Go to commentsWakacje z niespodzianką.
Text 1 of 1 from volume: Powiastka nr 6
Author
Genreromance
Formarticle / essay
Date added2017-07-14
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1694

Cześć! Jestem Brenda Morgan. Mam dwadzieścia lat. 160cm wzrostu, szczupła brunetka o niebieskich oczach. Lubię sport, m.in. pływanie.



To ogłoszenie napisałam do gazety, w której jest rubryka pt. „Tu znajdziesz swoją miłość”. Bardzo chciałam mieć chłopaka, kochać i być kochaną.

Czy to się mi udało? Sprawdź!


Od tamtego czasu minął miesiąc i nic. Zero odpowiedzi. W końcu poddałam i zapomniałam o tym. Pewnego razu wraz z koleżanką poszłyśmy na plażę. Letnie sukienki, które miałyśmy na sobie zwiewnie falowały nam wokół kolan. Bawiłyśmy się jak smarkule w berka, co raz upadając na grząski beżowy piasek. Mimo spojrzeń plażowiczów i naszego wieku, nie przeszkadzało nam to, raczej wprowadzało w świetny nastrój.

- Popatrz Brendo tam jest namiot z wróżbitką! – wykrzyknęła zafascynowana. – Chodźmy, może wywróży nam przystojniaków – zaproponowała z komiczną miną Julia Fox, która parsknęła śmiechem.

- Julio, jak możesz wierzyć w te banały i to w tym wieku. – żachnęła się udając oburzenie.

No, ale po niedługich namowach koleżanki skusiła się twierdząc, że to tylko zabawa.

Namiot był wysoko ustawiony, bez problemu można było się w nim poruszać. Na jego środku stał stolik z trzema krzesłami, na jednym z nich siedziała stara kobieta w zielonej szacie i prześwitującej tkaninie zasłaniającej twarz, która przypominała raczej welon panny młodej – tylko, że różowy.

Widząc komiczne ubranie staruszki Brenda od razu stwierdziła, że to jakiś cyrk. Zwykłe naciąganie. Nie chcąc wyprowadzić koleżanki z dobrego humoru, milczała.

- Dzień dobry! Czy mogłaby pani nam powróżyć? – zaczęła Julia.

- Oczywiście panienki, siadajcie. – rzekła trzęsącym się głosem. – Hm, co my tu mamy. – spojrzała w swą kulę, leżącą na środku niewielkiego stolika. – Z tego co tu widzę, szukacie miłości. Mam dobre i mniej dobre nowiny. Posłuchajcie mnie dobrze.

- Słuchamy. – odpowiedziała Julia. Spojrzała na koleżankę, która siedziała cicho i słuchała tych głupot, - bo tak uważała. - kompletnie nie wierzyła przepowiedniom. Zignorowała jej kwaśną minę i skupiła się na staruszce.

- Jedna z was – rzekła wróżbitka. – będzie musiała podjąć parę trudnych decyzji. Ale proszę się nie martwić, wszystko co dobre, dobrze się kończy. Druga zaś w najbliższym czasie zazna szczęścia u boku obcokrajowca. – kobieta intensywnie wpatrywała się w Brendę. Dziewczynę przeszedł dreszcz. – Także dostanie propozycję wyjazdu. – kobieta zwróciła wzrok na Julię. - Czy chcecie poznać te trudne decyzje?

- Julio. Nie mam siły już wysłuchiwać tych bredni. Jeśli chcesz ich słuchać to zostań. Ja wychodzę.

Obie wyszły z namiotu.

- Brendo, zaczekaj! To nie są brednie. Widziałaś jak to wymawiała, była taka przekonująca? To musi być prawda.

- Oj, przestań. Żyjesz w świecie bajek i czarów. Ja z tego wyrosłam i kropka. Koniec tematu, chodźmy lepiej na lody.

Najdziwniejsze było to, że po niecałych pięciu minutach, gdy się odwróciła by spojrzeć na namiot zaskoczona stanęła w miejscu. – namiotu nie było, plaża opustoszała. Myśląc wciąż o tej wizycie wróciła do domu.

