Go to commentsRozdział 28
Text 28 of 30 from volume: Na samo dno
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2017-07-16
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1471

Karolina pragnęła, by Daniel czuł się przy niej bezpieczny, by ukochany przez nią mężczyzna był pewny, że pomimo wszystko jego kobieta zawsze będzie go chronić, wspierać i stać po jego stronie. Dlatego musiała mu wyznać, co o nim wie, bez przyznawania się do rozmowy z jego żoną. Tak, jego obecną, wciąż aktualną żoną.

Oczywiście przyjechać do niej mógł dopiero późnym wieczorem, w dodatku bardzo nie spodobało mu się zachowanie Karoliny, ta nie zdradziła bowiem od razu, o co chodzi.

– Pamiętaj kochanie, że nie znoszę niespodzianek. – Zaznaczył.

– Wobec tego nie postrzegaj naszej rozmowy w tej kategorii. – Poprosiła go.

Karolina napisała też wiadomość do Martyny, dając jej do zrozumienia, że nie zniechęciła się do Daniela, a jak z nim porozmawia, to na pewno wszystko się ułoży.

„Proszę pamiętać o naszej umowie.” – Odpisała tamta, mając na myśli obietnicę każdej z nich, że Daniel nie dowie się o kontakcie. – „I uważać na niego. To kłamca czystej wody. Nawet jeśli złapie go Pani za rękę, będzie wmawiał, że to nie jego ręka”.

Tego akurat Karolina się domyślała. Już nie raz wiele z opowieści Daniela po prostu nie trzymało się w jej mniemaniu kupy i miała przeczucie, że mężczyzna zmyśla. Gdy jednak go o to pytała, zbywał ją machnięciem ręki i ciężkim westchnięciem, że jego kobieta czepia się o byle szczegóły. Karolina odpuszczała więc. Teraz nie zamierzała jednak tego robić.

Wieczorem Daniel do Karoliny przyjechał naburmuszony, a jego pierwszymi słowy była prośba, by dziewczyna poważnie zastanowiła się nad sobą. W duchu Karolina podśmiewała się, że gdy mężczyzna usłyszy, co ona ma mu do powiedzenia, prośbę tę ponowi. Ku jej zdziwieniu, Daniel zachował się zupełnie odwrotnie, niż oczekiwała. Karolina wyobrażała sobie, jak ukochany rzuca jej się w ramiona powtarzając, jaka jest wspaniała i wyrozumiała. Fantazjowała, że po tej rozmowie wszystko potoczy się gładko. Daniel jej zaufa i będą prawdziwą, piękną parą z domem pod lasem i dwójką ślicznych dzieci. Tymczasem Daniel wyparł się wszystkiego, denerwując się oczywiście dość mocno pseudo śledztwem Karoliny. Przyznał się, że tak, miał wyrok z artykułu 186 Kodeksu Karnego, ale to dlatego, że przy okazji bójki tamten mężczyzna skłamał, że Daniel ukradł mu portfel z dużą ilością pieniędzy. Karolina nie przyznała, że to Martyna powiedziała, o wyroku, ponieważ tym samym musiałaby również wyznać, że się ze sobą kontaktowały.  

Jego tłumaczenia urażonym tonem nie zrobiły na Karolinie jednak większego wrażenia, a Daniel nie został na noc. Jak jej wyjaśnił, zbyt głęboko zbulwersował się zachowaniem swojej ukochanej dziewczyny.

Gdy tylko zatrzasnął za sobą drzwi wyjściowe, Karolina od razu usiadła do komputera, chcąc sprawdzić, jak dokładnie brzmi rzeczony art. 286 KK. Nie miała bladego pojęcia na tematy prawne, ale od czego jest „wujek Google”.

„Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”.  

Karolina oparła się ciężko o krzesło. Żona Daniela miała rację. A głupia Karolina mogła sprawdzić to przed jego przybyciem. Wtedy mogłaby jakoś go zagiąć. Przecież wspomniany artykuł nie miał nic wspólnego z bójką czy przywłaszczonym cudzym portfelem. Najwyraźniej chodziło o jakieś oszustwa, w których Hintz brał udział. Teraz praktycznie wszystko było stracone, choć tak naprawdę Karolina miała silne przeczucie, że to nie jest ich ostatnia rozmowa na ten temat. Jedynym problemem, który teraz musiała rozwiązać, był ich ostatnim staraniem o kredyt, by zdobyć podobno zażądane przez Martynę pieniądze na operację dla jej ojca. Tak oczywiście twierdził Daniel. Ale przecież jego żona wyraźnie poinformowała Karolinę, że to czyste farmazony, jej ojcu nie dolega zupełnie nic, poza drobnymi niedogodnościami w poruszaniu się spowodowanymi alloplastyką prawego stawu biodrowego. Nie ma to jednak nic wspólnego z jej mężem. No właśnie, jeszcze mężem. Daniel, nie wiedzieć czemu, okłamał swoją obecną ukochaną również, że jego małżeństwo zostało rozwiązane na pierwszej rozprawie, tymczasem nie była to nawet rozwodowa. Dlaczego tak postąpił? Przecież kochałaby go nawet, gdyby był w separacji, skoro to tylko kwestia czasu, nim nastąpi autentyczny rozwód na papierze.

Karolina zatopiła twarz w dłoniach. Chciała mu pomóc, ale to chyba niemożliwe, jeśli on nawet nie mówił jej prawdy, do czego potrzebne są te pieniądze. Mogła się tylko domyślać, że do spłaty długów. Zaczynała nabierać podejrzeń, dlaczego Daniel tak naprawdę z nią jest. Czyżby padła ofiarą oszusta matrymonialnego?

