Go to commentsMAGDALENA
Text 255 of 255 from volume: Czarcie kopyto
Author
Genreromance
Formprose
Date added2017-04-19
Linguistic correctness
Text quality
Views2335

Wiem i jestem przekonany w Panu Jezusie, 

że nie ma niczego, co by samo w sobie było nieczyste; 

Nieczyste jest jedynie dla tego, kto je za nieczyste uważa.

Przekonanie, jakie masz, zachowaj dla siebie przed Bogiem. 

Szczęśliwy ten, kto nie osądza samego siebie za to, co uważa za dobre. 

Lecz ten, kto ma wątpliwości, gdy je, jest potępiony, bo nie postępuje 

zgodnie z przekonaniem; 

Wszystko zaś, co nie wypływa z przekonania, jest grzechem. 

Jeden wierzy, że może jeść wszystko, 

Słaby zaś jarzynę jada.


Z listu św. Pawła do Rzymian 13,14.



Z Oceanu Pożądania.



MAGDALENA



Na sznurze jak bydle prowadzili ją... Kopali. Pluli. 

- Arrghh, hharrghh - charczały ich gardła. Nienawistne spojrzenia. Gniew. 

- Wieeedźmaaa! 

- Czarciiii miiooot!!! 

- Na stosssss!  

- Apageeee Satanaaaa! Apageee Satanaaa! Apageeee Satanaaaaaaaa!


Motłoch kłębił się podniecony. Emocje sięgały zenitu. Magdalena była zbyt piękna by mogła być zwyczajną kobietą. Była zbyt piękna by mogła być dziełem Stwórcy. Zbezczeszczone było teraz to piękno w pokutnym worze. Szła udręczona męką. Jej najgładsza ze skór, doskonała cielesna powłoka zbrukana. Brud i krew. Krew boskiego stworzenia pomieszana z brudem, zaschnięta na aksamicie. Pokutny wór obcierał jej skórę. Przerażona i cierpiąca Magdalena w szaleńczym widowisku.


- Czarcii miooot! 

- Naaaaa stossss! Naaaa stosss! 

Kat przywiązywał Magdalenę do mokrego pala pośrodku suchych polan. Purpurat na przedzie wykonywał znak krzyża.

- Confessio est regina probationem!

- In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti!

- In nomine Dei nostri Satanas Luceferi excelsi!

- In nomine Patris Dei nostri Satanas!


Purpurat w spasionych i spoconych łapskach trzymał przeklęte przez Boga dzieło Kramera i Sprengera. Malleus Maleficarum zroszone nasieniem demonów. Księga Cienia, która spowiła mrokiem umysły i podeptała Człowieka. Zwierzęta w ludzkiej powłoce chciały patrzeć. Chciały ogladać cierpienie. Chciały męki pięknego stworzenia w pokutnym worze. Ich oczy oszalały. Kat podpalił stos...


- Czarownicy żyć nie dopuścisz! 

- Czarownicy żyć nie dopuścisz! 

- Czarownicy żyć nie dopuscisz! 

- In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti!


Szatan tarzał się ze śmiechu. Jego śmiech upokarzał Boga. Stos płonął. Struchlały głupie zwierzęta, gdy rozległ się krzyk Magdaleny. Rozlał się i uderzył w nienawiść. Nienawiść pękała jak skała uderzona młotem.


Niech zejdzie cień i niech ujrzą światło! 

Niech strach opuści serca! 

Bo strach to Morderca. 

Skrytobójca; Stwórca potworów.

Paroksyzm bólu Magdaleny wybuchł miliardem nici, które uleciały w przestrzeń.


Szybowałem w przestrzeni z rozłożonymi na wysokości ramion rękoma. Nagi jak mnie Ojciec stworzył, prawie... Listek figowy był moim jedynym odzieniem. Bił z niego blask tak przeraźliwy jak słońce w zenicie. Tak lśni tylko czystość i niewinność. Byłem czysty. Byłem niewinny. Wznosiłem się i opadałem łagodnie. Istniałem ponad czasem i przestrzenią. Ze Światłości wyrwał mnie krzyk. To był krzyk mojego serca ugodzonego rozżarzonym ostrzem. Potworny ból wstrząsnął mną i omal nie runąłem na ziemię. Teraz krzyk dudnił w moich uszach. Rozrywał mnie. Poczułem nitki mojego paroksyzmu, oplatające mnie ze wszystkich stron. Uchwyciłem je i szarpnąłem. Z całych sił i już wiedziałem, gdzie jest ich źródło. Pomknąłem w jego kierunku szybciej niż mknie światło.

Obraz pojawił się nagle. Na wzgórzu pod wioską płonął stos. Po środku przywiązana do pala wymoczonego w wodzie wiła się moja Magdalena. To jej ból mnie sprowadził. Dookoła setki prostych wieśniaków, wśród których wyróżniały się osobistości w purpurze z charakterystycznymi nakryciami głowy. Kapelusze z wielkimi rondami. Runąłem na ziemię. Na głowie wyrosła mi cierniowa korona. Blask dobywający się z moich lędźwi oślepiał motłoch. Moje rozłożone ręce nie były przyjaznym gestem. Nie były miłością i zaproszeniem.

