Go to commentsSocial media (cz.2)
Text 10 of 37 from volume: Opowiadania
Author
Genrehorror / thriller
Formprose
Date added2018-06-08
Linguistic correctness
Text quality
Views1036

W windzie rozkoszował się jej zapachem, który potwierdzał wszystko to, co o niej wiedział. Niemal czuł, z czego się składał oprócz typowych elementów perfum. Byli w nim kochający rodzice, którzy stworzyli bezpieczny dom, radość życia. Nie było wielu życiowych błędów, a traumatycznych przeżyć, które jak toksyna zmieniają odczyn zapachu człowieka, nie było wcale.

Dlatego Justyna była taka cenna.

– Hahaha, wiedziałam – powiedziała, kiedy wysiedli z windy i poszli jeszcze wyżej, na poddasze zaadaptowane na mieszkanie.

– Lokum jak na prawdziwego malarza przystało. Proszę. – Wpuścił ją do środka.

Już w progu widział, że była oczarowana zalaną słońcem przestrzenią pracowni. Wkroczyła do niej z przyjemnością. I chyba nawet zapach kadzidełek zmieszany z wonią drewna i farb przypadł jej do gustu.

Stanęła na środku.

– Jesteś taka czysta – powiedział i zamknął drzwi.

Zmarszczyła brwi, dziwnie to zabrzmiało. Obserwowała go. Nie przekręcił zamka, więc spokój wrócił.

– Nie patrz jeszcze na obrazy – powiedział.

Zbliżył się. Przyglądała mu się uważnie. Coś się w nim zmieniło, ale nie wiedziała co. Nie czuła zagrożenia, raczej ciekawość. Pomyślała, że jego zachowanie musi być ekscentryczne, w końcu jest artystą.

– Kiedy zaczniesz oglądać, myśl o swoich najskrytszych tajemnicach, pragnieniach, fantazjach – powiedział.

Uśmiechnęła się i przytaknęła.

– Ciekaw jestem, co zobaczysz.

Wycofał się i stanął przy stole, żeby zrobić jej miejsce na przechadzanie i obserwować jej reakcje.

– Tyle obrazów. I ty narzekasz na brak natchnienia?

– Już nie. Najpierw patrz. Potem będziemy mieli dużo czasu na rozmowę.

Zaczęła od lewej strony. Posłuchała, myślała o swojej fantazji erotycznej, której nigdy nikomu nie ośmieliła się zdradzić, a już na pewno spełnić.

Jednak to, co docierało do niej z obrazów sprawiło, że fantazja szybko schowała się głęboko w głowie. Z tych dzieł na pewno nie emanowały pozytywne uczucia. Wyzierało z nich jakieś mroczne wynaturzenie. Pomimo że to abstrakcja, Justyna miała wrażenie, jakby oglądała zamordowane bestialsko zwierzęta, jakie widuje się na udostępnianych zdjęciach na Facebooku, albo otwarte zwłoki ludzkie. Poczuła chłód do artysty, a jego nieśmiałość nie wydawała jej się już słodka. Raczej zastanawiająca.

Musiał działać szybko, póki była skupiona, a jej niepokój nie był jeszcze nerwowy. Na zastawionym malarskimi przyborami stole, wśród palet i pojemników z pędzlami, stała brązowa butelka z eterem, obok leżała gaza. Odkręcił dyskretnie flaszkę i chlusnął na materiał.

Okrucieństwo, które biło z obrazów, coraz bardziej rozstrajało skupiony umysł dziewczyny. Nikomu nie lubiła sprawiać przykrości, ale miała już dość oglądania. Chciała się odwrócić, żeby spojrzeć na to dziwadło, za jakie już uważała Sebastiana, i powiedzieć, że chce wrócić do kawiarni, ale w tym momencie poczuła szarpnięcie do tyłu i coś miękkiego, co bardzo mocno przylgnęło jej do twarzy. Zdziwiła się zwyczajnie, ale tylko na ułamek sekundy, bo w głowie wybuchło przerażenie.

Była wyższa od niego, ale nie cięższa, więc wyginał ją do tyłu, ciągnąc za głowę, przez co trudniej było się wyswobodzić. Próbowała ze wszystkich sił, a w jej umyśle jak stroboskop błyskała świadomość tego, co się działo, oświetlała zignorowaną wcześniej, rozpaczliwie oddalającą się myśl, żeby tu nie przychodzić. Sebastian trzymał mocno, nie puszczał, dopóki na jej umysł nie spadła zasłona, której nie mogła powstrzymać.

Siedział obok niej i łapał oddech. Leżała na boku. Gdyby nie Valeri i reszta bandziorów, nie spieszyłby się, miał mnóstwo eteru.

Wstał, przekręcił zamek w drzwiach i rozebrał się do naga. Stał nad nią ze sztyletem w dłoni. Jej rozrzucone na deskach włosy wyglądały jak kwiaty wysypane z przewróconego wazonu.

