Go to commentsRazem z szeptem - ROZDZIAŁ IV
Text 4 of 6 from volume: Razem z szeptem
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2011-06-13
Linguistic correctness
Text quality
Views2932

Rozdział czwarty


Drobne płatki śniegu opadały z wolna, błyszcząc w powietrzu podrażniane przez przydomowe latarnie. Ich żółty i miękki blask mieszał się z kolorowymi, świetlnymi punktami ozdób pozostawionych na drzewach i krzewach jeszcze od świąt. Te subtelne błyski pięknie komponowały się z bielą śniegu i drewnianą konstrukcja domu.  Poświata, która biła od tego miejsca zlewała się z nieprzeniknionym granatem nieba i nie mieszała z blaskiem miasteczka, które oddzielał jeszcze szeroki pas pól i lasu. Jedynymi odgłosami, jakie zakłócały spokój tego miejsca był szmer wiatru śmigającego między sosnami za domem Zachariasza. Gdy Marcin trzasnął drzwiczkami samochodu głuche tąpnięcie poniosło się po okolicy, strasząc parę kruków buszującą na trawniku. Ptaki zerwały się do lotu skrzecząc i wywołując całą lawinę innych dźwięków, poruszając krzakami, pobudzając inne zwierzęta do życia i rozpraszając tuman śniegowego kurzu. To miejsce było idealne, jakby ze snu. Spokojne i poukładane. Konstrukcja domu, ogród, misternie ułożony wzór na podjeździe w dziwną mozaikę… Wszystko to ukazywało dobry smak pana tego domu i elegancję.

- Zawsze chciałam zobaczyć ten dom od środka – szepnęła z namaszczeniem pani Moskal, śledząc wzrokiem pełnym podziwu lekko orientalne detale budowli. – Pięknie tu prawda?

Jej syn mruknął coś w odpowiedzi, spuszczając wzrok na swoje buty i kule. Musiał używać tych dwóch nieznośnych badyli, bo jego noga nadal odzywała się ostrym bólem, kiedy próbował przenieść na nią cały ciężar ciała. Był zły, że pokazywał się w tym domu wyglądając jak totalny kaleka i fajtłapa. Był wkurzony, że jego matka zmusiła go na tą kolacje. Burzył się, że Zachariasz wszystko załatwiał przez swojego pożal się boże męża samemu nawet nie racząc do nich zadzwonić, ale nader wszystko był wściekły, że minął tydzień od czasu, kiedy miał ten nieszczęsny wypadek. Pieprzony tydzień, przez który Adrian się u niech nie pokazywał w ogóle. Nie odwiedził ich ani razu, nie odezwał się, nawet nie wysłał mu smsa. Marcin był zły, że tak dał się oszukać. Jasne… Powiedział Adrianowi jedną, przykrą rzecz, ale przecież przeprosił? Kiedy on nie przeprosił go wcale za te dwa lata drwin i szyderstw… A mimo to Zachariasz od niego uciekł. Może zdał sobie sprawę, z kim się zaczął zadawać? Może w końcu to do niego doszło? Może zrozumiał, że Moskal jest do reszty imbecylem i kujonem, który nie był nawet wart tej jednej przejażdżki? Adrian dostał to, czego chciał, a przyszedł go odwiedzić po wypadku tylko, dlatego że targały nim wyrzuty sumienia. A może było mu żal Marcina? Cokolwiek… Marcin był przez to wściekły. Przez te wszystkie myśli, które nie dawały mu spokoju, przez niepewność, a jeszcze bardziej przez strach, jaki czuł, gdy pomyślał sobie, że za chwile będzie musiał przekroczyć próg domu Adriana i spędzić z nim wieczór. Nie musiał się odzywać… To jasne, ale sama obecność jego kolegi, jego za pewne niegrzeczne zachowanie, wydawały się teraz Marcinowi jeszcze bardziej przykre. Sama ich możliwość była raniąca. Zwłaszcza, gdy Moskal zdawał sobie sprawę, że chciałby jeszcze trochę poznać Zachariasza.

- Marcin? Idziesz? Czy zamierzasz marznąć na podwórku? – zagadnęła go matka, popędzając gestem dłoni by zrównał się z nią na ganku.

- To nie podwórko, to ogród. Tacy ludzie jak Zachariasze mogą mieć tylko ogrody, nie mieszają się z pospólstwem - wycedził przez zęby chłopak, ale powoli wdrapał się na kilka schodów prowadzących ku werandzie. - Nie wiem, po co zaciągnęłaś mnie do tych snobów?

- Skarbie… - westchnął kobieta z wyraźnym zmartwieniem. - Skąd to twoje negatywne nastawienie?

- Tak sobie, po prostu - odwarknął Marcin.

- To takie „bo tak”?

- Jak ty dobrze rozumiesz swojego syna.

Chłopak uśmiechnął się do niej niemal złośliwie, ale ostrzejszy bój w kostce szybko zmienił wyraz jego twarzy w oblicze męczennika. Pani Moskal miała swoje wytłumaczenia złego samopoczucia syna, ale wolała nie mówić o nich głośno. Wydawało jej się, że były dokładnie za drzwiami domu Zachariasza i miały na imię Adrian. Gdy jednak wspomniała o swoich podejrzeniach Marcinowi ten tylko zbył ją zimnym spojrzeniem i udał, że nie słyszał ani jednego słowa. Ona jednak czuła, że nagłe zniknięcie Adriana mogło mieć jakiś wpływ na jej syna. To był przecież pierwszy kolega, który wszedł do ich domu, pierwsza osoba, którą Marcin zabrał na przejażdżkę motorem. Mało tego! Młody Zachariasz zaopiekował się maszyną i nawet nie został za to rozszarpany żywcem. Dla pani Moskal to były czyste objawy rodzącej się przyjaźni. Po nikąd, dlatego też przesunęła termin dziękczynnej kolacji w domu Zachariaszy tak, aby jej syn mógł brać w nich udział. Nie obeszło się bez podstępów, ale dla niej cel zawsze uświęcał środki. Jej syn musiał mieć przyjaciół, to była część szkolnego, młodego życia. Nie mógł wiecznie wypatrywać swojego ojca, nie mógł cały czas go oczekiwać… Nie tak jak ona. Nie chciał, żeby marnował życie na idoli, którzy go zawodzili, albo na złudne obiecanki. Chciała żeby ze wszystkiego korzystał, poszedł na studia, ale też w gronie przyjaciół zasmakował trochę młodzieńczej radości. Musiał mu w tym tylko trochę pomóc, przezwyciężyć jego upór, tak bardzo podroby jego ojcu.

Zapukała energicznie w drewniane drzwi i już po chwili, ku niezadowoleniu Marcina, otworzyły się przed nimi delikatnie. Najpierw zobaczyli uśmiechniętą, rozpromienioną twarz Aleksandra, aby zaraz ukazała się im sylwetka pana domu.

- Zapraszam do środka - odezwał się spokojnym głosem Helios, wskazując im wnętrze domu.

