Go to commentsDrzewa milczą, ale mają duszę
Text 12 of 94 from volume: Niezwykłe przygody i przeżycia
Author
Genreadventure
Formprose
Date added2018-10-23
Linguistic correctness
Text quality
Views1993

Drzewa milczą, ale mają duszę


Tylko ludzie bez wrażliwości nie mają szacunku do drzew. Niektórzy może ich nawet nie lubią, skoro potrafią je, co się często zdarza, bezmyślnie niszczyć. Jestem pewna, że drzewa to wyczuwają... i potrafią się „odwdzięczyć”.

Niedawno `zdewastowano` mi ogród, wycinając piękne ogromne drzewa. Niby to w słusznej sprawie, bo zasłaniały widok sąsiadom z przeciwka, ale to do mnie nie przemawia. Bardzo przeżyłam tę rzeź drzew. Do dziś dnia serce mi pęka, kiedy popatrzę na mój ogołocony ogród.

Kocham drzewa od zawsze. Nie wyobrażam sobie życia bez bliskiego do nich dostępu. Jako dziecko lubiłam bawić się na drzewach. Chyba wszystkie dzieci lubią się bawić na drzewach, albo pod drzewami. Dzieci podświadomie wyczuwają dobrą aurę, jaką tworzą drzewa wokół siebie. Rzadko się słyszy, aby jakieś dziecko spadło z drzewa i się zabiło.


Pamiętam z dzieciństwa, że na jednym z drzew w ogrodzie miałam swoją chatkę. Och, jak pięknie była wystrojona. Dbałam o nią bardzo. Często też niczym małpiątko wspinałam się po różnych drzewach. Nawet po tych bardzo wysokich. Nigdy z żadnego drzewa nie spadłam.

Po latach, mój Syn, który charakterek odziedziczył po mnie (nie miał wyjścia, w końcu urodziłam go w dniu swoich urodzin i imienin), „zaliczał” w dzieciństwie wszystkie drzewa w okolicy i też nigdy z żadnego nie spadł. Chociaż nie, raz spadł, tyle że — na szczęście — nie do końca. A było to tak: Przy naszym domu rósł kilkunastometrowy kasztan. Pod nim rozciągał się wybetonowany parking. Mój Syn miał wtedy 10 lat. Pewnego wakacyjnego dzionka wdrapał się na to ogromne drzewo i wspiął się na sam jego czubek. Zawsze zabraniałam mu takich wyczynów... i pilnowałam kasztana. Wtedy jednak nie było mnie w domu. A wiadomo, jak to bywa u chłopaczków w tym wieku... jeden drugiego namówił, no i mój odważny Synalek wdrapał się jako pierwszy. Kiedy był już na czubku drzewa, gałąź się pod nim złamała i zgodnie z przyciąganiem ziemskim popikował wraz z nią na łeb na szyję w dół. Na beton na szczęście nie spadł. Zdążył się złapać ostatniej gałęzi.

Nic o tym nie wiedziałam. Syn opowiedział mi to dopiero dużo później. Rany, ależ byłam przerażona. Spytałam czy nic mu się nie stało, spadając z tak dużej wysokości. Odpowiedział że nic, tylko okulary mu się trochę skrzywiły. Czy go za to skrzyczałam? Pewnie trochę tak, ale zła na niego nie mogłam być. Zdawałam sobie sprawę, że skoro ja sama jako dziecko moją Mamę z podobnego powodu nie raz i nie dwa o palpitacje serca przyprawiałam, to teraz sama muszę się liczyć z ewentualnymi palpitacjami... Przysłowie mówi, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Teraz z kolei moja starsza Wnuczka po drzewach łazi jak małpiątko.


Z mojego zaś dzieciństwa pamiętam historię z drzewem w tle, która niestety nie skończyła się dobrze. Miałam koleżankę Basię, która strasznie bała się łazić po drzewach. Mówiła, że drzew nie lubi... Ale gałęzie łamać bardzo lubiła. Wkurzała mnie tym okropnie. Któryś wakacji chciałam sobie dorobić do kieszonkowego zrywaniem czereśni. Taka była wtedy `moda` na zarobkowanie wśród dzieciaków. Moi Rodzice się zgodzili. Ochoczo zgłosiłam się więc do pracy u „czereśniaka”, tzn. u właściciela drogi czereśniowej za naszym miastem. Basia uparła się, że ona też chce. Łazić po drzewach nie lubi, ale zarobić trochę grosza chce, i to bardzo. Zgodziłam się zabrać ją ze sobą... Rany, ależ miałam z nią urwanie głowy! Nie dość, że musiałam ją każdorazowo podsadzać na drzewo (drabin było może ze dwie, a dzieciaków chętnych do pracy wiele), to jeszcze, dla świętego spokoju, musiałam jej dosypywać czereśni do koszyka, żeby zarobiła tyle co ja.

