Go to commentsSkąd się biorą dzieci
Text 5 of 7 from volume: Bajki
Author
Genrefairy tales
Formprose
Date added2016-08-02
Linguistic correctness
Text quality
Views2168

– Mami! A ja wiem, skąd się biorą dzieci. Tania mi powiedziała. Ona ma przecież starszą siostrę, która wkrótce pójdzie do szkoły. A ona wie wszystko.

Mama od jakiegoś czasu czekała na podobną rozmowę z trzyipółletnim Jasiem, ale miała nadzieję, nie przyjdzie jej nic wyjaśniać. Nie miała, biedaczyna, szczęścia.

– No i dobrze, że wiesz. – Postanowiła zastosować pedagogiczną sztuczkę i nie wdawać się w dalsze szczegóły. Jednak Jasio uparcie drążył temat.

– Mami, a ty chociaż wiesz?

– Tak, wiem, oczywiście! „O Boże, co za życie!” – pomyślała. W pracy musi się prężyć cały dzień. Wraca do domu, a tu mu nawet nie dają chwili spokoju. Pytania, jak w gabinecie dyrektora Domu Medialnego, na które za czort nie wiadomo, jak najlepiej odpowiadać...

– No, co milczysz, Mami? Mów!

– Tak i mówię, że wiem. – Mama zastosowała ulubiony swój myk, polegający na ociąganiu się w zadawaniu przeciwnikowi szach-mata.

– No to powiedz mi, – mały Jasio nie ustępował. Był zwięzły i zasadniczy.

Ale i mama stanęła na wysokości. Zdecydowała się na najbardziej mądrą i prawdziwą odpowiedź, którą zapamiętała jako porada pewnej nauczycielki, z którą prowadziła ongiś wywiad na kanale dla młodych mam.

– Rodzą się, synku!

Mały Jasio spojrzał na mamę ze zdziwieniem.

– Taka jesteś duża, a niewiele wiesz. – I żeby wszystko było już jasne, synek sprostował  wypowiedź  mamy: – rodzą się one później. Ale skąd się biorą!?

Sorry! Ale na takie pytania u, zresztą całkiem mądrej mamy, odpowiedzi po prostu nie było. Okazało się, że rodzą i biorą się, w danym przypadku, i u jej trzyipółletiego synka, to dwa zupełnie różne wydarzenia. To było zagonienie w ślepy zaułek, który całkiem pogorszył matczyny nastrój. Uciekać od zamatowania przyjdzie teraz jej samej. Na jakiego czorta zobowiązała się przed mężem, akurat dziś, że Jasia z przedszkola odbierze sama! Czemu to akurat na niego nie trafiło wyplątywanie się z synalkowej opresji? Jest lekarzem, na pewno potrafiłby lepiej ubrać we właściwe słowy. Aż zaczyna boleć ją z tego wszystkiego głowa.

– Zaraz dojdziemy do domu i o wszystkim sobie porozmawiamy, razem z tatusiem. Dobrze?

Wydawało się, że taka reakcja może nieznacznie opóźnić uszczerbek na jej poranionym matczynym autorytecie. Ale skąd! Jasio czekać na przyjście do domu absolutnie nie zamierzał. Atakowanie matczynego ego posuwało się u niego pospiesznie i na wszystkich frontach. To, zapewne, już nie mamę, a synka rozpierała chęć zamatowania mamusi wiedzą o rozmnażaniu naczelnych.

– Kocięta i pieski także się rodzą, – mama spróbowała skierować rozmowę na nieco bezpieczniejsze tematy, do obszaru rozmnażania mniejszych braci.

– Ja ciebie, mamusiu, o ludzi pytam, – synek był bezlitosny.

Przechodząc obok kiosku, w którym sprzedawano lody, w głowie mamy błysnęła genialna myśl. Oto jak choć na chwilę można skutecznie wyciszyć nazbyt dociekliwe dziecko. I zaproponowała:

– Chcesz loda?

Pomysł, oczywiście, był super, ale nie bez wad. Synek skinął głową, a następnie liznąwszy parę razy przeszedł do ofensywy. Wydawało się, że lód dodał mu chyba nawet dodatkowej siły.

– No, powiedz mi! – Nalegał na kontynuację dysputy.

– Nie spiesz się tak! Ogrzej loda w buzi – to gardła nie przeziębisz.

I zamilkła, zdając sobie sprawę, że na zatrzymanie tą frazą dociekliwego synka nikła nadzieja. Nie myliła się. Milczenie mamy podziałało na synka jak katalizator. Dla niego było jasnym, że mama jest pełną profanką i wymaga pilnego doszkolenia. Dlatego postanowił samemu doedukować mamusię.

– Mami! Jeśli chcesz, mogę ci powiedzieć?

Mama odetchnęła z ulga i ucieszyła się, wyobrażając sobie, jak dziecko będzie ją oświecać.

– No, słucham ciebie, Jasiu.

– Więc tak. Małe dzieci przynoszą bociany. A te, które są dość ciężkie wyrastają w kapuście. A potem jedne i drugie rodzą się, gdy ich mamy wybierają dla siebie odpowiednie.


* * *


I jaki morał bajeczki – pytacie? A jaki ma być? Przecież to oczywiste…

Czasem nie warto poddawać się przedwcześnie. Czasem wystarczy wysłuchać argumentów drugiej strony.


  Contents of volume
Comments (7)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
- A kiedy bociany odleciały, a kapustę zakopcowano? - zapytała się mała Nela x lat temu - jednak dzieci rodzą się w zimie???
- Nnno przynoszą aniołki - odpowiedziała Mamcia
- A mnie kto przyniósł? Urodziłam się we wrześniu, więc bocianów już nie ma; kapusta jeszcze na polach, ale pozwijana w głowy i daleko do Bożego Narodzenia?
- Aniołek - odpowiedziała ciut zniecierpliwiona Mamcia.
- Nie wiem po co, ja tam na świat się nie prosiłam... :]
- Co za paskudne dziecko!

Dalszego dialogu już nie pamiętam ;) No nic, postarzałam się ;-)))

:-)))
avatar
Niektóre dzieci się biorą, a niektóre się dają.
avatar
Każde dziecko wie,że bociany latają,a reszta udaje głupich.
avatar
Dzieci wiedzą dużo więcej, niż my :)
avatar
A czytaliście tekst Słonimskiego " Jak odpowiadać dzieciom na trudne pytania?". Jeden z wariantów - to lata `50 albo `60 - dzieci biorą się z przenoszonej ciąży.
avatar
Polecam w tej tematyce przepiękną rosyjską komedię z pierwszych lat 2-tysięcznych - film pt. "Atkuda bierutsa dieti". Kolejne Keviny same w domu to mały pikuś w porównaniu z tym obrazem
avatar
Dzieci przynosi, oczywiście, bocian. Swoje. Bocianięta. Kozy - koźlęta, słonie - słonięta, ludzie - ludzięta.
© 2010-2016 by Creative Media