Go to commentsM. Sałtykow-Ssiedrin - rozdz. VII Bilans - i wypłata/12
Text 226 of 253 from volume: Tłumaczenia na nasze
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2019-07-19
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1160

Raz tylko w tamtych mrocznych latach w wegetację Aniusi przedarł się jaśniejszy promień światła: było to wówczas, kiedy tragik Miłosławski X przysłał z Samowarnowa list, w którym stanowczo, po męsku prosił ją o rękę - i serce. Aniusia to przeczytała i zapłakała. Całą noc majaczyła, była jak nie swoja, lecz nad ranem posłała krótką odpowiedź: *Po co to wszystko? Żeby razem pić?* Po czym mroki zgęstniały jeszcze bardziej, i ponownie zapadła w nieskończony podły czad.


Pierwsza ocknęła się Liubusia czy też może, lepiej powiedziawszy, nie tyle obudziła się, ile instynktownie poczuła, że dosyć, wystarczy już tego. Żadnej pracy już nie dostaną: i młodość, i uroda, i zadatki talentu - wszystko raptem jakoś tak nagle z kretesem przepadło. O tym, że przecież mają swoje schronienie w Pogoriełce, ani razu nawet nie pomyślała - tak było to coś odległego, niewyraźnego, całkiem zapomnianego. Jeśli przedtem nie ciągnęło ich do swego gniazda, teraz tym bardziej nie chciały wcale tam wracać. Tak, właśnie dzisiaj, gdy przyszło im nieledwie zdychać z głodu, teraz jeszcze mniej pragnęły znaleźć się w domu. Z jaką twarzą tam się pojawią? z twarzą, na której wszelkiego rodzaju pijane oddechy wypaliły trwałe niezmywalne piętno: *szmata!* ? Wszędzie były te podłe przeklęte oddechy, wszędzie je czuły, w każdym miejscu całego ciała! I, co najstraszniejsze, i ona sama, i Aniusia tak bardzo się z tym zżyły, że niepostrzeżenie stało się to nieodłączną częścią ich istoty. Nie są im wcale wstrętne ni ta smrodliwa woń knajpiana, ani wieczny gwałt w noclegowniach, ni cynizm pijanych gadek, tak, że gdyby nawet jakimś cudem i wyjechały, to i tak z całą pewnością wszystkiego tego bardzo by im później brakowało. A w Pogoriełce też żyć z czegoś chyba trzeba. Ileż to już czasu wycierają się po tym łez padole, a o rocznych dochodach z ich posiadłości ani słychu. Może więc to tylko jakiś miraż - ta ich Pogoriełka? a może tam już wszyscy pomarli? ci wszyscy świadkowie ich odległego i wciąż żywego dzieciństwa, kiedy to je obie, sierotki, babunia Arina Pietrowna wychowywała na kwaśnym mleku i nieświeżej słoninie... Ach, jakież to było smutne dzieciństwo! jakie życie... całe w ogóle! Całe życie... całe, calutkie życie!


To jasne, że pora umrzeć. Jeśli raz taka myśl oświetli sumienie, staje się już nieodstępna. Obie siostry nierzadko przecież i wcześniej budziły się z niejednego czadu, jednak Aniusi owemu przebudzeniu zawsze towarzyszyła histeria, szlochy, łzy, i wszystko mijało u niej szybciej. Liubusia była inna, bardziej chłodna, i dlatego nie płakała, nie przeklinała siebie i losu, a tylko uparcie pamiętała, że jest *podła!* Ponadto była też rozważna i jakoś całkiem jasno zrozumiała, że już nie ma na co liczyć. Przed nimi kompletna pustka, nic prócz hańby, nędzy i ulicznych latarni. Wstyd - rzecz przyzwyczajenia, można to jakoś znosić, ale nędza? Nigdy! To już lepiej za jednym zamachem skończyć ze wszystkim.


- Pora umierać, - powiedziała pewnego dnia do Aniusi tym samym chłodnym, rozsądnym tonem, jakim dwa lata temu spytała ją, dla kogo to tak strzeże ten swój wianek.

- Dlaczego? - z przestrachem sprzeciwiła się bliźniaczka.

- Mówię serio: czas umrzeć! - powtórzyła stanowczo Liubusia. - Pojmij to! obudź się! postaraj się zrozumieć!

- Cóż... to umrzyjmy! - zgodziła się ta, ledwo wszak pojmując surowe znaczenie, jakie zawiera podobna decyzja.


Tego dnia Liubusia nałamała cały stos główek zapałek fosforowych i przygotowała z tego dwie szklanki nalewki. Jedną z nich wypiła sama, drugą podając siostrze. Lecz Aniusia zaraz stchórzyła i pić nie chciała.


- Pij... podła! - krzyczała na nią Liubusia. - Siostrzyczko! miła! kochana! gołąbeczko! pij!


Aniusia, prawie oszalała ze strachu, wpadła w spazmy, szlochała rozdzierajaco i miotała się po pokoju. I równocześnie instynktownie chwytała się za gardło, jakby chciała wyzwolić się z pętli.


- Pij! pij... *szmato!*


Kariera artystyczna panien Pogorielskich dobiegła finału. Tego samego dnia wieczorem trup Liubusi wywieziono w szczere pole na rozstaje i tam pogrzebano.


Aniusia nadal żyła.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media