Go to commentsZamienię cię...
Text 3 of 5 from volume: Opowiadania erotyczne
Author
Genreromance
Formprose
Date added2018-10-02
Linguistic correctness
Text quality
Views1729

Zamienię cię...

(fragment opowiadania)


Majka siedziała pochylona przy biurku i zawzięcie biegała palcami po klawiaturze, co rusz wierzchem dłoni ocierając cieknące po policzku łzy. Pisała list pożegnalny do swojego chłopaka Roberta. W tle, z głośnika wieży stero, sączyła się melancholijna muzyka, przy której się poznali i zbliżyli do siebie. To właśnie przy tej piosence pocałowali się po raz pierwszy, tańcząc mocno wtuleni w siebie na imprezie urodzinowej jej koleżanki. Specjalnie ją nastawiła, aby móc się wypłakać. Pragnęła by łzy zmyły ciężar, jaki od wczorajszego wieczoru w sercu nosiła. Pisała i płakała. Wiedziała, że to już koniec. Po półtora roku bycia razem. Że wybaczyć nie będzie w stanie. Nie, czegoś takiego, na pewno nie. Kończąc pisać, zastanawiała się jaką by tu piosenkę na pożegnanie zadedykować swojemu byłemu już chłopakowi.

— A tak… już wiem — powiedziała głośno sama do siebie. — Wymienię cię na lepszy model…Ty… ty… zdrajco jeden! — Po czym pośpiesznie zalinkowała piosenkę do treści listu i kliknęła na: „wyślij”.

Wpatrując się w ikonkę: „wiadomość została wysłana”, rozpłakała się na dobre. Schowała twarz w dłoniach. I kiedy tak zanosiła się aż od płaczu, nagle uszu jej dobiegł dźwięk komórki. Odsłoniła twarz i zaczęła się za nią rozglądać. Gdzieś ją wczoraj z nerwów kopnęła, gdyż bez przerwy dzwonił Robert. Nie odbierała, ale kiedy odczytała jego SMS-a o treści: „I don`t want to talk about it… Ale kocham tylko ciebie”, nie wytrzymała i potraktowała ją tak, jakby to był Robert. Rzuciła się na podłogę i na czworaka szła za dźwigiem. Znalazła. W łazience za muszlą.

— Halo, wspólniku! — usłyszała głos Karola, swojego współpracownika. — A co to się z tobą dzieje, że w pracy się nie meldujesz?

— A nic, nic! Zaraz będę — odpowiedziała pośpiesznie, chcąc zakończyć rozmowę.

— Ejże, Majka, ty płaczesz? — spytał Karol wystraszonym głosem.

— Nie, nie, chyba mam katar — skłamała Majka. — Ale zaraz wychodzę.

— Dobra, przychodź, to pogadamy — skończył rozmowę Karol.

Majka odłożyła komórkę i zabrała się za poranną toaletę. Szybko się umyła, ubrała, rzuciła na siebie byle jaki makijaż i nim minęło pół godziny była gotowa do wyjścia. Zamykała już drzwi, kiedy nagle przypomniała sobie, że nie wyłączyła komputera. Pobiegła z powrotem. Wyłączając komputer, zrobiła taką minę, jakby co najmniej zadawała ostateczny cios swemu najgorszemu wrogowi.

— No, jesteś wreszcie! — przywitał ją Karol, kiedy stanęła w drzwiach ich wspólnej pracowni fotograficznej. — Pokaż no się. Chcę zobaczyć twój zakatarzony nos… A nie, moja droga duszko, to nie katar. Z twojej twarzy czytam jak z otwartej księgi… Ty płakałaś. Już mi tu gadaj, kto cię skrzywdził? Słyszysz?!

