Go to commentsKszyk, czyli w oparach absurdu - część 1
Text 1 of 4 from volume: Kszyk
Author
Genrehumor / grotesque
Formprose
Date added2017-07-24
Linguistic correctness
Text quality
Views1798

Detektyw i komisarz przybyli na miejsce zbrodni. Pod drzewem znaleźli nieruchomo leżące ciało.

- Czy to...? - zaczął detektyw.

- Nie, to tylko śpiący funkcjonariusz. Zwłoki są nieco dalej.

Przeszli jeszcze kawałek, aż dotarli nad rzekę, gdzie często kąpali się nielegalni chińscy imigranci.

Tam znaleźli młodą kobietę w potarganym ubraniu, leżącą na ziemi. Detektyw przyjrzał się uważnie.

- Widzę ślad na palcu. Zapewne ktoś ściągnął jej pierścionek.

- Nie, nie. Jeden z moich funkcjonariuszy to zrobił. Wypadek przy pracy.

Nagle kobieta otworzyła oczy.

- Myślałem, że nie żyje - zdumiał się detektyw.

- Tak nam się zdawało. Może pamięta, kto jej to zrobił.

- Nic nie pamiętam - zaprzeczyła kobieta.

- Widocznie w wyniku uderzenia straciła pamięć. Dostała dużym i tępym narzędziem.

- Może to Rurk. Jest duży i tępy.

- W krzakach nieopodal znaleźliśmy młot. To bardziej prawdopodobne narzędzie zbrodni. Jest na nim dziesięć odcisków palców, dziewięć należy do moich funkcjonariuszy.

- A ten dziesiąty?

- Na razie nie wiadomo. Możliwe, że zostawił go zabójca.

- Przecież nikt nie zginął.

- Na razie nie, ale i tak wsadzimy go za zabójstwo. Masz chusteczkę?

- Tylko papier toaletowy, ale już się nim podtarłem.

- Nic nie szkodzi.

Detektyw podał komisarzowi kawałek zużytego papieru toaletowego, a tamten głośno, niczym stado przebiegających nienaoliwionych nosorożców, wytarł sobie w niego nos.

- Ma pan katar?

- Nie, ale ubrudziłem się, gdy jadłem loda.

- Ale teraz ma pan kupę na twarzy.

- Nic nie czuję. Chyba mam katar.

Podszedł do nich ubrany w granatowy wams skośnooki blondyn. Popatrzył dziwnie na komisarza.

- Przybyłem, by poinformować, że poszkodowanej wróciła częściowo pamięć. Można ją przesłuchać.

Funkcjonariusz odszedł, zostawiając za sobą mokre ślady, jakby dopiero kąpał się w rzece.

- Coś mi tu śmierdzi - stwierdził detektyw.

- Puściłem bąka.

- Nie, to coś innego. Coś jak wczorajszy budyń albo niedojedzona kanapka z dżemem.

- O nie, moja kanapka z dżemem. Wczoraj jej nie dojadłem.

- I co pan z nią zrobił?

- Zostawiłem w radiowozie. Pójdę po nią, a pan niech przesłucha tę kobietę. Tylko delikatnie.

- Jak zawsze.

Kobieta wpadła w oko detektywowi, ale ten był w pracy i musiał robić swoje. Poszedł ją więc przesłuchać, bo funkcjonariusze byli bardzo zajęci udawaniem, że są zajęci.

- Dzień dobry. Pamięta mnie pani?

- Nie bardzo.

- Parę minut temu stałem nad panią i pomogłem wstać.

- Dalej nie pamiętam.

- A przypomina pani sobie coś, co działo się przed atakiem?

- Jakim atakiem?

- Tym, w którym dostała pani w głowę.

- Nie pamiętam żadnego ataku. Ostatnie co sobie przypominam, to jak kąpałam się w rzece i usłyszałam

kogoś podchodzącego do mnie od tyłu. Miał skrzypiące buty i dyszał jak maratończyk onanista.

- A jakie majtki pani nosi?

- Czerwone stringi, ale ktoś mi je zabrał.

