Go to commentsTowar
Text 1 of 1 from volume: Z dreszczykiem
Author
Genrehorror / thriller
Formprose
Date added2012-01-03
Linguistic correctness
Text quality
Views2914

Lubię kiedy jedziemy nocą. Ciemność rozjaśniają tylko kolorowe światła samochodów, które mkną po autostradzie jak kosmiczne bestie. Kierowcy ciężarówek rozpędzają swoje maszyny do prędkości wyścigowych. Mama mówi o nich bałwany, bo kiedyś jeden urwał jej lusterko na drodze, ale ja ich lubię. Kiedy rodzice nie widzą, to zagaduję ich na parkingu. Niektórzy pozwalają mi nawet wejść do kabiny i dają różne rzeczy. Dostałem już Marsa, breloczek Mercedesa, który od razu zgubiłem i podróbkę odznaki policyjnej, która wygląda zupełnie jak prawdziwa. Jest ciężka, błyszcząca i jest na niej nawet wygrawerowane nazwisko i imię, takie jak moje – David. Chłopaki w szkole będą mi zazdrościć.




Ostatnie tankowanie przed granicą. Oskar pieszczotliwie klepnął swoją ciężarówkę w nadkole i wspiął się do kabiny. Usiadł wygodnie i uruchomił silnik. Ciężarówka warknęła i powoli ruszyła w stronę wyjazdu na Las Cruces.

Noc była przejrzysta. Ciemność łagodziła delikatna poświata księżyca. Droga była pusta. Od czasu do czasu minęło go jakieś osobowe. Dlaczego to jedno tak się za nim wlokło? Oskar zwolnił. Samochód przykleił się do tylnego zderzaka. Co do diabła? Statystycznie, co trzeci transport narażony jest na rabunek. Statystycznie jeden na sześć kończy się zabójstwem kierowcy. Rok temu przed Higgsville w dziesięć minut obrobili mu ciężarówkę z prawie połowy towaru. Droga nauczka. Oskar przez rok spłacał radia Robertowi LaRene. Po ostatniej racie palant i tak go zwolnił. Ale kto by chciał kraść mrożonki? Przez kolejne czterdzieści kilometrów podejrzeń i przypuszczeń, natręt siedział mu na zderzaku. Musiał to sprawdzić. Właśnie minął zjazd na Silver City. Przed Juarez był już tylko jeden parking. Właściwie to nie był parking, a wyjeżdżony na dziko plac przy lesie. Przysłowiowy Cock Spot[1] był miejscem schadzek przejezdnych gejów. Strach było się wysikać, bo można było paść ofiarą zbiorowego gwałtu.

Powoli skręcił pod las. W lusterku mignął mu biały Chevrolet Lumina, który najpierw zwolnił, a potem powoli przejechał zjazd. Ku jego zdziwieniu przy Cock Spot stała tylko jedna ciężarówka i właśnie skręcała do wyjazdu. Zwykle plac ledwo mieścił stłoczone samochody, dzisiaj nie było tutaj nikogo. Oskar zatrzymał się przy samym wjeździe i wyłączył silnik, pozostawiając światła postojowe. Wtulił się w siedzenie i uważnie obserwował okolicę. Pojedyncze krople zaczęły rysować skośne wzory na szybie. Minęło pół godziny. Deszcz rozpadał się teraz na dobre, jakby złośliwie, zniekształcając świat za oknem. Oskar zgasił światła, których blask w ulewie pogarszał widoczność i obniżył się na siedzeniu. Tak minęło kolejne pół godziny. Nic się nie działo. To chyba jednak był przypadek. Oskar wyprostował się i położył rękę na kluczykach, gdy na zakręcie przy drugim końcu placu dostrzegł skradającą się sylwetkę. Może to tylko cień? Przez deszcz nie widział wyraźnie. Zmrużył oczy, żeby lepiej widzieć. A jednak. Zgarbiona sylwetka przemieszczała się teraz żwawiej pomiędzy drzewami w stronę ciężarówki. Oskar popatrzył w lusterka. Gdzieś musi być drugi. Serce zaczęło przyspieszać. Oddech stał się przypadkowy. Sylwetka zniknęła w mroku jakieś dwadzieścia metrów od wozu. Oskar nerwowo otworzył schowek. Sięgnął głęboko za stertę rozmaitych drobiazgów i wyciągnął Taurusa PT25. Zręcznie sprawdził magazynek. Broń była naładowana. Lśniły w niej cztery naboje. Przytulił pistolet mocno do piersi i poczuł rytmicznie tłukące się serce. Wcisnął się pod kierownicę. Deszcz dudnił o dach. Kabinę rozświetlały tylko światła przejeżdżających samochodów. Oskar nasłuchiwał, wyłapując wyróżniające się z ulewy dźwięki. Trzask wyginanych przez wiatr gałęzi. Łomot toczącego się po parkingu metalowego zbiornika po oleju. Skrzypnięcie drogowskazu. Stracił poczucie czasu. Być może minął kwadrans, być może godzina, kiedy od strony drzwi pasażera usłyszał syk. Znał ich metody. Nie miał wątpliwości, że to gaz usypiający. Teraz nie miał wyjścia. Powoli złożył swoje siedzenie i otworzył niewielkie drzwi na tylnej ścianie kabiny, które cicho zgrzytnęły. Najpierw wychylił głowę, a potem przecisnął się na ramę i wsunął pod ciężarówkę.

