Go to commentsSzalety miejskie w Kielcach. Przewodnik.cz. 1
Text 1 of 22 from volume: Bizarre
Author
Genrenonfiction
Formarticle / essay
Date added2018-11-03
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1183

[TO NIE JEST LITERATURA GEJOWSKA I ZAINTERESOWANI TAKOWĄ JUŻ TUTAJ MOGĄ ZAKOŃCZYĆ LEKTURĘ]

Generalnie miasto Kielce oferuje siuranko za darmo w szaletach rozłożonych na terenie centrum. To się, owszem, przydaje, ale jeśli się tam gdzieś pije bronki, to w lokalu z siuralnią. I tak się to odbywa w centrum miasta, choć czasem zachciewa się kilka minut po wyjściu z knajpy.  A siuranko najbardziej jest dramatyczne właśnie gdzieś tam w oddaleniu od centrum, gdy okazuje się, że autobus będzie za godzinę. Miasto u siebie postawiło i wygląda to jak  oczekiwanie, by to samo zrobiły spółdzielnie. Które wiedzą, że o takie sprawy to miasto dbać powinno.

Słyszałem to od wielu, że pokrzywy lubią glebę obsikiwaną, potem intensywnie tam rosną. Mocz czyni glebę im przyjazną jeśli chodzi chyba o pH i ubogaca ją solami mineralnymi, a potem taka roślina jest wielorako wykorzystywana w leczeniu problemów z siuraniem. Prawda, że to zwraca uwagę, takie skupisko pokrzyw w jakimś zakamarku miasta? Czemu one rosną tu akurat?  A czy zarazem miejsce to, gdzie one rosną nie jest tak usytuowane, by tam siuranko bezstresowo można było…?

Zwiedzając miasto Kielce – a miasto Kielce nie życzy sobie, żeby przechodnie obsikiwali elewacje i pozostawiali klocki w zaroślach- mamy do dyspozycji sieć bezpłatnych miejskich szaletów. Więc tak na to spójrzmy: ile można obejrzeć doświadczając sensacji żołądkowych albo pijąc piwo? Mówiąc wprost: jak daleko można się w miasto zapuścić, by mieć możliwość skorzystania z kolejnej tego rodzaju placówki. One otaczają centrum: nazwiedzałeś się, tu zostaw balast – są usytuowane na wylotach z centrum. No i ten w parku. Czyli jakby w centrum, w środku. Do pełni obrazu tego typu rozwiązań są jeszcze kibelki umieszczone przy dworcach MPK: Bukówka, Ślichowice, osiedle Świętokrzyskie i ten przed „Chemarem” na Olszewskiego. Mając je wszystkie z tyłu głowy poprowadzę was po mieście.


Jeden jest w parku miejskim, w środku miasta. Stąd wszędzie jest relatywnie blisko. Tuż obok jest Pałac Biskupów, bo Kielce do rozbiorów były własnością  kościoła. Rzymskokatolickiego. ( Kiedy ostatnio przy okazji rozpoczęcia roku szkolnego i konieczności wypełniania tych samych deklaracji, zaproponowałem córce, że zapiszę ją na voodoo, ostro zaprotestowała: żadnej religii! Ja jestem rodzicem i na razie to jeszcze ja decyduję – biorąc zdanie dziecka pod uwagę – ale  szkoły w Kielcach mają dość ubogą ofertę. Rzymskokatolicka i nic poza tym. ). Tuż obok jest katedra. Oczywiście od kibelka, by obejrzeć je z bliska trzeba się nieco wdrapać wyłożoną kostką i brukiem ulicą, zaś przy bramie pałacowej, przy końcu tej wspinaczki, rośnie morwa biała, stara, wielka, wręcz przedwieczna i przez chwilę, gdy ona owocuje, można się posilić. Owoce są na takiej wysokości, że nawet lis akrobata na nie nie nasika. We wnętrzach katedry warto obejrzeć katakumby, choć niewielu dostępuje tego zaszczytu.

Można do tego podejść też tak: kiedy już obejrzysz te obiekty na szczycie wzgórza i schodzisz w dół, w stronę parku miejskiego, to po drodze, tuż obok muszli koncertowej możesz pozostawić zbędny balast.

Idea jest taka: mamy od cholery zabytkowych budynków w tych Kielcach, skupionych właściwie przy sobie, to… aż szkoda na tym nie zarabiać. Tuż obok są katedra kielecka, Muzeum Stefana Żeromskiego, Muzeum w Pałacu Biskupów, taka mała faktoria Muzeum Wsi Kieleckiej ( czyli dworek Laszczyków), Centrum Designu i Centrum Myśli Patriotycznej, mieszczące się w dawnym więzieniu miejskim w Kielcach. Więzienie to było wykorzystywane przez germanów i sowietów, a działało na tyle długo, że i mój sąsiad, 10 lat ode mnie starszy,  Marek Porąbaniec, zdążył w nim bywać.