Obok przeszedł jeden z funkcjonariuszy. Z kieszeni wystawały mu czerwone stringi.

- Tak, zupełnie nie wiem, co się z nimi stało.

Detektyw przypomniał sobie swoją pierwszą randkę z ukochaną o imieniu Penelopa. Cały czas nawijał do niej o kursach walut. Następnego dnia jego luba opuściła kraj i więcej jej już nie widział.

Wrócił komisarz, zajadając kanapkę.

- I co, dowiedział się pan czegoś?

- Nasza ofiara mało pamięta. To był silny wstrząs.

- Chmmm... Czyli nieprędko dopadniemy zabójcę. Myślałem, że przynajmniej zrobiła mu zdjęcie albo on zgubił dowód osobisty. A tak to prawie nic nie mamy.

- Są jeszcze te odciski palców.

- Nie, to moje. Przez przypadek dotknąłem młota. Myślałem, że to grzebień. Zabójca musiał mieć rękawiczki, gdy zaatakował.

- Rzeczywiście, jest trochę zimno. A może napastnikiem był jeden z nas... to znaczy z naszych funkcjonariuszy. Tam było pełno ich odcisków.

- Tak, to równie prawdopodobne jak to, że Ranczerzy wygrają Puchar Świata.

- Ale ich drużyna rozpadła się dwadzieścia lat temu.

- No właśnie. Dzisiaj już nic więcej nie zrobimy. Zaraz, na czym pan stoi?

Detektyw przesunął się kawałek w bok. Na ziemi leżała para jedwabnych rękawiczek.

- Dowód rzeczowy! - wykrzyknął komisarz. - Zgniótł pan najważniejszy dzisiaj dowód rzeczowy.

- Nie, te rękawiczki są moje. Upuściłem je. Mówiłem, że dzisiaj zimno.

- Czemu więc ich pan nie nosi?

- Bo mi ciepło.

- Ale ma pan całkiem sine dłonie.

- Och, to. Ubrałem za ciasny podkoszulek.

- Skoro ich pan nie potrzebuje, chętnie je wezmę. Nie wiedziałem, co kupić żonie na urodziny.

- Nie sądziłem, że ma pan żonę.

- Bo nie mam, ale gdybym miał to dałbym jej te rękawiczki.

- W takim razie jednak zachowam moją własność.

Po chwili znów podszedł do nich skośnooki blondyn.

- Przepraszam. Mam coś do powiedzenia.

- Wynoś się! Kończymy na dzisiaj.

- Ale to bardzo ważne.

- W takim razie mów.

- Puściłem bąka, ahahaha.... Tak, teraz na poważnie. Znaleźliśmy zabójcę.

- I gdzie on jest?

- Został zabity przez nieznanego zabójcę.

- Kurczę, przez jedną milisekundę miałem nadzieję, że to już koniec sprawy. Skąd wiecie, że ten pierwszy zabójca to ten, który nikogo nie zabił?

- Znaleźliśmy przy nim pamiętnik, w którym przyznał się do wszystkich zarzucanych mu czynów z ostatnich czterdziestu lat. Opisał nawet naszą ofiarę. To jego ostatni wpis.

- Jakie majtki nosiła poszkodowana?

- Czerwone stringi.

- Faktycznie, to jego pamiętnik. Pokrywa się z zeznaniami świadka.

- Chodźmy zobaczyć tego zabitego zabójcę - zdecydował komisarz. - Żona musi poczekać.



  Contents of volume
Comments (5)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Cudowne :) - jak w "Różowej Panterze" z inspektorem Clouseau... Funkcjonariusze wszystkich krajów, łączcie się!
avatar
Kszyk - to taki coraz rzadszy u nas ptak (łowny zresztą, inaczej bekas), trzymający się obrzeży lasów z dala od ludzkich sadyb. Zaniepokojony woła "kszyk-kszyk-kszyk!"
avatar
Fanthomasie - fantastyczne!
avatar
Dzięki. Cieszę się, że są tu fani absurdu.
avatar
Jak dla mnie zbyt dialogowe.
© 2010-2016 by Creative Media