Go to commentsDzień w Którym Zakwitły Konwalie
Text 49 of 255 from volume: Różne teksty
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2019-06-17
Linguistic correctness
Text quality
Views1448




Odeszła nagle. Nie było go przy niej, gdy umierała. Trzy dni temu wyjechał z miasta załatwiać swoje sprawy. Zawiadomiono go telefonicznie. Przyjechał najszybciej jak mógł. Wracał pociągiem. W czasie podróży nie widział świata, przepięknych krajobrazów, nie dostrzegał ludzi. Po prostu nic go nie obchodziło. W jego głowie kołatało się tylko jedno pytanie: dlaczego mi to zrobiła? Było to z jego strony podejście egoistyczne, ale zarazem takie ludzkie. Nie potrafił w danej chwili inaczej myśleć. Jakby utracił ważną cząstkę samego siebie... jakby go ubyło.


Zaczęły mu się przypominać różne wspomnienia z nią związane: jej delikatny uśmiech, kosmyk włosów spadających na czoło, nagie stopy w lekko postrzępionych bucikach, które najbardziej lubiła. Nie chciał uwierzyć, że to wszystko już nigdy nie powróci, nie ujrzy jej żywej. Miał pretensje do siebie, że nie powiedział wszystkiego, co pragnął przekazać. Szansa na tego typu wyznania, skryła się w przeszłości niewypowiedziana. Teraz nie miał do niej dostępu. Minęła bezpowrotnie. Słońce prażyło niemiłosiernie nie zasłonięte najmniejszą chmurką. Ta słoneczna piękna pogoda, była zupełnym zaprzeczeniem tego wszystkiego, co działo się w sercach ludzi, którzy ją kochali. Może nie zawsze potrafili to okazać, nie byli wobec niej sprawiedliwi. W takich chwilach przychodzą różne myśli do głowy. To prawda, że nie była święta. Na ołtarz raczej nie trafi.. ale istniała. Dla innych i dla siebie. Tak jak potrafiła i umiała najlepiej. Pomyślał sobie, że tam gdzie teraz przebywa, być może jest szczęśliwa. Wybaczono i zaakceptowano ją taką, jaką pragnęła być. Nie chciał uwierzyć, że w ogóle jej nie ma. To było dla niego zbyt trudne.


Kilka godzin przed rozpoczęciem pogrzebu pojechał do lasu nazrywać konwalii. Coś go ściskało za gardło, kiedy to czynił. One tak silnie kojarzyły się z jej osobą. Pamiętał, jak dostawała od niego te kwiaty. Widział wtedy jej delikatny uśmiech oraz oczy skore do łez. Przypomniał sobie pokój, który był dla niej cząstką świata. Te wszystkie maskotki, kwiaty, pocztówki, tak silnie były z nią związane. Przypomniał sobie, jak siedziała na kanapie a on na krześle, jak nie chciała, żeby się na nią glapił jak sroka w gnat, a lampa świeciła mu prosto w oczy, jakby był na przesłuchaniu. Myślał sobie, że ładna z niej dziewczyna, lecz postrzelona, zagubiona... a poza tym trochę cwana. Mimo tego lubił ją... z tym całym zwariowaniem. To jej dodawało uroku. Czuł się jej przyjacielem, ale nie wiedział, czy jest kimś więcej.


Teraz już nigdy nie wejdzie do tego pokoju, nigdy nie zrobi tam bałaganu ani porządku, nie popłacze cichutko w kącie, nie połapie się w tych swoich zapiskach i mu nie przywali jak się zdenerwuje. Nie będzie też miała ochoty porozbijać mebli.


Wrócił z kwiatami prosto do kościoła. Miał w sobie mieszane uczucia. Tak jakby trzymał w rękach cząstkę jej istnienia. Właściwie nigdy jej do siebie nie przytulił. Może postępował głupio jak ostatni osioł. Nie wiedział, czy tego pragnęła, czy nie, ale był na tyle pokręcony, że nawet o to nie zapytał lub po prostu tego nie zrobił. Wtedy by wiedział, co i jak. Zdał sobie sprawę z tego, że ona mogła to tak odczuwać, jakby ją poniżał, traktując  w ten sposób. Mówił teraz w myślach: przepraszam, nie wiedziałem... a może nie miałem o czym wiedzieć... tak czy inaczej... wybacz.


Msza pogrzebowa zaczęła się w samo południe. Przybyli wszyscy co ją znali, lubili, kochali oraz cała reszta pozostałych, którym wypadało przyjść. Na katafalku stała skromna szczupła trumna. Kryła w sobie jedno wspomnienie więcej. W tej chwili, to najważniejsze. Były w niej także konwalie. Leżały cichutko w ciemności przy jej nieruchomej twarzy. Osobiście położył je w to miejsce. Wierzył, że kiedyś – chociaż teraz zwiędną – odrodzą się w innym świecie, gdzie będzie mogła znowu nasycić się ich zapachem. Lecz w tej chwili zapach śmierci, połączył się z zapachem życia, tworząc jakby symboliczną drogę, do innego lepszego świata. Wierzył w to, chociaż nie wiedział, czy słusznie.