Centrum Designu oferuje prezentacje, doprawdy zadziwiające pokazywanie starania, by ładne było zarazem funkcjonalne i odwrotnie. Zaś drugie centrum oferuje czasem wystawy – na jednej z nich, prezentującej osiągnięcia COP –u, odważyłem się i spytałem, czy mogę eksponat wziąć do ręki. Żaden z interesujących mnie nie miał realnej wagi, wszystkie były replikami, niedoskonałymi. Ważyły o połowę mniej niż oryginały i przez to człowiekowi takiemu jak ja, który miał w pamięci syf, jakoś odrealniały tamte konieczności – pamiętam ile ważył kałasznikow i karabin z 1939 roku, który powinien być cięższy, był lżejszy.  To samo granatnik. Ale zarazem informacja zadziwiająca: jeden z weteranów przyniósł tym przedstawiaczom swój mundur z 1939 roku, by rekonstruktorzy mogli go użyć/wykorzystać. Propozycja została odrzucona, bo średni (!) wzrost poborowego w 1939 roku to 155 centymetrów. Tacy dzisiejsi średniacy ( jak ja) wówczas byli olbrzymami!

Ale ja to wiem i pamiętam, a jest wielu takich, którzy widzą to po raz pierwszy.   Na dziedzińcu tych instytucji – kiedy wspinamy się ulica  Zamkową, to jest to za tym dziwnym murem z prawej, a ja myślę, że takie założenie architektoniczne jest przeciw temu, że tuż obok katedra i kuria. Jakoś w skrytości ktoś to przemycił, tą ścianę z dziurami. W te dziury mam sypać proso dla gołębi i kaczek, których obfitość wielka jest w Kielcach? Ten mur od Centrum Designu w ogóle nie gra z budynkami pałacowymi i resztą ul. Zamkowej. Zbyt nowoczesny jak na sąsiedztwo…

A kiedy trafimy już do parku, nad urokliwy staw, w którym wielkie ryby pływają, warto tam przysiąść na ławce i porozkoszować się chwilą. Drzewa, woda, a szum miasta gdzieś lekko w tle. Całość  nieco psuje fakt nachalnej obecności żebrzącego ptactwa. Tylko usiądź, a tuż obok pojawią się tłumy gołębi. Po chwili przydreptają kaczki. Tą latającą i ćtającą wszędzie plagę władze miasta same ściągnęły na nasze głowy osiedlając w parku kaczki . Tych legalnych było kilkanaście par, ale szybko dołączyli do nich nielegalni imigranci.  Jeszcze kilkanaście lat temu służby miejskie podjęły z nimi walkę, bo jak kaczki ćtają do wody, to w tej rozwijają się niechciane glony i inne takie.  I staw już nie wygląda jak ozdoba parku, tylko jak bajoro. Szczuto je psami, jastrzębiami. Ale kaczkom nie było to straszne – dla nich liczy się to, że babcie z wnusiami dzień po dniu dostarczają im darmowego żarcia i dlatego warto tu żyć. Staw zasilany jest z bijącego u stóp zamkowego wzgórza źródełka Biruty, nadmiar wody zaś ulewa się do płynącej nieopodal Sillnicy. Źródełko bije spod postawionej na nim rzeźby pod tytułem „Przysięga miłości”, woda w nim jest smaczna i nadająca się do picia. Krystalicznie czysta – aż tak, że dołek wypłukany przez źródło jest złudnie płytki, podczas gdy w rzeczywistości ma głębokość ok. 70 centymetrów. A wiem to stąd, że niegdyś zirytowany kolega Jebik wstawił do niego innego kolegę, a my byliśmy świadkami tego, jak wiele z wstawionego wystawało ponad lustro wody.

W parku godne zauważenia są dwie miejskie dekoracje. Przy ul. Staszica umiejscowiono kilka  z miejskich rzeźb. Poza tą przy źródełku są jeszcze trzy, wszystkie  podpisane, ale dwie z nich zostały nazwane zgodnie z wyglądem przez miejscową ludność. I teraz nie są to żadne akty, tylko człowiek z workiem cementu na barkach i srający. Przyjdź, zobacz, oceń i wtedy powiesz, czy to trafne. Drugim elementem parku, na który warto zwrócić uwagę, są rzeźby ziemno kwiatowe. Konstrukcja z prętów wypełniona ziemią obsadzona kwitnącymi roślinami. Więc w środku parku stoi tak kwitnący paw – naprzeciw woliery z ptakami ładnymi ( bażanty, pawie i uszaki), a nad stawem wariacja na temat łabędzia. To, że ładne to tylko pół historii. Patrząc na nie warto sobie uzmysłowić, ile starań wymaga utrzymanie ich w takim stanie: że kwitną i cieszą oko, a także że nie rozmywają ich ulewne deszcze. I rok w rok te dwie konstrukcje ziemno kwiatowe wybuchają życiem wraz w wiosennym ciepłem.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media