- Preeeeeeeeeeeecz! 

Z moich ust popłynął krzyk tak straszny, że powietrze zafalowało. 

- Preeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeecz! 

Rozstąpiła się ziemia. Ściągałem gromy. Błyskawice uderzały w moją cierniową koronę. Spływały wzdłuż ramion do moich dłoni. Raziłem nimi tłum w gniewie. 

- Przeklęta padlino! 

- Preeeeeeeeeeeecz!

Skały pękały od mojego wrzasku i przybladło Słońce. Teraz światłem była moja niewinność. Każdy kto na mnie spojrzał ślepł. Motłoch wił się i skowyczał. Moja furia opadała. Szedłem w ogień. Po moją Magdalenę. Ciernie wbijały się w moją czaszkę. Strugi krwi zraszały mi czoło. Nie czułem ognia, jedynie cierpienie Magdaleny. To ono mnie paliło i wbijało ciernie coraz głębiej. Wyrwałem ją z ognia, a moje łzy gasiły na niej płomienie. Objąłem ją i wznosiliśmy się teraz razem ku przestrzeni. Zatrzymaliśmy się w górze. Zagrzmiały trąby. Po raz ostatni spojrzałem w dół na konający motłoch. Wzrokiem, który góry przenosił spychałem ścierwo w czeluść. Wszystkich bez wyjątku. Mężczyzn, kobiety, starców i dzieci. Purpuratom dałem doświadczyć mojej męki. Ich krew gotowała się w żyłach. Skóra pękała i potworne burchle pojawiały się w tych miejscach, aby także pękać po chwili.

Za krew przelaną krew! 

Za ból i cierpienie otchłań! 

Kamień na kamieniu nie pozostanie! 

Nie macie serc i litości! 

Nie poznaliście miłości! 

I już nie poznacie! 

Niech was zabobon pochłonie! 

Szatani!

Spadali w czeluść i Ziemia się za nimi zamknęła. Czułem smutek. Pożałowałem ich wszystkich... 

Niewinny i czysty Pan Stworzenia zapłakał. Całe niebo płakało. Ulewny deszcz spadł na przeklętą ziemię. 

Jakże trudno być Bogiem...



  Contents of volume
Comments (6)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Szczególny to romans, ale napisany z zębem i z polotem. Barwny i gogaty język, ogrom wiedzy. Legionie coraz bardziej mnie zaskakujesz.
Szkoda tylko,że czasami zdarzają Ci się różne wpadki poprawnościowe. Tym razem jest to chyba przypadkowa wpadka, gdyż piszesz poprawnie "pośrodku", ale nieco dalej jest to już "po środku". I tylko trzy błędy interpunkcyjne. Brakuje przecinków przed: czy mogła (2), spychałem.
avatar
Legionie, przerażające. Tu jest wszystko, piękno, ohyda, cisz i wrzask, zimno, takie przeraźliwe zimno z parzących języków. Bezradność Boga.

"Magdalena była zbyt piękna by mogła być zwyczajną kobietą. Była zbyt piękna by mogła być dziełem Stwórcy." Motłoch,odział ją w łachmany, worek, który niszczył piękno. Cierpią tu wszyscy.

"Szybowałem w przestrzeni z rozłożonymi na wysokości ramion rękoma. Nagi jak mnie Ojciec stworzył, prawie... Listek figowy był moim jedynym odzieniem."

Eh, Legionie, to opis ekstazy. Bajka.
avatar
R E W E L K A !!!
avatar
No widzisz, co niechcąco odkopałaś, Assasyn?
Legion, ten tekst jest bardzo dobry.
Zwykle Cię nie oceniałem, bo za bardzo brniesz w politykę i moralność.
A ze względu na próbę natrętności ideologicznej, bez refl... (ups) nad drugą stroną, teksty są tendencyjne, choć ja się z wieloma tezami zgadzam.
Ale to opko jest świetne, więc witaj w klubie myślących i umiejących pisać.
avatar
Piękna Magdalena
w swych wcieleniach
cierpi z pokolenia
w pokolenia.

Uporczywość ludzkich losów: Awdotii Riazańskiej, króla Edypa, Kassandry, Błędnego Rycerza, Tristana i Izoldy, Wilhelma Tella, Romea i Julii, Janosika, konika Garbuska, uporczywość biblijnych losów Judasza, żony Lota, Magdaleny, Syna Marnotrawnego, Kaina i Abla itd., itd., itd. to kolejny dowód na to, że również magistra Literatura nikogo niczego nie uczy
avatar
Niewinny i czysty Pan Stworzenia zapłakał

(patrz finalny akapit)
© 2010-2016 by Creative Media