Go to commentsMiranda cz. 2
Text 2 of 7 from volume: Powiastka Nr 9
Author
Genreromance
Formarticle / essay
Date added2019-10-13
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views779

Rozdział IV



Miranda spojrzała na zegar, który wisiał na ścianie. Wybijał godzinę siedemnastą.

- Trzeba się szykować, niebawem kolacja. – powiedziała na głos.

Z niewiadomego powodu czuła lekki niepokój przed kolacją. Może to jest strach przed spotkaniem z babcią i resztą rodziny. Najlepszy na stres jest zimny prysznic. Ruszyła do łazienki. Myjąc włosy niespecjalnie się spieszyła, delikatnie opuszkami palców masowała skórę głowy. Piana spływała stróżką po plecach. Spłukała szampon z głowy, następnie wytarła włosy i ciało dużym różowym ręcznikiem z bawełny. Nałożyła odżywkę na włosy po czym zaczęła je rozczesywać grzebieniem o szeroko rozstawionych zębach. Na koniec nałożyła szlafrok i wyszła z łazienki. Czas mijał, było coraz bliżej do kolacji. Usiadła przy toaletce, zrobiła delikatny makijaż. Następnie ubrała długą, jasnozieloną prostą sukienkę. Suknia miała wycięty dekolt w kształcie litery „ V ”, który sięgał do pasa, w zagłębieniu piersi połyskiwał łańcuszek – zakrywał nieco dekolt, dzięki czemu piersi wydawały się optymalnie pełniejsze i ładnie zarysowane. Stopy przyozdabiały eleganckie sandałki na delikatnym obcasie. Uszy i nadgarstek przyozdabiały dodatki w kolorze sukni. Włosy upięła w wytworny kok, po bokach twarzy subtelnie falowały pasma włosów.

Stary, drewniany zegar ponownie wybił godzinę, tym razem dziewiętnastą.

Czas zejść do jadalni. – rzekła w myślach.

Szybko pociągnęła po ustach błyszczykiem, skropiła dekolt i nadgarstki perfumą firmy Celinie Dione i zeszła na dół po dębowych schodach, przytrzymując się poręczy. Domownicy byli wpatrzeni w Mirandę jak w obraz. Pierwszy przywitał się i podszedł do niej brat.

- Witaj siostrzyczko. – podał jej ramię. – Muszę ci przyznać, że postarałaś się. Ledwie cię poznałem, wyglądasz czarująco. – Ucałował ją w policzek i zaprowadził do pokoju gościnnego, gdzie zebrała się już cała rodzina.

- Mirando. Pozwól, że przedstawię ci pozostałe osoby, których jeszcze nie znasz.

- Ależ z wielką przyjemnością– odpowiedziała.

Podeszli do młodej blondynki o niebieskich oczach i pięknym uśmiechu jak z żurnala. Kobieta była ubrana w czarną wieczorową suknię, dekolt przyozdabiał drogi naszyjnik z drobnych diamentów, który doskonale rozświetlał postać kobiety i dobrze komponował się z całością stroju.

- Nicolle chciałbym przedstawić ci moją młodszą siostrę Mirandę. Mam nadzieję, że znajdziecie wspólny język. – uśmiechnął się uroczo do blondynki, która ochoczo wyciągnęła dłoń do nowo poznanej towarzyszki.

- Cześć, jestem Nicolle. Zdaje się że mamy obok siebie pokoje?

- Witam, mam na imię Miranda. – uścisnęła jej dłoń - Tak, rzeczywiście, przez jakiś czas będziemy wspólnie mieszkać. – uśmiechnęła się.

- Mirando, dziś już późno, ale czy jutro miałabyś ochotę wybrać się ze mną na konną przejażdżkę? Wzięłabym sobie dzień wolnego i odpoczęła od tej harówki. Okazjonalnie pokazałabym ci okolicę. Co ty na to?

