Go to commentsPrzyjaciółki to my
Text 3 of 11 from volume: Opowiadanie dla dzieci
Author
Genreadventure
Formprose
Date added2018-09-21
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views2015

Przyjaciółki to my


— Popatrz, popatrz mamusiu, karetka pogotowia wjeżdża na naszą ulicę! — głośno zawołała przejęta i nieco przerażona mała Fela, łapiąc swą mamę za rękę i kurczowo się jej trzymając.

— Widzę, Felusiu. Ktoś ma dzisiaj smutny dzień, pewnie się rozchorował— powiedziała mama Feli.

Fela wybrała się z mamą odwiedzić swoją koleżankę Patrycję, która mieszkała dwie ulice dalej. Taki miały zwyczaj, że w każdą sobotę, albo Fela odwiedzała Patrycję, albo Patrycja Felę. I chociaż przez cały tydzień były razem w przedszkolu i nieraz nawet po przedszkolu, to nigdy nie miały siebie dosyć. Obydwie bardzo lubiły soboty, bo mogły się dłużej razem pobawić. A nieraz zdarzało się nawet tak, że w sobotę razem z rodzicami wyjeżdżały gdzieś za miasto. Ich mamy też lubiły soboty, i w tych dniach, też bardzo chętnie się spotykały, bo one również były przyjaciółkami od przedszkola. I zawsze też razem się trzymały — przez wszystkie lata. Razem chodziły do szkoły. Razem studiowały. I razem też pracowały jako nauczycielki w tej samej szkole.

Fela dochodziła z mamą do domu Patrycji. I nagle obie naraz z trwogą stwierdziły, że karetka pogotowia stoi właśnie pod Patrycji domem. Zaczęły biec. I kiedy dobiegały już do furtki przy ogrodzeniu, zauważyły, że dwaj sanitariusze wynoszą kogoś z domu. Obydwie wystraszyły się okropnie i wbiegły momentalnie przez furtkę do ogrodu. I wtedy zobaczyły, że na noszach leży Patrycja i płacze. Fela puściła mamy rękę i szybko doskoczyła do przyjaciółki.

— Pati kochana, co ci się stało? — spytała się wystraszona i również się rozpłakała.

— Upadłam ze schodów w piwnicy i chyba się połamałam — odpowiedziała Patrycja, łkając aż z płaczu.

— Cichutko kochana, zaraz przestanie ciebie boleć — uspakajającym tonem powiedziała Patrycji mama, która nagle razem z mężem wybiegła zza drzwi wyjściowych domu. — Widzicie, co się stało? Biedna Pati. Wracajcie do domu, bo my jedziemy razem z Pati do szpitala. Jak tylko coś będziemy wiedzieli, to zaraz zadzwonimy i damy wam znać.

— Nie płacz Pati! Zaraz pan doktor ci pomoże i będziesz zdrowa. I jak wrócisz ze szpitala, to ja zaraz do ciebie przyjdę i… będziemy się bawić — płaczliwym głosem wołała Fela za oddalającą się na noszach Pati.

Kiedy Fela z mamą wróciła już do domu, to cały czas siedziała przy oknie i wyglądała na ulicę, albo odwracała główkę i wpatrywała się w aparat telefoniczny. Była bardzo smutna, bo żal jej było Pati. Mama próbowała Felę pocieszyć i mówiła jej, że wszystko z Pati będzie dobrze, że tylko pan doktor zbada ją w szpitalu i na pewno pozwoli jej wrócić do domu. Obiecała jej nawet, że zaraz jak tylko Pati wróci, to pójdą do niej, i to bez względu na porę.

Było już pod wieczór, kiedy mama Pati zadzwoniła i powiedziała, że niestety Pati musi zostać przez cały weekend w szpitalu na obserwacji. Chociaż pan doktor na szczęście stwierdził tylko złamanie nogi, ale że Pati uderzyła się również w główkę, dlatego obserwacja jest niezbędna. Ale jak się okaże, że wszystko jest w porządku, to Pati z nogą w gipsie wróci do domu w poniedziałek.

— Mamusiu, idziemy! — zawołała Fela, gdy tylko jej mama odłożyła słuchawkę telefonu.