Jego ton sprawił, że opuszczony do tej pory wzrok Marcina, poszybował w górę. Spojrzenie chłopaka spotkało się z tym należącym do wysokiego mężczyzny. Postura Zachariasza była naprawdę imponująca, nawet dla tak wysokiej osoby jak Moskal. Nic dziwnego, że chłopak cofnął się odruchowo do tyłu, a jego kula automatycznie zahaczyła o wystający próg. Mężczyzna zareagował błyskawicznie. Wyciągnął dłoń przyciągając Marcina i chroniąc go przed bolesnym upadkiem.

- To chyba jesteśmy kwita, co? - zagadnął go znów Zachariasz, tym razem z odrobiną wyczuwalnego śmiechu w głosie.

- Przepraszam… Nie rozumiem - odparł szybko i nie pewnie chłopak, zerkając na swoją matkę, która właśnie oddawała płaszcz Aleksandrowi.

- Ty uratowałeś Adriana, teraz ja uratowałem ciebie przed dołożeniem złamania do tego nieszczęsnego bilansu urazów.

- Już mówiłem, że to nic wielkiego. Zrobiłbym to drugi raz, proszę pana. Niezależnie od tego, kim byłaby osoba, która ratowałem - odpowiedział znów lekko zawstydzony.

Wzrok Heliosa tak natarczywie śledził każdy ruch Moskala, że ten zachwiał się ponownie, tym razem delikatniej, gdy Aleksander pomagał mu ściągać kurtkę. Marcina dodatkowo peszyła jego niedyspozycja i przymus polegania na innych. Sam nie wiedział czy cieszy się, że jego chwilowego kalectwa nie widzi Adrian, czy może od nowa jest wściekły, bo ich nawet nie przywitał. Zrobiło mu się nieswojo, gdy nagle uzmysłowił sobie, że młody Zachariasz nawet nie zechciał brać udziału w tej kolacji. Do tej pory zakładał, że skoro jego wujkowie zorganizowali całe to przedstawienie, aby tylko podziękować mu za uratowanie bratanka, drugi gość specjalny też będzie na nim obecny. Teraz okazywało się, że nie było to na tyle ważne wydarzenie, aby wpisało się w ścisły plan dnia Adriana. Cóż… Czy to nawet nie było zmieszeniem problemu Marcina? Czy teraz nie musiał przestać być taki sztywny? Mógł odetchnąć z ulgą… Mógł się uspokoić… Dlaczego w takim razie czuł się zawiedziony?

- ...musze powiedzieć panu, że ma pan piękny dom - doszedł go głos matki.

- Proszę nie mówić mi na pan. Jestem Helios - poprawił ją szybko starszy z mężczyzn, rozsuwając przed kobietą drzwi do jadalni. - I dziękuję. Muszę przyznać, że akurat jeśli chodzi o to wnętrze, nie popisałem się za bardzo.

- Jak to? Przecież z tego, co mi wiadomo jest pan… To znaczy… - Pani Moskal uśmiechnęła się przepraszająco. - Jesteś architektem, prawda?

- Zawodowo tak. Mam jednak zasadę…

- Mój mąż, nie projektuje własnych przestrzeni - wyjaśnił za niego Aleksander. - Ja robiłem aranżacje.

- A ja przygotowałem kolacje - doszedł ich jeszcze inny głos od strony kuchni.

Marcin momentalnie poderwał głowę, bo do tej pory uważnie przyglądał się każdemu swojemu krokowi stawianemu na śliskim pakiecie. Ten glos brzmiał tak bardzo inaczej, tak bardzo nie realnie, że aż sam nie wierzył własnym zmysłom. Dopiero, kiedy rzeczywiście zobaczył sylwetkę Adriana za kuchennym barem, zrozumiał sens stwierdzenia chłopaka. Sportowiec nie tylko miał byłć jak najbardziej obecny na kolacji, ale do tego sam ją przygotował… Sam zatroszczył się o gości, a po jego wyglądzie wydawało się, że troska ta przypominała walkę.

Marcin nie powstrzymał uśmiechu, gdy od razu spostrzegł umazane na czerwono policzki ciemnowłosego i białe, pudrowe mazie na jego podkoszulce. Chociaż nawet bez tego pewnie odwzajemniłby gest, bo twarz Adriana także była rozpromieniona głupkowatym uśmiechem, niezależnie od tego jak bardzo waliło mu ze strachu serce.

Na szczęście akurat tego Moskal nie mógł poczuć, w przeciwnym razie rumieniec sportowca byłby jeszcze głębszy. Na razie mógł wytłumaczyć się ciepłem, jakie panowało w kuchni.

- Młody, zmyj z siebie te barwy wojenne - polecił mu Helios rzucając w jego kierunku jedna ze ścierek. - Przepraszam, mój bratanek bywa nieokrzesany - wyjaśnił gościom z grzecznym uśmiechem. - Chociaż czasem się przydaje.

- Przyznaj się, że mnie po prostu wykorzystujecie do ciężkich robót - zakpił z niego Adrian, za co oberwał kuksańca od Aleksandra.

- Zachowuj się - ostrzegł go niemal groźnie jego młodszy wujek. - Mamy wyglądać na normalną rodzinę - syknął cicho, ale pani Moskal i tak zaśmiała się na głos, perliście.

- Spokojnie. Jestem przyzwyczajona do małego zoo. Sama mam na głowie czwórkę dzieci - dodała siadając przy stole.

- Słyszałem. To musi być… - zaczął Helios.

- Ciężkie? - dopytała kobieta. - Bywa. Chociaż zazwyczaj to dobra zabawa. Sami chyba wiecie?

- Niestety…. Jakby to powiedzieć. Nie mamy Adriana na stałe. Tylko, kiedy…

- Tylko, kiedy jego rodzice gdzieś wyjeżdżają, zostaje z nami - wtrącił Aleksander, siadając koło swojego męża, naprzeciw pani Moskal. - Musimy przypilnować tego czy się uczy. Sportowcy bywają nieznośni - zaznaczył uśmiechając się przepraszająco, do Marcina, który usiadł koło matki.

- Czyli kolacja to tylko za karę? - spytał chłopak zerkając na kolegę.

Adrian właśnie postawił kolejny półmisek na stole i zamarł nagle, spoglądając uważniej na Moskala.

- Nie. Chciałem ją zrobić. Chciałem jakoś… No. Podziękować  - dokończył kulawo.

- I nie jest zatruta? - dopytał z ciekawością i lekkim rozbawieniem poturbowany.

- Marcin, proszę cię… - westchnęła pani Moskal.

- To nic, proszę pani. Wolę jak widać, że Marcin jednak żyje. W szkole bywa mrukliwy - wyjaśnił z bezczelnym uśmiechem Adrian, odwracając się w stronę kuchni.

- Jak to mówią… - zaczął Aleksander.

- Kto się czubi, ten się lubi - dokończył za niego Helios, puszczając oko Moskalowi, którego policzki nagle zlały się z kolorem jego czerwonego podkoszulka.


