Go to commentsPosłaniec
Text 13 of 17 from volume: kot
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2017-12-15
Linguistic correctness
Text quality
Views1782

Posłaniec


Od paru dni wieje i pada mokry śnieg w ciągu dnia spłukiwany deszczem, przez co żelastwo pokryte zimnym brudem aż się lepi do dłoni. Nad ranem trzeba naprawiać barierki, bo wczoraj znowu pogięli pręty, złączki i powykręcali połowę śrub. Gdyby ich w końcu nie rozgoniła policja, zniszczyliby całą robotę. Skąd się bierze ta dzicz? Schylił się i w czeluści otwartej skrzynki wymacał klucz. Przymierzył do nakrętki i musiał zdjąć rękawiczki, żeby poprawić rozstaw rozjechanych szczęk. Postanowił, że zanim się doprosi o nowe narzędzia, przyniesie jakieś porządne z domu, bo taką chińszczyzną dłużej się nie da pracować. Przewlókł nową śrubę przez otwór, nałożył podkładkę i na ile się dało nakręcił palcami mutrę. Dociągnął kluczem i kilkoma uderzeniami młotka wykrzywił nagwintowany trzpień.


Apteka usadowiła się na skraju rynku tego miasteczka, a jej witryna miała tak czystą szybę, że ujawniała się dopiero z dystansu centymetrów. Wtedy rozproszone światło obnażało drobne zarysowania i niemal niewidoczne smugi po myciu i nabłyszczaniu. Czystość, sterylność i porządek wewnątrz wraz z promieniującym ciepłem wręcz wylewały się na ubłocony chodnik. Wieczór, łagodny jak na tą porę roku do tego nie skłaniał, ale dziewczyna naciągnęła na głowę kaptur płaszcza i zakryła brodę szalikiem. Wyjęła z kieszeni receptę i położyła dłoń na dzwonku. Farmaceuta podniósł wzrok znad kartki i nie kryjąc obrzydzenia zwrócił ją, trzymając za róg opuszkami palców.

– Tego nie sprzedam.

– Muszę to dzisiaj wykupić! Dzisiaj!

– Mamy klauzulę sumienia.

– Proszę – po jej policzkach popłynęły łzy. – To niech mi pan chociaż powie gdzie.

– Mamy klauzulę sumienia – powtórzył z naciskiem.

Zatrzasnął okienko i przeszedł na drugą stronę lady, by wydrukować raport kasowy.


Senną, spokojną jazdę w rytmie stukotu wycieraczek i błysków pasów na jezdni zakłócił obcy ton i kierowca od razu domyślił się przyczyny, gdy zerknął we wsteczne lusterko. Naczepa załadowana dłużycami kilkusetletnich dębów, odrobinę przechylała się w stronę pobocza. Zatrzymał ciągnik i wyskoczył z szoferki, żeby z bliska ocenić szkody. Jedna z bliźniaczych opon straciła powietrze, ale do celu zostało raptem kilkanaście kilometrów. Zachowując ostrożność, da się bez większych problemów dojechać do celu. Nie pierwszy raz i nie ostatni. Zerwał, zmiął i wrzucił do rowu plakat, który do pachnącego garbnikami pnia doczepił któryś z chuliganów, przeganianych przez straż leśną. Otrzepał ubłocone buty, wsiadł do kabiny i zanim się włączył do ruchu, wybrał numer z listy połączeń.


Dziś znów chciała skakać ze szczęścia, kiedy wchodziła do gmachu ministerstwa. Ojciec, z którym do zeszłego miesiąca nie utrzymywała kontaktów, zrobił w sprawie pracy co mógł, a rzeczywiście mógł. Warunki i atmosfera jak z dobrego snu, tylko ten faks z innej epoki. Na wykładach ledwie wspomnieli, że jeszcze się czegoś takiego używa. Skrzypi, błyska światełkami i piszczy gdy zacina się papier, do tego smuży nie ograniczając się do marginesów. To przecież jednozdaniowe komunikaty o odwołaniu ze stanowisk. Normalnie wysłałaby je za jednym zamachem z komputera, jak każdą seryjną korespondencję, wydrukowałaby i dodała do listy raporty doręczeń, a po wszystkim wpięła do segregatora, jednak musi być po staremu. Maszyna się znowu zacięła, więc otworzyła obudowę, żeby wydłubać pomiętą kartkę. Kilka ostatnich jeszcze się uda przeciągnąć jak przez wyżymaczkę, ale gumowe rolki wypadałoby umyć, żeby się tak nie ślizgały.


