Go to commentsPokal. Pomasakra.
Text 78 of 255 from volume: Mioklonie
Author
Genrepoetry
Formblank verse
Date added2019-05-20
Linguistic correctness
Text quality
Views1237

ten ból ma specyficzną nazwę

język od niej mechacieje

przeciera się na kantach


odnoszę (głupię, naiwnota!) wrażenie, że

pasożyty, wewnątrz przezroczystych rakiet

okrążają cały ustrój, od wewnątrz

(kreskówka mi się tworzy

z hipohondryckich majaków

komiks o rycerzach eposujących

na wzgórzach Somatii)


zwiedzanina, co by tu zbrzydzić i deegaltować

może blizny, miecze, trema i heroiny?


a wziąć by to, podnieść

(choć i tak jest dosyć podniosłe)

zalać żółtym, niech szumuje z ust

(pocałunki zwracane gwałtownie i hurtowo

popłynęłyby z bulgotem, powstałaby Śliniagara)


a wystrzyknąć by z niego - myślą, toczyciele -

obrazy kobiet. nawet te w ramach

(będzie ciężko, jeszcze policzki się rozpękną

ukruszy ostatni perłowy ząb), zamazać

wspomnienia randek. niech rośnie

od nowa, w białej piwnicy

między pustakami

jaskińce wygnitej w spoinie


uczy się turpicynizmu, samotności

pamięta tylko chlor, drogę do magla

nutki, z których da się zaśpiewać

melodyjkę-obraz:

płótno w szklanym naczyniu


  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Kondensacja poćwiartowanej toporem, posiekanej tasakiem, przetartej przez sitko złowrogiej rzeczywistości mentalnej lirycznego (??) "ja" w prostej siecznej wiedzie nas jak w mordę strzelił - przez odlot w Kosmos - do słynnej rosyjskiej psichuszki

...odnoszę (głupieję, naiwnota!) wrażenie...

/i nieco niżej/

(kreskówka mi się tworzy
z hipochondryckich majaków...)

(cytuję z pamięci)

To świat - samołówka...

... i pytanie, na co Matki naszej walecznej te w Chaosie lata starań, zarwane noce, wyrzeczenia, ta Ojca dzielnego charówa od świtu po zmierzch??
avatar
Pokal - to hop! puchar piwa z logo ulubionego browarku. Jeśli go obalać w liczbie mnogiej - jest murowana pomasakra (patrz nagłówek
avatar
dziękuję serdecznie za czytanie i komenty!
avatar
Świat, oglądany oczami niewinnego dziecka, to liryka jasnej strony Księżyca. W tej dziecięcej radosnej optyce mieści się cała znana nam poezja weselna, jaką dotąd wymyślił ziemski człowiek z prochu kości.

Turpizm (a nawet turpicynizm - patrz ostatnia strofa) - to tej apoteozy fascynującego świata antonim=skrajne przeciwieństwo; nienawistna, skostniała, wiecznie w kirze ciemności zmarzlina tamtej strony Księżyca - jego /turpizmu/ rozpoznawalnym godłem.

Quod libet: jedni rybki, inni grzybki (te psychodeliczne zwłaszcza)
© 2010-2016 by Creative Media