Kolacja mimo wszystkich obaw minęła nadzwyczaj spokojnie. Mężczyźni zajęci jedzeniem nie byli już tak skorzy do wygłupów. Pani Moskal wiedziała to chyba najlepiej z własnego doświadczenia. Chłopcy tylko czasem wtrącali jakieś uwagi do rozmowy dorosłych, ale nawet i one nie były już tak dokuczliwe. Nie zwracali się do siebie bezpośrednio nadal skrępowani obecnością innych, ale o dziwo uśmiech nie zszedł z ich twarzy do końca posiłku. Adrian i Aleksander, który cały czas mu pomagał, zebrali pochwały za doskonale przygotowaną włoską ucztę. Helios zdążył pochwalić się swoimi inwestycjami i projektami na terenie Wrocławia, proponując nawet parę ofert matce Marcina, która rozglądała się za czymś dla syna.

- To miałaby być kawalerka? - dopytał architekt, delektując się deserem.

- Raczej tak. Gdzieś koło politechniki. Chciałabym, żeby Marcin miał blisko na uczelnie - wyjaśniła.

- Mamo, wynajmę coś sobie… Znajdę prace i spokojnie będę się sam utrzymywać - sprostował jej syn, wtrącając się nagle do rozmowy i skupiając swój wzrok na matce.

Do tej pory bacznie obserwował Adriana, który powoli oblizywał łyżkę z Tiramisu. Jego kolega na szczęście był tak bardzo zajęty jedzeniem słodyczy, że nawet nie zwracał uwagi na otoczenie. Usta dokładnie ogarnęły chłodną stal, by prześliznąć się po niej z pomrukiem przyjemności. Moskal nawet nie zorientował się, kiedy ten widok wciągnął go bez reszty. Nie zorientował się też, że jest obserwowany przez Aleksandra. Wyrwany słowami marki z zachwytu nad pełnymi ustami Zachariasza zauważył, że jego ciało jest jakby naelektryzowane i wyczekujące. Było przygotowane… Tylko sam nie miał pojęcia do czego.

- Nie ma sensu, żebyś płacił komuś za wynajmem mieszkania, skoro możesz wydawać te pieniądze na własny kredyt - wyjaśnił mu spokojnie Helios.

- Ojciec przecież powiedział, że Ci pomoże ze wszystkim. Ciężko pracuje, żebyś wyprowadził się do Wrocławia - dodała jego matka.

- Z tego, co mówił nam Adrian, twój ojciec jest wojskowym? Stacjonuje w Iraku? - spytał Aleksander.

- W Afganistanie - poprawił go młodszy Zachariasz.

- To dość groźny region - zauważył architekt. - Podziwiam odwagi.

- Mąż robi to dla pieniędzy. Ma na utrzymaniu sporą grupę - zaśmiała się Pani Moskal.

- Czyli tak naprawdę robi to dla rodziny. To godne podziwu - odpowiedział z niekłamanym uznaniem Aleksander. - Żadnego z naszych ojców nie było stać na takie poświęcenie, nie mówiąc już o pomaganiu innym ludziom, w zupełnie innym kraju. Musisz być z niego dumny? - zwrócił się do wsłuchanego w jego słowa Marcina.

- Jestem… Tylko czasami wolałbym…

- Żeby był z wami - dokończył za niego starszy Zachariasz.

- Adrian, a czym zajmuje się twój ojciec? - zagadnęła z ciekawością Alicja. – Doszły mnie słuchy, że jest lekarzem. To też bardzo szczytny zawód.

- Jest kardiologiem - odpowiedział chłopak nagle poważniejąc i krzywiąc się nieznacznie zaraz dodał. - I nie powiedziałbym, że bezinteresownie pomaga innym. Raczej pomaga tylko sam sobie.

- Nie chcesz iść w jego ślady? - dopytała ostrożnie zaskoczona, gdy uśmiech chłopaka zgasł całkiem.

- Wolałbym raczej iść w ślady wujka, ale niestety nie umiem rysować.

Chłopak wzruszył ramionami i zapatrzył się nagle w Heliosa, który ciepłym uśmiechem dodał mu odrobiny otuchy.

- Adrian za to potrafi cudowanie grac na gitarze i śpiewać. Nie wiem tylko, dlaczego uparł się na ten swój sport - wyjaśnił jego wuj.

- Śpiewanie jest dla ciot - oburzył się chłopak, na co Marcin tylko parkał śmiechem, spodziewając się, że jego kolega teraz definitywnie zarobi od któregoś ze swoich opiekunów.

Obaj jednak uśmiechnęli się tylko do siebie porozumiewawczo.

- Z tego co kojarzę Adam też chodził do twojej szkoły. Był vice mistrzem świata w juniorach - dopowiedział zaraz Aleksander.

- Był. I co z tego? - obruszył się młody.

- Helios? Czy Adam przypadkiem nie jest chłopakiem Konrada? - spytał kochanka.

- Chcecie mi dowieść, że lekka atletyka też jest ciotowata? Przecież Adam wtedy nawet nie wiedział, że lubi chłopców?

- W tym jest właśnie rzecz - zakończył cwanie Helios puszczając do swojego bratanka oko. - Napije się pani kawy, albo czegoś mocniejszego? Przeniesiemy się do pokoju, a chłopcy zajmą się zmywarką - spytał już matki Marcina, zostawiając swojego podopiecznego z lekko otwartymi ze zdziwienia ustami i całkowicie skołowanymi myślami.

Marcin obserwował tę scenę uśmiechając się, na widok Adriana, który w końcu zaniemówił i całkowicie stracił swoja pewność siebie. Nie wiedział nawet, że jest integralną częścią szalejących teraz myśli sportowca.


Po chwili zostali sami w kuchni, a w pomieszczeniu było słychać jedynie echo dalszych zachwytów matki Marcina i skromnych odpowiedzi Heliosa. W końcu i te odgłosy ucichły, gdy dorośli znaleźli się w salonie, za zasuwanymi drzwiami.  Chłopcy wpatrywali się jeszcze przez chwile w wejście, niezupełnie rozumiejąc jak to się stało, że znów byli skazani tylko na swoją obecność. Po tak długim czasie i nie widzeniu się, byli zbyt skrępowani aby naturalnie kontynuować wcześniej przerwaną rozmowę.

Marcin zerknął na Zachariasza, ale gdy tylko ich oczy spotkały się, musiał spuścić wzrok, bo wspomnienie oblizywanej łyżeczki znów stanęło żywo w jego umyśle i tym razem było wręcz nie do wytrzymania. Miał wrażenie, że gdy ich oczy spotkały się, gdzieś z jego ciała posypały się iskry. Speszony usiadł na wysokim stołku barowym słysząc, jak jego kolega znosi naczynia do zmywarki.

- Jak twoja noga? - usłyszał nagle miękki głos Adriana gdzieś znacznie bliżej

- Do-dobrze - zająknął się, odważając jeszcze raz spojrzeć sportowcowi w twarz.

Stał naprzeciw niego, po drugiej stronie blatu. Jego dłonie bezwiednie bawiły się małym nożem, gdy delikatnie przekrzywiał głowę i przygryzał usta, przypatrując się Moskalowi.

