Go to comments2. Martwe wspomnienia
Text 2 of 3 from volume: Purpurowy Księżyc
Author
Genrefantasy / SF
Formprose
Date added2011-11-25
Linguistic correctness
Text quality
Views2313
Biegnąc przez las, skupiam się na wspomnieniach, nie na bólu, który dosłownie rozrywa mi mięśnie. Pierwszą osobą, która przychodzi mi na myśl, jest Logan. Pamiętam jak się poznaliśmy. Mieliśmy wtedy po kilka lat. Byliśmy nierozłączni. Do czasu, gdy Logan musiał wyjechać do szkoły. Nie widzieliśmy się bardzo długo. Kiedyś przyszedł do nas sam ojciec Logana, pan Maverick. Zobaczyłam go z okna pokoju. Nigdy nie przychodził osobiście, więc początkowo zlękłam się czy nic się nie stało pani Maverick. Zbiegając po schodach, zauważyłam, że ojciec już rozmawiał z niespodziewanym gościem. Obaj byli uśmiechnięci, z czego ten drugi bardzo czymś podekscytowany. Widząc ich rozradowane twarze, kamień spadł mi z serca. Już miałam wracać do pokoju, gdy ojciec zawołał mnie i kazał zejść do siebie. Zastanawiałam się, co też chcą mi powiedzieć i co ich tak podekscytowało. Zeszłam i ukłoniłam się. Pan Maverick spojrzał na mnie uważnie, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. Zdziwiona jego reakcją, nie wiedziałam jak się zachować, ale zaraz uśmiechnął się przyjaźnie i zapytał czy nie chciałabym do nich wstąpić i napić się herbaty. Poprosiłam tylko o chwilę na przygotowanie, po czym poszłam po płaszcz. Odchodząc, słyszałam szepty panów. Po kilku minutach stałam gotowa przy naszym sąsiedzie. Spostrzegłszy, że możemy wychodzić, ojciec Logana skłonił się mojemu, na co tamten serdecznie uścisnął mu dłoń.  Siedząc w domu, nie zauważyłam, że dzień był wyśmienity na spacer. Jesienny krajobraz napawał mnie optymizmem. Nigdy nie przepadałam za słońcem. Preferowałam wiatr i deszcz - znaki nadchodzącej jesieni. Klony wyglądały cudownie. Czerwone, pomarańczowe i żółte liście wirowały dookoła nas niczym nasionka dmuchawców. Korony drzew mieniły się najrozmaitszymi barwami niczym łuski smoka. Powiał ciepły wiatr, przeganiając ostatnie chmury na niebie, ukazując słońce. Ubrana w ulubioną sukienkę w kratkę wyglądałam dość skromnie przy moim eleganckim towarzyszu. Jednak dzięki wykwintnemu płaszczowi nie było najgorzej. Przez prawie połowę drogi milczeliśmy, gdy nagle pan Maverick powiedział: - Kochana. Ślicznie wyglądasz. Mam nadzieję, że o tym wiesz. A dziś jest wyjątkowy dzień dla ciebie i dla mnie.Zaskoczona podziękowałam, ale poprosiłam o wytłumaczenie przyczyny naszego szczęścia. - O, tego nie mogę ci powiedzieć, moje drogie dziecko. Dowiesz się wszystkiego jak dojdziemy. - spojrzał na mnie z miną dziecka, które rozpakowuje wielką niespodziankę. Pamiętam, że rozmawialiśmy wtedy o pogodzie. Właśnie mijaliśmy rzekę, gdy pan Maverick zaczął się głośno śmiać. Wzruszyłam ramionami i podążyłam jego śladem. Kilka chwil później roześmiani, przekraczaliśmy furtkę państwa Maverick. Wejście wyglądało jak z bajki. Obrośnięte bluszczem, dodawało jakiegoś tajemniczego uroku. Minąwszy ogród, drzwi otworzył mi odźwierny. Wchodząc do domu, poczułam woń, jakiej jeszcze nie znałam. Silny, świeży zapach. Za każdym wdechem coraz bardziej chciałam w nim utonąć. Łapczywie chłonęłam nową woń, która powoli zaczęła się mieszać z aromatem pieczonej kaczki. A więc mój towarzysz nie kłamał. Coś ważnego działo się w tym domu. Szybko zapomniałam o nowym zapachu i skierowałam się do salonu, przywitać gospodynię. Myślałam właśnie nad tą wielką okazją, gdy wchodząc do salonu, znów uderzył mnie nowy zapach. Jeszcze intensywniejszy niż przy wejściu. Z wrażenia usiadłam na najbliższym siedzeniu w chwili, gdy radosna pani Maverick podeszła do mnie i mocno przytuliła. Prawie ze łzami w oczach wskazała na młodego mężczyznę, stojącego tyłem do nas. Wpatrywał się w krajobraz za oknem. Widząc jej reakcję, nie miałam pojęcia jak się zachować. Czemu w ogóle płakała? Starsza kobieta tymczasem zaczęła energicznie