Betonowy plac ogrodzony siatką, hangar z przylegającą rampą, ciężarówki, kontenery, szlaban za zamkniętą bramą i ciemna budka ochroniarza. W kałużach, rozfalowanych grudniowym wiatrem refleksy latarń. Widział już wiele podobnych miejsc. Błękitny poblask w oknie piętrowej przybudówki zdradzał ludzką obecność. Domofon kilkakrotnie powtórzył zapętloną melodyjkę, aż wreszcie zaskrzypiał.

– Komornik, egzekucja na majątku. Proszę otworzyć.

– Zaraz, sprawa jest w sądzie i nie może pan niczego zająć przed wyrokiem. Apelacja cofa klauzulę wykonalności.

– Przysługuje panu skarga.

– Już pan mi zajął rachunek bankowy. Zaskarżyłem, wygrałem i co? Firma się wali, bo straciłem płynność.

– Mnie wiąże wyłącznie tytuł.

– Panie, panu się myli tytuł egzekucyjny z wykonawczym, idź pan do szkoły.

– Jestem urzędnikiem. Znam swoje uprawnienia i wykonuję swoje obowiązki. Ich utrudnianie skutkuje grzywną, a jeśli pan natychmiast nie otworzy, wrócę z policją, co narazi pana na dodatkowe nieprzyjemności.

– Pierdol się frędzlu! Wesołych świąt.

Patrol przyjedzie w ciągu pół godziny, tak przynajmniej zapewnił dyżurny oficer. Im szybciej, tym lepiej i mieć to z głowy. Facet się rzuca bez sensu i nic mu to nie da. Przewinął na ekranie nagłówki tabloidu, ale nic nie przykuło jego uwagi. ŚMIERTELNA OFIARA POŻARU APTEKI, CIĘŻARÓWKA Z DREWNEM SPADŁA Z WIADUKTU, SEKRETARKA PORAŻONA PRĄDEM, NIE ŻYJE ROBOTNIK, KTÓRY WPADŁ DO STUDZIENKI.

Uruchomił silnik, włączył ogrzewanie i odsunął oparcie fotela. Co dzień to samo, na pal nie nabija się króla tylko jego posłańca. Taką mam pracę.

  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Samo życie, taka dobrozmianowa rzeczywistość. Barwny i bogaty język, ale szwankuje interpunkcja. Brakuje przecinków przed: aż się, nakręcił, zwrócił, gdzie, gdy, nie ograniczając, tylko: zbędne przecinki przed: odrobinę, przeganianych, jak każdą, rozfalowanych.
Ponadto "tę porę", a nie "tą porę".
avatar
Świetny tekst, choć pokazuje niezbyt piękną rzeczywistość. Ale taka ona już jest.

Co do klauzuli sumienia, jest chyba całkowicie jasne, że jeśli komuś tzw. sumienie (choć z sumieniem to niewiele ma wspólnego) nie pozwala wykonywać jakiegoś zawodu, to powinien natychmiast poszukać sobie czegoś innego. Nie wiem, jak w ogóle można było dopuścić do tak groteskowej sytuacji, jaka panuje pod tym względem obecnie.
avatar
Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Janko, za cierpliwość w punktowaniu moich błędów należą Ci się szczególne podziękowania. Coż, jestem trudnym przypadkiem literackim. adk, gdy patologia spowszednieje, stanie się normą. Pozdrawiam,
© 2010-2016 by Creative Media