- Jesteś pewnie na mnie wściekły, co? - zagadnął nagle.

- Słucham?

- Jesteś pewnie wkurzony za to, co się stało. Odwiozłeś mnie do domu i miałeś ten przeklęty wypadek. To przeze mnie. Wszystko jest przeze mnie, miałeś racje - wyjaśnił szybko Zachariasz. - Przepraszam.

- Czy ja usłyszałem od ciebie, to co usłyszałem? - spytał z nieśmiałym uśmiechem blondyn.

- Czyli jesteś… - stwierdził zawiedziony Adrian, wzdychając ciężko.

- Nie jestem. Czemu miałbym cie obwiniać akurat tym? - zdziwił się Marcin, dodając zaraz miękko. - To, dlatego do mnie nie przyszedłeś grać na gitarze? Czy to możliwe, że nieustraszony Adrian Zachariasz, łamacz wszystkich dziewczęcych serc w szkole, bał się do mnie przyjść, bo myślał, że dostanie mu się za zniszczony motor?

Marcin zauważył jak złote oczy Adriana zrobiły się nagle bardzo ogromne i jak bardzo ich przestraszony wyraz wywoływał w nim kolejne ciepłe uczucie. Postarał się bardzo, aby to stłumić, ale już nie mógł przestać o nim myśleć. Nie było w nim ani odrobiny dawnej nienawiści do tego chłopaka i jakkolwiek się tego bał, już nie miał siły z tym walczyć.

- Oddam ci moja kasę z kieszonkowego na paliwo. I tak nie jeżdżę teraz do szkoły. Może to chociaż trochę odkupi ci straty - zaplanował szybko młody Zachariasz.

Nie zwrócił uwagi, że nóż, którym się bawił był na tyle ostry aby przy kolejnym nieuważnym ruchu i jego zaaferowaniu, nagle ciał głęboko skórę. Adrian syknął, skupiając uwagę na swoich dłoniach. Było za późno, krew z palca skapnęła na stalowy blat.

Marcin nie zastanawiał się nad swoja reakcją. Zszedł z barowego stołka zapominając o kuli i w mgnieniu oka znalazł się przy koledze z ręcznikiem w dłoni. Zanim sportowiec zdołał zaprotestować, Moskal odruchem dotknął rany własnymi wargami, a już po chwili gorąca skóra Adriana znalazła się w jeszcze bardziej rozgrzanym wnętrzu ust kolegi.

- Marcin, ale… - chłopak zaprotestował jeszcze, jednak czując delikatne uczucie ssania i język blondyna miękko przesuwający się po jego kłykciach aż do opuszki, skapitulował.

Jego kolega podniósł wreszcie na niego spojrzenie, które wyrażało jakby troskę i pełne zakłopotanie. Usta Moskala powoli przesunęły się jeszcze raz wzdłuż palca sportowca, by delikatnie wyswobodzić go z objęć. Zaraz za nimi podążył ręcznik, owinięty z największa precyzją przez sprawne ręce Marcina.

- Czy ja cie zawsze musze ratować? - spytał szybko, maskując rodzące się zawstydzenie.

- Zaczynasz robić z tego tradycje, albo lubisz, kiedy jestem ci dłużny.

- Racja. Nie wypłacisz mi się. Będziesz musiał mi grać godzinami - dodał Marcin z cwanym uśmiechem, wywołując na twarz Adriana kolejny wyraz zdziwienie.

- Nie poznaje cię dzisiaj. Jesteś nie tylko miły, ale i gadatliwy - odparł już pewniejszym tonem Adrian.

Przejmując ręcznik z rąk kolegi, odsunął się od niego z niechęcią. Z jednej strony ciepło bijące od Moskala był nęcące, z drugiej nie chciał wzbudzać w nim podejrzeń. Nie chciał aby Marcin wiedział, że przez wszystkie te dni Adrian myślał tylko o tym, kiedy znów będą mogli się zobaczyć, kiedy będą mogli posprzeczać… Wydawało mu się, że blondyn jest na niego wkurzony jak zawsze i obwinia go za całe zło, które go spotkało. Dlatego chciał przygotować tą kolacje, dlatego chciał pokazać mu, że wie jak wiele rzeczy skopał i że w jakiś sposób chciałby je naprawić i zacząć wszystko od nowa. Oczywiście nie miał odwagi tego powiedzieć. Sam bał się tych myśli. A gdyby zostały wypowiedziane na głos, mogłyby przybrać jeszcze bardziej niebezpieczną moc. Nawet większą niż jego ciche jęki w poduszkę, kiedy to ostatnimi nocami dotykał się, myśląc tylko i wyłącznie o Moskalu. Nie… Tego Marcin nie mógł wiedzieć… Nigdy. Nie mógł domyślić się, że to, co zrobił przed chwila z palcem Adriana, było nagle spełnieniem jego wszystkich marzeń. Adrian przez ten miniony czas zdał sobie sprawę ze zbyt wielu rzeczy… Przerażały go nadal, ale dzięki obecności wujków nie były nie do przyjęcia. Moskal jednak na pewno by tego nie zrozumiał i Zachariasz cieszył się, że chociaż będzie mógł widzieć go codziennie, gdy będzie grał na gitarze.

- Czyli widzimy się jutro? - dopytał jeszcze, dla pewności, że dobrze wszystko zrozumiał.

- Tak. Twój wujek poprosił mnie, żebym pomógł ci w paru rzeczach z biologii - przypomniał mu Marcin, na co usłyszał tylko pełen jęk dezaprobaty. - Później możesz pograć.

- Nie da się na odwrót?  - spytał z nadzieją i zadziornym blaskiem w oczach, na co uzyskał tylko negatywne pokręcenie głową ze strony kolegi. - Nadal nie lubię twojej kujonowatości - stwierdził, skrzywiony i nagle oberwał w twarz jeszcze jednym puchatym ręcznikiem.

Dwa dźwięczne śmiechy poniosły się po kuchni, uciszając nawet rozmowę ich opiekunów, którzy ze zdziwienia zamarli nasłuchując tych raptownych oznak zgody.


Tydzień, jaki minął po tej pamiętnej kolacji, zdawał się być najspokojniejszy w ich życiu. Świat, ogarnięty śnieżną zamiecią, był cichy. Z domów wychodzili w ostateczności, wprost w zadymkę, która spowijała puchem całe miasteczko. Nagle okazało się, że sprawa z zawieszeniem miała bardzo dobre skutki. Marcin, który nie musiał już specjalnie przygotowywać się do matury, poświęcał cały swój czas Zachariaszowi. Adrian za to, wiedziony wyrzutami sumienia, starał się czerpać z ich nauki jak najwięcej i w efekcie, zaczynał robić spektakularne postępy.

Sportowiec zawsze zjawiał się u Marcina z samego rana i do południa oddawali się nauce. Cichy dom był wtedy idealnym miejscem. Dzieciaki były w szkole i przedszkolu, Karolina we Wrocławiu, a pani Alicja starała się im nie przeszkadzać, mając czas na wszystkie prace domowe. Mili cały czas świata na doprowadzenie stanu wiedzy Adriana do zadawalającego poziomu.

