Go to commentsZbrodnicze porządki
Text 23 of 44 from volume: Krew i ogień
Author
Genrehistory
Formprose
Date added2015-03-09
Linguistic correctness
Text quality
Views3105

Zbrodnicze porządki


Na niektórych niemieckich samolotach, czołgach, samochodach pancernych wkraczających 1 września do Polski, można było przeczytać:

- Osobami, bombami, pociskami, nawet chlebem, my niesiemy Polsce śmierć.

To było główne hasło najnowocześniejszego wynalazku Hitlera  - totalnej wojny, wypowiedzianej nie tylko polskiemu państwu, ale przede wszystkim Polakom i wszystkiemu, co przez tysiąc lat ukształtowało się jako  polskie.

Wkraczające niemieckie oddziały wbrew prawu międzynarodowemu  rozstrzeliwały w wielu miejscach  wziętych do niewoli żołnierzy i cywilów, siejąc programowo i bez jakiegokolwiek uzasadnionego powodu, jakby beznamiętnie, terror i postrach.

Inni Polacy zostali siłą, pod groźbą śmierci, setkami tysięcy zagonieni do otoczonych szczelnie przez ogrodzenia i załogi uzbrojonych siepaczy obozów, które nazywały się obozami pracy, a w rzeczywistości były obozami śmierci.

Na zachodzie umęczonej ojczyzny, przechodząc przez bramy wymyślonych specjalnie dla nich  miejsc izolacji przed światem, czytali napis:

- Arbeit macht frei !

A na wschodnich połaciach, niewiele później zagrabionego ich kraju, wkrótce czytali:

- Czieres trud k oswobożdieniu !

A więc tu i tam Polacy czytali to samo podszyte fałszem i zbrodniczą ironią hasło – przez pracę do wolności -  i to samo ich czekało  – totalna zagłada.

Co połączyło te dwa zbrodnicze reżimy -   hitlerowski i stalinowski? - Ten sam cel, sprowadzony do hasła – zadeptać Polskę na śmierć, a Polaków wdeptać w ziemię tak głęboko, żeby już nigdy nie podnieśli się, ani na wschodzie, ani na zachodzie.

Czegoś takiego nie da się wymazać ze świadomości narodu przez setki lat.


1 września, zamiast lekcji w szkołach, czekają na polskie dzieci w wielu miejscach bomby zrzucane z samolotów ze znakiem czarnego krzyża lub czerwonej gwiazdy.

Przez kilka dni żyli jeszcze nadzieją na odsiecz sojuszników. Tym bardziej, że tuż po agresji na Polskę wypowiedzieli oni Niemcom wojnę. Jednak wkrótce okazało się, że była to wojna papierowa, wojna na niby, nazwana potem dziwną wojną..

- Nie pomogła Polakom i Polsce ciocia Frania, ani stryjenka Brytania, jak czasami ze smutną drwiną mawiał dziadek Ado.


Pańska Polska nie wróci ! Bijcie panów i podpanków! - Wołali sowieci.

- A jak polscy żołnierze wracali z wojny ? – ktoś potem wspominał.

- Ich powrót był przeważnie tragiczny. Ten ich niedawny, tak czasem przez niektórych krytykowany wyjazd na wojnę, po kilku dniach zdawać się mógł idyllą. Gdyby tak wracali z wojny, jak na nią wyruszali, nie byłoby źle. A przecież wielu nigdy nie wróciło i nawet nikt nie wie, gdzie leżą ich kości.


- Dla Lachów, to już koniec! - mówili niektórzy Ukraińcy,  a dla nas, to dopiero początek!

- To jest rewolucja ludowa! - wołali bolszewicy i ich poplecznicy.

Z Kamiennej Góry było widać, jak płoną dwory w Dermaniu, Nowomalinie, Mizoczu, Berehu, a ludzie opowiadali o grabieżach i spaleniu  wielu innych zabytków bogatej kresowej kultury.


Podczas trzech wysyłek sowieci wywożą na odległość tysięcy kilometrów na morderczy wschód milion Polaków, a wywieźliby więcej, lecz  do czwartej wywózki nie doszło, gdyż przeszkodził im w tym niespodziewany napad na Rosję Sowiecką ich największego przyjaciela, niemal członka ich wielkiej rodziny, Hitlera.

Za drzwiami polskich domów pojawiali się czerwoni oprawcy, działający wszędzie według podobnego schematu.

Łomotanie do drzwi kolbami karabinów rozlegające się tuż nad ranem, nie zapowiadało niczego dobrego.

- Natychmiast otwierać!

Do domu wchodziło dwóch pokracznych, a przez swój śmieszny wygląd, jeszcze bardziej groźnych czerwonoarmijców w kufajkach, karabiny gotowe do strzału z obnażonymi bagnetami mieli wycelowane w mieszkańców. Przed domem czekało następnych dwóch, jakby ich sobowtórów.

Niemal wszystkich przybyszy, z obcej planety grozy, cechuje sucha służbista  rzeczowość „wyprana” z prostych ludzkich odczuć, nie tylko pozbawiona jakichkolwiek wyższych uczuć. Jaszczurcze miny i wężowe spojrzenia badają każdy kąt domu.

­­­    - Obywatele ! Na podstawie decyzji komisarza rejonu, proszę się spakować do podróży.


Tak jak oni się zachowywali, człowiek zachowuje się w trakcie kampanii oczyszczania domu ze szkodników. Chociaż nikt nie zadaje takiego pytania gryzoniom i insektom, jakie mieszkańcy polskiego domu  usłyszeli od groźnych intruzów:

- Proszę podać swoje nazwiska i imiona!

- Przygotować się do podróży ! Zabrać tylko niezbędne rzeczy podręczne !