— Ależ Felusiu, Pati musiała zostać w szpitalu. I już jest bardzo późno — powiedziała mama.

— Mamusiu, to nic, że późno. Obiecałaś! Ja muszę do Pati. Ona na pewno tam płacze. Ja muszę do Pati… — wołała Fela, coraz bardziej zalewając się łzami.

Co było robić? Mama Feli w końcu się zgodziła. Ale zaznaczyła, że tylko na chwilkę. Zadzwoniła do mamy Pati i przedstawiła jej jak sprawa wygląda. Wyszło więc na to, że wszyscy razem pojechali do szpitala. Bo rodzice Pati i tak tam się wybierali, musieli tylko spakować jeszcze parę rzeczy dla Pati.

Po godzinie wszyscy razem wysiadali już z samochodu pod szpitalem. Fela bardzo bała się szpitala. Dlatego mocno złapała mamę za rękę, a potem drugą rączką jeszcze i mamę Pati chwyciła za rękę. I tak udały się na oddział Ortopedii Dziecięcej, gdzie w jednej z sal leżała Patrycja.

Fela była coraz bardziej zdenerwowana. I kiedy stanęli już wszyscy razem pod drzwiami sali 106, Fela poczuła, że nawet kolanka jej drżą. Obydwie mamy jednocześnie mocno ścisnęły ją za rączki i kazały jej się nie bać. Tato Pati otworzył drzwi do sali. No i weszli.

— Jak się cieszę, że jesteście! Że wszyscy jesteście! — zawołała uśmiechnięta Pati na widok wchodzących.

— A co, ciebie już nie boli? — spytała od razu Fela, widząc uśmiechniętą koleżankę leżącą na wysokim łóżku szpitalnym.

— Tylko troszeczkę boli. Ale na wasz widok przestało boleć — odpowiedziała Pati, wyciągając rączki, by wszystkich przywitać.

— Dzielna jesteś córeczko — stwierdził tato Patrycji.

— Widzisz Felciu, jaki ładny mam bucik? Dotknij, jaki twardy — zawołała uradowana Pati. — A kolor sama sobie taki wybrałam. Pan doktor założył mi biały gips i potem się mnie spytał jaki kolor bandażu mi się bardziej podoba, bo wiesz, on miał dwa kolory do wyboru: różowy i niebieski. Więc ja wybrałam różowy. No i pani pielęgniarka założyła mi taki właśnie… Co, podoba ci się?

— Fajny! — stwierdziła Fela i delikatnie popukała paluszkiem po Pati gipsowym buciku. — A nie boli już? No powiedz mi, moja kochana Patusiu.

— Już nie, bo pan doktor zrobił mi dwa zastrzyki. A wiesz, jak pan doktor mi robił te zastrzyki, to ja wcale nie płakałam, bo pan doktor powiedział, że za małą chwileczkę zastrzyki zaczną działać i nie będę już czuła bólu. To ja bardzo się ucieszyłam i dzielnie czekałam, aż ból minie. Bo wiesz Felciu, ta nóżka bardzo mnie bolała przedtem. Ale już nie boli. A pani pielęgniarka, jak mnie tu do sali przywiozła, na takim fajnym wózeczku, to powiedziała, że jak będę czegoś potrzebowała, albo gdy będzie mnie coś bolało, to mam tutaj... o, widzisz, na ten guziczek przycisnąć, to ona usłyszy taki sygnał i zaraz do mnie przyjdzie, i zaraz mi pomoże. No to ja przestałam się już bać, bo przedtem, to ja się bardzo bałam. A najbardziej tej maszyny, co to robiła zdjęcie mojej nogi. Bo w tym pokoju, gdzie była ta maszyna, to było całkiem ciemno i sama musiałam tam zostać. Bez mamusi i bez tatusia. Bo pan doktor powiedział, że tak musi być, bo ta maszyna wysyła takie promienie, które tak jakoś śmiesznie się nazywają…

— Rentgenowskie… te promienie nazywają się promieniami rentgenowskimi. — Tato Patrycji wszedł jej w słowo i zabrał się za tłumaczenie Feli działania promieni. — Bo wiesz Felu, w tym pokoju był taki specjalny aparat, który wytwarza właśnie te promienie rentgenowskie, a one prześwietlają dokładnie ciało i pozwalają zrobić zdjęcie złamanej kości. Gdyż lekarz musi dokładnie wiedzieć, w którym miejscu ona jest złamana, żeby móc odpowiednio założyć gips, aby złamana kość szybko się z powrotem zrosła…

