Go to commentsRynek. Restauracja PRL. Unia Europejska
Text 12 of 23 from volume: Wrocławski przeplataniec
Author
Genrehistory
Formprose
Date added2011-07-21
Linguistic correctness
Text quality
Views3354

Rynek i plac Solny

Wrocław, 25 marca 2009


Chodzili wokół Rynku otoczonego z wszystkich stron restauracjami, kawiarniami, pubami, cocktail-barami, piwnicami, barami, jak po wielkim i urozmaiconym kombinacie gastronomicznym i rozrywkowym, w którym można spotkać dania kuchni z całego świata.

Gdy przechodzili obok Klubu Międzynarodowej Prasy i Książki, w skrócie popularnego Empiku, Sergij powiedział:

– Musimy tutaj wejść, gdyż chciałbym kupić kilka płyt z muzyką i filmami polskimi.

– Zrobimy sobie jeden dzień wyłącznie na zakupy, wtedy tu przyjdziemy.

Wielkie zainteresowanie Larysy i Michała wzbudziła kawiarnia „Literatka”, której wszystkie ściany były zabudowane regałami pełnymi tysięcy książek.

– Każdy gość może sięgać na półki i pijąc kawę, do woli czytać i czytać...

– Patrzcie, a te kamieniczki nazywają się Jaś i Małgosia…

– Rzeczywiście, wyglądają jak trzymające się za ręce dzieci, chłopiec i dziewczynka.

Mijali reprezentacyjny „Dwór Polski”, restaurację „Lwowską”, „Pod Gryfami”, gotycką wieżę Ratusza, którego fasada stanowi najbardziej znaną wizytówka miasta, a w historycznych salach ratusza muzeum.

– Chciałoby się wszędzie wejść i wszystko to zobaczyć, ale na razie robimy przeglądowy, czyli poglądowy spacer, a dokąd wejdziemy, zadecydujemy potem, w zależności od chęci i czasu, jakim będziemy dysponować.

Minęli słynną Piwnicę Świdnicką w której podziemiach bywali Słowacki, Chopin i inni wielcy, o czym informuje metalowa tablica.

Sergij czytając napis na tablicy, powiedział: – Nie ma informacji, że bywał tu Samczuk, a on też przychodził tu na piwo w końcu roku 1929 i na początku roku 1930.

Mijali minibrowar u Spiża, gdzie można zajść na ciemne piwo warzone w wielkich miedzianych kotłach na oczach klientów, co siedzą wkoło tych kotłów.

Naprzeciwko Spiża i wejścia do Muzeum w Ratuszu mijają pomnik hrabiego Aleksandra Fredry, znanego dramatopisarza, zwłaszcza twórcy popularnych komedii, pochodzącego z Sadowej Wiszni pod Lwowem. Można przy nim usiąść blisko na ławeczce.

– A zimą jest tu organizowane barwne i melodyjne lodowisko.

Opodal fontanna miejska radośnie spływa, szerokimi jak wielkie lustra kaskadami wody na miejscu dawnej wagi, gdy wkoło Ratusza był plac targowy.

„Pod Gryfami”, „Pod wesołym kupcem” gwarno i miejscami wesoło. Wszędzie nastrój uczty i święta.

– Na Placu Solnym, dawnym Placu Bluchera przylegającym do Rynku Starego Miasta, też odbywały się jarmarki, a w dzisiejszych czasach przez całą dobę, nawet nocą, są tu czynne kioski z kwiatami. To największy i najpopularniejszy plac z kwiatami w całym mieście. Jest też kilka popularnych, ale i snobistycznych knajpek, zwłaszcza takie, jak „Guinnes” i „Red Bull Pub”.

I wszędzie na ulicach pełno studentów, gdyż Wrocław to miasto kilkunastu wyższych uczelni.

– Tuż za Rynkiem jest Kościół św. Elżbiety, gdzie Chopin spotykał się z organistą, panem Bernerem, oraz grał na organach w latach 1826, 1830 i 1848. Obecnie w tym kościele i kilku innych wrocławskich świątyniach, których to miasto ma chyba ponad setkę, niemal wszystkich bardziej znanych wyznań, co roku odbywa się słynny już festiwal muzyki i śpiewu „Wratislavia Cantans”, w którym koncertują artyści z całego świata.

