Go to commentsDziwna Przyjaźń
Text 5 of 5 from volume: Moje opowiadania
Author
Genrebiography & memoirs
Formprose
Date added2015-11-07
Linguistic correctness
Text quality
Views1929

Droga Ewo ! W naszym życiu, nie tylko opuszczają nas ludzie i odchodzą. Opuszczają nas słowa, pojęcia, wspomnienia uczynków i zdarzeń. Czas odbiera im siłę, sens i treść. Jeśli je napotkamy po latach, często nie możemy w nich już niczego rozpoznać.Piszę ten list, tym razem nie czekając na odpowiedź. Cyniczna, trawiąca Cię od wielu miesięcy choroba odebrała mi na nią nadzieję. Jestem już niemłoda, możliwe, że wkrótce ze zdziwieniem będę witać słońce na niebie. Kilka naszych, wspólnie przeżytych chwil, póki trzepoczą się jeszcze w mojej głowie, chcę ocalić od zapomnienia.


****


Dwa lata temu, w grudniowe, późne popołudnie, jak w każdą środę pracowałyśmy do godziny siedemnastej. Urzędowy, długi korytarz czwartego piętra był prawie pusty. Zbliżało się Boże Narodzenie. Przedświąteczna gorączka ogarnęła wszystkich. Petenci zostali w domach, sprzątali, robili ostatnie zakupy. Godziny pracy nam się dłużyły. Mijałyśmy się, idąc korytarzem, nieoczekiwanie zatrzymałaś mnie gestem, dającym do zrozumienia, że chcesz mi coś ważnego powiedzieć.

- Czekałam na ciebie. To są moje opowiadania. Proszę, przeczytaj. – wyszeptałaś bez najmniejszego wstępu.

Wcisnęłaś w moje ręce zwinięte w mały rulonik dwie kartki. Patrzyłaś z nadzieją i zaufaniem w moje zdziwione oczy. Dobrze pamiętam twoje spojrzenie.

- Owszem przeczytam, ale dziś nic z tego nie będzie. Może zacznę jutro, postaram się. - wydusiłam z siebie, spoglądając ukradkiem na zegarek.

- Musi ci się udać, będę cierpliwie czekać. - powiedziałaś.

Widząc, że przestępuję z nogi na nogę, posmutniałaś. - Dlaczego właśnie do mnie z tym przychodzisz? - powtarzałam w myślach. Kłopotliwe milczenie przykryło nas na chwilę.

Do pustego pokoju wpadłam zaskoczona i zmieszana, z wrażenia zaschło mi w przełyku. Każdy nasz przedświąteczny dzień w pracy, był pełen zdwojonej krzątaniny i rozmaitych niespodzianek.

- Mój Boże! Gdybym miała więcej czasu. Może lepiej nie będę tego odkładać, przeczytam to dzisiaj. - pomyślałam.

Wyjrzałam przez okno, na ulicę. Ludzi na chodnikach było jakby mniej, warczały stojące w powolnym korku samochody. Na ciemniejącym, grudniowym niebie stygły czerwone dachy gdańskiej starówki. Usiadłam na krześle, przy biurku i uparcie wpatrywałam się w zapisane drobnym drukiem dwa, małe kawałki papieru. Wiersze i litery skakały mi przed oczami, próbowałam się skoncentrować.

- Już wiem, tytuł `Bajanie` podoba mi się, pasuje do treści pogodnego opowiadania. Natomiast puenta jest zaskakująca, nie rozumiem jej.- pomyślałam.

W pełnej zadumy `Kaczce Dziwaczce` dostrzegłam coś magicznego. Nie potrafię i dziś tego uczucia nazwać. Wraz z twoją zabawną kaczką, mój kiepski nastrój uleciał, niestety na krótko, nadal nie wiedziałam co i jak mam ci powiedzieć.

- Popełniasz pomyłkę, robię tylko to co umiem, nie jestem krytykiem literackim. - gorączkowo szeptałam pod nosem, wlepiając spanikowany wzrok w żółtą ścianę.

Ta niespodziewana sytuacja wytrąciła mnie z równowagi, mówienie o rzeczach trudnych nie przychodzi mi łatwo. Nie chciałam cię zawieść, czułam, że pisanie jest twoim żywiołem i pasją, byłam wewnętrznie rozdarta. - Napiszę list ! - to było jak eureka.

Tego samego dnia, w domu, zarywając kolejną noc starannie kaligrafowałam każdą literę pierwszego listu do ciebie. Pisałam stalówką starego, dobrego, wiecznego pióra; należało do mojego ojca. Nikt nie pisze do mnie papierowych listów, ja też dawno nie pisałam. Od czego są maile. Dotykam klawiatury, klik i jest informacja; wiadomość wysłana.

Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że lubię to żmudne zajęcie, że tęsknię za listem w białej kopercie, ze znaczkiem pocztowym, napisanym odręcznie. Ktoś zauważył ludzie najbardziej nawet szczęśliwi nie wierzą w całkowitość swego szczęścia.

Wkrótce, potem były kolejne listy, prawie co dzień, przekazywane z ręki do ręki, pisane w pośpiechu, nieskładnie, czasem ukradkiem w pracy. Zawierałam w nich naszą codzienność, kłótnie, marzenia, radość i smutki, wszystko czym chciałam się z tobą podzielić. Twoje krótkie opowieści zaprzątały mój umysł bez reszty. Przekorne bawiły, inspirowały pomysłami, czarowały refleksją.

Mijały miesiące, w szufladach naszych biurek robiło się coraz ciaśniej. Moja wypełniała się twoimi opowieściami. W osobnej teczce, leżą zbierane przeze mnie, wycinki z polonijnej, codziennej gazety. Z pierwszej, pochlebnej recenzji cieszyłam się razem z tobą. To był nasz sukces.

Z czasem twoją, zamkniętą do dziś na klucz szufladę, wypełniły moje, drażniące niezdarnością listy.

Wszystko co było dawniej między nami, obecnie wydaje mi się odległe, zamazane przez czas, wyblakłe, a przecież, spragnione rozmowy, widywałyśmy się co dzień. Gdy było mi źle łapałaś za rękę i radziłaś, żebym przespała. Nasze były sukcesy i klęski, rozmawiałyśmy o wszystkim i wszędzie. Dzieliłaś się ze mną swoimi pomysłami na kolejne opowiadania. Brak pomysłu na obiecaną bajkę dla Zosi długo spędzał ci sen z oczu. Tuż przed wigilią pojawiły się krasnale w czerwonych kapotach i spiczastych czapeczkach, mali, niesforni bohaterowie twojej opowieści dla dzieci. Rozmawiając z sobą, traciłyśmy poczucie czasu, niczym para wiernych kochanków. Spotkań, ożywionych dyskusji i naszego pisania nigdy nie miałyśmy dosyć.

- Pisz, pisz! Czekam! - często mnie ponaglałaś.

Mówiąc to, w twoich oczach zapalały się miodowe gwiazdki. Gdy nie znajdowałam czasu miałaś do mnie żal, a mnie było niezmiennie głupio. Listy do ciebie Ewo, to był mój pierwszy krok w chmurach.


Ostatnie Boże Narodzenie spędziłyśmy ze swoimi rodzinami. Środa, przed sylwestrem, była tylko nasza. Nad miastem wisiało zimowe, zamglone słońce. Ulice były puste, jakby miasto straciło swoją pracowitą twarz. W czasie przysługującej nam przerwy w pracy, wybrałyśmy się na lunch do meksykańskiej knajpki, na gdańskiej starówce, usytuowanej blisko Zbrojowni. Pękała w szwach. Z zamontowanych w ścianach, głośników sączyła się nastrojowa muzyka. Po świątecznej przerwie, mogłyśmy nareszcie nagadać się i nacieszyć się sobą do woli.

Pod koniec lunchu rzuciłaś pełne nagłej zadumy spojrzenie i zapytałaś cicho. - Czy może masz przy sobie swój list?.


To był nasz rytuał. Sięgnęłam do torebki posłusznie, nałożyłam na nos okulary i zaczęłam czytać :


`.... Wczoraj, po zmroku wróciłam do domu podekscytowana. `Ladacznice` Weroniki to niewątpliwy sukces. Sopocki wernisaż jej prac w `Zatoce Sztuki` to strzał w dziesiątkę. W gdańskim środowisku postrzegana jest jako zdolny, młody grafik. Jej nowatorskie prace porywają świeżością artystycznego spojrzenia i ciekawym warsztatem. Z radością opowiem Ci, o tym wydarzeniu jutro.

Na stoliku, w sypialni leżały porzucone przeze mnie w pośpiechu, kartki z twoimi najnowszymi opowieściami. Nie mogłam się powstrzymać, zabrałam się do czytania. Nagle dopadła mnie refleksja. One mają coś wspólnego; smakują jak domowe dania. Są pyszne, świeże, przygotowywane z sercem, jest w nich jakaś magnetyczna siła. `Krasnoludki` smakują jak zdobiony orzeszkami budyń czekoladowy. `Jeż z kotem` chłodem opowieści, orzeźwia niczym lemoniada z liśćmi mięty. Popijamy ją z lubością, gorącym latem, siedząc pod parasolami, na Długim Targu. Czytając `Dobrze o kotach` poczułam w nozdrzach aromat świeżo skoszonej trawy. Wraz, z twoimi kociakami odleciałam do czasów mojego szczęśliwego dzieciństwa. Swoje opowieści doprawiasz tajemnicą. Nie wiem jak to robisz, ale czułam się z nimi jak w kuchni u przyjaciół.