- Oczywiście! Z miłą chęcią wybiorę się z tobą. Dziękuję, że chcesz mi poświęcić wolny czas.

Nicolle zaśmiała się perliście i dodała:

- Widzę ogromny entuzjazm w twoich oczach. W takim razie widzimy się jutro o jedenastej przy stadninie koni.

Rodzeństwo pospiesznie skierowało swoje kroki ku wytwornej starszej damy. Sędziwa, szczupła kobieta ubrana była w suknię koloru orzecha kokosu. W dłoni trzymała nieduży wachlarz. W pomieszczeniu mimo klimatyzacji było bardzo gorąco. Kobieta odwróciła się do podchodzących i delikatnie uśmiechnęła, jej wzrok spoczął na dziewczynie.

- Mirando, oto nasza babcia Sally Maguro.

- Witaj, Mirando. – zauważyła na sobie badawczy wzrok wnuczki, więc szybko dodała. –Pewnie zastanawiasz się jak osoba w moim wieku i to w dodatku po udarze może zachować tak dobrą formę?

- Właściwie jest to dla mnie pewnym zaskoczeniem. Miło mi poznać tak wspaniałą osobę, która w dodatku jest moją babcią .

- Zależało mi na tym, abyście mnie odwiedzili , więc musiałam wymyślić podstęp.

- Podstęp? -obruszyła się dziewczyna na myśl, że jej rodzice musieli dobrowolnie opuścić wyspę.

- Mirando, przestań. – upomniał ją brat.

- Martin, wybacz mi moje zachowanie, ale przeszłość wytrąciła mnie z równowagi. Babciu, mam nadzieję, że mimo tragedii w mojej najbliższej rodzinie uda nam się z czasem zapomnieć o najboleśniejszych wydarzeniach.

Chwilę później do pokoju weszła gosposia i obwieściła, iż kolacja jest już gotowa. Rodzina zasiadła w jadalni, przy suto zastawionym stole. Miranda zastanawiała się, gdzie podziewa się przyjaciel rodziny. Naprzeciwko niej nadal było wolne miejsce. Zanim zdążyła skosztować pierwszą porcję sałatki ujrzała, jak do jadalni wchodzi mężczyzna (o zgrozo!), ten sam którego spotkała na jachcie.

- Co tu robi ten zbereźnik?! – zapytała nieco ostrym tonem i zbyt głośno.

Babcia skarciła ją wzrokiem, a dziewczyna zawstydziła się swojej reakcji.

-Przedstawiam wam naszego długoletniego przyjaciela rodziny, Alana Coopera.

Miranda omal nie zakrztusiła się wodą, którą popijała.

- Alanie – ciągnęła dalej babcia – To jest moja wnuczka Miranda.

Ich spojrzenia się spotkały, na jedną chwilkę dziewczyna spuściła wzrok. Alan wręcz przeciwnie, przez dłuższą chwilę mierzył ją wzrokiem. Uśmiechnął się, jego spojrzenie spoczęło na pięknie zarysowanych kształtach dziewczyny, które podczas oddechu łagodnie falowały. Natychmiast rzuciła mu pełne zgorszenia spojrzenie, lecz on udał, że tego nie zauważa.

- Usiądziesz z nami? – zaproponowała babcia i wskazała mu wolne miejsce naprzeciwko wnuczki.

Mirandę aż zagotowało wewnątrz. Nie dość, że miała z nim nieprzyjemne spotkanie na jachcie, to na dodatek musi z nim siedzieć przy jednym stole. –pomyślała.

Alan bezwstydnie spojrzał na nią. Co za typ! Bezczelny! Jak on może tak bez przerwy się we mnie wpatrywać– walczyła w niemym dialogu.

- Smakuje?! – zapytała kąśliwie.

Alan ponownie się uśmiechnął.

- Tak, bardzo. – zachichotał.