Była dziesiąta w nocy Brenda dawno już spała, gdy nagle zadzwonił telefon. Z mozołem podniosła słuchawkę.

- Słucham. – rzekła zaspanym głosem.

- Brendo, słoneczko! Przepraszam, że dzwonię tak późno z biura, ale jutro rano wyjeżdżam na konferencję do Brooklynu.

- Tato, mów szybko o co ci chodzi, bo zasypiam na stojąco.

- Na stoliku przy telefonie leży bilet podróżny do Hiszpanii. To jest nagroda za zaliczony semestr moja kochana studentko prawa cywilnego. – zaśmiał się z dumą. – Wraz z twoją mamą zorganizowaliśmy ci pobyt w Hiszpanii u ciotki Klarysy. Myślę, że te wakacje zapamiętasz na zawsze. Baw się dobrze, przyślij kartkę! Pa!

Brenda odłożyła słuchawkę spakowała walizki i z ogromną ochotą powlokła z powrotem do łóżka. Wakacje w Hiszpanii? Od razu wróciło wspomnienie wizyty u wróżbitki, ona właśnie powiedziała, że dostanę propozycję wyjazdu. – dializowała w myślach. - Chwilkę później zreflektowała się. – Nie. To nie możliwe by jakaś kobieta wiedziała coś o moim życiu. To jest to, już na pewno nie będę się nudzić w te wakacje.

O piątej rano Brenda siedziała wygodnie w samolocie. Po chwili kontynuowała odsypianie. Obudził ją dźwięk głosu z głośnika. Z lotniska Barajas 15km na wschód od centrum Madrytu odebrał ją szofer ciotki Klarysy Paco. Jadąc ulicami podziwiała krajobrazy.

Ciotka Klarysa jest samotną starą panną więc widok jedynej siostrzenicy ucieszył ją nieskrywanie. Droga prowadząca do jego stóp była okolona koronami drzew. Jadąc sprawiały wrażenie zielonego dachu. Dom był okazały, właściwie była to dwupiętrowa willa. Zielony żywopłot piął się po jego ścianach. W ogrodzie stała piękna fontanna, na której widniał wyrzeźbiony cherubin trzymający dzban nad swoimi lokami z którego wypływała woda okalająca jego stópki. Ciotka przywitała ją mrożoną herbatą i stosem przepysznych kanapek.

Rano po śniadaniu ciotka zabrała ją do Kordoby na przyjęcie, którymi żyła – czego Brenda nie wiedziała. Dojechali późnym wieczorem, także impreza rozkręciła się na dobre. Służący zaprowadził je do ogrodu. Dziewczynę zachwyciły rzeźby z żywopłotu okręcając się dookoła spostrzegła kształt konia morskiego, również syrenę podeszła do nich rozkoszując się precyzją jaką zostały stworzone. Z oddali usłyszała wołanie.

- Brendo, skarbie choć no tu do mnie.

Brenda podeszła do Klarysy i jej przyjaciół. Zauważyła dużo latynoskich piękności – Chyba modelki. – stwierdziła. Towarzystwo z którym ciotka świergotała po hiszpańsku było małżeństwem mniej więcej w wieku rodziców Brendy. Obok nich stał przystojny młodzieniec, którego natychmiast zauważyła, gdy tylko weszła do ogrodu. Był to wysoki ciemnowłosy chłopak, ciemna karnacja, oczy koloru łupiny orzecha laskowego. Był uzasadnieniem jej marzeń.

- Kochana. – zwróciła się do niej ciotka. – Przedstawiam ci moich dobrych znajomych. Teresa jest Polką zaś Alfons Hiszpanem, a to jest ich syn Carlos.

- Witaj Brendo – rzekła Teresa. – jesteś dla nas jak rodzina, ponieważ Klarysa dużo nam o tobie opowiadała. Cieszymy się, że możemy ciebie w końcu poznać. Carlos nie mógł się doczekać twego przyjazdu.