— No właśnie…! Żebym znów mogła biegać i chodzić do przedszkola. — Tym razem Patrycja przerwała tatusiowi i zaczęła dalej z przejęciem opowiadać:— Bo pan doktor powiedział, że moja nóżka musi być usztywniona gipsem, bo inaczej, to by się krzywo zrosła i zawsze już bym krzywo biegała. A ja nie chcę krzywo biegać, więc muszę tak długo nosić gips, dopóki pan doktor nie powie, że już wystarczy. Ale to trochę potrwa…ale ja wytrzymam! Muszę! Prawda, mamusiu, że wytrzymam?

— Ależ oczywiście córeczko, że wytrzymasz — zapewniła mama Pati. — Ty jesteś dzielną dziewczynką. Jestem dumna z ciebie.

— Ja też cię podziwiam Pati — powiedziała mama Feli.

— Ojej, Pati, jaka ty jesteś odważna! — zawołała Fela i zadumała się. Po chwili odezwała się znów: — Ja to bym się chyba bała tej maszyny, czy jakiegoś tam… tego, no, aparatu. Bo jak to tak? Być z nim w ciemnym pokoju, i to jeszcze bez mamusi i tatusia? Dlaczego? Ja chyba bym strasznie beczała.

— Pan doktor mi mówił dlaczego — powiedziała Pati w zadumie. — I potem pani pielęgniarka też mi mówiła, ale ja zapomniałam dlaczego. Tatuś ty wiesz? Tak? To powiedz Feli.

— No bo ten aparat rentgenowski jest bardzo czuły, a wytworzone przez niego promienie nie mogą być rozproszone przez inne światło. Promienie te muszą dokładnie dochodzić do chorego miejsca na ciele pacjenta, które w specjalny sposób wcześniej zaznacza i zabezpiecza pan doktor, albo pani pielęgniarka. Dlatego w tym pomieszczeniu musi być ciemno. Od tego też zależy wynik prześwietlenia i dokładność zrobionego przez aparat rentgenowski zdjęcia chorego miejsca… No więc, kiedy pani pielęgniarka już wszystko przygotowała, kazała się Pati położyć na takiej specjalnej leżance, a nam kazała wyjść z tego pomieszczenia. Sama też wyszła. Pati musiała zostać sama. Ale tak musiało być. A wiecie dlaczego? Nie wiecie, bo i skąd macie wiedzieć. No bo te promienie rentgenowskie, choć są niezbędne, by zrobić zdjęcie chorego miejsca, to też są szkodliwe. Dlatego dla własnego zdrowia, trzeba unikać zbędnego naświetlania się tymi promieniami. Pamiętasz Pati? Pani pielęgniarka przykryła twój brzuszek takim grubym… no, powiedzmy fartuchem, bo sam nie wiem jak się fachowo nazywa taki ochraniacz przed promieniowaniem. A to wszystko po to, by te promienie ci nie zaszkodziły, a tylko by prześwietliły twoją nóżkę i utrwaliły na kliszy, w którym miejscu jest ona złamana.

— Właśnie, właśnie… tak mi mówiła pani pielęgniarka — zawołała uradowana Pati, że sobie przypomniała, ale zaraz jej mina nieco zrzedła, bo w drzwiach stanęła pani pielęgniarka ze strzykawką i igłą w ręce.

— Dobry wieczór dziewczynki! Dobry wieczór państwu! — z uśmiechem zawołała pani pielęgniarka i podeszła do łóżka Patrycji. — No, moja dzielna pacjentko, czas na zastrzyk. Po nim nic cię nie będzie bolało i będziesz spała całą nockę spokojnie. No co, chyba się nie boisz?

— Nie, nie… no, chyba troszeczkę — odpowiedziała lekko wystraszona Pati. — Ale ja wytrzymam! Prawda, mamusiu?

— A pewnie, że wytrzymasz. Jesteś przecież zuch-dziewczynka! — zapewniła Pati mama. — Pokaż Feli jak to się robi.