Majka znów się rozpłakała i rzuciła się Karolowi w ramiona. Łkając opowiedziała mu jak to wczoraj wieczorem pojechała do Roberta, aby dogadać z nim szczegóły urlopu na Majorce, na który mieli polecieć za 3 dni, i kiedy zajechała pod jego dom, nagle zauważyła jego samochód i jego w nim z jakąś dziewczyną, z którą całował się w czułych objęciach.

— Oj, nie płacz, moja droga — uspokajał Karol, głaszcząc Majkę po włosach. — Najwyraźniej to zwykły sukinsyn, skoro na coś takiego go stać. Mieć tak wspaniałą dziewczynę jak ty i jeszcze się miętolić z jakimiś innymi? Nazwałbym go dosadniej, ale oszczędzę twoje uszy. Majka, mówię nie płacz, bo jak by na to nie patrzeć, to lepiej, żeś się teraz o nim prawdy dowiedziała, niż byś po ślubie miała się dowiedzieć… Co za sku…

— Ale my mieliśmy lecieć na Majorkę i on miał zamiar mi się tam oświadczyć! — Majka zawyła jeszcze bardziej rozpaczliwie. — I co ja teraz z tymi biletami lotniczymi mam zrobić?

— Polecisz sama… Aby od niego odpocząć… I zapomnieć! — wrzasnął Karol. — No, skończ się już mazgaić. Ja ci pomogę przygotować się do podróży. Deklaruję się nawet po sklepach z tobą połazić, byś sobie jakieś fajne fatałaszki kupiła.

Majka przestała płakać i z objęć Karola poczłapała do swojego biurka. Usiadła i zamyśliła się. Myślała o Karolu. Była wdzięczna losowi, że go ma za przyjaciela. Znali się już wiele lat, a od 3 lat prowadzą wspólnie pracownię. Tysiące godzin przesiedzieli razem w tym ciasnym pomieszczeniu. Wiedzieli o sobie wszystko, bo też czas pracy umilali sobie zwierzeniami. Opowiadała mu wszystkie historie ze swojego życia. I te dobre, i te złe. Opowiadała mu również o swoich miłosnych porażkach z poprzednimi chłopakami. A ostatnio, o problemach i wątpliwościach związanych z Robertem, jak tylko się jakieś pojawiły. Mimo iż wierzyła w miłość Roberta i sama go kochała. Karol zaś opowiadał jej o swoich kłopotach małżeńskich. O alkoholowym problemie żony. A kiedy się rozwodził, cały czas wspierała go i dodawała otuchy. Na swój sposób byli przyjaciółmi. Dobrze im było ze sobą. Poza pracą nigdy się jednak nie spotykali. To fakt. Jakoś tak wyszło. Ale tyle wspólnie spędzonych godzin w pracy wystarczyło, aby się zaprzyjaźnili i mieli do siebie całkowite zaufanie.

— No jak, już lepiej? — Karol wyrwał ją z rozmyślań, stając nad nią z filiżanką kawy. — Masz, napij się, kawa postawi cię na nogi. Wyglądasz strasznie zmarnowana. Oczy czerwone, podkrążone, blade lica… Och, Majka, głowa do góry! Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zobaczysz.

— Może i masz rację, Karolu, ale to boli… Bardzo boli.

— Czas, czas moja droga zrobi swoje. Przestanie boleć. Zapomnisz… Posłuchaj, teraz trochę popracujemy, a po pracy idziemy na zakupy. Kupisz sobie śliczne ciuszki na Majorkę. Polecisz tam jak gwiazda i…

— Coś ty, rzeczywiście myślisz, że ja sama mam lecieć? — Majka weszła Karolowi w słowo.

— Ależ oczywiście. Urlop dobrze ci zrobi. Sama się przekonasz.

Po pracy Karol powyłączał wszystko w pracowni i pozamykał, wziął Majkę pod rękę i poprowadził do pobliskiego Domu Mody. Majka nawet się nie wzbraniała. Chociaż w tym momencie akurat na zakupach nie zależało jej w ogóle. Pragnęła jedynie by Karol z nią był. Wszystko jedno gdzie… byleby był. Kiedy weszli do środka, Karol zaprowadził ją do stoiska z letnimi sukienkami i strojami kąpielowymi. Nie widząc w Majki oczach żadnego zainteresowania, sam powybierał kilka sukienek i kilka strojów bikini i pociągnął ją w stronę przymierzalni.