Z widokowej wieży kościoła, na którą można wejść, widać miasto w niecce Odry i jej dopływów, jak na wielkim talerzu, a na południu czai się ciemny masyw Ślęży, góry świętej dla prehistorycznych Ślężan.

W Rynku, w budynku Ratusza, funkcjonuje znany na świecie teatr eksperymentalny Jerzego Grotowskiego

– Tu może warto przypomnieć złotą myśl o języku zawartą w czterowierszu Słowackiego z poematu „Beniowski”:


„Chodzi o to, aby język giętki

Powiedział wszystko, co pomyśli głowa

A czasem był jak piorun jasny, prędki

A czasem smutny jako pieśń stepowa”


Restauracja PRL i Unia Europejska


Po drugiej stronie zapraszała Restauracja PRL wracająca wystrojem do Polski lat 1947 – 1989, z plakatami z tamtych lat, z mobilizującymi, pełnymi zadęcia hasłami i innymi rekwizytami z tamtego okresu.

– Jak wrócę do domu, to pochwalę się, że kilka dni temu piłem piwo w Peerelu. I nikt mi nie uwierzy, dopóki nie opowiem o tej wrocławskiej restauracji.

– Macie niepowtarzalną okazję – powiedział Olgierd, wskazując na kolorowy neon z napisem „ Restauracja PRL”.

– Zapraszam was na piwo do PRL. Dla mnie PRL to wiele wrażeń, to okres wchodzenia z dzieciństwa w młodość, nauki i nowych doświadczeń, czasami dziwnych i strasznych, czasem komicznych. Tylko z moich osobistych doświadczeń tamtego okresu byłaby gruba powieść albo zbiór, jeśli nie kilkuset, to około setki opowiadań.

– Pamiętam, jak dziadek Ado – ledwo nauczyłem się mówić, a było to jeszcze na Wołyniu, zanim zginął z rąk swoich sąsiadów należących do UPA – uczył mnie tego wiersza:

– Kto ty jesteś? – Polak mały!

– Jaki znak twój? – Orzeł biały!

– A na Pomorzu w początkach PRL, gdy wracałem ze szkoły, słyszałem jak ojciec boi się powołania we wsi kołchozu, czyli spółdzielni produkcyjnej. – Porządni rolnicy zostaną parobkami u partyjnych nierobów i kombinatorów, dla nas zostanie ciężka robota, a dla nich zarządzanie i kasa!– wołał. W chwilach zdenerwowania na nowe porządki tak zwanej władzy ludowej z sarkazmem czasem recytował:

– Kto ty jesteś? – Mały kmiotek!

– Jaki znak twój?– Sierp i młotek!

Dzieci i dorośli od końca wiosny do końca lata chodzili z kijami po polach całej wsi i szukali stonki ziemniaczanej zrzucanej, jak ich przekonywano, przez amerykańskich imperialistów przedstawianych z wielkimi brzuchami i z cygarami w obleśnych ustach.

Pili piwo, Olgierd patrzył na odznaczenia w klapach przodowników pracy pokazywanych na zdjęciach w towarzystwie Bieruta i Gomułki i przypomniał sobie dyskusję pomiędzy ojcem a ciocią Klimcią:

– Za co wujek Adaś dostał ten złoty krzyż zasługi?

– To ty nie wiesz?

– Pewnie, że nie wiem.

– A ja wiem za co. Za wódkę.

– Jak to za wódkę?

– Gdyby za wódkę dawali krzyże zasługi, to w naszej wsi siedemdziesiąt procent chłopów musiałoby nosić krzyże. A żaden z nich krzyża za wódkę nie dostał, tylko ich baby mają z nimi krzyż pański.

– On wie, kiedy i z kim pić, dlatego krzyż zasługi dostał.

– Wujek nie jest łotrem, nie przesadzaj.

– Ale pije wódkę z łotrami.

– Ale jak dalej będzie trzymał z tymi czerwonymi pająkami z gminy i powiatu, to łotrem zostanie.

– Kiedyś wieszali łotrów na krzyżach, a dzisiaj wieszają krzyże na łotrach – skwitowała ciocia.