Kondukt pogrzebowy posuwał się w kierunku cmentarza, kiedy Słońce prażyło jeszcze bardziej. Pomyślał wtedy: gdyby trumna nie była zamknięta, to byś się ładnie opaliła. Wiedział, że jeśli go słyszy, to się na pewno nie obrazi, bo przecież wie jaki z niego wariat. Przyszło mu na myśl, że człowiek wypływa z jednego portu i dopływa do drugiego, mając do pokonania morze, które jest raz wzburzone, a innym razem spokojne. Dla jednych życie toczy się kołem a dla innych kwadratem. Dla jednych port jest daleko a dla innych blisko. Ona dopłynęła do tego bliskiego. A pozostali sobie jeszcze płyną. Dlaczego właśnie ona nie mogła popłynąć dalej, dlaczego jakaś siła skróciła jej trasę. A może gdyby płynęła dalej, to bardzo by cierpiała z jakiegoś powodu... a jeśli nie. Nie wiedział co o tym myśleć, a nie chciał mieć pretensji do całego świata, bo nie wiedział, co w ostatecznym rozrachunku, jest dla niej lepsze.


Na drugi dzień pod wieczór poszedł na cmentarz. Stanął przed grobem, kiedy było prawie ciemno. Było cicho i spokojnie. Można by rzec romantycznie. Nigdy nie chciała dzielić z nim spacerów w ciepłą noc, lub w czasie dnia w blasku Słońca. Domyślał się dlaczego. Ale były to tylko domysły, które domysłami pozostaną. Cała prawda jest po tamtej stronie. Jeżeli owa strona naprawdę istnieje. Chciał wierzyć, że tak.

Postawił na grobie mały wazonik z bukietem konwalii.

W świetle znicza kwiaty stały się jaśniejsze.

Dostał gałązką w głowę, która spadła z drzewa.

To mu dało nadzieję. że jeszcze nie wszystko stracone.

  Contents of volume
Comments (8)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Pierwsze, co się narzuca: "Spieszmy się kochać ludzi...". Piękne i wzruszające rozwinięcie tego tematu.
avatar
Jeden z tekstów, który mówi o tym, co wszyscy znamy lub na pewno poznamy: O odejściu kogoś, kto był częścią naszego świata. Często uzurpujemy sobie prawo do decydowania o tej części, zapominając że została nam tylko użyczona z wzajemnością. Najdłużej zostaje zapach w szufladach i szafach. Pozdrawiam,
avatar
Dzięki→RudolfDembnik Pozdrawiam:)
avatar
Leo→Dzięki Pozdrawiam:)
avatar
Piękny, barwny i niezwykle wzruszający opis uroczystości pogrzebowej. Przeżywam go tym bardziej, że właśnie wczoraj uczestniczyłem w pogrzebie mojej Siostry. To niemal dokładny opis tego smutnego zdarzenia. Też nie otwierano trumny, a upał był podobny do opisanego. Trzydzieści pięć stopni w cieniu. Ciężko mi o tym pisać.
Niestety, gorzej jest z poprawnością językową. Co prawda język jest piękny, niezwykle barwny i bogaty, ale tekst jest naszpikowany wielką liczbą błędów w zapisie.
a) Błąd ortograficzny. "Nie zapisany" to jedno słowo. Dwukrotnie napisano "Słońce" wielkimi literami, mimo że nazwy tej użyto w znaczeniu potocznym. To nie była mowa o planecie. Czyli kolejne dwa błędy ortograficzne.
b) Błąd składniowy. "Zaczęły się jej przypominać różne wspomnienia". Przypominać wspomnienia. Lepiej byłoby napisać: przypominać zdarzenia.
c) "Osobiście położył je". Klasyczny pleonazm, czyli tautologia. Jeżeli położył, to znaczy że on, a nie kto inny.
d) Nie ma znaku składającego się z dwóch kolejnych kropek.
e) Brakuje przecinków przed: jak mógł, a on, co ją znali, lepszego, jak z nieba, co o niej, a dla innych, co o tym(razem 9).
f) Zbędne przecinki przed: skryła się, była zupełnym, tak silnie, co i jak, to najważniejsze, połączył się, do innego, jest w niej, lub (razem 9).
avatar
Dodam jeszcze, że w tytule niepotrzebnie trzykrotnie użyto wielkich liter i że brakuje w nim przecinka.
avatar
Janko → Wielki Dzięki za komentarz.Z poprawnością językową mam zawsze problemy. Może jest to wynikiem natłoku myśli, kiedy piszę tekst. Poprawię chociaż u siebie, gdyż tutaj nie ma takiej możliwości.
Pozdrawiam:)
avatar
Klimat, nastrój, ponadczasowy, głęboki, masz wielkie wyczucie istoty,filozofii życia.
© 2010-2016 by Creative Media