Go to commentsmlodzieńczo dziecięce zbyty
Text 29 of 33 from volume: mix tekstowy
Author
Genrebiography & memoirs
Formarticle / essay
Date added2017-09-23
Linguistic correctness
Text quality
Views1922

MŁODZIEŃCZO DZIECIĘCE  ZBYTY

( Zbyty to taka poważniejsza, grubsza odmiana zbytków.)

Po  ostatniej wywiadówce – w szkole podstawowej – gdy tylko znów rozpoczął się ciąg narzekań, że dzieci palą, klną i zachowują się nie tak  jak chcieliby tego nauczyciele, wróciły wspomnienia moich kontaktów z systemem edukacji. I konstatacja, że chyba ja i ci nauczyciele, rodzice do innych chodzili szkół.

I przypomina mi się Sula, wówczas 21- letni uczeń V klasy technikum. Ja potem poszedłem do pracy, potem do syfu, a on na studia, po których został nauczycielem.  Jako niegrzeczny siedział w pierwszej ławce, alei  na tą sytuację miał sposób.  Kto z was używał w szkole spluwki? Takiej rurki z długopisu, choć popularne były też aluminiowe i miedziane rurki, poprzez którą pluło się w innych uczniów i uczennice kulkami z plasteliny, albo mokrego papieru. Ja to pamiętałem z podstawówki. A Sula zmodyfikował ten pomysł i użył plastikowego, giętkiego wężyka, dzięki czemu mógł strzelać do tyłu. Siedzący za nim długo nie mógł odkryć jak to się dzieje, że ktoś do niego strzela, skoro właściwie to przed nim jest tablica i nauczyciel? Ale to uczniowie technikum i polska myśl techniczna. Że to brzydkie? Owszem, ale strzelało się do tych nielubianych, opornych na socjalizację. Trafienie lubianego nie powodowało kłótni, tylko gnoje się obrażali. Ci nauczyciele, którzy mówią, że kiedyś dzieci nie zachowywały się tak jak dziś, woleliby mieć w klasie Sulę? Albo Krzyśka Sadowskiego, który pojawił się na mojej drodze życiowej w IV klasie podstawówki?

Nie wiem, gdzie Krzysiek chodził wcześniej i potem.. Pojawił się dopiero w IV klasie. Przesadzono mnie do niego po tym jak pani od geografii złapała nas na oglądaniu kart porno, które przyniósł Marek Ogrodnik. Był rok 1979.

Dziś uczniowie są kulturalni i gdy chcą zapalić, to wychodzą przed/za szkołę. Krzysiek pokazał mi jak się puszcza dym uszami na lekcji geografii.

No tak, to szczenięce lata – bo w technikum to byliśmy już grzeczniejsi. Ale w obu szkołach nauczyciele pewnie powtarzali to, co i ja teraz słyszę na wywiadówkach: że klasa jest fajna, a jedynie czasem zdarza się temu i owemu bryknąć. Bo powiedzieć rodzicom, że dla nauczyciela to pedagogiczna porażko zagadka taka klasa to się nie zdarza.  I spluwka Suli to też tylko taka duperelka. Krzysiek Sadowski ( nie on jeden zresztą) używał sztyftów. To kawałek druta, zgięty w połowie pod kątem mniej więcej 35°, miotany przy pomocy gumki rozpiętej pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym, jak z procy. Z braku drutu można było też zastosować kawałem papieru, przeżuty i ugnieciony. Kulka z plasteliny to pikuś, ale trafienie sztyftem było naprawdę bolesne.

Jakub Porada – ten z TVN – w swoich wspomnieniach „Chłopaki w sofixach” o tym nie wspomina, ale tyle się działo, że mógł nie zauważyć. Jakub chodził do „C”, a ja do „A” – ten sam rocznik. A może nie był wtedy na przedstawieniu w teatrze im. Żeromskiego, gdy Krzysiek tak celnie walił ze sztyftów do aktorów , że ci skupili się w najodleglejszym od zajmowanej przez niego loży zakamarku sceny.

Jak słyszę to biadolenie, że dzieci nie pamiętają zabaw z naszej młodości, nie uprawiają ich, to nie wiem, czy to dobrze, czy źle? Widziałem sfinansowane przez miasto plansze na deptaku do gry w klasy, w kapsle i jeszcze z osiem innych plus tablica objaśniająca ich zasady. Ale dzieci jednego dnia grają w kapsle, a drugiego strzelają ze sztyftów. Jeden dzień jest miły i dostajemy dobre stopnie, a drugiego dnia nauczycielka ma zespół napięcia przedmiesiączkowego i wkurza się o byle co, a napięcie rośnie. Mam nadzieję, że dziś nauczyciele sadyści i alkoholicy są usuwani z zawodu. Ja takich spotkałem. To oni prowokowali efekt motyla w mikroskali.

Moich rok starszych kolegów z podstawówki milicja złapała na grze w kapsle i skończyło się wezwaniem rodziców do szkoły. Bo grali w kapsle na pieniądze – pech chciał, że bawili się naprzeciw milicyjnego hotelu i konsumów. O tym też u Kuby nie przeczytacie. Tak jak i o tym, jak to jego kolega z klasy i kolega z „B” z rocznika niżej wąchali klej w ubikacji w suterenie ( dziś nazywa się to „przyziemie”), a woźna stała na czatach, by ich nikt nie złapał.  We wspomnieniach Kuby nie ma też nic o nowej, świeckiej tradycji wprowadzonej przez moich dwa lata starszych kolegów w podstawówce – o Dniu Sadysty. W uwagi na to „święto” wielu nielubianych przez kolektyw klasowy nie przychodziło do szkoły w czwartki.