– Na Ukrainie krążył taki dowcip – wtrącił się Sergij. – Polska przypomina wielki talerz pierogów. Połowa ruskich, połowa leniwych.

– Kiedy zostałem ministrantem – kontynuował Olgierd – nasza piątka ministrantów i równocześnie kolegów z klasy siódmej planowała ucieczkę kajakiem albo łodzią na wyspę Bornholm. Zbieraliśmy na ten cel zapasy i kasę, i kto wie, czy nie spróbowalibyśmy tego, gdyby nie nieszczęście. Otóż jeden kolega z naszej grupy podczas wakacji, na kilka dni przed terminem ucieczki, zginął porażony podczas burzy piorunem. Po tym szoku nie byliśmy w stanie się ruszyć. Wkrótce wakacje się skończyły i nasze drogi się rozeszły. Także dlatego, że trafiliśmy do szkół w różnych miastach.


– A co myślisz Olgierd o wejściu Ukrainy do Unii Europejskiej?

Olgierd odpowiada Sergijowi przydługim monologiem:

– Chcielibyśmy jako Polacy, aby Ukraina weszła do Unii Europejskiej. Jest to bowiem w obecnym czasie, jak się wydaje, najkorzystniejsza i dla Europy, i dla naszych krajów alternatywa. Ale sami Ukraińcy dają Europie sprzeczne sygnały – raz proeuropejskie, raz promoskiewskie. A my, jako Polacy, nie wytyczamy głównych kierunków biegu świata ani nawet Europy, zaledwie próbujemy znaczyć coś w Europie Środkowej. My tylko uczestniczymy teraz, po roku 1989, w budowie Unii Europejskiej opartej na demokratycznej dyskusji i dyktacie wielkiej kasy według wzorców zachodnioeuropejskich.

– Po roku 1947 jako Polacy też uczestniczyliśmy, i to razem z Ukraińcami, w próbie budowy Europy według wzorców Zachodnioeuropejczyków, Marksa i Engelsa, ale w interpretacji moskiewskiej, opartej na dyktacie partii jednej klasy oraz jej czołgach i bagnetach.

– Byliśmy ważni w roku 1920, kiedy powstrzymaliśmy pod Warszawą próbę zalewu Europy przez bolszewię ze wschodu. Warto dodać, że w polskiej armii było wtedy kilku ukraińskich generałów. Ale Polska zaprzepaściła swoje szanse, jako jednego z głównych graczy europejskich, a może nawet światowych, w wieku XVII i XVIII. Szczytem jej potęgi był pamiętny zjazd europejskich władców w roku 1429 w Łucku, który obecnie nie należy do Polski, tylko do Ukrainy. Był to pierwszy w dziejach Europy zjazd ogólnoeuropejski.

A swoją drogą, nie wiem, czy nie należałoby, pomimo wielu trudności, pomyśleć o jakiejś formie federacji polsko-ukraińskiej. Zaś przy okazji wspomnę wam o ciekawej inicjatywie, na jaką trafiłem ostatnio. Otrzymałem materiał od pewnego pana z rejonu Gór Świętokrzyskich, promujący powołanie federacji czterech państw – Polski, Ukrainy, Białorusi i Litwy. Mogę wam to skserować, jeśli chcecie. Jest to materiał dyskusyjny, ale interesujący.

  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Do znudzenia będę powtarzała, że bardzo mądrze i przystępnie Pan pisze. Podoba mi się ten chwyt literacki polegający na łączeniu teraźniejszości z przeszłością. Sprawia on, że tekst nabiera dodatkowych wartości. Wrocław tutaj jest tak samo piękny, jak i w rzeczywistości, a historia, której kiedyś nie cierpiałam, staje się bardzo ciekawa.
avatar
Kilka lat temu otrzymałem od swego ukraińskiego kolegi po piórze kolorową broszurę pt."Ukraińsko-polskie braterstwo broni"/tytuł cytuję z pamięci, gdyż nie udało mi się na razie odnaleźć tej broszury/. Tam były nazwiska tych generałów. Z tego co udało mi się wyszperać z pamięci i google, byli to m.innymi Pawło Szandruk, Stanisław Szeptycki oraz Marko Bezruczko. Ale, o ile się nie mylę, chyba było jeszcze kilku...Pozdrawiam
© 2010-2016 by Creative Media