Go to commentsPociąg przemytników
Text 8 of 46 from volume: Zapiski z pogranicza
Author
Genrehorror / thriller
Formprose
Date added2017-03-18
Linguistic correctness
Text quality
Views2681

Kilka dni później - i wciąż mamy 3. tysiąclecie po Chrystusie - wracałam nocnym pośpiesznym (innych na tej trasie od dziesięcioleci nie było) - pociągiem zresztą tej samej relacji, tyle że *na odwrót* - wracałam... do Szczecina.


Książki bezcenne swoje, razem z tym plecakiem i innymi swoimi dobrami, zostawiłam w B. na los szczęścia, z nadzieją raczej taką marną, że może pojadą za mną same... i z torebką pod pachą w mroźny ten grudniowy czas znalazłam się apiać na znanym mi już dworcu w Tarnowie.


Pustki... Godzina podbramkowa; kilku stałych poczekalnianych rezydentów, przyklejonych do grzejników na fest, fetor straszliwy, znikąd pomocy, znikąd... Co tu robić?


Wyszłam na świeże, tutaj dużo ostrzejsze, kontynentalne powietrze... Gwiazdy nade mną, prawo moralne...


Kiedy tak szłam przejściem podziemnym pod torami, w pewnej chwili zobaczyłam przed sobą jakiś ogromny... rosnący w oczach... Tak, to chyba czyjś bagaż... ktoś o tej świętej godzinie... Ki diabeł?


Gdy się zbliżyłam do niego, na schodach wiodących na *mój* peron, w połowie może ich wysokości ujrzałam jakąś drobną kobiecinkę, która identyczny, w biało-czerwono-niebieską kratkę, wielki, jak pralka, plastikowy bagaż taszczyła oburącz na górę.


- Proszę poczekać! Pomogę pani.


Podbiegłam do niej, i już razem wtargałyśmy na *nasz* peron dwa te okropne jej toboły.


- Łoj, dzienkujem, dzienkujem... Łoj, jaka pani dobraja - straszliwie *wschodem zaciągając* i śmiejąc się złotymi zębami, dzielna babeczka radośnie zawołała. - A kuda pani jedziet? Możet, toże do Ssietina? Łoj, jak dobrze, jak dobrze! Pajedziem wmestie!


Coś jej tam po rosyjsku odpowiedziałam, a ona - rozanielona, cała jaśniejąca - dawaj mi rozpowiadać o sobie: a to, że  na Ukrainie zostawiła dorosłych już syna i córkę (muż - pijanica, kab jego ciort! kab jego wsie cierti!) i w Polsce wyszła zamąż za Paliaka aż het! pod Kostrzynem, a to znowu, że muż dał jej na darogu własnego patentu blokadę z deski, i będziemy bezpiecznie jechały aż do końca (ano, tak, prawda - kilka dni temu omalże nie zostałam w tym samym pociągu z moich książek bezcennych okradziona! że o innych obrabowanych nie wspomnę!), a to, że nikt nie będzie... nam sprawdzał?? naszych bagaży??!


Słuchałam tych coraz dziwniejszych rewelacji, jak ogłuszona... Jaką blokadę? jakie bagaży sprawdzanie?? O, Jezuniu najsłodszy...


Kiedy nasz pociąg relacji Przemyśl-Szczecin Główny wreszcie nadjechał, z Bożą pomocą jakoś wdrapałyśmy się z tymi jej wielkimi pralkami po wysokich wąskich schodkach do wagonu i zajęłyśmy najbliższy pusty przedział tuż obok tych aromatów wychodka, wyjścia - i przejścia. Moja waleczna współpasażerka orzekła, że tu właśnie będziemy bezpieczne, wyjęła z jednej z tych przepaścistych toreb swojego męża patentu drewnianą zwykłą deseczkę, zamocowała w drzwiach - i rozsiadłyśmy się bardzo wygodnie na obu vis-a-vis siedzeniach. Ja nawet zdjęłam buty i założyłam swoje domowe kapcie. Jak miło...


Była godzina może 21-22:00 - szczęśliwi czasu nie liczą - pociąg, rozświetlony tysiącem świateł, jak jakiś złoty naszyjnik, pruł nocne zimowe ciemności; w przedziale przyjemnie ciepło, za oknami Polska cała... Jedziemy.


Moja Ukrainka cała w przepysznym humorze, ja także rada, że mam tak niezwykłe, prosto z tej bajki, wesołe otwarte towarzystwo - słowem, podróżowało nam się, jak za dawnych lat, beztrosko i cudownie... Coś tam potem jeszcze swojego zjadłyśmy; jabłko, herbatka, czekoladka (ona tylko - ja diabetyk) i wreszcie, utrudzone przejściami dnia milkniemy, ja nawet zapadam w drzemkę...