Martin widząc gwałtowną reakcję siostry i przeczuwając, że może dojść do nieprzyjemnej sytuacji, postanowił natychmiast skierować rozmowę na inne tory. Zadał pytanie Alanowi na temat prosperującej firmy, w której on pracuje. Na szczęście tamten chwycił przynętę i do zakończenia kolacji panowała już przyjazna atmosfera.



Rozdział V



Zegar wskazywał godzinę dwudziestą drugą. Starsza pani pół godziny wcześniej została odprowadzona do swego pokoju. Dziewczyna odczuwała fizyczne zmęczenie i postanowiła udać się do swojego pokoju, zanim ktoś ją dostrzeże i zechce zająć towarzyską rozmową. Podążała już w kierunku schodów, kiedy usłyszała znajomy głos.

- Mirando, poczekaj odprowadzę cię do pokoju. – rzekł Martin spiesznie podążając za nią.

- A może ja ją odprowadzę . – usłyszała głos Alana, który nie wiadomo kiedy pojawił się tuż obok niej. Po czym zwrócił się do Martina.- Jeśli to nie kłopot odprowadź Nicolle.

Mężczyzna z radością skinął głową i pospieszył w odwrotnym kierunku. Na parterze, u podnóża wznoszących się do góry schodów została tylko Miranda i Alan. Służba już dawno posprzątała po kolacji i udała się na spoczynek. Młodzi spojrzeli na siebie, dziewczyna szybko odwróciła wzrok i zaczęła „wspinaczkę” po stromych krętych schodach nie czekając na współtowarzysza. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i nic nie mówiąc ruszył za nią.

Chwilę milczenia przerwała Miranda.

- Co ty sobie wyobrażasz? Dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś przyjacielem rodziny? – syknęła.

- Uspokój się, nie krzycz. Chyba nie chcesz zaniepokoić swojej babci? – powiedział Alan.

Dziewczyna na moment się opanowała . Mężczyzna ciągnął dalej.

Odprowadzę cię tylko do pokoju. Poza tym chciałem spędzić z tobą trochę czasu, porozmawiać.

- A o czym chcesz ze mną rozmawiać po tym, co wydarzyło się na jachcie? – spytała gniewnie. Nie miałeś prawa w ten sposób się zachowywać!

- Cicho bądź, bo ktoś nas usłyszy. Chciałabyś, aby wszyscy się dowiedzieli, co wydarzyło się na jachcie? – wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Och, nie denerwuj mnie! – żachnęła się przyspieszając kroku.

Szli długim korytarzem mijając inne puste pokoje. Dziewczyna podziwiała wiszące na ścianach obrazy, na których widniały osoby tworzące hierarchię rodu Maguro. Dziewczyna z zainteresowaniem przyglądała się portretom dawnych przodków. Wcześniej nie miała ku temu okazji, więc obecnie chłonęła z zapartym tchem piękno i kunszt malarskiego rzemiosła. Nie zwróciła nawet uwagi, że w wędrówce towarzyszy jej Alan. Mężczyzna nieco zakłopotany wsadził dłonie do czarnych spodni od garnituru. Spojrzał na obraz prapradziadka dziewczyny, Josepha. Wydało mu się, że staruszek z płótna mrugnął do niego. Co prawda zastanawiał się, czy to skutek zbyt dużej dawki wypitego wina, czy dopadła go senność, ale poczuł się dość dziwnie. Natychmiast wyprostował swą sylwetkę, dzięki czemu wyraźnie o kilkadziesiąt centymetrów górował nad kobietą, do której odważył się ponownie odezwać.

- Wiem, że nasze pierwsze spotkanie nie wywarło na tobie pozytywnego wrażenia - odchrząknął cicho – ale w ramach przeprosin chciałbym to tobie wynagrodzić…

- A w jakiż to sposób? – zapytała z zaciekawieniem.

- Chciałbym, popłynąć z tobą na wyspę, mam tam własny domek. Mielibyśmy czas na swobodną rozmowę, popływalibyśmy… Wieczorem rozpalimy ognisko, upieczemy kiełbaski, szaszłyki, pianki. Oczywiście wrócimy przed północą. Co ty na to?

