Go to commentsParyż
Text 5 of 9 from volume: Opowiadania różne
Author
Genrebiography & memoirs
Formprose
Date added2011-10-09
Linguistic correctness
Text quality
Views3290

P A R Y Ż


Chodzę po ulicach Paryża i mam wrażenie, jakbym znalazł się w pełnym blasków i wspaniałości brzuchu nowej wieży Babel, gdzie widać szczyty ludzkich możliwości w dobrym, ale i w złym. Wiesia w zachwytach co chwila powtarza, że to najpiękniejsze miasto świata, ja też co kilka kroków jestem blisko od  podziwu, ale pocę się na myśl, co kupić na upominki.

Prawie widzę dzień swoich urodzin sprzed ponad połowy wieku, kiedy to mój bliźni brat miał mniej szczęścia, przecież to on mógł w tej chwili tutaj stać, a ja  zostać od razu w grobie, w dniu urodzin. Rodziliśmy się  dziewięć miesięcy po tym wrześniu, kiedy wydawało się, że  nie tylko bliźniacy, Londyn i Paryż, ale nawet Bóg nas opuścił i schował się w słonecznym niebie, zanim nadleciały czarne krzyże. Za Bogiem podążył cały orszak świętych. Z nami został tylko mój ojciec. Dobrze, że  nigdy w życiu  nie widział Paryża, gdyż w swej boskiej prostocie mógłby tego widoku nie przeżyć.

Gdy ja się rodziłem, umierał zarozumiały Paryż, nie żyła już honorowa Warszawa, zaś rozdygotana Europa ledwo dyszała, mając na karku dwóch wrogów. Zanim wyskoczyłem, niczym rozwrzeszczana kukułka z zegara, wielu musiało się tego dnia mocno napocić. Pociła się osiemnastoletnia Oleśka,  moja mama, z bólu i zmęczenia, od późnego wieczoru aż do szóstej nad ranem. Pociła się Żydówka położna, chociaż nie wiedziała jeszcze, że niedługo  będzie musiała częściej asystować śmierci, aniżeli życiu. Ojciec pocił się ze strachu, czy młodsza o siedemnaście lat mama wytrzyma i na myśl o tym, czego chciał od niego sekretarz. Pocił się dziadek Adolf, gdyż miał jakieś niedobre przeczucia. Pocił się pod maleńkim wąsikiem imiennik dziadka, unosząc rękę    w pozdrowieniu „Heil...” podczas defilady barbarzyńców na Polach Elizejskich. Pocili się przy sianokosach wołyńscy kosiarze. Pocił się, chodząc od chaty do chaty  w odpowiednim towarzystwie po Kamiennej Górze, towarzysz sekretarz, mając w ustach słowa „ważnaja politiczeskaja rabota”, a tu w Kamiennej Górze nikt nie chce być sołtysem po tym, jak ostatni „nie nasz” pojechał na Sybir. Wreszcie nie wytrzymał ze zmęczenia i nerwów dziadek, któremu już było wszystko jedno. Trzeba pochować jednego wnuka, ale drugiego chować, więc przyjął godność sołtysa, po czym bez najmniejszego już strachu godnie wysłuchał pomrukujących groźnie gratulacji sekretarza.

Mimo nadwerężonych sił i zdrowia dziadek uratował ojca, mnie, a może    i Paryż. Nie zdołał uratować krzemienieckiego liceum, odległego zaledwie        o kilkanaście kilometrów. Tak więc nawet jeśli przeżyłem, nie miałem już szans na naukę greki, łaciny i  filozofii w polskich Atenach.

W czerwcu czterdziestego roku, w dniu urodzin, mój dalszy los został uzależniony od wyniku śmiertelnych zmagań czterech jeźdźców Apokalipsy, którzy każdego dnia na północy, południu, wschodzie i zachodzie posyłali do ostatecznego już, jak się wtedy wydawało, boju miliony dusz i śmiercionośnych machin na lądzie, morzu i w powietrzu, i wszystko na Ziemi zaczęło zależeć od ich rozkazów, porażek i sukcesów. Tych czterech, to Hitler, Stalin, Churchill      i Roosevelt.


maj, roku 1991

  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Ciekawa treść, przepiękny i barwny język, teraźniejszość i historia Europy w tle, czynią tę opowieść bardzo interesującą.
Razi mnie trochę wydruk tekstu oraz drugie zdanie, które ja zakończyłabym na słowach: "od podziwu". Upominki, które są nieodłącznym elementem wycieczek, tutaj uważam za zbędne. To tylko moje odczucie. Pewno nie mam racji.
avatar
To dobrze, że po kilkudniowej przerwie znowu się pojawiłeś, a z Tobą doskonała i dojrzała proza. Jesteś mistrzem retrospekcji oraz wplatania wydawałoby się mało ważnych zdarzeń z własnego życia w opis wielkich i przełomowych wydarzeń. To szczególna umiejętność. Cieszę się ponadto, że nie musiałem wskazywać interpunkcyjnych potknięć, gdyż, wbrew pozorom i nazywania mnie przez niektórych Przecinkiem (a może Przycinkiem), nie lubię tego robić. Sądzę natomiast, że w kilku miejscach zwiększona liczba spacji jest przypadkowa.
Podzielam zdanie Przek dotyczące wspominania o upominkach, natomiast nie bardzo rozumiem, co miała na uwadze, pisząc o wydruku tekstu.
avatar
Bardzo ciekawe i wzruszające.
Poza tym przypomniało mi przez moment "Lalkę" Prusa i pana Wokulskiego w Paryżu. (Czytałam sobie gwoli przypomnienia rok temu.)
Co do upominków - mnie akurat nie przeszkadzają, wręcz przeciwnie. Niedawno dostałam w upomninku od kogoś bliskiego kartkę, z której po otwarciu wyrasta wieża Eiffla.
W ten sposób twój tekst odezwał się we mnie podwójnym echem. Dziękuję.
avatar
Co widzi Poeta, zwiedzając Paryż?

Odległy czas sprzed dziesięcioleci??

Czas

kiedy matka go rodziła (wraz z bratem bliźniakiem, co tych narodzin nie przeżył),

kiedy Hitler pocił się na paradzie zwycięstwa na Polach Elizejskich Paryża,

kiedy w Kamiennej Górze...,

kiedy...

Ile tytułowego Paryża jest w tych mistrzowską ręką poprowadzonych wspomnieniach?

Czy to nie jest tak, że gdzie byś, Polaku, nie był, wszędzie i zawsze przenosisz "swoję duszę utęsknioną do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych, szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych"??

Czym jest polski patriotyzm?
© 2010-2016 by Creative Media