Budzi mnie... czyjś jęk?? Ktoś w tych ciemnościach jakichś piekielnych... jęczy! Moja sąsiadka!


- Łoj, Błoże moj! Błoże moj! Łoj!

- Pani Aliono, co się stało?! Czemu pani tak jęczy? Coś się przyśniło??

- Łoj, maja gaława! gaława maja! Łoj, Błoże moj! Błoże moj!

- Ma pani jakieś leki przeciwbólowe, coś, co uśmierzy ból??

- Nieeeeeeet, zabyła wziat` s saboj... Łoj, Błoże wielikij, Błoże moj...

- Proszę poczekać, ja zaraz... Zaraz coś pani przyniosę... Poszukam kogoś, kto mógłby pani jakoś pomóc... Proszę poczekać, ja zaraz...


I przez cały ten znowu arktycznie zimny, zaciemniony, jak w czas wojny, pociąg poszłam pustymi korytarzami kolejnych wagonów w kierunku lokomotywy z nadzieją znalezienia jakiejś apteczki - i tej apteczki obsługi.


Dotarłam w końcu do przedziału dla kolejarzy. Ogrzewanego, a jakże. Kierownik pociągu, młoda, bardzo elegancka kobieta, kiedy tylko usłyszała o tym straszliwym bólu głowy mojej Aliony, szybko zadała pytanie:


- Czy ona ma jakieś picie ze sobą? Coś, czym mogłaby popić tabletki?

- Ja mam wodę.

- Idziemy! Zawsze mam ze sobą moje leki i wiem, jaka to straszna choroba! Szybko!


Kiedy dotarłyśmy z latarką w ręku na miejsce, Aliona już ledwie dyszała. Leżąc na siedzeniach, pokornie, o nic nie pytając, połknęła tabletki, popiła je z kierowniczki kubeczka wodą - i po kwadransie, cała w skowronkach, wdzięczna za ocalenie, była już znowu *na nogach* i chętna do dalszych zwierzeń.


Nad ranem zaczęła się zbierać do wyjścia.


- Muż prijediet za mnoj w Krzyżu na swajej maszynie, i dalieje uże pajediem wmiestie. A znajet pani, szto u mienia w moich bagażach?

- Szto?

- Ja pani siejcias pakażu. - ubierając się (za Częstochową znowu zrobiło się w naszym pociągu kulturalnie i po europejsku ciepło) pochyliła się nad jedną z tych swoich potężnych toreb, otwarła zamek błyskawiczny... i ujrzałam olśniewająco białe cudne... koronki?? Tylko... czemu te koronki były tak piekielnie ciężkie?? Ki czort?


Wszystkimi złotymi zębami wesoło roześmiana, widząc moją minę, babeczka rozgarnęła te cudne brabanckie swoje koronki - i wśród nich zobaczyłam kilkanaście? kilkadziesiąt?? butelek???


Jedną z nich wyjęła i, pod nos mi ją podtykając, rzekła:


- Spirit! S krasnym piercom!


W nieoetykietowanej flaszce wyraźnie bełtały się w jakimś płynie malutkie trzy czerwone papryczki...


Z powrotem zapakowała wszystko w te swoje koronki, podziękowała raz jeszcze za pomoc, i - kiedy się pociąg w tym Krzyżu zatrzymał - wysiadła...


18.03.2017


Ps. Pani Aliono! Niech się Pani szczęści, dzielna Matko-Ukrainko!




  Contents of volume
Comments (5)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Cieszę się, że też pisujesz prozę. Fajny tekst o "kolejowym" życiu. Pisz więcej.
Nie będę go poprawiał gramatycznie ani ortograficznie, bo jestem w tym słabawy. Wiem tylko jedno, że cyfry i liczby powinny raczej być pisane słownie.:-)
avatar
Obrazki z pociągu bywają niezapomniane. Bardzo smaczny tekst.
avatar
Świetne, ale to nie horror, ale midi, z zawahaniem się w stronę soft.
Ale - ja też takie rzeczy robiłem - bez świadomości tego, że oni potem to wspomnienie o tych, co pomogli, powielą/opowiedzą, więc inaczej będziemy obejrzeni.
avatar
Bardzo dobre, a puenta wyśmienita. Biedna kobiecina, nadźwigała się spirytusu, a razem z nią autorka.
avatar
Wahadłowy pociąg przemytników relacji Świnoujście-Przemyśl-Świnoujście kursował już za Blagierka, tymczasem narratorka opisuje czasy nam współczesne. Co się zmieniło przez wszystkie te dziesięciolecia? Pogoda?
© 2010-2016 by Creative Media