- Sama nie wiem czy to dobry pomysł. Szczerze mówiąc właściwie cię nie znam. A należę do przyzwoitych kobiet i chyba niestosowne by było, abyśmy sami wypłynęli w rejs, nie sądzisz?

-W takim razie może twój brat zabierze się razem z nami? – dodał spiesznie - Zgadzasz się? – uśmiechnął się zachęcająco.

-Zgoda. Jeżeli mój brat popłynie z nami to z miłą chęcią wezmę udział w tej eskapadzie.

- Cieszę się, masz jutro czas?

- Ach! – rzekła z rezygnacją w głosie – Jutro mi nie pasuje.

- Dlaczego? Jakie masz plany na jutro? Będziesz się tylko nudziła w tej ogromnej rezydencji. – widząc jej tajemniczy uśmieszek dodał. – mam wrażenie, że się próbujesz wymigać ze spotkania ze mną – posłał jej oskarżające spojrzenie.

- Nie, nie. – zaprotestowała szybko - Po prostu Nicolle zaproponowała mi, że jutro wybierzemy się na konną przejażdżkę. Chce mi pokazać piękną okolicę.

- Rozumiem. Czy wobec tego w sobotę? W piątek nie mogę, ponieważ pracuję do późna.

- Dobrze, w sobotę. – przytaknęła.

Mężczyzna złożył niespodziewany pocałunek na jej wargach. Pogwizdując, skierował się do swojego pokoju uradowany z tego, że skradł dziewczynie całusa.





Rozdział VI



Wczesnym rankiem Mirandę obudziło natarczywe pukanie do drzwi.

- Kto tam? – zapytała przecierając zaspane oczy.

- To ja, Nicolle. Wstawaj , za pół godziny wyjeżdżamy w plener.

- Czy to już ranek? Wydawało mi się, że dopiero się położyłam. Już wstaję.

Miranda niechętnie zwlokła się z łóżka i poszła wziąć prysznic, ponieważ tylko poranny prysznic był w stanie ją dobudzić. Ubrała pomarańczowy T-short, który podkreślał jej płomienne - rude włosy oraz getry opinające jej smukłe uda. Dopełnieniem całego stroju były adidasy. Dziewczyna zeszła na dół na śniadanie. Wchodząc do jadalni nie zauważyła Alana, który zza długiego dębowego stołu obserwował ją z półuśmieszkiem. Miranda odsunęła ciężkie krzesło i zajęła miejsce za stołem. Przestraszyła się, słysząc niespodziewanie głos Alana.

- Dzień dobry Mirando.

W oczach dziewczyny pojawiły się iskierki gniewu.

- Co ty tutaj robisz?!

- Siedzę w jadalni i piję kawę. Myślę, że jest to odpowiednia pora na śniadanie. – zaśmiał się z satysfakcją.

-Rozumiem, że przyszedłeś na wspólny posiłek?!- żachnęła się.

- Miło byłoby zjeść śniadanie w twoim towarzystwie. Przykro mi, że w ten sposób na mnie reagujesz. Wy, rude kobiety chyba macie taki… - udał, że się zastanawiał. – Ognisty temperament.

Miranda przemilczała ten zgryźliwy komentarz, po czym sięgnęła po dzwonek stojący na stole. Alan chciał zrobić to samo, lecz go ubiegła uśmiechając się z satysfakcją i zadzwoniła po służbę. Mężczyzna rozsiadł się wygodnie na krześle i szelmowsko uśmiechnął do niej. Śniadanie jedli w milczeniu. Miranda starała się ignorować Alana, przecież za parę chwil pojedzie z nową koleżanką na umówioną przejażdżkę.

Przy stadninie koni czekała już Nicolle.

- Co tak długo? – zniecierpliwiła się, lecz po chwili zauważyła że dziewczyna jest w złym humorze. – Co się stało?