— Właź i przymierzaj… No, ruszże się Majka! — huknął jej do ucha. — Popatrz, jakie śliczniutkie fatałaszki. Zrobisz furorę na Majorce… Mówię ci! No, właź, nie ociągaj się. Jak chcesz mogę ci doradzić. Wkładaj je po kolei na siebie i urządzaj pokaz. Będę tu czekał.

Majka chcąc nie chcąc, wzięła z rąk Karola wszystkie ciuchy i weszła do kabiny. Nie bardzo jej się chciało czegokolwiek przymierzać, ale nie chciała robić Karolowi przykrości. Zdjęła z siebie swoje ubranie i wbiła się w pierwszą sukienkę. Nawet nie popatrzyła do lustra jak w niej wygląda, od razu odsłoniła kotary przymierzalni i pokazała się Karolowi. Karol był zachwycony. Zachwyt miał wymalowany w oczach. Przymierzyła wszystkie sukienki i w każdej pokazywała się Karolowi. Jedynie na jedną sukienkę Karol przecząco pokręcił głową. Potem założyła pierwszy z brzegu strój bikini. Nie bardzo wiedziała, czy w takim stroju też ma się pokazać Karolowi, ale że zapięcie staniczka na karku się jej zacięło, w końcu zmuszona była go o pomoc poprosić. Przez chwilę sama mocowała się z nim zdenerwowana, wystraszyła się jednak, że go uszkodzi, wtedy odsłoniła kotarę kabiny i poprosiła Karola by wszedł do środka.

Karol wszedł bez wahania. Kiedy zobaczył Majkę mocującą się z zapięciem i zarumienioną ze złości, wydała mu się taka śliczna, że zapragnął ją do siebie przytulić. Na samą myśl, gorąco mu się zrobiło. Drżącymi palcami sięgnął do zamka staniczka. Poczuł, że wzbiera w nim pożądanie. Słodka muzyka, jaka dobiegała z głośnika nad kabiną, zniewalała go. Zapięcie nagle puściło i elastyczna tkanina zsunęła się Majce z piersi, obnażając je całe. Karol, widząc ich odbicie w lustrze, nie mógł się już opanować. Odwrócił Majkę do siebie i przywarł ustami do jej ust.

— Karol, no coś ty? Co ty robisz? — spytała Majka zupełnie zaskoczona, odsuwając Karola momentalnie od siebie.

— Nic, nic, Majeczko… Jesteś taka piękna — westchnął Karol i mocno przytulił ją do siebie, pieszcząc dłońmi jej nagie ramiona. — Słyszysz tę muzykę? To tobie ją dedykują z okazji twojego wkrótce rozkoszowania się słoneczną Majorką.

— Karol przestań, ktoś tu może wejść — szepnęła, ale już się nie broniła przed jego pocałunkami i coraz to śmielszymi pieszczotami. Błogo czuła się w jego objęciach przy tej słodkiej muzyce.

Majka nawet nie zauważyła, kiedy ich pocałunki przestały być subtelne i czułe, a stały się namiętne. Czuła się tak cudownie, że przestała się nawet zastanawiać nad tym, że ktoś ich może w takim stanie nakryć. Jednak kiedy z głośnika sączyć się zaczęła jeszcze bardziej tkliwa muzyka, i kiedy ich pieszczoty i pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, odsunęła od siebie Karola. Resztkami zdrowego rozsądku zdała sobie sprawę, że jeśli teraz nie przestaną, za moment już nie będą w stanie.

— I co teraz będzie? Jak teraz będziemy razem pracować? — spytała, kiedy już opuszczali Dom Mody.