Idę spać.

Jestem smakowicie zmęczona.

Dobranoc.`


Skończyłam czytanie i zerknęłam na ciebie pytająco, z nutą niepewności. Styl i poprawność mojego pisania, czasem budziły twoje zastrzeżenia, ganiłaś mnie za to. Widząc zakłopotany wyraz moich oczu, roześmiałaś się głośno. Popatrzyłaś na mnie, wyrozumiale, niebieskimi oczami, wyglądającymi spod płowej, długiej grzywy. Odpowiedziałaś, czytając w moich myślach; jak zwykle zdawkowo; z niewielką aprobatą. Chciałaś mi zapewne zrobić przyjemność. Udało ci się połechtać moją próżność, widziałaś, że czekam na twoją ocenę mojego pisania.

Usatysfakcjonowane udanym lunchem, wracałyśmy szybkim krokiem, z powrotem do urzędu. Wiatr wiejący z nad morza, osuszył chodniki i rozgonił rzadką mgłę. Rozpogodziło się.


Pierwsze dni nowego roku były dla nas trudne. Straciłam cię z oczu. Od początku stycznia do dziś, szpital jest twoim domem. Jesień w pełni, a ty nie podnosisz się z łóżka, walczysz, odchodzisz i wracasz. Twoje cierpienie nie ma formatu.

W miniony czwartek wracałam po pracy, do moich bliskich. Nagle zadzwonił telefon. Zatrzymałam samochód na poboczu. W słuchawce usłyszałam twój przytłumiony głos. Nasza rozmowa była dziwna, chaotyczna, rwała się.

- Małe, paskudne, zielone ludziki zaglądają,.... przez moje okno. Jest ich coraz więcej i więcej. One mają na skrzydłach dziwne światełka. Boję się...M..o. - bełkotałaś gasnącym, rozedrganym głosem.

- O czym ona mówi? - próbowałam zebrać myśli. Wtedy doszło do mnie, że z tobą dzieje się coś bardzo niedobrego.

- Ewo, mów do mnie! - krzyknęłam, ściskając do bólu, w drżącej dłoni, telefon.

Moje słowa były niczym odgłos odbijających się od tafli szkła piłeczek. Odpowiadała mi tylko martwa cisza. Stałam nieruchomo, jak przykuta do chodnika. Czułam, że cię tracę. Wtedy zrozumiałam, że nasze pisanie jest już tylko wspomnieniem. Oczy zaszkliły mi się łzami. Płakałam. Płakałam.

Byłam bezsilna, jak tylko bezsilny może być człowiek.


Życie to wiele dni. Wiele dni Ci jeszcze pozostało. Zdążysz....

Jestem wykończona nerwowo, nie umiem obejść się bez ciebie, bez twojej pasji, determinacji, bez naszego pisania. Będę pisać listy nadal, na przekór wszystkim przeciwnościom losu. To dobrze mi robi.

Kopie twoich opowieści i moich `Listów do Ewy` wczoraj wpięłam w gruby, zielony segregator. Na jego grzbiecie napisałam dużymi literami - DZIWNA PRZYJAŹŃ . Tak, dla mnie nasza przyjaźń jest dziwna, została poczęta w miłości, z której długo nie zdawałyśmy sobie sprawy, z miłości do pisania.



Ewie Nowosławskiej

  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Piękny tekst o przemijaniu.
avatar
Popłakałam się :((( Znaczy Twoja proza ma duszę: tu uśmiech przez łzy, wysłany na dległość.

Powinnam dać Ci parę wskazówek odnośnie pisania bajek, Uśmiechniętych bajek Astrid Lindgren czy Tove Janson, żadnych Grimmów czy innych smutasowych Andersenów. Może jeszcze Ewy Szelburg-Zarembiny lub mojego niegdyś ulubionego Franciszka Fenikowskiego? Z pozycji czytelniczki, nie autorki. Bo niecierpliwą jestem w dobieraniu słów oraz konstruowaniu dialogów ;) Zaraz boli mnie głowa ;)

Bardzo serdecznie :)))
avatar
Będę zobowiązana.
Pozdrawiam serdecznie.
© 2010-2016 by Creative Media