Go to commentsZnajoma - Samotna matka cdn.
Text 31 of 44 from volume: Kadry z życia
Author
Genrenonfiction
Formprose
Date added2016-11-10
Linguistic correctness
Text quality
Views1901

- Najszczęśliwsze dla mnie były te chwile, kiedy czekał na mnie pod fabryką i wspólnie wracaliśmy do domu. Opowiadał o szkole, jak sobie radzi z angielskim, wyjaśniał mi znaczenie słów zasłyszanych podczas pracy.  A później zjadaliśmy szybko odgrzewany obiad, ja szłam do drugiej roboty, a on do odrabiania zadań.

Nauczycielka poleciła mu prowadzenie dziennika w celu doskonalenia angielskiego. Pokazywał mi stawiane kolorowe pieczątki pod wypracowaniami w kształcie słoneczek, serduszek, czy postaci z bajek. Pytany, o czym piszesz przecież twoje życie tutaj jest szare i bezbarwne.  Tłumaczył.

- Ale ja je ubarwiam w swoich opowiadaniach.

Miałam wrażenie, że prowadzi monolog wewnętrzny, zapominając o mnie, świadczyły o tym jej oczy patrzące gdzieś w nieuchwytna dal, jakby tam szukała swej przeszłości.

- Na wywiadówki chodziliśmy razem. On, jako tłumacz, a ja - wolny słuchacz.  Opinię o nim, starałam się czytać z mimiki nauczycielki i konfrontować z jego słowami. Uśmiech na ich twarzach i obopólne zadowolenie sprawiały mi największą radość, czułam się najszczęśliwszą matką pod słońcem.

Szkołę podstawową ukończył z wyróżnieniem, średnią również, a na uczelni otrzymywał wszystkie możliwe stypendia, jako najlepszy student.

Ja tylko w niedzielę uczyłam go języka polskiego, bo nie wybaczyłabym sobie tego zaniechania. A dzisiaj zastanawiam się; wobec czego miało to być zaniechanie?

Czy wobec matczynych obowiązków, a może Polski?   Myślę - dodała po chwili - chciałam chyba poprzez jego znajomość języka ojczystego, utrzymać nić wzajemnego porozumienia.  Wówczas nie wierzyłam, że poznam zupełnie mi obcą i prawie egzotyczną dla mnie mowę.

Późniejszych wywiadówek nie pamiętam, przynosił tylko oceny do podpisywania i samoprzylepne napisy na samochód, które przydzielane były najlepszym uczniom.  Nigdy nie paradowałam z tymi naklejkami, jako dumny rodzic najlepszego studenta, ponieważ nie miałam jeszcze samochodu.

Tak więc od najmłodszych lat dźwigał na swych dziecięcych barkach cały ciężar życia, nie tylko swojego, ale po części i mojego.  Był dla mnie tłumaczem, nauczycielem i przewodnikiem w zupełnie obcym mi do werbalnego porozumienia się środowisku. Przebywał wśród kolegów o innym standardzie materialnym i społecznym. Wiem, że nie mogłam już być dla niego opoką, moja dwuetatowa praca nie pozwalała mi na wzorowe prowadzenie domu, dlatego wolał żywić się fast foodami, niż jeść odgrzewane obiady. W drugiej klasie szkoły średniej zatrudnił się na dwadzieścia godzin tygodniowo w supermarkecie, rozumiałam go, ale jednocześnie obawiałam się czy podoła obowiązkom, miałam wyrzuty sumienia, że nie potrafię mu zapewnić życia na odpowiednim poziomie, na jaki zresztą zasługiwał - dodała z namysłem.

- Nie znałam i chyba nie starałam się poznać specyfiki kształcenia w Ameryce, o wszystkim musiał decydować sam. Pamiętam, że poprosił mnie o siedemdziesiąt dolarów na opłacenie testów, które stanowiły zarazem egzamin wstępny na studia.  Wrócił niezbyt zadowolony, coś sprawdzał w podręcznikach i doszedł do wniosku, że musi je powtórzyć, ale nauczyciel odwiódł go od tej myśli, mówiąc, że wypadł bardzo dobrze, a ten mały błąd, który się wkradł do odpowiedzi, nie będzie miał istotnego znaczenia w ogólnych wynikach.

Wiem, że dostał kilka ofert na studia. Wybrał Boston, kierując się pozycją uczelni w światowym rankingu.

