Go to commentsŚwiatełko
Text 53 of 255 from volume: Różne teksty
Author
Genrefairy tales
Formprose
Date added2019-10-24
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1908

Słońce wrzynało się między horyzont a Ziemię, raniąc ściany palącą tarczą. Ciężkie burzowe chmury przykryły łąkę pogrzebowym całunem. Porywisty wiatr targany własną furią i niepojętą złośliwością, wyrywał wszystko co napotkał na swojej drodze.


Mała dziewczynka siedziała na trawie. Ponura szarość przytłaczała ze wszystkich stron smutną postać, strzępkami rdzawego światła. Nie wiedziała jeszcze, że zbliża się straszliwy huragan, który złapie ją w szpony przeznaczenia i poniesie ku tajemnicy.


Nie mogła nawet płakać. Wszystkie kropelki rozpaczy wypłakała dwa dni temu, gdy rodziców przygniótł ogromny symbol przyrody: wielkie potężne drzewo. Leżało teraz potężne w swym znieruchomieniu, będące grobem wszystkiego, co najbardziej kochała. Pomiędzy gałęziami prześwitywały nieruchome oczy.


Często przesiadywała pod tym wielkim, rozłożystym cieniem. Uśmiechnięte promienie słońca buszowały figlarnie wśród gałęzi, zakłócając spokój powieszonym liściom. Wyobrażała sobie, że są to świetliste wróżki, które tańczą specjalnie dla niej, taniec szczęśliwych chwil. A może nawet spełnią każde pomyślane życzenie. Spoglądała na wielkie potężne konary, zastanawiając się, kto szybciej rośnie – ona czy one. Słyszała szum żywicy w słojach i piosenki barwnych ptaków w listowiu. Na swoich skrzydłach unosiły muzykę szczęśliwego dzieciństwa.


Pamiętała, że tato zrobił przepiękną huśtawkę. Ona mu za to podarowała wianek upleciony z polnych kwiatków. Trochę koślawy, ale jakoś nie marudził. Nawet się półgębkiem uśmiechnął. Zrobiła specjalnie dla niego, jako podziękowanie za tą wspaniałą huśtającą rzecz.

Przypomniała sobie, że kiedy zbierała kwiaty, widziała małe wirujące chochliki. Myślała sobie, co by to było, gdyby były duże, takie jak cały dom.


Matka przyniosła wtedy kawałek zwyczajnego placka, nadzianego leśnymi jagodami. Dla niej nie był zwyczajny. Był najlepszym plackiem jaki jadła, w całym swoim krótkim życiu. Wiedziała, że był dany nie tylko rękami, ale także sercem. Tyle prawdziwej miłości w nią wpompowało. Do dzisiaj pamięta ten smak a jeszcze bardziej uśmiech matki, której na drugi dzień miało już nie być.


Był coraz bliżej. Słyszała szyderczy śmiech i szeleszczące szpony. Porwał ją w swoje objęcia jak małą szmacianą kukiełkę. Targana na wszystkie strony daleko od Ziemi, podążała w ramiona śmierci, przelatując nad wywróconym drzewem, żegnając po raz ostatni wspomnienia. Bezlitosny wiatr przeobrażał siedmioletnie szczęście w wielką rozpacz, którą tak naprawdę, nie miał już kto doświadczyć i tęsknić.


Nie odczuwała smutku, gdy leciała w ciemność.

Chciała wierzyć, że na końcu wirującej drogi, tam gdzie kończą się wszelkie huragany, ujrzy światełko nadziei, w której poświacie będą na nią czekać rodzice.


Tylko to jej pozostało.

Podążał dalej, nieświadomy tego, co uczynił.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media