Popołudniami Zachariasz grywał dla wszystkich na gitarze, wygłupiał się z dzieciakami, rozwiązywał sercowe problemy Karoliny, a później wracał do domu, pokonując pięciokilometrową drogę w zaspach, jako najlepszy z treningów. Wujkowie starali się również wypełnić mu godziny tak, aby Adrian nie był sam. Nie widział, kiedy to życie stało się jego idealnym życiem. Nie wiedział, kiedy nie potrzebował już niczego więcej, a rodzina Moskala stała się jego własną. Jednocześnie nie chciał dać upustu swoim uczuciom i starał się tym wszystkim nie ekscytować. Był zachowawczy jak nigdy wcześniej, bo nigdy też nie był tak szczęśliwy. Nie miał nawet pojęcia jak tym szczęściem mógł się cieszyć. Tylko nocami, zostając w końcu sam na sam ze sobą, w przyjemnej intymności swojego pokoju, dawał się ponieść. Pieścił się nieskończoną ilość razy z imieniem Marcina na ustach. Nie brał tego, jako nienormalność. Myśl, że pragnie tego chłopaka jak nikogo na tym świecie, stała się jego mantrą. Powtarzał to sobie codziennie i codziennie tęsknił do spełnienia tych pragnień, ale jednocześnie nie chciał stracić tego co ma. Wydawało mu się, że jeśli przyznałby się do wszystkiego, albo chociażby dał coś po sobie poznać, Marcin odwróciłby się od niego i w efekcie znów zostałby sam. Musiały mu wystarczyć te wspólne godziny nauki czy wygłupów, albo chociażby ciche chwile w garażu, kiedy tylko patrzył jak jego kolega dopieszcza swoją maszynę. Mimo, ze wolał sam być traktowany z taką porcją czułości, to ciągle stopował się ze swoimi reakcjami. To wszystko było zbyt cenne. Nawet sama możliwość patrzenia na Moskala, była dla niego teraz jak dar. Czasami pozwalał sobie na to, bezwstydnie obserwują każdy ruch jego kolegi.

Zupełnie jak teraz… Siedzieli w milczeniu, przesłuchując płyty jakiegoś nowego wykonawcy wygrzebanego przez Marcina z czeluści stron internetowych. Pani Moskal wyszła z dzieciakami do sąsiadów, Karolina spała u przyjaciółki. Było leniwe, piątkowe popołudnie. Po weekendzie wisiała nad nimi groźba powrotu do szkoły i chyba obydwaj bali się mówić głośno o tym, co przyniesie ta zmiana. Blondyn był pochłonięty lekturą motoryzacyjnej gazety, Zachariasz po prostu leżał na sofie, wsłuchany w utwór. Wgapiał się w Marcina, czując jak bezpieczny mrok ukrywa jego rozognione policzki. Jego kolega ssał opieszale końcówkę długopisu, obejmując go, co chwila swoimi pełnymi wargami. Mocno rysujące się mięśnie pod czarną koszulką Marcina drgały nieznacznie przy każdym ruchu, wyciągnięte przez światło lampki, która paliła się za chłopakiem. Adrian zastanawiał się jakby to było poczuć te usta na sobie. Gdyby Marcin podszedł do niego, wplótł palce mocnych dłoni w jego włosy, przyciągnął za nie i pocałował zaborczo… Zachariasz przygryzł usta na to wyobrażenie, powstrzymując desperackie jęknięcie, gdy jego dłoń sama pomknęła do kieszeni w dresach, by dotknąć jego nabrzmiałego członka i ukryć go pod fałdami spodni. Coraz trudniej przychodziło mu opanowanie swoich reakcji, a wizyty w toalecie Moskali zdawały się być coraz częstsze zwłaszcza, jeśli miał tak niepowtarzalną okazje bycia z Marcinem sam na sam.

- Podoba ci się ten zespół? – spytał nagle Moskal, przerywając ciszę.

Adrian momentalnie wyciągnął dłoń z kieszeni, spłoszony. Jego policzki zapiekły od rumieńca. On sam dziękował wszystkim świętym, że jest ciemno.

- Jest dość… - zająknął się, gdy jego głos zadrżał niespokojnie. – Dość stymulujący.

- Stymulujący, to znaczy…?

Marcin obrócił się w jego stronę, zupełnie odrywając od gazety. Rzucane cienie, zdawały się sprawiać, że każde z malujących się uczuć na twarzy było o wiele bardziej wyraźniejsze. Tak jak teraz zdziwienie.

- No wiesz… Wokalista ma bardzo mrukliwy i drżący głos. To mnie porusza – wyznał Zachariasz. – Jednak najlepsze jest zawarte razem z szeptem.

- Z szeptem? – dopytał zaintrygowany chłopak, jak zawsze zachwycony z interpretacji Adriana.

- Kiedy wokal załamuje się tylko na granicy szeptu. Wtedy jest najbardziej zmysłowo.

- Jak ty wyłapujesz takie rzeczy?

Adrian wzruszył ramionami, starając się udać obojętność, jednak we wnętrzu poczuł miły dreszcz, który pojawił się tam pod wpływem słów pełnych uznania.

- Jestem pewny, że ta piosenka jest śpiewana dla faceta – dodał zaraz.

- Tego nie możesz być pewny – zaśmiał się lekko Marcin. – Słowa są bezosobowe. No chyba, że przy swoich wujkach masz wyczulone zmysły.

Adrian prychnął oburzony, odwracając się lekko urażony.

- Nie chodzi o słowa, chodzi o efekt. Cały utwór jest śmiały i drapieżny – dodał. – Śpiew dla kobiety jest zbyt rozmamłany, tutaj słychać samą przyjemność.

- Uważasz, że seks z mężczyzną to sama rozkosz? – zapytał niedowierzająco Marcin. – Chyba jednak Aleksander nie powiedział ci o wszystkim?

Zachariasz obrzucił go kolejnym, lekko obrażonym spojrzeniem, ale zaraz zamarł w zachwycie. Marcin wyciągnął dłonie w powietrze, przeciągając się. Napiął całe ciało, prężąc mięśnie. Adrian wciągnął szybko powietrze, zachłystując się nim, gdy jego umysł poddał mu kolejny pomysł udowodnienia postawionej przez niego tezy. Dźwięki muzyki, ten widok sprawiły, że nie pohamował swoich uczuć. Poderwał się z kanapy szybko i z tajemniczym uśmiechem na ustach podszedł powoli do chłopaka, stając za jego plecami. Nachylił się delikatnie nad uchem kolegi, szepcząc mrucząco wraz ze słowami wypowiadanymi przez wokalistę:

- I want to know how to survive in the nightlife…[1] - zaśpiewał kusząco, dotykając lekko mokrymi wargami płatka ucha Marcina.

Chłopak drgnął, ale się nie ruszył, przysłuchując się każdemu słowu, jak zaczarowany.