— A właśnie, pokaż twojej siostrzyczce jaka potrafisz być dzielna — miłym głosem powiedziała pani pielęgniarka.

— To nie jest moja siostrzyczka, to jest moja przyjaciółka. Najlepsza przyjaciółka, proszę pani — wyjaśniła Pati drżącym głosem.

— Aha! To niech więc twoja najlepsza przyjaciółka widzi, że ty, jej najlepsza przyjaciółka, nic a nic się nie boisz jakiś tam zastrzyków — powiedziała wesoło pani pielęgniarka. — Malutkie „pik” i po wszystkim… No widzisz, i już jest po wszystkim. Brawo Pati!

— Już?! Ojej, jak to dobrze! — zawołała uradowana Pati, że ma już za sobą to „pik”. — Nic nie bolało, tylko troszeczkę zapiekło. Ale wytrzymałam dzielnie. Prawda, mamusiu?

— Prawda, córeczko — przyznała mama Pati z szerokim uśmiechem i pocałowała ją w policzek. — Widzisz Felu, jaką masz odważną przyjaciółkę?

— Patuńka, ty to jesteś „superowa” przyjaciółka! — oznajmiła Fela i wdrapała się na Pati łóżko, by ją też pocałować.

— Miłe dziewczynki — stwierdziła pani pielęgniarka, głaszcząc obydwie po główkach. Po czym zwróciła się do rodziców Pati. — A państwa proszę ze mną. Pan Ordynator ma życzenie z państwem porozmawiać.

Kiedy rodzice Pati razem z pielęgniarką wyszli z sali, mama Feli postanowiła na chwileczką dziewczynki zostawić same, aby sobie porozmawiały po swojemu, i też wyszła.

Pati i Fela zostały więc same. Fela jak wdrapała się na łóżko Pati, tak tam została, więc teraz mogła zadać parę pytań koleżance wprost do jej ucha, żeby

nikt więcej nie słyszał.

— Patka, te dziewczynki co tam leżą pod oknem, to one nie mają ani mamusi ani tatusia, że tak same leżą i nikogo u nich nie ma?

— Mają, Felciu — wyszeptała konspiracyjnie Pati. — Cały czas tu byli, ale zanim wy żeście przyszli, to oni poszli już do domu, bo powiedzieli dobranoc.

W sali Patrycji leżały jeszcze inne dwie dziewczynki. Leżały na takich dziwnych łóżkach, które wyglądały na o wiele większe niż łóżeczko Pati. Łóżka ich miały metalowe ramy, z których zwisały na linach dwa dziwne uchwyty podobne do trapezów w cyrku. A na jednym z nich, wisiały nóżki dziewczynek. Z tym, że jednej dziewczynki była to nóżka prawa, a drugiej lewa. Obydwie dziewczynki cały czas spoglądały z wielkim zainteresowaniem na przybyłych gości i uśmiechały się nieśmiało. A teraz, kiedy Patrycja i Fela zostały same, to nawet podniosły się na łóżkach, trzymając się za te drugie trapeziki. Ale wcześniej nacisnęły jakiś przycisk, każda przy swoim trapeziku, i ich zagłówki razem z poduszkami podniosły się do góry. Dziewczynki z pozycji leżącej, przeszły do pozycji siedzącej. I z takiej pozycji jeszcze bardziej zaglądały na to co się dzieje na jedynym łóżku pod ścianą.

— Ja się nazywam Romka, a ona Dzidka — odezwała się wreszcie dziewczynka, której łóżko znajdowało się bliżej łóżka Pati. — A jak wy się nazywacie?

— Ja się nazywam Patrycja, a to moja najlepsza przyjaciółka Felicja — odpowiedziała Pati i z zadowoleniem popatrzyła na obydwie dziewczynki. — Powiedzcie dziewczynki, a dlaczego wasze złamane nóżki wiszą? Mają zbyt ciężkie buciki z gipsu, czy was… ojej… czy was tak specjalnie przywiązali, żebyście nie uciekły ze szpitala?

— Nie, my nie jesteśmy przywiązane — odpowiedziała Dzidka z szerokim uśmiechem. — Nasze nogi nie są też złamane, ale muszą tak wisieć na wyciągu, bo my miałyśmy operację bioder. Pan doktor mówił, że tak szybciej nasze bioderka się ustawią w należytym miejscu i się wyleczą.