Wpadła na pomysł delikatnego sabotażu. Kredyt, który chcieli wziąć był dość spory, a Karolina była przecież współwłaścicielką szkółki tenisowej, musiała więc dostarczyć wykazy dochodów z działalności gospodarczej. Brakowało sporo papierów, podpisów i zamiarem kobiety było, by nie zostały doręczone do końca.  

Oczywiście niesubordynację względem swojej osoby Daniel wybaczył swojej ukochanej już następnego dnia, ponieważ mieli w planach spotkanie z Marianem Lisem, urzędnikiem bankowym, człowiekiem o wiele młodszym, niż sugerowałoby to jego imię. Wysoki, i chudy jak patyk ślinił się na ich widok, mając w oczach wysokość prowizji, którą otrzyma w momencie sfinalizowania tego kredytu. Obserwując tego człowieka Karolina wracała myślami do swojego pierwszego psa, boksera Tajsona, któremu ze zwisających faflunów spływały ciężkie krople plwocin podczas patrzenia na szynkę. Gdy spotkali się z nim po raz pierwszy, Karolina zastanawiała się tylko nad tym, w jaki sposób zdoła pociągnąć dwa kredyty. Teraz to już nie stanowiło dla niej zmartwienia, ponieważ do drugiej transakcji nie zamierzała dopuścić.

Z tym przeświadczeniem Karolina Kowalska usiadła naprzeciw młodego bankiera, uśmiechając się słodko do swojego mężczyzny, lecz tłumacząc suchym tonem, dlaczego zdobycie pewnych dokumentów i podpisów jest niemożliwe.

– Pani chyba nie rozumie do końca wagi tej transakcji, pani Karolino – rzekł Marian Lis spiętym głosem wyczuwając, jak prowizja odjeżdża w siną dal machając mu na smutne pożegnanie białą chusteczką.

– Zdaję sobie z niej doskonale sprawę. Wiem, że dość pokaźna prowizja właśnie przepływa panu koło nosa. Nic na to jednak nie mogę poradzić.

– Pani partner chyba nic o tym nie wie. – Pan Lis szybko przeniósł wzrok na Daniela w płonnej nadziei, że ten przemówi swojej kobiecie do rozsądku.

– Prawda. – Skinęła głową Karolina. – Właśnie się dowiaduje. To świeża sprawa, wyszła tak naprawdę wczoraj po południu. – Skłamała gładko.

– Chyba powinienem porozmawiać z narzeczoną. Wybacz nam na moment. – Daniel uśmiechnął się przepraszająco i trzymając Karolinę mocno pod łokieć wyprowadził na zewnątrz. Narzeczoną? Serio, Danielu?

Temperatura była dodatnia, aczkolwiek nie przekraczała dziesięciu stopni. Ich kurtki zostały w ciepłym wnętrzu budynku, w którym znajdował się bank. Z pewnością nie znoszący takiej aury Daniel w momencie przekroczenia progu i uderzenia w niego fali zimna, pożałował tego posunięcia, nie istniała jednak opcja okazania tego.

– Co ty wyprawiasz? – Warknął. Przez szczękanie zębami z zimna zabrzmiało to jednak bardziej komicznie, niż groźnie.

– Nie możemy wziąć tego kredytu. – Karolina wzruszyła ramionami, siląc się na obojętność, choć w środku cała drżała. Nie wiedziała jednak, czy to z powodu chłodu czy pod jego groźnie świdrującym spojrzeniem.

– Po jaką cholerę obiecywałaś mi w takim razie te pieniądze? – Wykrzyknął.

Kilka osób stojących na pobliskim przystanku autobusowym aż odwróciło wzrok w ich kierunku, lecz mężczyzna nie zamierzał zwracać na to uwagi.

– To nie moja wina. – Teraz Karolina nie wytrzymała. Również podniosła głos. – Jestem współwłaścicielką, co nakazuje mi konsultować się ze wspólnikami w szkółce. Jeśli chcesz tych pieniędzy, musimy spisać umowę i oświadczenie, kiedy będziesz w stanie mi je zwrócić.

– Teraz mi nie ufasz, co?

– Ja ci ufam. – Kolejne kłamstwo. – Ale moi wspólnicy nie, i pewnych procedur muszę się trzymać ze względu na nich.

– Przestań chrzanić – warknął wściekle. – Jakbyś chciała, to byś to załatwiła. Gratuluję. Jeśli moja żona będzie się mścić, to będzie twoja wina. – Odwrócił się na pięcie i wszedł do banku po pozostawione rzeczy. Poprawka: po rzecz. Gdy wyszedł z banku, był już ubrany w swoją kurtkę. Minął ją bez słowa i nie zaszczycając jej nawet przelotnym spojrzeniem wsiadł do swojego samochodu, po czym odjechał z piskiem opon.

Karolina skuliła się nie tylko z zimna. W oczach miała łzy, które szybko otarła, zanim miałyby się zamienić w piekące sopelki. Czemu nie wierzyła ukochanemu mężczyźnie, tylko jakiejś babie, której nigdy w życiu nawet nie widziała? A co, jeśli to Daniel mówi prawdę? Może Martyna rzeczywiście jest zaborczą desperatką, chcącą odzyskać bogatego męża?

Gdyby mężczyzna był jednak wobec Karoliny szczery, potraktowałaby go inaczej. Kilkakrotnie już jednak złapała go na kłamstwie. Milczała, ale to sprawiało, że mu nie wierzyła. Właśnie, wiara a zaufanie to mogą być dwie zupełnie różne rzeczy. Mogła nie wierzyć w to, co mówi Daniel, ale ufać temu, co robi… Karolina była zagubiona… Co ona właściwie czuła?


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media