Trzeciego albo czwartego dnia naszej pracy, kiedy po którejś już próbie udało mi się Basię w końcu wcisnąć na drzewo (a muszę powiedzieć, że ona nie należała do szczupłych dzierlatek... oj nie!), Basia już samodzielnie wgramoliła się na najbardziej „oczereśnioną” gałąź. Gdy już miałam się schylić po koszyk oraz metalowy hak i podać jej, żeby powiesiła sobie na gałęzi, Basia zaczęła nagle głośniej niż zwykle psioczyć jak to ona nie znosi drzew, a na drzewie musi siedzieć jak jakaś niewolnica i rwać to cholerne czerwone świństwo... i nagle, zachwiała się... i bach!... jak kłoda spadła z drzewa wprost na metalowy hak. Do dziś pamiętam ten chrobot haka wbijającego się w jej stopę... Brrr! Na samą myśl niedobrze mi się robi.


Cóż, drzewa choć milczą, mają duszę... i czują. Drzewa czują naszą obecność i tworzą cudowną aurę wokół siebie, która w niezwykły sposób oddziałuje na nas. Jednak nie na wszystkich oddziałuje jednakowo... Trzeba umieć i chcieć się z drzewami zaprzyjaźnić.


  Contents of volume
Comments (19)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Generalnie gdybym miała wybierać miedzy ludźmi a naturą, wybrałabym to drugie. Nie lubię ludzi i się z tym nie kryję, choć moja praca wymaga ode mnie powściągliwości :P Natomiast uwielbiam mój ogród :)Ciągle coś w nim zmieniam,sadzę,przycinam.Mój małż się śmieje,że bez rycia żyć nie mogę :P Jedno zauważyłam pielęgnując kwiaty,drzewa,krzewy ozdobne i owocowe..one zawsze się odwdzięczają bujnością owoców czy paletą przepięknych kolorów :) Drzew mam niewiele, ale prowadzę je jako bonzai( każde do tego sie nadaje).Cóż...mam bzika na punkcie japońskich ogrodów :)
Drzewa pięknie rozmawiają ...szeleszcząc liśćmi :)
...ale się rozpisałam :P:P:P
avatar
W ostatnich latach też tak mam, że: "Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta". ;)

Oczami wyobraźni widzę Twój ogród... Pięknie w nim. Na temat drzew, przyrody, ja też mogę pisać i pisać. To wdzięczny temat.
avatar
Bardzo ciekawe i niezwykle barwne wspomnienia. Skojarzył mi się rok 1962, kiedy podczas wakacji byłem na artystycznym obozie w Prudniku. Po raz pierwszy widziałem wówczas drogi obsadzone czereśniami. U mnie na Mazowszu tego się nie spotykało, a ponadto czereśnie były a mojej gminie owocami prawie nieznanymi. Co to była za rozkosz.
Wspomnienie to budzi we mnie emocje, ale coś w tekście mnie razi. Na tej jednej stronicy rzeczownik "drzewo" lub jego liczba mnoga był użyty aż 30 razy. Natomiast w trzecim akapicie w czterech wersach użyto go aż... 6 razy. To naprawdę przeszkadza i razi.
Troszkę rażą mnie też używane cudzysłowy, w które brane są słowa uważane powszechnie za potoczne: odwdzięczyć, zdewastować itp. Napisałaś "Któryś wakacji", a chyba powinno być "Którychś wakacji".
Brakuje przecinków przed: czy, że wie, jak to ona.
Miałem ochotę obniżyć ocenę za poprawność językową o dwa punkty, ale obniżam o jeden.
avatar
O rany, Janko, co za wnikliwa analiza. :) Miło mi, że zadałeś sobie tyle trudu. Wezmę Twoje słowa pod uwagę.
Aż mi się wierzyć nie chce, że w 1962 roku w Polsce ktoś mógł nie znać czereśni. U nas było ich na zabój. :) Niemalże każdy choć jedno drzewko miał w ogrodzie.
avatar
Jako dziecko łaziłam po drzewach jak wiewiórka.

Na Kaszubach rosną bory sosnowo-świerkowo-bukowo-dębowe (z przewagą sosny), i ja w sercu takiego właśnie raju-lasu spędziłam dzieciństwo i wczesną młodość. Na sosnę i świerk włazi się raczej trudno, więc najczęściej wdrapywaliśmy się po tych drzewach aż na sam szczyt zwykle jakiegoś stuletniego co najmniej buka lub dębu. Oczywiście, były też zabawy na niższych rocznikach.

Dzisiaj to wydaje się snem...