– Piękna.

Odciął kępkę włosów tuż przy głowie i palec wskazujący. Każdy ostatni obraz serii miał ukryty włos muzy, zatopiony w farbie i odcisk palca. To dodawało zwieńczeniu życia, autentyczności.

Ranę zakleił taśmą, a krew z podłogi starł. Rozebrał dziewczynę i znowu obserwował. Podniecała go chwila przed dotykiem, świadomość, że może z nią zrobić, co zechce, że zobaczył i za moment posiądzie na własność ciało, które pielęgnowała każdego dnia. A najbardziej ekscytowała myśl, że miała rodziców, matkę, która kochała i zrobiłaby wszystko, żeby ocalić córeczkę za wszelką cenę, nawet własnego życia.

Usłyszał swoją matkę: ‘Po co mi takie gówno!’

– Twoja mama byłaby dumna? Jak myślisz? Staniesz się niesamowitym dziełem, nieśmiertelnym. Pewnie chciałaby o tym wiedzieć.

Nie śpieszył się. Najpierw dotknął palcem jej ust, wsunął do środka i przesunął po zębach, potem wodził po szyi, piersiach i brzuchu, jakby badał linie, które przeniesie na płótno. Nie była już kobietą, którą uwodził, ale tworzywem, materiałem do pracy. To był czas, by podziwiać formę, w której zamknięte było jej wnętrze, myśli i osobowość, poczuć, jaka jest w smaku, zapamiętać jak najwięcej i zrobić dokumentację do pozostałych obrazów.

Filmował każdy centymetr jej ciała, robił zdjęcia zakamarkom. Wąchał i zapisywał na kartce różnice intensywności zapachu. Potem przyszedł czas na smak. Musiał mieć jak najwięcej danych.

Zaglądał wszędzie, w każdą najgłębszą intymność, ściskał i rozciągał, był przy tym niedelikatny, jakby była indykiem, którego trzeba przygotować do pieczenia. Gdyby się obudziła, byłaby mocno obolała.

Widzę cię teraz dobrze, moja piękna.

Nie czuł przy tym seksualnego pociągu, wręcz nie wyobrażał sobie tego. Obiekt seksualny nie mógł być tworzywem i odwrotnie.

Podniósł z podłogi sztylet i stał z nim chwilę. Chciałby ją otworzyć, poczuć, jak życie uchodzi z ciała, nieuchwytna iskra, której nie sposób zobaczyć. Na pewno poczułby ekstazę tak silną, że wryłaby się w psychikę na bardzo długo, jak z kilkoma kobietami wcześniej. Ale tym razem nie mógł, zabronili mu. Odłożył sztylet na stół.

Kiedy już zadowalająco wymęczył nieświadomą Justynę, napisał do Valeriego.

„Zapraszam”

Po kilku minutach zadzwonił domofon.



– Fajna dupa – powiedział jeden z nich.

– Założyłeś gumę, mam nadzieję? – zapytał Valeri.

– Nie jestem gwałcicielem, za kogo ty mnie masz?

– Za największego świra, jakiego znam. Nie jesteś gwałcicielem, ale każdy otwór spenetrowałeś dokładnie, co? I standardowo paluch urżnięty.

Nie odpowiedział. Ktoś tak nieczuły nie zrozumie artysty.

Mężczyźni wyciągnęli z toreb fartuchy zapakowane w plastikowe worki i zaczęli się przebierać.

– Zabierzemy całe oczy, nie będziemy się bawić w wycinanie – powiedział Valeri do jednego z mężczyzn.

– Oczy też się przeszczepia? – zapytał Sebastian.

– Rogówkę. Mamy klienta na nerki, wątrobę, trzustkę, nawet na serce. Sporo zarobisz, świrze.

– Nie jestem żadnym świrem, tylko artystą. Jak nie rozumiesz sztuki, to się nie wypowiadaj – powiedział przez zęby. – Trzeba usunąć jej konto.

– Już wysłałem wiadomość do znajomka z CBŚ, śladu nie będzie, jak zawsze.

Zanim ktoś zacznie jej szukać i będzie chciał zajrzeć na Facebooka, gdzie gościł amant artysta, po koncie Justyny i całej zawartości, łącznie z kopiami, nie będzie śladu.

– Chcę jeszcze ją obejrzeć, kiedy skończycie – powiedział Sebastian. – I następnym razem chcę widzieć, jak kroicie.

Zabierają serce.

– Może i nie rozumiem sztuki, szczególnie twojej, ale ty naprawdę jesteś chory – powiedział Valeri.

Wezmę język.

Sebastian zignorował obelgę. Patrzył, jak podnieśli bezwładną dziewczynę i wnieśli do zdezynfekowanego pokoju, w którym od wczoraj paliły się ultrafioletowe lampy.