gestykulować i skierowała się do wyjścia, zostawiając mnie sam na sam z nieznajomym. Była to doprawdy niezręczna sytuacja. Rozejrzałam się po pokoju. Nieco zdezorientowana, zaczęłam przyglądać się przybyszowi. Czarne, proste włosy opadały na kark, zakrywając uszy. Nie miał zbyt szerokich ramion, ale odgięte do tyłu dodawały mu dostojności. Stojąc wyprostowanym, wzbudzał swego rodzaju respekt. Ubrany na czarno wyglądał dość tajemniczo, co nawet mi się podobało. Wcześniej splótł dłonie na plecach, ale teraz skrzyżował ręce na piersiach i westchnął. Cała ta sytuacja wydawała mi się wysoce dziwna. Bałam się poruszyć w towarzystwie tego... nie wiedziałam, kto to był, więc nie mogłam oceniać. Moje rozmyślania przerwał ów jegomość, wieszając marynarkę na krześle. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności.   Uważałam, że przerwanie ciszy będzie nietaktowne i mogłoby rozzłościć mojego towarzysza. Nie śmiałam nawet zaczerpnąć głębokiego wdechu. Nie ukrywam, że bardzo mnie to kusiło, ponieważ zapach, unoszący się w pokoju dosłownie otulał mnie i jakby, błagał o oddychanie nim. Zapach, cisza i jeszcze ten nieznajomy doprowadzały mnie do obłędu! Już myślałam, że będzie to trwało wiecznie, gdy pani Maverick energicznie weszła do pokoju. Nie wiem czy zauważyła moje zakłopotanie, ale nawet, jeśli to nie dała tego po sobie poznać. Powiedziała tylko, że obiad będzie gotów za godzinę. - Będzie wyśmienity, kochanie - dodała. Myśląc, iż zwraca się do mnie, podziękowałam. Ale nieznajomy w tej samej chwili odpowiedział: - Dobrze, mamo. Oniemiałam. Nie miałam czasu na dłuższe domysły, bo przybysz usłyszawszy mój głos, odwrócił się ze zmarszczonymi brwiami. Nie potrafiłam się poruszyć! Gdybym otworzyła usta, wydobyłoby się niezrozumiałe dukanie. Serce zaczęło mi przyspieszać. Starałam się utrzymać powagę, zwolnić oddech przynajmniej. Wszystko na próżno!  Podczas, gdy nie mogła się ruszać, on po prostu rozpromienił się. Z jego przystojnej twarzy znikło wszelkie zmęczenie daleką podróżą i dało miejsca przeogromnej radości. Pamiętałam ten uśmiech, mój przyjaciel wrócił! W chwili, gdy postawił pierwszy krok w moją stronę, poderwałam się z miejsca jakby ktoś mnie uderzył.  Musiałam dziwnie wyglądać. Cała sztywna, gapiłam się na niego, a łzy ciurkiem leciał mi z oczu. W jednej chwili znalazł się przy mnie. Teraz już całkowicie nad sobą nie panowałam. Jak małe dzieci krzyczeliśmy swoje imiona, jakbyśmy nie dowierzali, że stoimy naprzeciw siebie. Ujął moją twarz w dłonie i otarł łzy, które teraz leciały niczym z wodospadu. Patrząc na niego, czułam jakbym przez te wszystkie lata była duchem, któremu w końcu pozwolono oglądać Niebieskie Jeruzalem. Łzy cały czas leciały, a Logan wycierał je i starał się mnie uspokajać. - Nie pamiętam, żebyś miał niebieskie oczy - śmiałam się przez łzy. - Takie jak twoje. Nie pamiętasz? Jednak wtedy myślałam nad tym, czy naprawdę nie jestem w niebie.W niebie nie ma łez, pomyślałam. Uśmiechnął się znowu, a moja dłoń sama podniosła się do jego włosów. Poczułam mrowienie pod palcami. Ale najważniejsze dla mnie było to, że mogłam głęboko oddychać.  Jego zapach zaczął wypełniać mnie od środka. Mniej więcej tak wyglądało nasze spotkanie: ja płakałam, on śmiał się i głaskał. Nie mam pojęcia, ile tak staliśmy. Zapewne trwalibyśmy dalej, gdyby nie pani Maverick, która ogłosiła, że obiad już gotowy. Wcale nie wyglądała na zaskoczoną widokiem przytulonych młodych ludzi, z których jeden był jej synem. - Tylko proszę, pospieszcie się - ponagliła z uśmiechem. - Za chwilkę będziemy, mamo. Po wyjściu swojej matki dodał: - Nie wiesz jak się cieszę, że znów jesteśmy razem. Cała czerwona ze wstydu, odpowiedziałam, że nie spodziewałam się jego przyjazdu. - Nie miałem czasu na pisanie. Po skończeniu szkoły od razu wsiadłem do powozu i wracałem do domu. - otarł ostatnią łzę. - Nie płacz. Teraz wszystko będzie takie jak dawniej. Nie