Spotykam kolegów z podstawówki i z technikum. Nie byłeś na zjeździe klasowym? Były dni otwarte szkoły, a ty.. Dla mnie przebrnięcie przez system edukacji nie odbyło się na miękko i bezboleśnie, więc nie wypieram tego rodzaju akcji z pamięci. I niekoniecznie chcę, by znów stawały mi przed oczami.  O ile z technikum pamiętam kilku nauczycieli, którzy naprawdę chcieli mnie czegoś nauczyć i nawet jeśli nie miałem u nich dobrych ocen – Kutera od chemii, Piekutowski od polskiego i kobieta od termodynamiki i pracowni technicznej – to słodkie lata dzieciństwa w podstawówce jakoś tak kojarzą mi się ze słodyczą  gnilną. To nie jest ta miła słodycz.

Jeszcze w zeszłym roku szkolnym wychowawczyni mojej córki mówiła na wywiadówkach, że kiedyś takich rzeczy w szkole nie było, uczniowie tak nie postępowali. I mówiła to nauczycielka z prawie 40 – letnim stażem!  Z podstawówki, która w Kielcach od zawsze ma kiepską renomę z racji usytuowania i społeczności, która do niej posyła swe latorośle. Nauczycielka placówki, w której kuratorium  umieściło kiedyś inną placówkę – Wieczorową Szkołę Podstawową. Zajęcia obu szkół zazębiały się, uczniowie spotykali się na korytarzach. S. King, na podstawie którego promowany jest teraz film „To”, nie wpadł na to, że tak można. Nie wiem, czy C. Barker dałby radę opisać takie dziecięce sytuacje.

Wiecie, co to Wieczorowa Szkoła Podstawowa? I pytanie prowadzące głęboko w mrok: czy jej absolwenci tez mają swoje zjazdy i spotkania?


  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Bardzo ciekawe wspomnienia z lat szkolnych, ale w moim odczuciu trochę niedopracowane.
Też czasami myślę o napisaniu takich wspomnień. Zebrałem nawet spory materiał faktograficzny. Kiedy w 2005 roku miało się odbyć pierwsze po czterdziestu latach od matury spotkanie klas mojego rocznika (A - koedukacyjna, B - żeńska), zacząłem przypominać sobie te odległe czasy. I właśnie wtedy odtworzyłem skład mojej klasy z pierwszych dni nauki, a było nas 46 osób. O każdym uczniu napisałem w formie satyrycznej kilka zdań. Odtworzyłem też skład szkolnej rady pedagogicznej na czele z wychowawcą klasowym Stefanem Gadomskim, ojcem obecnego publicysty ekonomicznego Witolda. Ten swoisty alfabet klasowy otwierał właśnie Stefan Gadomski. Potem już po pierwszym spotkaniu tylko sobie znanymi sposobami odtworzyłem składy klasy w kolejnych pięciu latach (licea pedagogiczne były szkołami pięcioklasowymi), wskazując precyzyjnie, kto z klasy ubył, a kto przybył. Na liście maturzystów było 32 uczniów, w tym z pierwszego składu we wrześniu 1960 roku tylko 20. Pozostała dwunastka to spady ze starszych roczników oraz 2 nabytki z innych szkół. Minęło już 12 lat i nic z tak bogatym materiałem nie zrobiłem i chyba nie zrobię, poza napisanie czterech tekstów piosenek o mojej szkole.
Teraz kilka słów o zastrzeżeniach do tekstu. Już sam tytuł budzi wątpliwości. "Młodzieńczo dziecięce" na pewno napisane jest źle. Mogłoby być "młodzieńczo-dziecięce", ale to by oznaczało, że jest wyraźna granica między młodzieńczymi i dziecięcymi. Pozostaje więc forma "młodzieńczodziecięce". Nie rozumiem zdania "Bo powiedzieć rodzicom, że dla nauczyciela to pedagogiczna porażko zagadka taka klasa to się nie zdarza". Czegoś tutaj brakuje lub też czegoś jest za dużo. Sam zwrot "porażko zagadka" jest niezrozumiały.
avatar
ciąg dalszy:
Nie rozumiem też zdania zaczynającego się od "Nauczycielka placówki", a według mnie to zdanie nie jest dokończone. Występują zbędne spacje po nawiasach otwierających. Zbędne spacje przed i po łączniku: 21- letni, 40 - letnia. Piszemy "tę sytuację", a nie "tą sytuację". Prawdopodobnie przez przypadek napisano "alei", zamiast "ale i". Tutaj przecież nie chodziło o aleję. Brakuje przecinków przed: jak chcieliby, jak to, jak się, jak pani; zbędne przecinki przed: albo, jak z procy (porównanie).
Mam ponadto kilka zastrzeżeń do budowy niektórych innych zdań.
avatar
W przypadku oceny dzieła literackiego MUSIMY patrzeć na nie nie z perspektywy jakości czytanego jakiegoś tam czyjegoś samego pisma - zapisu, wyglądu graficznego; te cholerne spacje, przecinki, razem czy osobno, przez o z kreską i samo h albo i nie etc., etc. - a odnosząc się li tylko i wyłącznie do SZTUKI PRZEKAZU, inaczej znowu wylądujemy w ławkach dla pierwszaka.


A tu ta SZTUKA nie podlega żadnej dyskusji. To znakomity, bezbłędny tekst. Świetna warsztatowo literatura faktu.
© 2010-2016 by Creative Media