Go to commentsParch (Bękart)
Text 59 of 255 from volume: Czarcie kopyto
Author
Genrehumor / grotesque
Formprose
Date added2017-04-27
Linguistic correctness
Text quality
Views2301

Parch


Oczy miał czarne, wielkie jak u cielaka, i ufne takie, że jak zajrzał drugiemu, to aż w dołku coś ściskało. Długie, krucze loki, z tymi ślepiami, i wydętymi ustami sprawiały, że wyglądał jak cherubin. Łatwo go można było z dziewuchą młodą pomylić, co za nią wszystkie chłopaki z wywieszonymi do pasa ozorami latają. Taki był ładny. I nos miał kształtny, nieduży, a zęby równe i jak kość słoniowa, kiedy się uśmiechał. Aż ludzie gadali po cichu, że to chłopak nie może być. Ale to był chłopak, tylko że go żaden z wioskowych nie robił. Dlatego taki ładny. Gdyby nie to, że bękart, to by ministrantem był, i księża mieliby z niego wielki pożytek. A o tym, to już cała wioska wiedziała, no bo przecież mulatny. Nie tak bardzo, ale mulatny. Jak Włoch jaki.

Chłopaki, to na niego patrzeć nie mogli, i by go zajeździli, tym bardziej, że pretekst dobry był, bo Gienka - najważniejsza we wiosce po proboszczu, ciągle powtarzała, że to diabelskie nasienie. No to jak z takim ścierwem w jednej wiosce żyć?

Żaden litości nie miał i dziewuchy też, bo z nimi musiały trzymać. Inaczej ich czekała ostracyzm. To znaczy, która by się sprzeciwiła, to by była służebnicą Szatana. Tak, Jasiek, minister najważniejszy powiedział, a żadna nie chciała Szatanowi służyć. Z tych powodów bękarta piekło czekało. Nie, gdzieś, tam... Tutaj piekło. Na Ziemi. Bo ono zawsze tu było, jest i będzie, dopóki ludzie żyją. Sami je robią i próbują straszyć jeszcze gorszym, jakby Szatan mógł coś gorszego dla człowieka wymyślić, niż on sam jest w stanie drugiemu uczynić.


- Wy nie ruszajta tego chłopaka Stasiakowej. On nie winien, że na świat przyszedł. Mało to bękartów po świecie lata i spokój mają? Co, ty nie wiesz, Kownacka?

- Koło waszej zagrody żaden nie lata, Lesiakowa.

- Bo my z drugiej strony wioski, to by go nasze bachory zażerły. Tyś ich tak wyszkoliła, Gienka. Chłopakowi co zrobią, to ty się będziesz na policji tłumaczyć. Żeby koło waszej chałupy przejść nie musiał i go tam bachory z całej wioski nie atakowały, to bym nie wiedzieli, że żyje. Na własne podwórze wyjść się boi.

- A ty wszystko wisz, Lesiakowa! To leć z ozorem i donieś.

- A żebyś wiedziała, że jak mu co się stanie, to wszystko powiem, jakeś szczuła bachorów na niego.

- Idź mnie stąd, Lesiakowa, bo psa spuszczę.

- Do Kościoła, to Gienka pierwsza latasz i proboszczoju dupę liżesz, ale drugiego człowieka za nic masz.

- Mówię ci, idź mnie stąd! I więcy nie przychodź!

- Jeszcze raz, ci mówię, ty się uspokój Gienka!

- Wypierdalaj mnie już! Won!


Wszystkie bachory były wściekłe na Parchatego, że im zwierzynę płoszy, ale nic nie mogły zrobić ze strachu przed starym Banią. Bo to Baniów wnuk był, a Józef by swoim poniewierać nie pozwolił. Wszystkie wiedziały. Taki im się ulągł parchaty, ale mu krzywdy by zrobić nie dał. Bo ich był. A synowa mu wtedy szczeknęła, kiedy lekarz powiedział, że ten parch na całe życie jest, że to Boża kara, za tych żydowskich bachorów, co ich Józefa ojciec do Kownackich stodoły we wojnę zagnał. I Józef łeb spuścił, nic nie powiedział, bo całe życie o tym zapomnieć pragnął, ale się nie dawało, choć ojce już wiele lat nie żyli na świecie.


Z daleka się od niego bachory trzymały, z obawy przed zarażeniem, mimo, że parch zaraźliwy nie był, ale też wstręt czuły do niego. Zawsze sam się bawił i sam sobą zajmował.