- Ktoś złożył mi rano niespodziewaną wizytę…

- Kogo masz na myśli? – spytała Nicolle.

- Nieważne. Jedźmy już.

Dziewczyny wsiadły na konie i pogalopowały w kierunku plaży.

- Dobrze jeździsz. Byłam pewna, że będę musiała cię uczyć. A tu takie miłe zaskoczenie.

- Wiesz, jak chodziłam do gimnazjum, to można było trenować siatkówkę albo uczyć się jazdy konnej – uśmiechnęła się. Wybrałam to drugie.

- Rozumiem. Powiedz mi czy masz narzeczonego? Byłaś kiedyś tak naprawdę zakochana?

- Nie. Nigdy nie miałam chłopaka. – zawstydziła się.

- Poważnie? – zdziwiła się Nicolle – Wiesz, jakoś nie mogę w to uwierzyć, moim zdaniem jesteś bardzo atrakcyjną dziewczyną.

- Nie wygaduj głupstw. – zaśmiała się - Gdyby tak było to miałabym facetów na pęczki, a tu żaden koło mnie się nie kręci.

- Powiedz mi, bardzo jesteś zżyta ze swoim bratem?

Szły w stronę wielkiej altany, po czym usiadły w cieniu na ławce i wtedy Miranda odpowiedziała.

- Kiedy miałam dwa lata straciłam rodziców. Zginęli w wypadku, opiekowała się nami babcia Isabel. Zawsze powtarzała mi, abym uważała na mężczyzn, bo rzadko można im zaufać i polegać na nich. Mówiła także, bym zaufała bratu w każdej sytuacji, gdyż tylko na nim tak naprawdę mogę polegać. I tak się stało. Po śmierci babci, Martin zajął się mną i opiekuje do dziś. To stuprocentowy mężczyzna , gdybym nie była jego siostrą, mogłabym się w nim zakochać – zachichotała.

- O,widzę, że to chodzący ideał. Pewnie dlatego nie masz nikogo, ponieważ od początku babcia wmawiała tobie, że faceci są najgorsi , że nie warto im ufać. Wiem, że chciała cię chronić przed innymi, bo byłaś jej kochaną wnuczką i czuła się za ciebie odpowiedzialna , ale nie wyszło to tobie na dobre. Zupełnie zamknęłaś się w sobie, nikogo do siebie nie dopuszczasz, a przecież nie można żyć bez miłości.

- Ej!– wykrzyknęła Miranda śmiejąc się. – Czy ty czasem.. – zmarszczyła brwi, uważnie przyglądając się koleżance – Czy dobrze myślę, iż podoba ci się mój brat?

Nicolle zarumieniła się.

- Nie, coś ty. – nieudolnie zaprotestowała – może ruszajmy w stronę hotelu, oprowadzę cię.

- Nie zmieniaj tematu. Dobrze, pojedziemy, ale dopiero wtedy, gdy powiesz mi prawdę. – uparła się.

- Może trochę. – jeszcze bardziej się zaczerwieniła.

- Aha. Robisz mi wykład na temat mężczyzn, a sama wpadłaś jak śliwka w kompot. – zachichotała.

- Mirando, przyrzeknij, że nic nie powiesz swojemu bratu, że mi się podoba. W przeciwnym razie zamknę się w pokoju i więcej nie wyjdę z niego. – zagroziła.

- Nicolle, spokojnie. Masz moje słowo, nic nie powiem. Z drugiej strony ciekawa jestem, ile czasu byś wytrzymała zamknięta w tym pokoju. – zachichotały.

Miranda i Nicolle poczuły, jakby znały się od dawna. Stały się „bratnimi duszami”. Wiązał ich mały sekret.





Rozdział VII



Rozweselone dziewczyny właśnie przekroczyły teren hotelu, którym zarządzała jedna z nich, Nicolle. Aby dojść do niego trzeba było przejść przez ogromny park ogrodzony wysokim żywopłotem. W parku dało się słyszeć nieznane dotąd odgłosy rajskich ptaków. Po obu stronach alejki zostały umieszczone ławki, na których goście hotelowi mogli spocząć podczas zwiedzaniu parku.