- The truth and dare of the drug for the first time[2] – doszło go znowu, wraz z coraz szybszymi dźwiękami muzyki.

Nieokiełznany dreszcz przeszedł ciało Moskala. Pomimo, że jego policzki pokryły się gorącem, tam na dole, płonął w nim ogień, gdy poczuł ciężar dłoni Adriana na swoich barkach i ciepło drugiego ciała, przyklejonego do jego pleców. Uczucie było tak przyjemne, że nagle znów był gotowy, zupełnie jak ostatnim razem w wannie, gdy tylko odtwarzał w pamięci rysy twarzy sportowca. Teraz był przy nim i mógł przysiądź, że Adrian dokładnie wiedział, jakie wrażenie na nim wywierał. Na wstyd było już za późno. Gdy muzyka nagle buchnęła głośniej wraz z szybkim, dyskotekowym bitem, Zachariasz poderwał się z miejsca i zaczął skakać na środku pokoju do jej pędzących taktów, śpiewając teraz o wiele głośniej.

- Click my heels and we`ll dance with the heat rise…[3] - zawtórował chrapliwie, zaczynając kołysać się w rytm powoli uspokajającej się muzyki.

Przeszedł w kocie ruchy, kusząco poruszając biodrami, robiąc nimi prowokujące półkola, gdy jego całe ciało wyginało się także i wywoływało u Marcina spazmatyczne westchnięcia. Moskal sam nie wiedział, kiedy wstał z krzesła i jak znalazł się przy Adrianie.  Wiedział tylko, że musi to zrobić, bo inna okazja mogła się nie nadarzyć, by mógł się jeszcze kiedyś zbliżyć do swojego kolegi. Zachariasz stał właśnie do niego tyłem, kiedy Marcin położył na jego biodrach, bardzo delikatnie i ze strachem, swoje dłonie, łapiąc ruchy kolegi. Tak jak i poprzednimi razami, kierował się impulsem, który wiódł jego ruchami. Przylgnął do ciała chłopaka, wpatrując się w niego intensywnie, w razie gdyby sportowiec chciał się sprzeciwić. Jednak nic takiego się nie stało. Zachariasz tylko spojrzał na niego, odchylając lekko głowę. Oczy bruneta były dziwnie szkliste i mamiły Marcina swoim proszącym wyrazem, tak samo jak pół otwarte zmysłowo czerwone usta. Przy następnym tanecznym ruchu, który wykonali razem, bezwiednie, ciało Adrian wygięło się, a jego pośladki niebezpiecznie otwarły o lędźwie Moskala. To, co sportowiec nagle poczuł, przeszło wszystkie jego marzenia. Marcin był twardy… Niemal tak samo boleśnie twardy jak on sam.

Chłopak ciężko przełknął ślinę, zwilżając swoje nagle suche usta, również potrzebujące bliskości i wymruczał kusząco jeszcze raz słowa refrenu:

- I want to know how to survive in the nightlife…[4]

To było dla Marcina za dużo. Ta bliskość, te ocierające się, uczucie wąskiej tali w jego dłoniach i zapach ciała Adriana. Jego dłoń sama pomknęła w aksamitnie miękkie, przydługie włosy chłopaka, by zanurzyć się w nich z przyjemnością. Przymknął oczy delektując się tym doznaniem, gdy usłyszał również jęknięcie uznania ze strony Zachariasza. Otworzył oczy i przepadł w tych złotych tęczówkach, które teraz go błagały… Adrian prosił go, a Moskal żył w tym momencie chyba tylko po to, aby spełnić każdą jego prośbę. Nachylił się nad nim jeszcze mocniej, żeby bardzo powoli i niepewnie sięgnąć wargami Adriana. Ich delikatne płatki prawie zetknęły się ze sobą, czuł już wilgoć, gdy nagle dźwięk muzyki i ich szybkie oddechy, przerwał brutalny sygnał dzwonka u drzwi, wdzierający się boleśnie w świadomość.

Atmosfera chwili zniknęła natychmiast. Marcin wyprostował się, zabierając swoje dłonie z bioder Zachariasza. Adrian odskoczył od niego, a w jego oczach pojawił się wstyd. Muzyka grała nadal, ale teraz już tylko cichła sygnalizując koniec, kiedy dzwonek uporczywie powtórzył się jeszcze parę razy.

- Twój mama wróciła? – dopytał Adrian z nuta zawodu w głosie.

- Dziwne. Trochę za wcześnie… - zasępił się Moskal, odruchowo przeczesując palcami włosy. – Może Karolina zapomniała kluczy i po nie wrócił – zawyrokował śpiesząc otworzyć drzwi.

Niepokój, jaki nagle poczuł, spotęgował się jeszcze bardziej, gdy w drodze do przedpokoju zobaczył, że kluczy dziewczyny nie ma na zwyczajowym miejscu, a za grubym szkłem, ozdabiającym drzwi, majaczyła jakaś rosła sylwetka. To było niemal jak personifikacja jego wyrzutów sumienia, wywołanych przez to, co przed chwilą chciał zrobić Adrianowi. Otworzył zamaszyście drzwi, przekonując się natychmiast, że jego świadomość miała bardzo surową twarz, bo mężczyzna, który stał na ich ganku posiadał nie tylko oblicze zastygłe w gniewie, ale i oczy ziejące chłodem, a może nawet pogardą.

- W czym mog… - zaczął Marcin niepewnie.

- Gdzie jest mój syn? – przerwał mu tamten.

- A pańskie nazwisko to…? - Moskal zawiesił znacząco głos, jeszcze raz przyglądając się nieznajomemu.

Nie był pewny, ale coś w tym mężczyźnie było mu znajome. Może wzrost, może pewna nonszalancja? Coś bardzo przypominało mu Heliosa, ale tylko delikatnie, bo ten facet, zdawał się być równie zimny, co śnieg na ich podwórku.

- Jestem ojcem Adriana. Przyszedłem zabrać go do domu – rozwiał wszystkie wątpliwości, zaglądając przez ramie chłopaka.

- Co ty tutaj robisz? – z tyłu doszedł Marcina jeszcze jeden głos.

- Zbieraj się, wracasz do Wrocławia – odpowiedział mu tylko mężczyzna, bez zaproszenia wchodząc do domu.

Marcin nadal stał na drodze starszego Zachariasza w drodze do jego syna. Coś bardzo mocno szeptało mu gdzieś na dnie podświadomości, że nie może ruszyć się nawet o milimetr, jednocześnie informując o zagrożeniu. Ani ton jego kolegi, ani ton jego ojca nie był normalny. Nawet, jeśli Moskal nie widział twarzy czy oczu sportowca, tylko w jego głosie mógł wyczuć paniczny strach.

- Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem? – dopytał Adrian podejrzliwie.

Stary Zachariasz prychnął, niecierpliwiąc się.

- Twoja głupia matka wreszcie raczyła mi powiedzieć po jakich norach się prowadzasz.

- Norach? – dopytał Marcin, ściągając na siebie nieprzychylne spojrzenie. – Bardzo przepraszam, ale nie jest pan mile widziany w progach tej nory – dodał zaraz, instynktownie włączając w sobie system obronny.