Patrzyłam na nią, jak wylewa z siebie i uzewnętrznia nurtujące ją myśli. Mówiła powoli, z głębokim namysłem, jakby szukała przyczyny zaistniałej sytuacji, która jak przeczuwałam, zachwiała jej ustabilizowanym światem, podważyła sens życia oraz wiarę w dotychczasową postawę.

Chciałam oderwać ją od bolesnych dla niej wspomnień, więc zaproponowałam spacer alejkami parku. Zatrzymała się nad strumykiem, bacznie obserwując zakola dosyć rwącej rzeczki, nabrzmiałej w wodę po obfitych śniegach ostatnich opadów.

Po chwili przerwy, kontynuowała swój monolog, a ja słuchałam w milczeniu spokojnych słów jak szumu otwartej muszli.

- Podobny widok, ale bardziej urokliwy, mam na akwareli namalowanej przez syna. Chyba ci nie mówiłam, kiedy ja pracowałam, on szukał ustronnych miejsc, jakichś pięknych, dzikich zakamarków przyrody i przenosił je za pomocą pędzla na papier. Lubił podpatrywać naturę i jej najmniejsze żyjątka zagubione w źdźbłach trawy.  Utrwalał je również aparatem fotograficznym, który kupił sobie na aukcji internetowej za zarobione przez siebie pieniądze. Zdobył nawet drugie miejsce w jakimś konkursie. W chwilach, kiedy niewyobrażalnie brakuje mi jego obecności, staram się znaleźć, chociaż jego cząstkę w pamiątkach po nim. Zawsze odnajduję go, jako pogodnego, wrażliwego na piękno otaczającego nas świata- obserwatora oraz o wielkiej głębi uczuć - młodego człowieka.

Westchnąwszy głęboko, jakby szukając odpowiedzi na nurtujące ją pytania, dodała.

- Dlatego nie mogę zrozumieć zaistniałej sytuacji, chodzę po pustym mieszkaniu i często wydaję jakieś nieartykułowane dźwięki, wyrywam włosy z posiwiałej głowy i w ten sposób daję upust bólowi, który gromadzi się gdzieś wewnątrz i nie pozwala oddychać, normalnie żyć i funkcjonować.

Z jej zmęczonych, zaczerwienionych oczu, może z niewyspania, a może z częstego płaczu, wytrysły dwie krople perlistych łez, które oderwały się od bladych policzków i wpadły do wody potoku, wzbogacając jeszcze jego nurt.

Nagle,  jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wróciła do rzeczywistości, mówiąc zupełnie przytomnie.

- Może ja cię zanudzam swoimi problemami, może się spieszysz,  a ja ci zawracam głowę, ale jesteś pierwszą osobą, której opowiadam moje przeżycia.

Kołysząc się nad poręczą mostka, w tył i w przód, jakby całym swym ciałem przytakiwała wypowiadanym słowom.

- W tym kraju każdy jest zagoniony, zapracowany, tylko ja nie mam, co z sobą zrobić. Dlatego brakowało mi rozmowy z kimś, kto mnie wysłucha, zrozumie, a może doradzi. Jak widzisz, ty padłaś ofiarą moich wynurzeń, a nagromadziło się we mnie wiele przeżyć, doznań i skrywanych uczuć.  Od rozpaczy do niewyobrażalnego lęku i obawy, aż po nadzieję, aby po chwili wpaść w ogarniający mnie marazm, zwątpienie prowadzące do całkowitego załamania psychicznego.

Po lakonicznej charakterystyce swoich uczuć, towarzyszących jej w ostatnim czasie, wróciła znowu do opowiadania o wydarzeniach z jej życia, których ja już nie znałam.


  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Piękna i niezwykle barwna relacja, taki swoisty reportaż. Również piękny, barwny i bogaty język. Raczej napisałbym przed fabryką, a nie pod fabryką.
Niestety, nadal szwankuje interpunkcja, ale nie martw się, jest to powszechny problem. Stawiasz za wiele przecinków. Są one zbędne przed: czy postaci, starałam się, jako najlepszy, utrzymać, jako, nie tylko, kontynuowała, jako pogodnego, chociaż jego, co z sobą; brakuje przecinków przed: przecież tutaj, czy podoła, jak przeczuwałam.
Ponadto po jednym z myślników brakuje spacji.
avatar
Cieszę się, że przeczytał Pan tekst, ocenił i udzielił cennych wskazówek.
Pozdrawiam i dziękuję.
avatar
Język bardzo ładny,
-perliste łzy-podoba mi się opowieść,która niby jest prozą,ale napisana trochę poezją.
© 2010-2016 by Creative Media