Carlos wyraźnie zawstydzony spojrzał groźnie na matkę, która zupełnie się tym nie przejęła tylko uśmiechnęła niewinnie.

- Mam tylko nadzieje, że same dobre rzeczy? – zrobiła figlarna minę.

- Och. Brendo ty zawsze ze wszystkiego żartujesz.

Chwilę później ciotka z rodzicami młodego Hiszpana oddalili się, aby przywitać się z innymi gośćmi. Zaś Brenda została sam na sam z Carlosem.

- Witam w pięknej Kordobie. Zapewniam, że będziesz się tu dobrze bawić. Zadbam o to. – uśmiechnął się tajemniczo. – Jak widzisz jesteśmy jedyną parą młodych ludzi na tym przyjęciu więc mam propozycję. Możesz ją przyjąć albo nie. Licz się z tym, że tu rozmawiają po hiszpańsku, a z tego co wiem ty tego języka nie znasz. Bez urazy. – uniósł dłonie na znak pokoju. – Chcesz abym towarzyszył tobie dzisiejszej nocy?

Brenda wahała się przez moment.

- Zgoda Carlosie, prowadź! – odparła odważnie.

Mężczyzna zaprowadził ja do drugiej części ogrodu. Bardziej prywatnej, gdzie znajdował się piękny ogromny staw, migoczące gwiazdy dodawały jemu uroku.

- Popływamy? – zaproponował.

- Przecież tu nie ma gdzie. – rzekła śmiejąc się.

- Staw jest duży… - zachęcał.

- Kusisz. Jest parno i chętnie bym się w nim zanurzyła ale, nie mam kostiumu.

- Chodź. W pokoju mojej siostry znajdziesz coś na pewno.

- Ona mi nie pozwoli, nie zna mnie.

- Spoko, wyjechała na wakacje z chłopakiem do Polski w góry.

- Tu jest tak pięknie, a ona pojechała w góry?

- Też jej mówiłem, ale powiedziała że potrzebuje odmiany.

- Tu jest pokój, ja ocenię wodę czy jest wystarczająco ciepła. Trafisz?

- Tak.

Brenda znalazła w szafie zielony strój dwuczęściowy, góra kompletu była zawiązywana na biuście. Stąpając bosymi stopami po trawie zbliżała się do brzegu stawu, ale nigdzie nie mogła dojrzeć Carlosa. Trochę ją to speszyło, ale tylko przez chwilę. Usiadła na trawie, opierając się na rękach patrzyła na gwiazdy.

- Piękne, prawda? – odezwał się ktoś.

Odwróciła się raptownie.

- Carlos okropnie mnie wystraszyłeś.

- Przepraszam. Nie miałem takiego zamiaru. Przyniosłem napój.

- Dziękuję, tego mi brak. – wzięła duży łyk.

- Popływamy?

- Jasne.

Odstawiła prawie pustą szklankę i pędem rzucili się do wody. Dziewczyna rozkoszowała się czystą ciepłą wodą. Nie chciało się z niej wychodzić, za to Carlos wyszedł już na brzeg więc podążyła za nim. Położyli się na trawie obok siebie i spoglądali w niebo.

- Woda była wspaniała, nie sądzisz?

- Oj, tak. – przeszedł nią dreszcz, usiadła potarła dłonią ramiona. - Za bardzo się ochłodziłam, pójdę się przebrać.

- Zaczekaj!

- Co jest? - odparła odwracając się do niego.

Carlos delikatnie położył się na Brendzie i delikatnie pocałował w usta. Dziewczyna nie mogła się oprzeć, chodź w środku walczyła zaciekle.

- Nie, Carlos. Nie mogę, puść mnie.

- Ale...

- Puść mnie, proszę.

Carlos wypuścił Brendę z objęć, a ona skorzystała z okazji i uciekła. Parę godzin później ponownie zobaczyła Carlosa. Wpatrywał się w nią jak w obrazek, jednak zawstydzało ją wspomnienie pocałunku. Odwróciła wzrok. Podeszła do ciotki, by częściowo uciec od niego.