zamierzam wyjeżdżać przynajmniej przez następne dziesięć lat. Dzwonek na obiad przerwał dalszą rozmowę. Siadając przy stole, zauważyłam nowych gości. Byli to starsi państwo, dziewczyna i młody jegomość, których nie znałam. Jednak długo nie zajmowali mojego umysłu. Byłam skupiona na rozmowie z, pełną już, rodziną Maverick. Naprzeciw mnie usiadła matka Logana, obok na szczycie ojciec, a przy mym lewym boku młody pan Maverick. Teraz, z biegiem czasu, wydaje mi się to po prostu głupie. Jednak wtedy było to niesamowitym przeżyciem. Po krótkim przywitaniu i przedstawieniu się sobie nawzajem, zaczął się wystawny obiad. Podawano przeróżne mięsiwa, warzywa, owoce i ciasta. Wszystko było dokładnie opracowane: kolejność jak i kolory potraw. Stół nie wyglądał jak miejsce do spożywania posiłku, ale dzieło artysty. - Słyszałam, moja droga, że dziś przyjeżdża do was bardzo ważny gość. - pani Maverick spojrzała na mnie z uśmiechem.- Tak. Oczekujemy hrabiego Wiktora Quotermaina. - O! Cóż za wspaniała wiadomość. - kobieta wydała się zaskoczona - Zapewne przyjedzie do panny Gabrieli. To taki uroczy człowiek. - Bardzo wartościowy. Gabriela szanuje go za jego poglądy i zachowanie. Tak jak ja - dodałam. - Tak się cieszę. Stanowią śliczną parę. Znam naszego Wiktora jeszcze z czasów dzieciństwa. Przez miesiąc zajmowałam się jego chorą matką. Biedna kobieta zmarła na tyfus. Logan pamiętasz? Biegaliście po ogrodzie z małym Wiktorem. - Nie, mamo. Niestety nie pamiętam - odpowiedział, po czym zwrócił się do mnie: - A Gabriela uznaje tę znajomość? Popatrzyłam na niego zdziwiona i powiedziałam: - Oczywiście. Sądzę, że łączy ich coś więcej niż przyjaźń. Ponadto uważam, że Wiktor zamierza się jej oświadczyć. Być może już dziś - dodałam podekscytowana. Pani Maverick szybko podniosła głowę znad zupy i spojrzała na mnie. Oczy błyszczały jej dziecinną ciekawością. Już miała coś powiedzieć,gdy przybyły nowe dania. Nie pamiętam tych wszystkich wspaniałości, bo nawet gdybym nie była zajęta rozmową z panią Maverick i tak bym ich nie spamiętała.Punktem kulminacyjnym obiadu była ogromna kaczka. Została wniesiona przez dwóch służących na srebrnej tacy. Zapach i widok chrupkiej skórki tylko zaostrzył mój apetyt. Specjalnie nie jadłam przystawki i zupy. Logan chyba to zauważył, bo zaśmiał się tylko i odkroił mi spory kawałek. Zawstydziłam się. W naszej rodzinie obowiązywała tradycja, że pierwszy kawałek mięsa dostawała żona gospodarza- pani domu. Popatrzyłam ukradkiem na Mavericków i odetchnęłam z ulgą. Raczej nie znali tego zwyczaju, bo matka Logana nakładała sobie spokojnie kaczkę. Kaczka okazała się wyśmienita, ale coś mi przeszkadzało w spokojnej konsumpcji. Przez cały posiłek czułam na sobie uważne spojrzenie młodej kobiety. Z początku nie zwracałam na to uwagi, ale wraz z upływającym czasem, zaczęło mnie drażnić. W końcu przemogłam wstyd i spojrzałam prosto w oczy dziewczyny.Patrzyła na mnie cały czas, bez skrupułów. Lekko skośne oczy wskazywały obce pochodzenie, ale również upodabniały ją do wielkiego kota. Patrząc, zauważyłam jej wąskie, podłużne źrenice Przestraszyłam się, gdy ujrzałam w jej oczach gniew. Nie miałam pojęcia, co było jego powodem, ale odwróciłam wzrok. Później już tylko ukradkiem zerkałam na dziewczynę. Przez cały obiad miała zmarszczone brwi, ściśnięte usta i przymrużone oczy. Jej postawa powodowała we mnie stres i dziwne poczucie winy.Moją uwagę od kobiety odciągnął, towarzyszący jej mężczyzna. W przeciwieństwie do sąsiadki szeroko się uśmiechał. Jego dobry nastrój i szczery uśmiech, skłoniły mnie do rozmowy. Muszę zakończyć te wspomnienia! Czuję, że nie jestem sama! Ktoś mnie śledzi! Wyczuwam, że to jeden z naszych. Zwalniam do truchtu, by spotkać się z Albertem.
  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Komentarz podobny jak do części pierwszej. Wspaniała poza i bezbłędnie zapisana. Tylko podziwiać.
© 2010-2016 by Creative Media