— No jak to? Jeszcze lepiej, moja kochana — odpowiedział Karol i objął ją w pół.

— A myślisz, że to jest możliwe, żebyśmy my… no wiesz, mogli być razem? Przecież znamy się tyle lat i coś takiego między nami dopiero teraz? Jak to możliwe?

— Widać że możliwe… I chyba wiem, dlaczego… — Karol odpowiedział po chwili zastanowienia. — Bo znamy się dobrze. Mam nawet takie wrażenie, że kochaliśmy się już od dawna, tylko że nie mieliśmy odwagi sobie tego uświadomić.

— I co teraz będzie z nami? Jak to sobie wyobrażasz?

— Bardzo prosto. Za trzy dni lecimy na nasz pierwszy wspólny urlop.

— Tak? — ucieszyła się Majka. — To jutro idziemy tobie kupić ciuchy na ten nasz wspólny wyjazd… Ale do innego sklepu!

Oboje buchnęli śmiechem i wtuleni w siebie spacerowym krokiem ruszyli w drogę powrotną...


  Contents of volume
Comments (6)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Stąpam po wrażliwym gruncie, więc muszę uważnie dobierać słowa.
Poszerza horyzont.
avatar
"Rzuciła się na podłogę i na czworaka szła za dźwigiem." Chyba miało być "dźwiękiem". Mnie się podobało, gdzie można przeczytać całość?
avatar
Arcydzieło, mówiąc "o stąpaniu po wrażliwym gruncie" masz mnie na myśli, czy mój tekst?
Tak czy siak, ciszę się, że horyzont został poszerzony. ;) :D
avatar
Rudolf, dzięki za czujność. Oczywiście, że ma być "za dźwiękiem". Tu już niestety nie mogę poprawić, ale w "bazie" poprawiłam.
Tak to jest z tym automatycznym korektorem, człowiek zapomni jakąś literkę, a on już sam "wymyśla" wyraz. :)
Ale muszę przyznać, że na początku, czytając Twój komentarz, przeraziłam się, bo w ułamkach sekund przeleciała mi taka myśl po głowie, że tworzysz jakiś perwersyjny tekst: "Rzuciła się na podłogę i na czworaka szła za dźwigiem." Łooo matko... straszne! :D
Miło mi, że opowiadanie Ci się podobało. Jego całości niestety nie mogę tutaj opublikować, ponieważ już zostało wydane.
avatar
Skupiłam się tylko i wyłącznie na treści opisanej historii. Pomijam wszelkie literówki i interpunkcję.
Historia bardzo realistyczna i ciekawa. Nie pasuje mi tylko określenie Dom Mody, można byłoby użyć bardziej współczesne określenie.
Zapraszam do mojego pierwszego opowiadania.
avatar
Ana, no co Ty chcesz od mojego "Domu Mody"? :D Mnie się podoba.
Już wcześniej skorzystałam z Twojego — pierwszego — zaproszenia i przeczytałam Twoje opowiadanie. Nie komentowałam, gdyż nie chciałam Cię pozbawiać możliwości poprawienia Twojego tekstu. Bo wiadomo, nawet po pierwszym komentarzu pod tekstem — traci się możliwość jego edycji.
Podobnie było u mnie w powyższym tekście. Automatyczny korektor zmienił wyraz "dźwiękiem" na dźwigiem". :D Różnica kolosalna, nie? :D A ja już poprawić nie mogłam, bo były pod nim komentarze.
Pamiętam, że wiele błędów jest w Twoim tekście. O chociażby taki, że przed znakiem zapytania i dwukropkiem nie używa się spacji. Widziałam, że w ogóle masz problemy ze spacją i w wielu przypadkach używasz jej zupełnie niepotrzebnie. A sam tekst całkiem ciekawy. Szkoda, żeby w takiej formie pozostał. Zniechęca do czytania.
© 2010-2016 by Creative Media