- Ciociu, kiedy wyjeżdżamy?

- Skąd to pytanie o tak wczesnej porze. Źle ci tu, biedactwo?

- Nie, ale chce mi się spać. Czuję się zmęczona.

- Może połóż się w pokoju siostry Carlosa? Co ty na to?

Dziewczyna nie wierzyła w to co powiedziała ciotka.

- Słucham?

- Nie wspomniałam tobie? Zostajemy tu na dwa tygodnie.

Prawie zaniemówiła.

- To wspaniale.

Mówiąc to, skierowała się w stronę skał, o które odbijały się fale. Usiadła na piasku wspominając słowa ciotki. Jakim cudem wytrzymam z Carlosem pod jednym dachem? Rozmyślania nad zaistniałą sytuacją sprawiły, iż usnęła na miękkim chłodnym podłożu.

Budząc się poczuła ciepło, to promienie słoneczne łaskotały ją w policzek. Otworzyła oko i ujrzała postać męską chodzącą w samym ręczniku po pokoju. Tą postacią był Carlos. Dziewczyna szybko usiadła na łóżku przykrywając się kołdrą pod samą szyję.

- Co robisz w moim pokoju? Na dodatek nieodziany?!

Carlos uśmiechnął się.

- No, w końcu się obudziłaś. Dzień dobry. Postanowiłem poczekać, ponieważ chciałem postąpić jak dżentelmen i pozwolić tobie pierwszą wziąć poranna kąpiel. A tak na marginesie... To ty jesteś w moim pokoju.

Dodał prawie parskając śmiechem. Powiedziawszy to wyszedł zostawiając Brendę w całkowitym osłupieniu.

- W jego pokoju? Boże muszę wiać! - pomyślała. Pospiesznie wstała, zabrała swoje ubrania i skierowała się do pokoju Samanty. Biorąc prysznic naszły ja dziwne myśli. - To straszne, spaliśmy w jednym łóżku. On mnie dotykał pieścił, a ja spałam? O, Boże to nie możliwe! Schodząc do kuchni była pewna, że Carlos szykuje sobie śniadanie. I tak właśnie było, ale był na tyle uprzejmy, że przyszykował też posiłek i dla niej.

- Carlos mam pytanie.

- Słucham? - wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Czy ty mnie do... doootyka....

- Masz na myśli czy miałem czelność dotykać ciebie podczas twego snu? - świdrował dziewczynę wzrokiem – Wiesz w nocy gdy się do ciebie dobierałem, pieściłem nagle rzuciłaś mi się w objęcia byłaś po prostu świetna!

Młodzieniec szybko wyszedł śmiejąc się pod nosem.

- No nie wytrzymam! Znowu mnie zostawił samą. Co ja narobiłam najlepszego?! Dlaczego tego nie pamiętam? Zatłukę drania!

Dziewczyna pobiegła za nim.

- Carlos stój! Zatrzymaj się!

Uczynił to.

- Zbijasz się ze mnie prawda? Powiedz, że tak....

Powiedziała błagalnym tonem.

- Nie lubię kłamać słodka Brendo.

Niespodziewanie pocałował ją w nosek.

- Och! Ty draniu! Wykorzystałeś mnie, zgwałciłeś!

- Do zobaczenia później.

Rzekł spokojnie.

Brenda wróciła do kuchni wściekła jak osa. Jedząc śniadanie obmyślała zemstę, a jednocześnie zastanawiała się gdzie jest ciotka i rodzice tego dupka. Na stole kuchennym zastała list.

„Kochana”

Wybacz naszą nieobecność, ale dostaliśmy zaproszenie na przyjęcie u burmistrza. Nie mogliśmy odmówić. Bawcie się dobrze. Wrócimy pod koniec drugiego tygodnia.

Ciocia!


Tragedia! Jak ona mogła? Ja do niej przyjeżdżam na wakacje, a ona po prostu znika i zostawia pod opieką zboczeńca!

- Wiem co zrobię będę unikać tego niedorajdę i nie odezwę się do niego słówkiem. - Postanowiła.