Czekał pod drzwiami, aż wykroili z niej wszystko, jak z prosiaka w rzeźni, nawet nie zwrócili uwagi na moment jej śmierci. Tego żałował najbardziej. Nie zobaczył pięknego, czystego aktu destrukcji.

Potem nasycił oczy tym, co zostało i dokończył dokumentację.



***



Do wystawy zostały niecałe dwa tygodnie. Pokaże na niej cztery ostatnie serie, cztery kobiety, a Justyna będzie zwieńczeniem. Zresztą od jej imienia nazwał tę wystawę – Justine.

Zaczął już szukać nowego tworzywa na Facebooku. Przeglądał profile, komentarze młodych kobiet. Na kilka odpowiedział zaczepnie. Wypatrywał w ich słowach tego czegoś. Nie śpieszył się. Natchnienie po Justynie wciąż było żywe, ale nie chciał znów za długo czekać. Paskudnie było nie czuć weny.

Stał przed ostatnim obrazem i podziwiał swoje dzieło.

– I co, jestem zerem?! Dnem?! Widzisz to, mamo?! Tylko ja potrafię tak tworzyć. Tylko ja!


  Contents of volume
Comments (6)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Tworzenie czegokolwiek metodą fizycznej destrukcji /tutaj zbrodni/ nieuchronnie prowadzi każdą sztukę

wraz z jej twórcą


prosto

na manowce

i

na dożywocie odsiadki

za kratki
avatar
Beztroska młodość


(patrz młodzi bohaterowie tego thrillera)

N I C Z E G O na błędach swoich starych się nie uczy,

więc nie ma żadnej progresji, i to dlatego jako ludzkość jak te barany od tysiącleci stoimy w tym samym miejscu.

To bardzo mroczne echo, daleki pogłos jeszcze z prebiblijnych czasów, wciąż na nowo powielanych przez wszystkie kolejne generacje.

Perwersyjny, na amen zrośnięty z całą tkanką tego horroru /dyskretnie między wierszami ukryty/ otwarty współczesny mizoginizm na wszystkich tych social mediach


(patrz nagłówek i tekst)

dowodzi, jak


- MIMO POWSZECHNEGO WYCHOWANIA I EDUKACJI! -

jak głęboko odhumanizowały się nasze /nieludzkie/ relacje człowiek-człowiek.

Bo czym tak naprawdę /tutaj w opowiadaniu!/ zajmują się ci wszyscy dzisiejsi na oko dobrze rokujący, eleganccy od Gucciego wyperfumowani, na oparach opium nieźle prosperujący polscy artyści

i ci ich wszyscy anonimowi

zakamuflowani tuż za twoimi drzwiami

z maczetami, z tasakami, z brzytwą

sponsorzy

?!

Ekranizacja tej /gotowej do masowej edycji/ Prozy sama aż się prosi
avatar
Odwieczny popyt-wilczy apetyt wśród naszej od zawsze nawalonej napitej gawiedzi całego świata na krwawe makabryczne

- koniecznie z udziałem ofiar-pięknych młodych niewinnych i maksymalnie roznegliżowanych kobiet! -

popyt na takie tylko - prosto z rzeźni - sceny

- to żaden dzisiaj (patrz data publikacji) wynalazek.

Ten koszmar z ul. Wiązów

(vide amerykański z 1984 r. hit o tym właśnie tytule)

cały ten nieustający na okrągło we wszystkich social mediach ogłupiający ociekający krwią i mordem serial w naszym /także tutaj polskim/ pochlastanym miasteczku Twin Peaks

(D. Lyncha z 1990 r.)

- żeby wymienić pierwsze lepsze z tego żanru pozycje -


ciągnie się za nami już od Mroków Praczasu.

Dla nowonarodzonych generacji nie ma w tym ż a d n e g o światła
avatar
To dlatego nowoczesne, świetnie wykształcone o szerokich horyzontach kobiety NIE MOGĄ rodzić dzieci
avatar
W słynnej naszej starej /z 1914 r./ żołnierskiej

pięknej jak ułański mundur

piosence słyszymy takie oto wieszcze słowa:

WOJENKO! WOJENKO!
CÓŻEŚ TO ZA PANI,
ŻE ZA TOBĄ IDĄ,
ŻE ZA TOBĄ IDĄ
CHŁOPCY MALOWANI?!

Chłopcy malowani z pieśnią na ustach i z przytupem idą na rzeź,

której odwiecznymi ofiarami od zawsze są


- starcy,

- inwalidzi,

- kobiety

- i dzieci.

I co ma tutaj piernik do wiatraka
avatar
We wszystkich religiach świata k a ż d a forma przemocy wobec drugiego człowieka jest


karalna.

To po co my-chrześcijanie - i w jakim celu?! - za grube miliardy subsydiujemy

piękne zawsze tylko młode płci męskiej prężne

wojsko

NA KOSTARYCE NIE MA ŻADNEGO WOJSKA
© 2010-2016 by Creative Media