— Ojojoj, a to was nie boli tak wisieć cały czas za jedną nogę? — spytała Fela, przejęta losem dziewczynek.

— Na początku bardzo bolało — odpowiedziała tym razem Romka i postukała rączką po twardej, wiszącej nodze. — Ale też dostawałyśmy zastrzyki, jak Pati, to nas przestawało boleć. A my jesteśmy już w szpitalu dużo dni. I w tym samym dniu miałyśmy operacje, to od tej pory zdążyłyśmy się już przyzwyczaić. Najgorzej jest w nocy, czasami budzimy się i wzywamy panią pielęgniarkę, to ona wtedy przychodzi i nam pomaga chociaż troszeczkę się obrócić i zostaje z nami aż uśniemy.

— A długo musicie jeszcze być w szpitalu? — dopytywała się dalej Fela.

— Ja odpowiem Romciu, dobrze? — Dzidka uprzedziła swoją szpitalną koleżankę i gdy ta skinęła głową na znak zgody, powiedziała: — Pan doktor mówił, że na przyszły tydzień zrobi nam prześwietlenie tym aparatem rent… oj, zapomniałam jak on się nazywa… no tym, co ten pan… aha, twój tatuś Pati mówił. I jak na zdjęciu wyjdzie, że nasze bioderka są już zdrowe, to będziemy mogły wrócić do domu. A my bardzo chcemy już wracać do domku. Prawda, Romciu? Dlatego nie marudzimy, że nas boli, tylko leżymy cierpliwie, aby nasze kosteczki ułożyły się jak najszybciej na odpowiednim miejscu. No a wtedy, pożegnamy się z panami doktorami i z jedną panią doktor, no i też z wieloma paniami pielęgniarkami, które nazywamy siostrami.

— Mamusiu, tatusiu, ciociu, to jest Romka i Dzidka! — zawołała Pati na widok wchodzących do sali rodziców i mamy Feli. — One miały operacje i też są dzielne, i wcale nie płaczą.

— No wiemy, wiemy — powiedziała mama Pati. — Rozmawialiśmy z ich rodzicami zanim pojechaliśmy do domu po twoje rzeczy, córeczko. Cieszę się, że się już poznałyście. Razem będzie wam raźniej i milej tutaj w szpitalu z dala od domu. No co, Romciu i Dzidziu, cieszycie się, że macie nową koleżankę? Bo Pati cieszy się bardzo. Widzę to po jej minie.

— Cieszymy się! — równocześnie odpowiedziały Romka i Dzidka.

— Ale wam zazdroszczę, że możecie być tutaj razem! — zawołała Fela. — Ja też chciałabym z wami zostać.

— Felu, kochanie, zazdrościć nie masz czego, bo chyba nie chciałabyś być chora? — wtrąciła się mama Feli. — Lepiej być zdrowym i być w domu. A jak się już tak przydarzy, że trzeba być w szpitalu, podobnie jak to się dziewczynkom przydarzyło, to trzeba wszystko robić co pan doktor każe i być dobrej myśli, że choroba szybko minie, no i wracać do domu. Bo wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

— Masz rację mamusiu — zgodziła się Fela. — Ale obiecaj mi, że jutro znów tu przyjdziemy.

— Felciu, musisz przyjść, bo bez ciebie będzie mi smutno — oznajmiła Pati i pocałowała przyjaciółkę w policzek.

— Nie martw się Patusiu, Fela przyjdzie na pewno — uspokoiła Pati mama Feli.

— Ale teraz, musimy niestety wracać do domu — łagodnym głosem powiedział tato Pati. — Za niedługo będzie cisza nocna, więc nie możemy nikomu przeszkadzać. No to teraz, dziewczynki, możecie sobie jeszcze trochę porozmawiać, by bliżej się poznać, a potem postarajcie się usnąć. Noc minie szybciutko i rano, my, wasi rodzice, znów przyjdziemy.