***


Carlos jedząc śniadanie, uśmiechał się pod nosem. - Ona jest cudowna, piękna i z charakterkiem. Może trochę przesadziłem z tym, że niby spaliśmy ze sobą, ale co tam szkodzi podrażnię się z nią trochę i za jakiś czas wyznam prawdę. Ciekawe co teraz robi? Pewnie dostała kota na myśl, że ją niby przeleciałem. Roześmiał się.


***


Brenda siedziała na tarasie ze skrzyżowanymi stopami czytając książkę. Nagle usłyszała szept za uchem.

- Cześć Kochanie, jakaż pochłonęła cię lektura?

Brenda, aż podskoczyła wystraszona. Wstała i rzuciła książką w Carlosa. Oberwał w głowę. Śmiejąc się pobiegła w stronę kwiatowego ogrodu. Carlos nie mógł jej popuścić płazem więc podążył za nią.

- Hej, poczekaj! To bolało. Dam ci nauczkę, zobaczysz!

Brenda przyspieszyła tępa. Niestety jej prześladowca znał ogród jak własną kieszeń więc nie stanowiło to trudu by ja odnaleźć.

- Posłuchaj Ślicznotko. Jeżeli tak się bawisz, to zafunduję ci lepsza rozrywkę.

Wyszeptał zdyszany. Przygniótł dziewczynę do drzewa i wpił się w jej usta.

- Puszczaj...

- O, nie kochana. Teraz będę cię całował, aż tchu mi zabraknie. Nikogo w domu nie ma więc możesz krzyczeć do woli.

- Jesteś bezdusznym draniem!

Warknęła wściekle.

- Wiem maleńka.

Szepnął miękko. Ponownie wpił się w usta Brendy. Pieścił dłońmi jej ramiona, plecy. Dziewczyna mimo wewnętrznej walki przytuliła się do Carlosa i żarliwie przylgnęła do jego ciepłych zachłannych ust.

- Carlos ja naprawdę nie mogę. Poza tym już mnie raz dostałeś. Ile to można? Pozbawiłeś mnie niewinności i ty dalej mnie meczysz.

- Jesteś dziewicą? To ile ty masz lat?

- Dwadzieścia. - po chwili zastanowienia dodała. - Powiedziałeś to tak jakbyś nie kochał się ze mną? Czyli mnie nie zgwałciłeś?

- Nie maleńka. Nie byłbym do tego zdolny. - popatrzył na nią z troska. Pogładził po głowie. - Nie mógłbym skrzywdzić tak niewinnej istoty.

Pocałował ja czule.

- Carlos? Właściwie ile ty masz lat?

- Ja, moja ty królowo mam dwadzieścia jeden wiosen. Jeszcze jakieś niezobowiązujące pytanka?

- Raczej żądanie. Chce buzi.

Carlos westchnął.

- Brendo posłuchaj. Odkąd cie zobaczyłem poczułem nić przyciągania. Nie wiem jak to się stało, ale budzisz we mnie dzikie żądze. Nie masz pojęcia ile razy marzyłem, by mieć cie w ramionach i kochać. Wiem że to co mówię jest może trochę dla ciebie przerażające, ale ledwo się powstrzymuję by cie nie posiąść. Obiecaj mi jedno, że się zastanowisz. Pójdę popływać, ochłonę trochę.

- Proszę, zaczekaj. Najpierw chcę ciebie lepiej poznać. Nie spieszmy się z tym. Również coś mnie do ciebie ciągnie. Zanim dowiem się co to jest wolałabym poczekać.

- I wzajemnie ukochana. Dobrze dajmy sobie czas.

Od ostatniej rozmowy minął tydzień. Brenda i Carlos coraz bardziej się do siebie zbliżali, czas wiązał ich serca coraz mocniej. Pewniej nocy Brenda stwierdziła, że darzy Carlosa wielkim uczuciem. Pragnęła jego całą dusza i ciałem. Obawiała się tylko, że ów mężczyzna nie podziela jej uczuć. Idąc do pokoju mężczyzny o pierwszej w nocy drżała z emocji. Weszła do pokoju i ujrzała śpiącego Carlosa. Zbliżyła się do łóżka i usiadła obok. - Boże jak ja go kocham. - szepnęła. W tym momencie Carlos przebudził się.