Hotel okalały pasy przeróżnych, roztaczających piękną woń kolorowych kwiatów. Dość duża kondygnacja wyróżniała okazały budynek. Jak zdążyła policzyć, miał dziesięć pięter. Każdy gość przekraczający próg hotelu „HULA” jest obdarowywany wieńcem kwiatów z okolicznego ogrodu. Jak zauważyła, hol hotelu był ogromny, po swojej prawej stronie dostrzegła recepcję. Po lewej stały stoliki i fotele. W sytuacji , gdy utworzy się kolejka do recepcji klienci hotelu mogą skorzystać z mini baru.– tak zachwalała walory hotelu Nicolle.

- Przedstawiam ci Victorię. – wskazała na kobietę – Jest główną recepcjonistką. Podlegają jej jeszcze trzy asystentki, oczywiście dziś mają wolne. Każda z nich ma ustalony grafik. Przechodzą w kierunku wind.

- Windy po lewej stronie holu prowadzą do poszczególnych pięter, na których mieszczą się kolejne pokoje i szereg ciekawych atrakcji. Ostatnie trzy piętra są dla grupy VIP-ów. Do tej grupy zaliczają się biznesmeni, odbywający tu swoje służbowe spotkania, mamy tu dla nich okazałą salę kongresową. Przyjeżdżają tu także sławni aktorzy czy piosenkarze. Nie brakuje u nas również rozpieszczonych bogatych dzieciaków, ale jakoś dajemy sobie radę.

- Słyszałam, że prowadzisz prywatne lekcje Hula?

- Tak, zgadza się. Jestem główną instruktorką, ale pomagają mi jeszcze Leo i Nora. Mamy wyznaczone wieczorne godziny zajęć, które odbywają się na podwórku z tyłu hotelu. Niebywałą atrakcją jest sztuczna plaża. Organizujemy też taniec przy ognisku, właściwie tańczymy wokół ogniska. Na koniec wieczoru pieczemy szaszłyki, a także prosię lub kurczaka. Zajęcia odbywają się w piątki. Jeśli będziesz miała czas i ochotę to zapraszam. Rodzina jest częstym gościem na naszych spotkaniach przy ognisku.

- Chętnie skorzystam z zaproszenia. Może udzielisz mi kilku lekcji tańca, coś mi mówi, że może być naprawdę ciekawie. Poza tym ten wieczór przy szaszłyku – zachichotała.

- Mirando. – rzekła poważnie Nicolle. – z polecenia babci mam przekazać ci informację. Chodzi o to, że Sally zapisała tobie niektóre udziały z hotelu, od tej pory częściowo jesteś współwłaścicielką. Chcesz czy nie, hotel jest twój.

Dziewczyna w pierwszym momencie zaniemówiła, lecz po chwili dotarły do niej wiadomości, które usłyszała od koleżanki. Ogarnęła ją euforia i radość.

- Więc hotel jest mój?! Jestem współwłaścicielką! Od zawsze marzyłam, żeby mieć swój biznes! Wspaniale, nie zawiodę was. – obiecała.

- Doskonale. Niespodzianka się udała. W takim razie zapraszam cię na puchar lodów, później wrócimy do domu.





Rozdział VIII



Miranda szykując się na kurs tańca hula lekko obawiała się spotkania z rodziną, właściwie z ich przyjacielem Alanem. Czuła, że coś ją ciągnie do niego. Szczerze z tym walczyła; uważała że jest jednym z wielu podrywaczy, który zawróci w głowie kobiecie, zaciągnie do łóżka i znajdzie następną. Nie chciała być jedną z wielu, tylko jedną na milion. Zaplotła swoje złote włosy w warkocz i zarzuciła go na lewe ramie, musnęła błyszczykiem usta. Naniosła za uszami kilka kropel perfum, które dostała od babci.