I o jakichś kleszczach czy boreliozie nikt z nas w tamtych świętych czasach nigdy nie słyszał??
avatar
"Sekretne życie drzew" Peter Wohlleben.
avatar
Emilio, tak, dzieciaki miały kiedyś frajdę, drzewa im wystarczały do wspaniałych zabaw. Dzisiejszym dzieciakom — z komórką w ręku — byłoby trudniej. ;)
O boreliozie w dzieciństwie też nie słyszałam. Usłyszałam dopiero 5 lat temu... taka była diagnoza lekarska. Na szczęście wyszłam już z tego cholerstwa.
avatar
Puszczyk, wielkie dzięki! To książka dla mnie. Muszę się o nią postarać.
avatar
Mój śp. Tato-biolog wycinkę sosen wokół dzierżąskich sanatoryjnych pawilonów przypłacił zawałem. To były potężne masztowe drzewa, które sami Szwedzi (w 1946 r. podczas budowy tegoż sanatorium w darze dla zniszczonej wojną Polski) - specjalnie oszczędzili, by uszanować ich-sosen majestat i piękno...

Kto uśmierca lasy, podcina sobie gardło
avatar
Emilio, to rzeczywiście straszne. Chylę czoła przed Twoim Tatą. Kocham ludzi wrażliwych na piękno drzew, a także na ich krzywdę.
avatar
Nie ma nic piękniejszego , niż drzewa , majestatyczne, milczące i kołyszące się na wietrze. Kocham brzozy i tulę się do nich zawsze, kiedy jestem blisko. Drzewa żyją i mają swoją drewniana cudowną duszę.To niemi świadkowie niejednej ludzkiej historii. Pozdrawiam :)
avatar
Marto, znając nieco Twoją twórczość, byłam pewna, że też kochasz drzewa. To uczucie znane ludziom wrażliwym na piękno natury...
Tak, drzewa:

Długo żyją i wiele widziały,
Choć w jednym miejscu tylko stały.
Szumią o wszystkim, co kto woli…
O ludzkiej doli… i niedoli.
Szumią o pięknie całego Świata…
Los ludźmi przecież po Ziemi miota.
A potem ludzie pod drzewem siadają
I o cudach świata opowiadają...


A ja z kolei najczęściej tulę się do dębów i lip. Pozdrawiam również. :)
avatar
Michalszko jeden z moich pierwszych wierszy w życiu...kulawy technicznie ...jest o dębie :)
avatar
A widzisz, Marto, jednak coś i do dębów masz... A może one do Ciebie. ;D
Kulawy, niekulawy, ważne, że jest. Dąb czuje i z pewnością jest Ci wdzięczny. Jak możesz, zaprezentuj choć jego fragmencik.
avatar
Michalszko :)

Drewniana dusza

Małe nasionko, dziesiątki lat
i drzewo stoi potężne.
Obrasta w słoje, wciąż w górę pcha
ramiona swe niebosiężne.

Dumne i harde króluje nam
wśród parków, alejek, lasów.
I żywym, niemym świadkiem jest
historii minionych czasów.

Widziało wojny, biedę i głód
przelaną krew, choroby.
Płakało z ludźmi, którzy tu
kopali bliskim groby.

Nie ma tych osób a czasu kurz
siadł na wspomnieniach o nich.
Krajobraz wokół zmienił się
a drzewo nadal stoi.

Wspomina także te dobre dni
nadziei i radości.
Wyryte w korze serca dw
symbol szczeniackiej miłości.

Służyło cieniem w upalne dni
schronieniem gdy ulewa.
Wśród liści gniazdo wijąc ptak
prześlicznie mu zaśpiewał.

Niemal codziennie wielu z nas
tuż obok spaceruje.
Czy ktoś pomyślał chociaż raz
co takie drzewo czuje?

Przytulmy się do jego pnia
wsłuchajmy w serca bicie.
Bo choć tak od nas różni si
to przecież także życie.

Ten piękny, długowieczny dąb
Umrzeć jak my kiedyś musi.
Ostry jak brzytwa czasu ząb
śmiertelnie go naruszy.

Całkiem nie zginie bo tak jak w nas
część naszych przodków żyje.
Historię dębu pod ziemią gdzieś
małe nasionko kryje.
avatar
Aż się wzruszyłam, Marto. Naprawdę. Piękny, bardzo mądry wiersz, nacechowanych wrażliwością i szacunkiem dla drzew. Dziękuję. :)
avatar
To łąki, prerie, stepy, tundra i l a s y są zielonymi płucami Matki Ziemi.

Durny, głupi jak stołowa noga, niewyuczalny człowiek każdego roku wypala i wycina setki tysięcy hektarów żywej oddychającej Natury.

Sam będzie chodził w masce tlenowej,

a tlen DZISIAJ jest na wyczerpaniu
avatar
Emilio, dziękuję za Twoje słowa. Niestety, ciągle zbyt mało ludzi tak rozumie i szanuje naszą kochaną Matkę Naturę.
avatar
Tym, co mają problemy z czytaniem, polecam film sir Davida Attenborough "Sekretne życie roślin" z 1995 r.

/ekranizacja wg księgi kanadyjskiego botanika, prof. Johna Kinga/
© 2010-2016 by Creative Media