Go to commentsSonia /odcinek ostatni/
Text 12 of 46 from volume: Zapiski z pogranicza
Author
Genreprose poetry
Formprose
Date added2017-03-21
Linguistic correctness
Text quality
Views2466

Latem...


- Co latem, Soniu kochana?


... latem obie z mamą wyjeżdżały nad morze...


- Nad Morze Bałtyckie?

- Nad czarne! Nie wiedziałaś?

- Jest takie gdzieś tutaj morze... czarne?

- Bardzo czarne. - i tutaj Sonia pokazuje na swoim kołnierzyku koronkowym babuni... kolor tego morza... niebieski... Dziwne... morze czarne niebieskie... Hmmm...


Jechały ekspresem nad to morze całkiem niebieskie, choć czarne, długo-długo-długo; spały i jechały, jechały-jechały i spały...


- Tak daleko-daleko żeście jechały?? O, mateczko...


Kiedy ekspres Soni w końcu docierał na miejsce, witały je potoki oślepiającego światła...


- Czemu takiego oślepiającego?


Bo mama i Sonia nosić tam musiały kapelusze i słoneczne okulary... i dziecko gdzieś migiem znika...


Ale już wraca biegiem z powrotem i w obu rękach przynosi dwa spłowiałe płócienne kapelusze: mały i duży.


- Jakie piękne! Ten duży - twój, Soniu?

- Tak! - i śliczna Cyganeczka znowu pokazuje chytrą wesołą szczerbę.

- Ale piękny-piękny kapelusz! Bardzo-bardzo! W sam raz dla... dużej Soni!


Ta jednak... znowu pędem gdzieś znika - wraca zresztą jeszcze szybciej... cała w słonecznych okularach: jedne są różowe, drugie zielone, trzecie...


- A te jaki mają, Soniu, kolor?

- Czarne. Nie wiedziałaś?

- Nie niebieskie?

- Nie-nie! Nie niebieskie! Czarne-czarne!


Właśnie!


- Tylko to światło było na tym waszym Krymie? Soniu kochana? To oślepiające? I więcej nic?


Mieszkały na peryferiach Soczi w wynajętym tanim pokoiku z widokiem na niebieskie Morze Czarne. Rozkładały sakwojaże, upychały po szafkach wszystkie swoje ciuszki i książki, zamykały tylko... albo na skobel swoje bylejakie... (ale czemu bylejakie? dziwne...) zamykały... albo na skobel, albo tym stołkiem... drzwi i zaraz biegły na bosaka w tych pięknych-pięknych spłowiałych kapeluszach i kolorowych okularach na plażę.


- Oj, jak fajnie, Soniu kochana!


Wpadały do czarnej, choć niebieskiej wody, chlapały się nią niebieską, ale bardzo czarną, piszczały, nurkowały...


- W tych kapeluszach??

- W tych! - i znowu zachrypnięta mała Cyganka-chytrusek robi perskie oczko. Aaaa... to temu chyba one takie śliczne wynurkowanospłowiałe...


Wyławiały z dna piękne-piękne...


- Ślimaczki?

- Nie!

- Rybki wyławiałyście może złote-złote?

- Muszelki! Nie wiedziałaś?


Aaaa... prawda: muszelki piękne-piękne!


Budowały w cieniu skał z piasku i kamyków zamki i fosy i pływały aż do zupełnego zmęczenia, żeby potem kłaść się na ręcznikach i wygrzewać w promieniach zachodzącego słońca...


- Oj, Soniu, jak fajnie!


Następnego dnia obie budziły się bardzo wcześnie, jadły szybko śniadanie, zaparzały w termosie herbatę...


Dziewczynka siedzi już całkiem cicho, i w jej lazurowych oczach widać ten termos z herbatą, cień rzucany przez skały, dwa wynurkowane do syta spłowiałe płócienne kapelusze z różowymi czarnymi okularami, dziwny Krym z oślepiającym światłem; widać, jak szumi niebieskie morze, świtem białe, jak mleko, o zachodzie czerwone, i drzwi bylejakie stukają o poruszany wiatrem drzwiami stołek; pachną dojrzałe brzoskwinie, i wiewiórka gryzie orzeszek pinii na gałęzi...


- Oj, kochana Soniu...


I ja tam byłam, miód wino piłam...


18 lipiec 1988


Ps. Sonia dzisiaj jest lektorem na Uniwersytecie Humboldta.





  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Dzięki autorce za przypomnienie mi gorących wakacji z bajecznego Krymu i Soczi.
avatar
fajne opowiadanie,takie rodem ze wschodu.a duza sonia pewnie jest duża zwłaszcza w kapeluszu,w którym każdy nawet mierzący ok 150 cm wzrostu jest duży:-)no i bohaterka jest duża,co potwierdza zakończenie.
© 2010-2016 by Creative Media