Najwięcej czasu, to ze starymi spędzał, a ludzie go nie przeganiali jak inne bachory, bo się nad nim litowali, i on zawsze jak mysz pod miotłą siedział i słuchał tylko, co ludzie gadają, samemu się nie odzywając. Nikt nie wiedział, że Parchaty pamiętnik pisze o tym co we wiosce, i o czym starsi gadają, i w ogóle o wszystkim. Jednak najbardziej go bękart Stasiaków interesował. Chociaż nigdy się do niego nie zbliżał. Za to z kołatką zawsze chodził i jak tamte się na niego czaiły w lesie, on go wypatrywał, a jak zobaczył, to kołatać zaczynał, ile sił w ręku miał i cała zasadzka na nic, bo bękart natychmiast w las uciekał. I do ciemnicy często w bunkrze siedział, gdzie wszystkie bachory ze strachu przed duchami bały się wchodzić. A kiedy ciemno się robiło, z bunkra wyłaził i do domu wracał. On jeden nie bał się ciemności, ani lasu. Nie bał się duchów w bunkrach. Bał się tylko kołatek.

A te kołatki, to wzięły się stąd, że w zeszłym roku Hogata dała takie dwie, ministrom, i powiedziała, że dawniej jak polowania były, to ludzie z wiosek chodzili z takimi i naganiali zwierza. Kołatali po prostu, a zwierz się bał i leciał tam, gdzie się czaili myśliwi. Zaraz pomyśleli, że będą bękarta zaganiać kołatkami i innym bachorom pokazali, żeby też takie porobiły. A Kownacka z ich pomysłu śmiała się do rozpuku, kiedy zobaczyła, że z kołatkami za bękartem latają i go zaganiają.

Nawet Parchaty sobie zmontował taką, tylko, że jak bachory przestały kołatek używać, bo się bękart wycwanił i po kołatkach ich poznawał z daleka, to on chodził za nimi, po krzakach się chował i kołatał jak go wypatrzył, gdy one w zasadzce czekały. Psuł robotę im, ale go ruszyć nie mogły.

Ten pamiętnik jego, to Szczep znalazł po paru latach od wyjazdu Parchatego. Znaczy się minister Szczepan, który nazwiska potem zmieniał jak rękawiczki. A kiedy Parchaty z wioski wyjechał na dobre, to po roku nagle cały parch zszedł z niego i wszyscy się dziwili, ale najbardziej on sam się dziwił, bo wielu ludzi nowych, mimo parchu poznał i stwierdził, że jest dla świata nadzieja...


  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Bardzo ciekawa kontynuacja i chyba uległeś sugestii anettuli, gdyż nie ma żadnego wulgarnego słowa. Jest za to trochę błędów. Szedł do kościoła, a nie "do Kościoła".Czekał go ostracyzm, a nie "czekała". Brakuje przecinka przed: jako go, natomiast są zbędne przed: i ufne, i wydatnymi, i księża, i by go, i on, to już, to nas, to Gienka (Genka), to że, to on, to wzięły, za tych, że (mimo, że), że (tylko, że), ani lasu, po krzakach, mimo parchu. Zauważ, że ten nadmiar jest bardzo charakterystyczny.
avatar
Dzięki za komentarz. "Te dziewczyny czekała ostracyzm". Poprawnie byłoby: je czekał ostracyzm, ale starałem się gwary używać. Ona jest pomieszana, taka zanikająca już, ale jeszcze funkcjonuje w różnym stopniu u różnych ludzi. Popróbowałem właśnie takiego stylu mieszanego. Można by podmieniać tutaj całe sformułowania, słowa, itd. Kiedy czytam po sobie, to napisałbym jeszcze inaczej.

Co do wulgaryzmów, to one występują jedynie w dialogach, lub kiedy parafrazuję czyjeś wypowiedzi. Poza tym całe zdania są żywcem wzięte z rzeczywistości. Także, niektóre postaci mają swoje pierwowzory. Może kiedyś ktoś się rozpozna, to mnie obłoży fatfą.

Myślę, że mam tutaj wielki problem z przecinkami głównie z powodu stylu.
avatar
Ciekawe opowiadanie i przyznam, że bardziej podoba mi się Twoja proza niż wierszyki ;-).
Ale w tych smutnych czasach satyra jest potrzebna.

Ech... ta polska kołtuneria. Życie poczęte jest święte, ale jak się urodzi, to już bachor.
© 2010-2016 by Creative Media