Słyszał jak Adrian wciąga głośno powietrze w oczekiwaniu na reakcje jego ojca. Niemal czuł za plecami jak to ciało, które przed chwilą przed nim tańczyło, rozluźnione w rozkosznej przyjemności, teraz spina się całkowicie. Wiedział już, że w tym wszystkim było coś zdecydowanie niewłaściwego.

- Ciebie nie pytam o zdanie, szczeniaku – doszedł go syk od strony starszego Zachariasza. – A ty zbieraj się. Dość czasu spędziłeś na tym zadupiu i chyba za długo przebywałeś z moim niedorobionym bratem, skoro spędzasz swój cenny czas z takim motłochem – dodał jeszcze.

Adrian posłusznie ruszył do przodu, w głowie obmyślając już szybki plan ewentualnej ucieczki. Głośno jednak nie sprzeciwił się nawet jednym piśnięciem. To z kolei nie tylko zdziwiło Marcina, ale i doprowadzało go do dziwnego gniewu.

Wyciągnięta dłoń Moskala, zatrzymała młodszego Zachariasza w miejscu. On sam jeszcze bardziej wysunął się do przodu, stając teraz twarzą w twarz z lekarzem. Marcin był od niego niższy tylko odrobinę, ale za to o wiele młodszy i szybszy. Kiedy mężczyzna spróbował go odsunąć i nagle zamierzył się na swojego syna, Moskal chwycił go za ramię błyskawicznie i sprawnym obrotem wykręcając mu rękę, przycisnął starego Zachariasza do ściany.

- Słyszał pan, co powiedziałem? – syknął mu do ucha. – Nie jest pan tutaj mile widziany.

- Marcin nie… - sprzeciwił się cicho Adrian, jednak widząc determinacje kolegi i zacięcie na jego twarzy pomieszane z czysta wściekłością, odsunął się momentalnie.

- Puszczaj mnie gnojku! To jest napaść!

Mężczyzna szarpnął się bezskutecznie, starając się uwolnić. Moskal przycisnął go jeszcze mocniej, kolanem upewniając się, że facet nie wykona żadnych gwałtownych ruchów.

- To pan wtargnął do mojego domu – odpowiedział spokojnie i złowrogo. – Jak pan myśli, komu uwierzy lokalna policja? Synowi poważanego żołnierza, którego znają od dziecka? Czy może jakiemuś wariatowi z dużego miasta? Adrian wykręcisz numer? – dopytał kolegi, spoglądając na niego szybko.

Młody Zachariasz w tym momencie miał już tylko łzy w oczach, ziejące pełnym zdziwieniem i niezrozumieniem. Drżącymi dłońmi wyciągnął telefon.

- Chce pan tego, czy może wyjdzie pan z mojego domu i przestanie zastraszać Adriana, bo on nigdzie nie wraca?

Marcin rozluźnił uścisk i gdy tylko mężczyzna się szarpnął i uwolnił, znów swoim ciałem obronił kolegę. Tym razem stary Zachariasz już nie próbował podnosić na nich ręki. Cofnął się za próg, wściekły. Wyglądał potwornie z hamowaną furią wyrytą jak maska na twarzy.

- Jeszcze cię dorwę szczeniaku – warknął. – Jeszcze tego pożałujesz. A ty nie pokazuj mi się więcej w domu! – wyrzucił z siebie słowa, odwracając się zamaszyście.

Jego czarny płaszcz załopotał na wietrze, gdy mężczyzna nagle zginął w zadymce, zostawiając. Zupełnie jak jakaś straszna mara, która właśnie ich nawiedzała. Marcin odwrócił się do Adriana, zamykając z westchnieniem ulgi drzwi i znów odcinając ich od świata. Nadal nie do końca pojmował, co właśnie przed chwilą miało miejsce. Nawet nie był pewnym, czy to wszystko działo się naprawdę i jednym dowodem, był jego kolega, stojący w przedpokoju ze zwieszoną głową, twarzą ukrytą w dłoniach.

- Adrian, co… - zaczął Moskal podchodząc do niego powoli.

- Przepraszam cię – usłyszał nagle, w odpowiedzi.

- Ale za co?

Marcin podszedł do chłopaka i wiedziony jakimś impulsem chwycił jego dłonie w swoje, zmuszając Zachariasza, aby na niego popatrzył. W złotych oczach szkliły się łzy. Prawdziwe, pełne bólu łzy.

- Adrian… - szepnął Moskal i nie zdążył powiedzieć już nic więcej.

Chłopak przylgnął natychmiast do jego ciała, wtulając się w niego z pełną desperacją i w poszukiwaniu ciepła. Objął Marcina mocno w pasie, chowając swoją twarz w koszulkę. Pachniała tak jak zwykle - żywicą i dymem. Ten zapach działał na niego kojąco. Był obietnicą czegoś dobrego. Może, dlatego płacz zebrał się w nim jeszcze bardziej i Zachariasz zaniósł się szlochem, mocząc całkiem materiał ubrania Moskala.

- Przepraszam za wszystko – wypowiedział drżąco, gdy jego palce zacisnęły się na plecach kolegi.

Marcin odruchowo nakrył jego głowę swoją dłonią, znów wplatając w aksamitne kosmyki palce. Tym razem gest był pozbawiony jakiegokolwiek pragnienia, a tylko przepełniony troską.

- Ciii… Nie musisz mnie za nic przepraszać – odpowiedział uspokajająco, przeczesując powoli włosy Adriana. – Jesteś już bezpieczny. On ci nic nie zrobi. Nigdy. Rozumiesz? – dopytał stanowczo.

- Nie masz pojęcia, jaki mój ojciec potrafi być brutalny. Kiedy coś go wkurzy…

- Wyobrażam sobie – zaczął szybko Moskal. – Tylko, że ja też jestem nie do opanowania, kiedy chodzi o obronę osób, które coś dla mnie znaczą. Poradzę sobie z nim nawet drugi raz – zapewnił go miękko sprawiając, że głowa Adriana nagle poderwała się do góry.

Tym razem w oczach chłopaka nie tylko kryły się echa strachu. Było w nim bezbrzeżne zdziwienie, był jakiś przebłysk radości i cała masa ulgi. Zachariasz nie mógł wyglądać już chyba piękniej. Jego oczy nadal szkliły się w półmroku przedpokoju, usta błyszczały od wilgoci… Chociaż Marcin to wszystko wyobrażał sobie inaczej, nie chciał już niczego innego, nie chciał też nic zmieniać. Nachylił się znów nad Adrianem i łapiąc jego twarz w swoje dłonie, opadł delikatnie na usta chłopaka.

Ich pocałunek nie był niczym z ich wyobrażeń. Był jeszcze przepełniony obawą i niepewnością. Marcin całował lekko, miękko zagarniając usta kolegi, który stając na palcach łaknął pełnej bliskości. Jego ciało było teraz wciśnięte w większego chłopaka, desperacko przynależne do niego. Mimo, że żaden z nich nie czuł teraz palącego pożądania wiedzieli, że dzielą ze sobą coś wyjątkowego.