- Macie pół godziny na spakowanie się.

- Ale babcia i dziadek są chorzy i za słabi na podróż, a dzieci za maleńkie.

- To nic, trudno, będziecie się nimi przez drogę opiekować, a w pociągu będzie opieka medyczna.

Całe  odtąd bezdomne i bezbronne rodziny polskie wsiadają na furmanki powożone najczęściej  przez sąsiadów, przeważnie  Żydów lub Ukraińców.

- Wasyl, Moszko, powiedzcie naszym, że nas wywieźli.

-  A dokąd nas wywozicie?

-  Zobaczycie na miejscu.

- A jak rodzinę powiadomić?

- Napiszecie im listy, będziecie tam mieć na to dużo czasu..

- Czyj to taki rozkaz i do kogo, albo gdzie można się od niego odwołać?

- Od decyzji ludowej władzy nie można się odwołać!


Do stacji kolejowej jest trzydzieści czy czterdzieści  kilometrów. Porwani na wschód prądami okrutnej historii mają ostatnie kilka godzin na nacieszenie się ojczystym krajobrazem dzieciństwa i młodości, którego większość z nich już  nigdy więcej nie zobaczy.

Na stacji długi „eszelon”. Na każdym wagonie umieszczona wysoko budka, niczym  gniazdo groźnego drapieżnika. Przyczajony w niej uzbrojony wartownik pilnuje, aby nikt przed oznaczonym miejscem nie wysiadł i nie oddalił się z transportu.


Potem już każdego dnia, im dalej z woli oprawców setki tysięcy uprowadzonych Polaków podąża na wschód, jest im tylko coraz gorzej i gorzej. Toteż dla wielu śmierć wydaje się być wybawieniem od nieznośnego  koszmaru wymyślonego przez chorych sąsiadów, którzy wydawali się trochę inni, czasami śmieszni, czasami straszni, ale nikt ich nie posądzał o zbrodnicze opętanie, wynikające z historycznych kompleksów.


Komisarz Iwan jako pierwszy robi sąd nad „przeżytkami zacofania społecznego” w Szumsku - cerkwią, synagogą i kościołem. We wnętrzu zielono-złotej cerkwi tchnącej duchem chóralnych śpiewów i słodkim zapachem kadzidła     urządza bezduszne muzeum ateizmu.  Dwustuletnią synagogę i tyleż samo lat liczący kościół,  Iwan zamyka na kilka ciężkich kłódek i żelaznych sztab. Niemcy za dwa lata, otoczywszy synagogę kordonem własnego wojska i policji ukraińskiej, spalą ją na kupkę popiołu wraz ze zgromadzonymi w niej Żydami. Ich krzyki, jęki, błagalne i modlitewne zawodzenia, rozniosą się daleko wkoło, budząc strach i przerażenie po okolicy.


Z Szumska pochodził polskojęzyczny pisarz Lew Kaltebergh, który walczył w szeregach armii polskiej we wrześniu roku 1939. Przedarł się na Węgry, potem do partyzantów walczących z hitlerowcami w Jugosławii. Napisał biografie Norwida i Wyspiańskiego, powieść historyczną „Gołe Pole”, ciekawe i pełne barwnych epizodów wspomnienia z Lwowa i innych miast kresowych okresu lat międzywojennych - „Odłamki stłuczonego lustra”.   Po wojnie pracował w polskim radiu i był tłumaczem literatury rosyjskiej oraz węgierskiej.


22 czerwca 1941 uciekają sowieci, z nimi część funkcyjnych Żydów i Ukraińców. Sowiecki komisarz Baranow, wywozi całą ciężarówkę rzeczy zrabowanych  tym, których w imię bolszewickiej sprawiedliwości, na podstawie list konfidentów, bez jakiegokolwiek sądu zesłano  na Daleki Wschód po to, „cztoby tam pomierli”( aby tam poumierali).


A za niecałe dwa lata przychodzi kolej na kościół katolicki p.w. Niepokalanego Poczęcia NMP. Staje się on na kilka nocy i dni schronieniem dla tysiąca Polaków uratowanych od rzezi,   zbiegłych ze zrabowanych i spalonych okolicznych kilkunastu wsi.  Gdy  okrążeni Polacy atakowani przez bandy UPA, nie widząc możliwości dalszego przetrwania przebijają się przez okrążenie i   ruszają pochodem do Krzemieńca, tłum oszalałych z nienawiści i żądzy krwi oraz rabunku banderowców rzuca się do wnętrza świątyni, rabując, niszcząc i paląc. To, czego ogień przez kilka dni  nie strawił, pozostało na ponad pół wieku  jak wyrzut sumienia w postaci masywnej ruiny prawie w centrum miasta, niemal  z dostojeństwem noszącej smutny obraz swojej dawnej świetności.

  Contents of volume
Comments (5)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Jestem pod wrażeniem - muszę przeczytać jeszcze raz .
avatar
Za Rozarem, choć sama niegdyś popełniłam odwołujący się regresji tekst pt. "Wędrowiec". Może go tu nawet zamieszczę?
avatar
Podobnie jak Twój "Chleb przez radio" jest to dobry tekst o trudnych czasach. Podoba mi się Twój sposób pisania. Według mnie jest narracyjny, bez uwzniośleń ani (uchowaj Boże) szczucia. Tak powinno się pisać.
avatar
Od bandyckich sąsiadów,
Z nimi wspólnych obiadów,
Od w plecy nożem
Uchowaj nas, Boże!
avatar
Kruchy jest pokój i "dobrosąsiedzkie" nasze stosunki.

Wystarczy tylko spuścić nienawiść i chęć wzbogacenia się cudzym kosztem z łańcucha
© 2010-2016 by Creative Media