Go to commentsMoje wybory
Text 41 of 51 from volume: poważne historie
Author
Genrenonfiction
Formarticle / essay
Date added2018-06-02
Linguistic correctness
Text quality
Views1593

MOJE WYBORY

Dożyliśmy czasu, gdy preferencje polityczne są utajniane i ja to rozumiem, bo oto pracodawca może sekować pracowników, którzy nie głosują na jego patronów. Czy to znaczy, że idąc ulicą tydzień przed wyborami mogę być spokojny, bo nie spotkam jakiegoś namolnego typa, akwizytora politycznego? Obawiam się, że nie. A moje preferencje są dość nietypowe i tylko dwa razy zdarzyło mi się głosować, tak jak większość. Potem … - do dziś plasuję się w grupie wyborców, która jest blisko tak zwanego błędu statystycznego.


W referendach uczestniczyłem wszystkich, jakie się zdarzyły, bo nie iść na referendum, gdy władza pyta podatnika ( w obywateli raczej nie wierzę) o to czy tamto, to dopiero brak obywatelskiej odpowiedzialności, to  więcej: akceptacja swej niewolności. Po ostatnim pomyślałem nawet, że tym, którzy nie byli na  referendum powinno się zabronić udziału  w zbliżających się wyborach, bo mimo spełnienia kryterium wiekowego i posiadania dowodu, ci ludzie są po prostu nieodpowiedzialni i mentalnie niepełnoletni. Spokojnie, spokojnie, kierowała moimi myślami wtedy złość na to, że wystarczy 596 zwolenników, by przelicytować prawie 28 tysięcy przeciwników. Bo tak mamy skonstruowaną ordynację, by promowała   nieodpowiedzialne mniejszości.

Za pierwszym razem głosowałem tak jak większość. Była odpowiednia frekwencja, by uznać je za ważne, ale władza nie była do tego zobligowana i skoro wynik był daleki od oczekiwanego przez rząd i partię, no to go olano. Był 87 rok. Jaruzelski i balcerowicze  postawili na opcję, że społeczeństwo jednak ma się przygotować na kolejne wyrzeczenia i te stały się doświadczeniem powszechnym.

Za drugim razem głosowałem już jak mniejszość i dlatego nasze zdanie odrzucono, chociaż władza wciąż nie była zobligowana do uznania wyniku referendum za wiążące, ale tym razem wynik jej pasował, więc krzyknęli: Wygraliśmy! Obowiązująca dziś konstytucja jest moim zdaniem gorsza od tej komunistycznej, bo tamta dawała nam wolności ( niuans: nie przestrzegano ich – władza miała w dupie konstytucję), zaś ta dzisiejsza przyznaje nam wszystko warunkowo – tak, ale jeśli coś tam coś tam, to władza nie jest już zobowiązana. Być może byłem w tej mniejszości, która projekt  obecnie obowiązującej przeczytała i wiedziała o co w niej chodzi. Tak, przeczytałem i nową, i starą, porównałem je ze sobą.  No dobra, minęło 21 lat i jakoś nauczyłem się z tym żyć.

Za trzecim razem głosowałem już jak absolutna mniejszość. Odrzuciłem obie możliwości. Oddałem głos potocznie określany jako nieważny, czyli ani za ani przeciw, bo obie opcje nie były dla mnie dobre.  Myślałem, że jeszcze nie czas na taki wybór. Za mało wiedziałem, by decydować: tak czy tak?

Widziałem plusy i minusy. Tym razem znalazłem się w grupie wyborców pominiętych w rozważaniach. I znów, choć władza nie była zobligowana do uznania wyniku za wiążący, to skoro jej pasował, to znów krzyknęli: Wygraliśmy! I jesteśmy w UE. Dziś widzę, że są minusy, ale plusów jest więcej. Choć kierunek, w którym UE zmierza sprawia, że plusy blakną, a minusy się stają wyrazistsze.