- Zostaniesz u mnie na noc – zadecydował szybko Marcin, pochylając się jeszcze bardziej.

- Jesteś pew… - zaczął Zachariasz, ale jego kolega zaraz pogłębił pieszczotę, zmywając jego wszystkie wątpliwości.

Tym razem język Moskala rozwarł usta sportowca, dopraszając się o większy kontakt. Pieszczota zdała się bardziej śmiała i może znów rozbudziłaby w nich niedawne uczucia z tańca, gdyby nie szczęk naciskanej klamki. Chłopcy odskoczyli od siebie, na dźwięk dwóch roześmianych, dziecięcych głosów.

- Kochanie, wróciłam z jabłeczni….

Pani Alicja weszła z uśmiechem na ustach do domu, napotykając w przedpokoju na dość nieokreślony obraz. Szybko przetoczyła wzrokiem po zapłakanym Adrianie i jej synu, którego warz zaczerwieniła się od jakiś emocji.

- Co tutaj się znów stało? – dopytała zdziwiona, otwierając drzwi szerzej przed dzieciakami.

- Mamo… Chyba musimy… - zaczął niepewnie Marcin.

- Może to nie jest dobry pomysł? – zagadnął go jeszcze Zachariasz, patrząc się na niego z obawą. – Może pójdziemy na górę? – zapytał z nadzieją, obserwując jak Alicja rozbiera maluchy.

- Marcin? – dopytała się go ponaglająco. – Powiedziałeś coś Adrianowi? Pokłóciliście się?

- Nie proszę pani, my tylko…

- Chcemy z tobą porozmawiać – skończył za niego Marcin i znów zwrócił się do Adriana delikatnie. – Zaufaj mi. Moja mam nam pomoże.

Pani Moskal drgnęła na te słowa swojego syna, wyczuwając w nich dziwną, wcześniej niespotykaną nutę. Oczywiście wyłapała pewien niepokój, ale oczy Marcina były zbyt rozognione dziwnym szczęściem, aby jednoznacznie stwierdzić, że coś mogło być nie tak.

- Mamo oni chcą z tobą poważnie porozmawiać – zauważył młodszy brat Marcina.

- Tak skarbie słyszałam – uśmiechnęła się do dziecka, głaszcząc je przelotnie po złotych włosach. – Może przez chwile zajmiecie się z siostrą tą nową grą, którą dostaliście od cioci?

- Ale mamuś, czy to znaczy, że Macin oświadczy się Adiamowi, tak jak Antek Rojży? – spytała mała, po swojemu sepleniąc. – Oni tez poważnie rozmawiali z ciocią – dodała zaraz, zupełnie nie zwracając jak jej starszy brat zachłysnął się własną śliną i teraz kaszlną nerwowo.

Alicji za to nie umknęły czerwone jak krew policzki kolegi jej syna. Obaj przedstawiali teraz obraz pełnego zakłopotania, zupełnie jakby marzyli tylko o tym by zapaść się pod podłogę.

- Nie słońce… - zaśmiała się ich mam rozmywając nerwową atmosferę. – Na razie wieści chyba nie są tak wesołe. Prawda, Marcin?

- Yyy… Nie, nie całkiem… To znaczy… - zagubił się jej syn, przygryzając z zakłopotania dolną wargę.

- Mój ojciec nas odwiedził. Tutaj… Powiedzmy, że spotkanie nie było miłe – skończył za niego Adrian, lepiej radząc sobie z zamieszaniem.

Ta wiadomość z kolei sprawiła, że uśmiech na twarzy pani Moskal stężał. Szepnęła coś jeszcze do dzieci i zaprosiła chłopców do pokoju gestem dłoni.

- Chyba jednak jabłecznik przyda się bardziej niż myślałam – powiedziała na pół do siebie, na wpół do nich.

 

[1] Tekst utworu grupy IAMX pt. „Nigthlife”

[2] Tekst utworu grupy IAMX pt. „Nigthlife”

[3] Tekst utworu grupy IAMX pt. „Nigthlife”

[4] Tekst utworu grupy IAMX pt. „Nigthlife”


  Contents of volume
Comments (7)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Podoba mi się. Gdybyś dał swoje teksty w portalu pisarskim...Ho ho! Miałbyś się z pyszna. Nie zostawiliby na Tobie suchej nitki. Co tutaj nie tak?
Niby wszystko gra, tylko daj większą spację w dialogach. Pozdrawiam:-)
avatar
A mógłbym wiedzieć dlaczego miałbym się z pyszna? :)
Bonie bardzo rozumiem... Chyba jestem zbyt nierozgarnięty, bo tych istoty tych większych spacji też nie pojmuję :)
avatar
Wow... Naprawdę!
Trzeba przyznać, że długie teksty źle się czyta na necie, ale na ten warto było poświęcić mój czas i kondycję wzroku:D Czyta się lekko, akcja się dłuży ale i nie pędzi jakoś na złamanie karku. Mnie to osobiście odpowiada. Lubię dojrzewać z razem z bohaterami. Dodatkowo w twoim tekście jest tyle jakiegoś osobliwego optymizmu - jakby na przekór temu co twoim bohaterom gotuje los. Nie wiem, czy to zamierzony efekt, czy tylko moje prywatne odczucie, ale za całość i za wieeeeeeelką poprawę humory jaką mi zaserwowałeś 5 się należy. Nie miałam też problemu z "przebrnięciem" przez zapis, więc i tutaj dam 5:) Brawo!

Tak zupełnie z innej beczki - zastanawiam się też o jakim portalu pisarskim mówi nadi_56. W zasadzie to zdawało mi się że jesteśmy na jednym. Czy się mylę?
avatar
Oczywiście miało być "akcja się NIE dłuży". Chyba jednak czas spać:)

Pozdrawiam

Aha, i korzystając z okazji, resztę kawałków też ustawiam 5/5! Pozdrawiam!
avatar
Bardzo się cieszę, że poświęciłaś czas temu testowi, a przez to mnie. Nie przeczę, że traktuje go jako pewnego rodzaju spowiedź. I tak, bohaterowie wiele przeszli, ale nie stracili tego co maja najważniejsze. Może stąd ten optymizm?

Ale, ale... Nie mam zamiaru zdradzać nic więcej, bo tekstu szykuje się jeszcze trochę. Nie będę psuł fabuły:)

Ja nadal zastanawiam się nad tymi większymi odstępami, bo aż się boje, że całe moje życie z Wordem byłem oszukiwaniu... Wydawało mi się, że w odstępach spacja jest zawsze jedna. Zupełnie jak matka :)
avatar
O! Autor obecny:P Jak miło! Mogę więc prawie na żywo zapewnić, że z przyjemnością będę czytać resztę;]

A co do spacji... To tylko moje spekulacje, ale widziałam też teksty pisane jakby z "wydłużonym" myślnikiem. Może to o to chodzi?
avatar
Podaję link...http://portal-pisarski.pl
© 2010-2016 by Creative Media