Spokojny spacer do hotelu zajął jej piętnaście minut, nie długo miały się zacząć lekcje wiec przyspieszyła kroku. Ponownie przechodziła przez egzotyczny park, cieszyła się pięknem, który ją otaczał. Weszła do hotelu, skierowała się do recepcji. Zadzwoniła dzwonkiem stojącym na blacie stanowiska. Już po paru sekundach pojawiła się czarnowłosa Hawajka, miała na sobie uniform w hawajskie kwiaty.

- Dobry wieczór. – rzekła – Nazywam się Miranda Bohrn. Chciałabym zasięgnąć informacji. – na plakietce uniformu kobiety widniało imię Stella.

- Witam panią w naszym hotelu. A mianowicie? O co chce pani zapytać?

- Otóż, zostałam zaproszona na lekcje tańca hula przez współwłaścicielkę Nicolle.

- Ach, tak. Przepraszam. Pani Nicolle uprzedziła, że pani przyjdzie. W takim razie. – żywo zareagowała i wyszła zza ladę recepcji, delikatnym gestem dłoni wskazała w którą stronę ma iść. Zapraszam. Zaprowadzę panią, za parę chwil będziemy na miejscu.

Miranda podążyła za Stellą. Chwilę później znalazły się na tyłach hotelu. Mirandę zaskoczył widok jaki zastała. Na plażę, którą tak bardzo chciała zobaczyć, prowadził drewniany stabilny most pod którym płynęła sztuczna rzeka, nieopodal była wodospad. Widok umilały śpiewy ptaków, dzięki czemu Miranda odważyła się wejść na most. Nim się obejrzała znalazła się po jego drugiej stronie.

- Pani Stello, czy to jeszcze daleko?

- Nie, nie. Spokojnie przed nami jakieś pięć metrów i będziemy na miejscu.

Rzeczywiście tak było. Na plaży znajdowały się stoliki, ławki, a także mini bar. Nieco dalej paliło się ognisko.

- Jesteśmy na miejscu, tak więc jeśli pani pozwoli wrócę do swoich obowiązków.

- Tak, oczywiście. Bez problemu sobie poradzę.

Stella skierowała się w kierunku hotelu. Nieoczekiwanie poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Instynktownie odwróciła się. To była Nicolle. Ucieszyła się na widok znajomej twarzy.

- Poradziłaś sobie, trafiłaś.

- Tak, pani Stella mnie tu przyprowadziła. Zadziwiające miejsce. Pięknie tu.

Instruktorka zaprowadziła Mirandę do stolika, gdzie zasiadła rodzina Maguro. Dziewczyna rozglądała się zaciekawiona miejscem. Zauważyła, że przy mini barze tyłem do niej odwrócony stał Alan, żywo rozmawiał z barmanem. Niechętnie odwróciła wzrok, lecz jej uwagę zwróciła muzyka płynąca z głębi plaży, oznaczało to że zaczyna się lekcja tańca.

Sally była wyraźnie ucieszona obecnością wnuczki, widziała jak jest wszystkim oczarowana. Nie chciała jej tego wrażenia rozpraszać więc tylko wymieniły uprzejme uśmiechy.

Dwóch Hawajczyków siedziało w nie dalekim oddaleniu od ogniska, wybijali rytmiczne tony na bębnach ipu heke, trzeci Hawajczyk grał na gitarze ukulele, a Hawajka śpiewała w swoim języku pieśń. Mężczyźni tańczyli wokół ogniska wymachując pochodniami, właściwie mieli w dłoniach po dwa kije na ich dwóch końcach palił się ogień, umiejętnie i sprawnie żonglowali nimi. Sztuczki jakie prezentowali, niesamowicie fascynowały i zadziwiały Mirandę jak i pozostałych widzów. Pochodnie wirowały wyrzucane do góry, ognie tańczyły jak para ogromnych świetlików wśród ciemnych chmur wieczoru.