- Co się stało?

Spytał pocierając dłońmi oczy.

- Nie, nic takiego. Chciałam tylko popatrzeć jak śpisz.

- Kłamczucha! - roześmiał się – Chodź tu do mnie.

Brenda przytuliła się do leżącego obok mężczyzny. Nagle poczuła jak ją pieści. Przeszył ją dreszcz rozkoszy. Przylgnęła do niego całym ciałem. Carlos położył się na niej i zaczął delikatnie obcałowywać jej policzki, szyję, ramiona. Podczas pieszczot jej sutki natychmiast stwardniały, ucałował je, zaczął ssać, Brenda jęknęła. Jeszcze żadna kobieta nie działała w ten sposób na niego, żadna tak nieziemsko nie reagowała na jego pieszczoty.

- Och , Carlos jesteś boski...

- Nie, Kochana to ty jesteś boska.

Wypowiadając te słowa wpił się w jej rozkoszną szyjkę. Wędrował rękoma po jej talii, aż dotarł do jej ciepłego gniazdka; dotknął palcami jej łona i zaczął je masować. Brenda wygięła się w łuk. Carlos uśmiechnął się , była gotowa, ale jeszcze zapytał.

- Kochanie, czy na pewno chcesz abym posiadł twoje królestwo?

- Och tak, tak.

Nie musiał nalegać. Wszedł w nią szybko pamiętając, że może ja to zaboleć. Przeczekał, aż stan dyskomfortu minie i ruszył w namiętne ogniwo. Poruszał wpierw powoli, później coraz szybciej aż złapali wspólny rytm miłości. Po tak gorącym akcie opadł na Brendę i leżeli przytuleni do świtu. Po czym głęboko zasnęli. Po przebudzeniu znowu się kochali. Po południu postanowili wstać i zjeść coś porządnego.

Nazajutrz miała wrócić ciotka i rodzice Carlosa więc para rozeszła się do swoich pokoi. Rano przywitał Brendę radosny głos Klarysy.

- Dzień dobry skarbie, tak bardzo za tobą tęskniłam.

Mówiąc to przytuliła siostrzenicę.

- Dziś wyjeżdżamy do mojej willi. Szykuj się wyjazd za dwie godziny.

- Za dwie godziny, ależ ciociu... - oponowała, nie chciała rozstawać się z Carlosem. Niestety Klarysa zdążyła już wyjść. Brenda opadła na poduszki i wybuchła płaczem. Godzinę później była spakowana i gotowa do wyjazdu. Nagle ktoś zapukał w drzwi jej sypialni.

- Proszę! - rzekła ocierając łzy.

- To ja...

Poznała ten głos, to był Carlos.

- Dowiedziałem się o waszym wyjeździe.

- Carlos lepiej będzie jak zakończymy naszą znajomość.

- Co?! Nie zgadzam się.

- Tak będzie najlepiej. Zaraz jadę do cioci, a za parę dni do Stanów Zjednoczonych. To nie ma sensu, tam jest mój dom i rodzina. Proszę zrozum to.

Po tych słowach wybiegła z pokoju, Carlos na próżno próbował ja dogonić. Zraniony i zrezygnowany wrócił do swojego pokoju.


Parę dni później Brenda siedziała wygodnie w powrotnym samolocie. Na lotnisku odebrała ja mama. Jadąc autem Brenda milczała.

- Córciu powiesz co się stało? Jesteś taka milcząca. Mam wrażenie, że coś tam się wydarzyło. Martwisz mnie swoim zachowaniem.

- Wszystko jest w porządku. Po prostu jestem zmęczona długim przelotem.

W domu panowała grobowa cisza. Mama pojechała do pracy, ojciec był w delegacji. Brenda nie wytrzymała takiego stanu. Zadzwoniła do Julii. Odebrała mama koleżanki.