Ostatnim razem, to lokalna historia, kielecka, znów głosowałem tak jak większość. Co z tego, skoro wystarczy 596 zwolenników, by utrzymać się u władzy.  A ordynację mamy taką, że tylu jest ważniejszych niż prawie 28 tysięcy przeciw. Bo ordynacja staje w obronie tych, których tak wielu nie chce u władzy i pozwala im wygrać przy niskiej frekwencji.


Prezydent jakoś specjalnie do życia potrzebny nie jest mnie i dlatego na takie wybory wybrałem się dwa razy. Pierwszy raz, gdy kandydat, na którego chciałem postawić,  zginął( ?) w wypadku samochodowym w przeddzień. Wielu moich znajomych wtedy głosowało na niego – czarny humor: dobry prezydent to martwy prezydent. Ale ta śmierć w przeddzień, gdy nie zdążono go wyeliminować z list kandydatów może być źródłem wielu teorii spiskowych.

A potem byłem w 2010 roku, by skreślić obu i znów oddać tak zwany nieważny głos. Bo  dla mnie nie jest głosem rozsądku to, że głosuje się na tego przeciw tamtemu. Skoro ten ma tylu zwolenników, to niech ich glosami wygra, ale potem stara się o pozyskanie innych, skoro tak słabo wygrał, albo spada ze stołka.


Parlament, skoro nie mamy demokracji bezpośredniej ( co przy obecnych środkach technicznych jest osiągalne społecznie, technologicznie i jest do realizacji, ale czego boją się „reprezentanci” suwerena) też jakoś słabo  początkowo mnie kręcił i nie wierzyłem w te zapewnienia, że skoro nie głosuję, to nie mam prawa narzekać. Sprawdziłem. Co z tego, że głosuję, skoro nigdy nie miałem reprezentacji parlamentarnej. Nikt  z tych, na których zdecydowałem się oddać  głos nigdzie się nie dostał, nie miał wpływu na prawo stanowione, więc … Dupa sraka i 3 hemoroidy.

Tak zwane pierwsze wolne wybory i w Kielcach do wyboru 3 opcje: PZPR i koledzy, „Solidarność” i koledzy, a poza tym KPN – na liście goście w moim wieku, a więc nie przeżarci tym syfem, nie zakażeni i pani na senatora, o której myślałem ciepło. Oddałem głos na KPN, ale nie mieli nic do powiedzenia w tym rozdaniu i zostali wyautowani.

Potem długo dałem sobie spokój z tym chodzeniem na wybory. Rozmawiałem z tymi, i tamtymi o tym, kto kandyduje, i wniosek z tych rozmów był jeden: gnoje, którzy na poziomie lokalnym przestali być akceptowani postanawiali wspiąć się o szczebel wyżej i kandydowali. Po prostu nie było z czego wybierać.  A kiedy już zacząłem na wybory chodzić skreślałem wszystkich jak leci, bo nikt z nich nie nadawał się mojego reprezentanta i nie mogłem po takiej postaci oczekiwać niczego dobrego. Po prostu nie warto. Głos nieważny.

Potem głosowałem na. PPP. I Razem. Ale nikt z nich nigdzie się nie dostał. Żadnej legalnej szansy na zmianę tego układu.

Czemu skierowałem swój wzrok na lewo przy okazji takich wyborów, mimo, że serce moje z prawej jest strony? Bo oferta bóg z pakietu chrześcijaństwo nie jest dla mnie atrakcyjna. A tyle socjalnie mogłem oczekiwać od  kandydatów, którzy frazesy mieli na ustach, ale swoich pracowników traktowali jak islamskich wyrobników. Jak obcych. Bo prawo im na to pozwala, albo im tego nie utrudnia. Innych ofert z prawej strony nie znalazłem.


