się z prezesem w sprawie osiągnięcia jak najmniejszego deficytu...To kpina z demokracji. NBP ma nas chronić przed zakusami rządu na łatwe pieniadze. Per saldo my wszyscy za to zapłacimy. Wcześniej czy póżniej. Pamietaj tam są prawdziwe pieniądze. W polityce, kiedyś to zrozumiesz...A teraz idz do działu kadr załatwić formalności, jutro zaczynasz.

Dziwna była ta jego tyrada. Nigdy się polityką nie interesowałem. System bankowy, o co mu chodzi? Zresztą, co mi tam. Chcę zarabiać forsę i to wszystko. W końcu żyć jak człowiek...

Po załatwienu formalności w dziale kadr, już od następnego dnia zacząłem wciskać biedakom wysokooprocentowane pożyczki pod zastaw nieruchomości. Szybko zostałem `liderem sprzedaży`. Jako, że moja pensja wydawała się śmiesznie mała w stosunku do tego, co zarobiłem dla firmy, postanowiłem odejść. Szef zareagował natychmiast - zaproponował system prowizyjny. Dzięki temu zarabiałem tyle, że mogłem pozwolić sobie na prawie wszystko. Byłem duszą wszelkich zabaw, imprez i innych tzw. `spotkań integracyjnych`. Zawsze otaczał mnie wianuszek pięknych, długonogich dziewcząt - jedna to przecież za mało! Żyłem pełnią życia, jak mi się zdawało. Do pewnego momentu - zachorowałem śmiertelnie. Chudłem w zastraszającym tempie. Ważyłem 45kg i wygladałem jak kościotrup. Mój wygląd był tak przerażający, że szef, - przyznam, ze łzami w oczach - zwolnił mnie z pracy. W pełni go rozumiałem - odstraszałem klientów. Prawie wszyscy odsunęli się ode mnie, nie mogli znieść mojego wyglądu - przypominałem stwora z jakiegoś freak-show. Moja `twarz` wygladała jak obleczona skórą, bezwłosa już czaszka, z zapadniętymi oczodołami i wielkimi zębiskami odsłoniętymi w grymasie bólu? Uśmiechu? - Któż to wie? Sam tego nie wiedziałem. Konając w sypialni mego apartamentu, byłem szczęśliwy, że choc trochę pożyłem jak chciałem, nie odsunięty na boczny tor z powodu wiecznego smutactwa, jak to określali...

Jednak w chyba ostatnim przebłysku świadomości, przemknął mi przed oczyma obraz setek oszukanych ludzi, którym zrujnowałem życie. Przeraziła mnie łatwość, z jaką to zrobiłem i nadal robią inni, mi podobni...

Przypomniały mi się słowa szefa - `polityka, system bankowy, tam są prawdziwe pieniądza,manipulowanie ludźmi...`

Cywilizacja pędząca ku samozagładzie. Ludzkość. Czy aby na pewno można nazwać ludżmi te wszystkie biedne istoty, z których może 2% pławi się w luksusach, a reszta na nich haruje mamiona wciąz obietnicami lepszego jutra?

Państwa, idee narodowe istnieją tylko na papierze, politycy uwikłani w przedziwne układy z korporacjami, tak naprawdę stanowiącymi prawo i powiązany z tym wszystkim system bankowy, którego jedynym celem istnienia jest `kreatywna księgowość`, w wyniku czego produkowany jest na masową skalę wirtualny pieniądz, nie mający nawet parytetu w papierze. Bo papier jest coś wart - można oddać nawet na makulaturę, a pieniądz wirtualny? Zniknie bez śladu. Ale jest niezbędny do mamienia społeczeństwa i utrzymywania w bezwładzie obecnego systemu...

Najgorsze jest to ,iż system ten jest tak skonstruowany, że można go zmienić tylko wtedy, gdy siłą bezwładu, tocząc się jak krucha kula z plexiglasu na równi pochyłej osiągnie wreszcie dno, a raczej roztrzaska się na kawałki o żywy mur śmiertelnie zmęczonych i głodnych ludzi...