- Dzień dobry czy zastałam Julię?

- Tak już ja proszę.

- Słucham? - po chwili usłyszała znajomy głos.

- Julia awaria, przychodź!

- Już pędzę.

Po kilkunastu minutach siedziały w pokoju przy kawie i ciasteczkach. Brenda z bólem serca opowiedziała Julii co wydarzyło się w Hiszpanii. Przyjaciółka przytuliła ją mocno.

- Zawsze możesz na mnie liczyć. - odparła szczerze.

Brenda poczuła ulgę. Cieszyła cię, że ma oddana przyjaciółkę. Potrzebowała komuś się zwierzyć.


Miesiąc później.


Brenda skończyła jeść kolację z rodzicami, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Ja otworze, to pewnie Julia.

Brenda otworzyła drzwi, ale w nich nie stała jej przyjaciółka tylko jej ukochany Carlos z pięknymi kwiatami w dłoniach.

- O mój Boże , Carlos!

Rzuciła się w ramionach mężczyzny, a on pocałował ja delikatnie w czółko.

- Co ty tu robisz? Wejdź. Mamo, tato, przyjechał Carlos z Hiszpanii syn przyjaciół cioci Klarysy !

- Dobry wieczór państwu. Przepraszam, że składam wizytę państwa córce w porze kolacji.

- Ależ nic nie szkodzi. – powiedziała mama –Przyjaciele Brendy są mile widziani u nas. Wejdź, zjesz z nami.

- Och nie chce się narzucać.

- Nie przyjmujemy odmowy – rzekł ojciec.

Po kolacji młodzi poszli do pokoju.

- Carlos, mówiłam ci że nic z tego nie wyjdzie. Robimy sobie nie potrzebne nadzieje.

- Chcę się z tobą ożenić Brendo!

- Co? Moi rodzice się nie zgodzą!

Krzyknęła w panice.

- Spokojnie, jutro po południu poproszę o twoja rękę.

Spojrzała na niego nie pewnie.

- Wszystko będzie dobrze, zaufaj mi.

Następnego dnia spełnił to co zamierzał zrobić. Na początku rodzice złościli się , ale w końcu ustąpili.

- Widzisz maleńka? Mówiłem że wszystko będzie dobrze.

- Och Kochany!

Rzuciła mu się w ramiona, a on okręcił ja dwa razy dookoła siebie. Na koniec tych radości złączyli się w pocałunku.

- Nigdy nie pomyślałbym, że przepowiednia się spełni i znajdę miłość swego życia.

Carlos zmarszczył brwi.

- Jaka przepowiednia?

- Ach, tak tylko mi się powiedziało.

Zaśmiała się i ucałowała narzeczonego. 

  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Jeżeli dwuwymiarowa jak z japońskiej kreskówki 20-letnia Brenda Morgan - bohaterka tego romansu pościelowego - ma problem z lokalizacją /na mapie i w przestrzeni, także językowej/ własnej Ojczyzny, to dalej może być już tylko gorzej ;(

Dlaczego to w ogóle czytamy?

(patrz licznik Odbiorców)

A dlaczego jako dorosły na oko rozumny człowiek palisz, wziewasz i pijesz? Zaśmiecasz wszystko wokół siebie? A potem idziesz na każdą kolejną wojnę?
avatar
Ograna jak kotlet dnia powszedniego tandeta, codzienny oklepany schabowy, słowem kompulsja gołym okiem widoczna

- i wariatkowo gotowe
avatar
- Nigdy nie pomyślałbym (??), że przepowiednia się spełni.

(patrz tekst i wymęczony jak te flaki w oleju happy end)

Carlos zmarszczył brwi
avatar
Tekst wytłuszczonym drukiem przemawia taką dziką wewnętrzno-zewnętrzną pustką, że nic tylko się powiesić.

Do czego służy starożytna piękna jak cud polszczyzna??

Żeby o nią wytrzeć swoje nie tylko brudne buty??
© 2010-2016 by Creative Media