— I ja też przyjdę — dodała Fela i zaczęła coś wyciągać ze swojego plecaka przedszkolnego, bez którego nigdzie się nie ruszała. — Popatrz Patuśka, co dla ciebie przyniosłam. Mój piękny kalejdoskop, który tak bardzo lubisz. Będziesz mogła sobie pooglądać piękne i kolorowe mozaiki. Romka i Dzidka też. A jutro przyniosę ci… przyniosę wam, moje najlepsze książeczki do oglądania. Chcesz Pati? Chcecie dziewczynki?

— Tak, Felu! — zawołały jednocześnie wszystkie trzy dziewczynki.

Po kwadransie, po pożegnaniu się z Pati i jej szpitalnymi koleżankami, rodzice Pati i Fela ze swoją mamą, siedzieli już w samochodzie i jechali do domu. Po drodze ustalali jak będzie wyglądał ich następny dzień, czyli niedziela. Ustalili więc, że mama Feli zostanie w domu i będzie wraz z jej tatą gotować dla wszystkich obiad, a Fela z rodzicami Pati pojedzie już z samego rana do szpitala.

Kiedy Fela leżała już w swoim łóżeczku, długo nie mogła usnąć. Myślami cały czas była z Pati w szpitalu. Myślała też o Romce i Dzidce. Wyobrażała sobie, że leży razem z Pati w jej szpitalnym łóżku i wszystkie cztery rozmawiają sobie. Długo tak rozmawiały i rozmawiały… aż w końcu Fela usnęła.

Następnego dnia rano, Fela gdy tylko się przebudziła, od razu przypomniała sobie, że w szpitalu czeka na nią Pati. Szybciutko wyskoczyła z łóżka i pobiegła do łazienki. Nie minął kwadrans, a Fela nawet już po śniadaniu, stała gotowa do drogi. Pobiegła tylko jeszcze raz do swojego pokoju, wybrała najładniejsze książeczki i zapakowała je do swojego plecaka.

Rodzice Pati zjawili się punktualnie o godzinie dziewiątej. A za pół godziny wszyscy byli już w szpitalu.

Kiedy weszli do sali 106, akurat był tam pan doktor i dwie pielęgniarki. Pan doktor na widok wchodzących, pochwalił swoją nową pacjentkę, czyli Pati, i powiedział, że dzielna z niej dziewczynka. Podobnie jak Romka i Dzidka. A kiedy wychodził wraz z pielęgniarkami z sali, powiedział jeszcze, że w tak piękną pogodę można Pati wziąć na wózku do przyszpitalnego ogrodu. Dziewczynki bardzo się ucieszyły. Ale zaraz im się smutno zrobiło, że Romka i Dzidka nie mogą, że muszą dalej zostać w łóżkach. To wtedy panie pielęgniarki wróciły się i otworzyły okno na całą szerokość i przysunęły łóżka dziewczynek jeszcze bliżej okna. A Fela dała im swoje ulubione książeczki do oglądania.

Po drodze do windy, Fela szła obok wózka, który popychali rodzice Pati, a w którym Pati siedziała z podniesioną do góry „gipsową” nogą i z wielkim zainteresowaniem słuchała o czym ona opowiada.

— Troszeczkę tylko płakałam w nocy, bo mnie znów rozbolała nóżka i nie umiałam się obrócić na drugi bok — mówiła Pati. — Ale Romcia i Dzidzia też się obudziły, to zadzwoniły po siostrę, i wiecie, siostra Beata zaraz przyszła i pomogła mi się obrócić, i poprawiła mi też posłanie. No, to zaraz się lepiej poczułam. A potem jeszcze trochę rozmawiałam z dziewczynkami i sama nie wiem kiedy usnęłam. Ale z samego rana znów przyszła siostra, ale już inna, siostra Kornelia, i dała nam termometry do mierzenia temperatury. I kiedy przyszła je odebrać to nas wszystkie trzy pochwaliła, że jesteśmy zdrowe jak te… no, te grzyby takie… aha, masz rację mamusiu, jak rydze… bo żadna z nas nie miała gorączki. A potem nas rozśmieszała i robiła takie śmieszne miny. Śmiałyśmy się bardzo, aż pan doktor przyszedł zobaczyć co u nas się dzieje...


* Publikuję tutaj tylko fragment opowiadania, ponieważ opowiadanie to zostało już wydane w mojej książce pt. `Niezywkłe przygody przedszkolaków`.




  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media