Boże jeśli istniejesz, teraz dopiero, na łożu śmierci zrozumiałem. Jak mówił szef - `kiedys zrozumiesz`. Szkoda, że tak późno... I zdawałoby się nieusuwalny uśmiech momentalnie znikł z mojej wychudzonej twarzy.

Dobrze, że już umieram. To straszne. Chcę odejść, przestać myśleć...i powoli zaczynałem rozpływać się w nicości...Na wielkim łożu w moim apartamencie zostało tylko me martwe, kościste ciało, z przedziwnym wyrazem zaskoczenia na twarzy. Było mi zupełnie obojętne co z nim zrobią. Szybowałem w nieskończoność. Oby jak najszybciej uciec od tego skażonego kłamstwem żałosnego jaja skalnego, które dumnie nazwaliśmy Ziemią...





  Contents of volume
Comments (7)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Skarb w szarym worku czy g...o w złotym papierku?
Bardzo podoba mi się ten tekst.
avatar
B. dziękuję za komentarz, pozdrawiam :)
avatar
Pierwsze dwa akapity bardzo obiecujące, a dalej straszny zjazd w dół. Mam też wrażenie, że nie przeczytał Pan własnego tekstu po jego napisaniu - jest sporo literówek (schliwanie, psudotyrady). Zakończenie totalnie rozczarowujące - zbyt nachalne moralizatorstwo.
avatar
Cóż, kwestia gustu...
avatar
Moim zdaniem największą wadą tego tekstu jest pomieszanie form. Z jednej strony mamy niemal gotowy tekst na świetny monodram, z drugiej zaś fragmenty felietonu z nadmiernym moralizatorstwem i pedagogizmem. Ma też rację jeden z komentatorów, że tekst został zamieszczony bez uprzedniego przeczytania, co poskutkowało licznymi literówkami. Ale oprócz literówek są też inne błędy. Wskażę tylko błędy do około połowy tekstu, gdyż ze względu na dostępne znaki nie byłbym w stanie wymienić wszystkich. Skrót itp. pisze się bez kropek po pierwszej i drugiej literze, ale również bez spacji miedzy literami. Po wielokropkach natomiast spacje są niezbędne, a w większości przypadków ich brakuje. Niezbyt udane są niektóre zdania lub też połączenia zdań: "- Dzień dobry - wyjąkałem - dzień dobry, proszę usiąść". Po "wyjąkałem" powinna być kropka, a w konsekwencji kolejne słowo powinno być rozpoczęte wielką literą. Są to dwa odrębne zdania. Podobnie rzecz wygląda w zapisie: "- No może seks jest przyjemny, fakt - odpowiedziałem". Nic z tego zapisu nie rozumiem. Tu też powinny być dwa zdania, a po słowie "No" na pewno powinien być przecinek. Nieszczęśliwe też są zapisy: "Lub - Chyba ta rozmowa" oraz "prawdy - Dziękujemy". W zapisie "HR - u" zbędne są obydwie spacje. Brakuje ponadto przecinków przed: z czym, jak np., ale są zbędne przed: zwykłych, że (w zwrocie "mimo, że"). Jak widać, niemal wszystkie błędy nie wynikają z niewiedzy, lecz są skutkiem braku staranności, a to musi skutkować właśnie takimi ocenami.
avatar
Dziękuję za konstruktywny komentarz. Z pomieszaniem form zgadzam się całkowicie, pierwotnie tekst był bez owych wtrętów "politycznych", ale tak bardzo chciałem napisać coś o wiadomej sprawie, że postanowiłem to wpleść w istniejący już utwór i wyszło to, co wyszło...I rzeczywiście nie przeczytałem tego w ostatecznej formie, stąd masa literówek itp. Zresztą z interpunkcją cały czas mam problemy i dlatego dziękuję za merytoryczne uwagi.
Pozdrawiam i dziękuję. :)
avatar
Doskonała w każdej literze - i bardzo pouczająca - opowieść o nas-uśmiechniętych "na wynos" poszukiwaczach sukcesu /zawsze kosztem innych/.

Finał - memento.

Proza filozoficzna z najgórniejszej półki
© 2010-2016 by Creative Media