Jeden z nich stał za wozem. Kroki drugiego usłyszał Oskar nad głową. Czuł jak jego ciuchy namakają od kałuży i zimną wilgoć przylegającą do ciała. W ustach miał słony posmak krwi z przeciętej wargi. Powoli przeczołgał się na tył ciężarówki. Facet stał nieruchomo. Miał ciężkie, lśniące od pasty buty, po których ślizgały się krople wody. Na podeszwach zgromadziło się błoto oblepione ściółką. Oskar odbezpieczył broń i strzelił mu w lewe kolano. Mężczyzna krzyknął i osunął się na ziemię. Oskar wyskoczył spod ciężarówki i odwrócił się w kierunku naczepy. Wymierzył w głąb i strzelił drugi raz.




Na trzydzieści kilometrów przed granicą dudnienie z naczepy ucichło. Oskar zjechał na pobocze. Wysiadł z ciężarówki i podszedł na tył wozu. Otworzył kłódkę i uchylił drzwi. Ze środka buchnęło zmrożonym powietrzem. Oskar wspiął się po schodkach i zamknął drzwi. Po ciemku odnalazł latarkę zawieszoną na ścianie.

Bladoniebieskie światło rozjaśniło wnętrze chłodni. Na skrzypiących hakach kołysały się obdarte ze skóry barany i wieprze. Oskar podszedł do plastikowej kotary na końcu chłodni i odchylił jedno ze skrzydeł. Na podłodze leżały zwłoki dwóch kobiet. Jedna miała poderżnięte gardło. Głowa ledwo trzymała się szyi na strzępach skóry i mięśni. Pęknięta krtań wystawała z przecięcia, jak urwana struna. Twarz zastygła w przerażeniu, które pokrył szron. Druga miała roztrzaskaną głowę. Niekształtną czaszkę oplatały długie, jasne włosy, sklejone krwią i mrozem. Oscar z dumą uśmiechnął się do zmasakrowanych ciał, jak do arcydzieła. Pod tylną ścianą naczepy leżało ciało mężczyzny, które zamarzło w sztucznym zgięciu. Nad nim, na haku wisiał mężczyzna z dziurą w kolanie. Jeszcze żył. Patrzył na Oskara tępym wzrokiem i ledwo poruszał sklejonymi chłodem ustami. Oskar podszedł do niego i przeszukał jego kurtkę. Z wewnętrznej kieszeni wyciągnął portfel i odznakę policyjną. Starszy detektyw, David Rice. Splunął i schował odznakę do tylnej kieszeni spodni.



[1] Z angielskiego: cock – kutas, spot – miejsce.

  Contents of volume
Comments (6)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Bardzo mnie wciągnęło to opowiadanie, a na końcu ciarki przeszły mi po plecach. Świetny thriller, gratuluję! :-)
avatar
Dziękuję!
avatar
Genialne opowiadanie! Muszę przyznać szczerze, że nie przepadam za thrillerami i horrorami itp., ale to mnie wciągnęło. Fajnie skonstruowane, pozostawiające czytelnika w napięciu no i zakończenie zaskakujące. Gratuluję!
avatar
Dziękuję! Ja też przyznam, że horror/thriller to nie gatunek w którym czuję się swobodnie, ale lubię eksperymentować. Zatem tym bardziej cieszę się, że opowiadanie się spodobało!
avatar
Świetny tekst. :)
avatar
Nie rozumiem ludzi, którzy mówią: Nie lubię horrorów, thrillerów. Ja lubię. Napisać dobry horror czy thriller to też sztuka. Jest wiele przykładów w literaturze lub kinie doskonałych powieści, opowiadań albo filmów. W literaturze to utwory Edgara Allana Poe, H. P. Lovecrafta, Iry Levina, Hansa Heinza Ewersa i Stephena Kinga {Misery}. W kinie: Nieustraszeni pogromcy wampirów, Dziecko Rosemary Romana Polańskiego, Dracula Coppoli, słynne Siedem i Milczenie owiec i wiele innych.
Natomiast jeżeli chodzi o Twój utwór jest on, co prawda pomysłowy, ma zaskakujące zakończenie, ale jest za krótki, brak tu rozwinięcia, czuje się niedosyt. O wiele bardziej podobał mi się inny Twój tekst „I życzę ci, żeby…”. Tam też czuło się niedosyt, ale niedosyt w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Przy okazji b. dobry tytuł na antologię [zdaję się, że wywiązała się burzliwa dyskusja na ten temat]. Mi się podobał.
© 2010-2016 by Creative Media