To jakoś niepokojąco zbiegło się w czasie – te nowe regulacje o ochronie danych osobowych i nadchodzące wybory. Ale mam nadzieję, że to poskutkuje tym, ze na ulicy nie będę musiał opędzać się od tych, OD TYCH namolnych co to dzieci swoje wysyłają ( znalazłem się w takiej sytuacji: tatuś/kandydat stał przy stoisku, a na ulicy krążyły jego dzieci i zaczepiały przechodniów – jak rumuńscy żebracy), byle się tylko dostać tam, gdzie już nie będziemy mieli nam nimi kontroli i tylko będziemy musieli na nich łożyć.

Wcale nie chciałem, żeby wygrywali., gdy na nich głosowałem – mówię o PPP i Razem.  To byłoby jeszcze gorzej niż jest, tak to widzę. Spojrzałem wstecz, rozejrzałem się wokoło i  zamknąłem oczy: żadnej nadziei na zmianę, teraz i w najbliższej przewidywalnej przyszłości. Wyglądam dobrze punktującej władzę opozycji, ale nic, czysto na horyzoncie. Dlatego dawałem poparcie radykałom, by trzymakom tego, co się teraz  dzieje, powiedzieć : NIE. Ale chciałbym ich widzieć wytykających w sejmie premierowi to i tamto. Żeby oni byli w roli mówiących, że tak ma być, przeciwko temu bym się sprzeciwiał  – ale jako opozycja: proszę bardzo, chętnie bym ich tu widział.

Bo oni powinni patrzeć tam, gdzie nie patrzą tamci. TAMTĘDY .Taam tę dyyyyyyy! I tak działać- nie walić na odlew, ale przydziabać w łydkę.


Zbliżają się wybory, a większość kandydatów okaże się niktami, którzy dostaną się tam przypadkiem i będą przerażeni tym faktem. Widziałem listę i  sondaż  kandydatów na namber łan Kielce : i co to za wybory, gdy nie ma w kim wybierać? Gdy do wyboru jest tylko źle albo jeszcze gorzej? Smutne to, tym bardziej, że wokoło wciąż jest wielu tych powtarzaczy, że ten, kto nie glosuje, nie ma prawa narzekać. Głosowałem, wielokrotnie – w tych samorządowych zawsze – ale ilekroć mój głos był wśród większości, był ignorowany. Ale najczęstszą sytuacją, jaka mnie spotykała było minięcie się z polityczną popkulturą i dokonanie niepopularnych wyborów. Idąc do wyborów chciałem zmiany, a nie kontynuacji w nieco tylko zmienionej formie.

Pewnie znacie takich, którzy powiedzą, że powinienem głosować na tych, którzy mają szansę się dostać tu i tam. Oni tęsknią do PRL –u, bo to wtedy się tak głosowało. A ja do prylu nie tęsknię i nie będę glosował na tych, którzy mają szansę się dostać. Będę wybierał tych, którzy chcą zmienić to, co jest. Ze świadomością, że większość postawi na takich, którzy dalej pozwolą nam żyć w tym znanym i oswojonym smrodku.


  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Oh, zapomniałem o tym referendum o JOW -ach. Głosowałem. Przeciw JOW -om.
avatar
Trawestując, rzekłbyś, że wszystkie nasze wybory prowadzą wyłącznie do Rzymu, a ten z siłą wodospadu - jak ta Niagara - prosto na manowce.

Dlatego ja stawiam na Tomka banana
avatar
Poważniejąc jednak, powiem, co następuje:

przy każdym podejściu
wybierajmy nie ogranego

dzidziusia felusia
nie jego wujaszka
zawsze zenia
do rychłego do widzenia

a

KOBIETY!
SĄ GORĄCE!
WOOOOOW!


a czemu je-je-je?



i tylko je-je-je??

bo mają w genach
naturalną smykałkę
do

gniazdka
wygodnego
wicia

z chaosów wszechoceanu
wyłonił się nie
pogubiony
waleczny acz
Adam
lecz

no, kto? no, kto? no, kto?

A-fro-dy-ta!

KOBIETY!
SĄ!
GORĄCE!

WOOOOOOOW!
© 2010-2016 by Creative Media