***


Po pokazie Nicolle wygłosiła mowę na temat tańca hula. Dziewczyna uważnie ją słuchała.

- Drodzy zebrani. Hula to tradycja Hawajów, jest drogą poznawania siebie. Łączy zarówno duchowość jak i fizyczność. Ten taniec, to świat legend i historii, które są

częścią nas samych. Mianowicie nogi przenoszą nas po ziemi, a ręce opowiadają historię. Patronką tańca hula jest bogini Laka. Legendy mówią, że to właśnie Laka przekazywała całą wiedzę o tańcu hula bogini Pele i jej przyjaciółce Hi’iaka. Tancerze w ofierze składali rośliny na ołtarzu bogini.

Dziś zajmiemy się nauka dwóch stylów tegoż tańca, a mianowicie Kahiko i Auana.

Kaliko, to starożytna forma tańca hula, charakteryzuje się ona delikatnymi gestami oraz sporą dynamiką. Mężczyźni mieli na sobie lei z paproci maile lub kukui, spódnice dla kobiet były zrobione z liści Ti rośliny zwanej Ki. Opowiadam o tym dlatego, gdyż mamy dla państwa przygotowane takie stroje. Serdecznie zapraszam, proszę się nie wstydzić. Pani Victoria pomoże państwu je przyodziać, a ja dokończę wywód o tańcu.

Zgromadzeni nieco zdziwieni, lecz przyjmujący zachętę, bezspornie ruszyli w kierunku Victorii.

- Drugim tańcem, którego was dziś nauczymy jest Auana. Tu zetkniemy się stanowczo z nowoczesną formą tańca hula, który preferuje płynność, miękkość i subtelność ruchów. Ta forma tańca odbywa się przy lirycznej muzyce, której akompaniament będą tworzyć różne instrumenty, a przede wszystkim ukulele, które trzyma nasz gitarzysta Theo.

Theo zagrał krótką solówkę. Po czym przyodziani już w odpowiednie stroje goście hotelu wesoło klaszcząc wiwatowali.

- Tu panie ubrane będą w piękne długie suknie, mężczyźni w kwiaciaste koszule i luźne spodnie. Wszyscy zakładają lei utkane z hawajskich kwiatów – hibiskusa, plumerii, orchidei.

Nauka tańca trwała około trzech godzin, także jedna lekcja trwała półtorej godziny. Nawet Miranda zaproszona przez jednego z Hawajczyków uczyła się stylów tańca hula.

Podczas lekcji Alan dokładnie przyglądał się dziewczynie. Najwyraźniej ma do tego talent, - pomyślał - ponieważ gdy tylko instruktor pokazał jej ruchy tańca, w mig je łapała. Równie płynnie poruszała dłońmi jak i biodrami. Dół sukienki delikatnie i zmysłowo kołysał się w rytm muzyki. Nie mógł pojąć co ciągnie jego do tej kobiety, wiedział tylko że to nie jest jedynie pożądanie.

Mimo, że lekcje się zakończyły i zaczęła się zabawa przy muzyce uczący się zgromadzeni postanowili pozostać w przebraniach do końca wieczoru. Nadszedł czas na konsumowanie przygotowanych specjałów. Miranda stała przy stoisku z szaszłykami i rozmawiała z instruktorem, który był wyraźnie nią zainteresowany. Alan poczuł, że wzbiera w nim złość, widząc ich razem. Podszedł do nich i zapytał.

- ALOHA moi drodzy.

- ALOHA.

- Chciałbym zapytać Mirando, czy mógłbym odprowadzić cię do domu po zabawie?

- Och przepraszam, ale Martin mnie odprowadzi. Może innym razem?

Zauważyła, że Alan nie protestował, lecz jego oczy wyraźnie posmutniały. Kiwnął głową na zgodę, odwrócił i ruszył w milczeniu do hotelu.















  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media