Go to commentsZrobić w jajo
Text 21 of 27 from volume: Wspomnienia i opowiadania
Author
Genreadventure
Formprose
Date added2018-05-13
Linguistic correctness
Text quality
Views2467

Zrobić w jajo


***


Jesienią 1988 roku w Wielkopolsce odbywały się ćwiczenia dowódczo-sztabowe pod kryptonimem „Kraj 88”. Kierownictwo ćwiczeń z Ministerstwa Obrony Narodowej stacjonowało w Klubie Garnizonowym w Biedrusku, który miał siedzibę w zabytkowym pałacu usytuowanym w pięknym parku. Kierownikiem klubu był major Jerzy Wesoły. Moi przełożeni uznali, że kierownika należy wesprzeć, by nie dał przysłowiowej plamy. Wybór padł na mnie.

Pojechałem do Biedruska bez sprecyzowanych zadać. Sam sobie miałem być szefem, gdyż formalnie nie brałem udziału w ćwiczeniach. Któregoś dnia szwendałem się po holu, spoglądając na niewiele mówiące mi mapy, plansze, wykresy i schematy. Niespodziewanie obok mnie pojawił się bardzo ważny pułkownik z kierownictwa ćwiczenia. Patrzył na stojaki z mapami, kręcił głową, mlaskał, pociągał nosem i nerwowo ruszał rekami. Nagle ni stąd, ni zowąd zapytał: - Major Wesoły?! - Nie, podpułkownik Smutny – odpowiedziałem zaskoczony. Coś pomamrotał, coś niby mi polecał, ale nie bardzo wiedziałem, o co mu chodzi.

Po obiedzie odbywała się odprawa, w której brała udział część kierownictwa ćwiczeń odpowiedzialna za sprawy socjalno-organizacyjne oraz dowództwo garnizonu. Poszedłem na nią, by zorientować się, czym mogę wesprzeć kierownika. Wspomniany wyżej pułkownik z kierownictwa ćwiczeń coś tam nawijał, a następnie zwrócił się do dowódcy garnizonu, informując go, że wszystkie zastrzeżenia zostały przekazane podpułkownikowi Smutnemu.

- Ale u nas nie ma oficera o takim nazwisku – odpowiedział dowódca. Pułkownik spojrzał przenikliwym wzrokiem na mnie, a ja zrobiłem minę najbardziej możliwą ze smutnych. Poruszył tylko szczękami i milczał.

Nie wiem jak dalej potoczyłoby się moje wspieranie, bowiem niespodziewanie zostałem wezwany do Wrocławia. Czekały na mnie kolejne pilne i bardzo ważne zadania.


***


Kilka tygodni później w Domu Wojska Polskiego w Warszawie odbywała się kolejna Wojskowa Sesja Literacka. Zwyczajowo jak każdego roku brałem w niej udział. Wieczorem podczas części artystyczno-rozrywkowej odbył się recital Jana Jakuba Należytego, współpracującego wówczas z wojskiem poety, piosenkarza i satyryka. Po koncercie minibankiet. Obok mnie usiadł zaprzyjaźniony ze mną dr Paweł Soroka, wówczas członek Narodowej rady Kultury, a jednocześnie przewodniczący Krajowej Rady Robotniczych Stowarzyszeń Twórców Kultury (obecnie profesor). Za Pawłem miejsce zajął Jan Jakub Należyty, dobry znajomy Pawła. W pewnym momencie Soroka chciał nas sobie przedstawić, ale jego sąsiad szybko wstał, podał mi rękę i powiedział: Jan Jakub Należyty. Wtedy przypomniała mi się niedawna sytuacja z Biedruska, więc bez głębszego zastanowienia się odpowiedziałem: Jan Stanisław Przyzwoity.

Paweł o mało nie parsknął śmiechem, ale nie puścił pary z ust. Po kilku latach na jakiejś imprezie przypadkowo spotkałem Jana Jakuba Należytego. I znowu przedstawianie, ale prezentacji dokonywała wówczas osoba trzecia. Należyty spojrzał na mnie zaskoczony i zapytał: A kiedy pan zmienił nazwisko?

  Contents of volume
Comments (10)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Świetne opowiadanie janko.Masz wspaniałe poczucie humoru :)
avatar
Janko w nowej odsłonie. I to się chwali.
Narodowa rada Kultury chyba mniej ważna od Krajowej Rady Robotniczej.
Ech, robotnik to kiedyś wielkie panisko był... teraz to zwykły robol. :)
avatar
Theodorze, Narodowa Rada Kultury, a nie Narodowa rada Kultury. Zapewniam Pana, że był to niezwykle ważny organ kształtujący politykę kulturalną państwa. Dzisiaj czegoś podobnego nie ma. To nie byli zwykli robole, a przynajmniej Krajewski takim robolem nie był.
avatar
Przepraszam Nie zauważyłem, że słowo "Rada" napisałem małą litera. To mój ewidentny błąd!
avatar
Uśmiechnąłem się, lubię autentyki, wspomnienia :)

PS. do Tadeusza - nie trzeba sobie wyobrażać, to autentyk:
Polska biatlonistka Małgorzata Ruchała kilka lat temu wychodziła za mąż za narciarza Piotra Bosko. Na pytanie dziennikarza odpowiedziała, że nie będzie nosiła podwójnego nazwiska :)
avatar
Dziękuję za komentarze. A jak było ze słynnym druhem Boruchem? Nie ma druha Borucha!
avatar
Janko, lubię (także) Twoją prozę :)

I mam szczęście, bo w mojej domowej biblioteczce jest zbiór Twoich opowiadań "Przyjaciele z dzieciństwa" obok dwóch tomików z limerykami, oraz przepiękne wiersze "Wrocławskie Spotkania". Wszystkie z Twoimi dedykacjami :)
avatar
Mam dwóch rodzonych wielkich braci - emerytowanych oficerów LWP i akurat te klimaty znam także z własnego rodzinnego bardzo z kantami "okrągłego" niezwykłego stołu
avatar
Wracam, bo drąży mi w głowie kropla niepewności, jak z rynnowego gargulca tuż po burzy...
Nie byłem nigdy w wojsku, bo jak mnie zobaczyli na komisji wojskowej, to od razu, w razie wojny, skierowali mnie do zadań w schronie przy dzieciach i kobietach... z naciskiem na kobiety... oczywiście. Po tej szkole, którą skończyłem, powinien zostać saperem-minerem, a zostałem damskim bawidamkiem w... schronie :) Taki wojenny kaowiec.
Janko chyba nas robi w jajo, albo w kwadraturę jaja.
Jedzie na ćwiczenia bez określonych zadań?
Pułkownik go myli z majorem, a co w ogóle z dystynkcjami?
A jeśli nie był w mundurze, to się nie wylegitymował w dowództwie?
Coś ta historia zdaje mi się być wyssana z wydmuszki po jajku.
No, chyba że to specjalne jednostki wojska, o niejawnych schematach działania.
Nie byłem w wojsku i być może się mylę:)
Moja przygoda z wojskiem, to kategoria "D", o specjalności... schrony i bunkry.
Pozdrawiam :)
avatar
Sir-Theodor, nie przeczytałeś dokładnie, więc nie zrozumiałeś. A ponadto przesadzasz ze wzrokiem sztabowców z MON.
© 2010-2016 by Creative Media