Go to commentsBez planu cz.2
Text 2 of 16 from volume: Powiastka Nr 10
Author
Genreromance
Formarticle / essay
Date added2019-12-03
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views757

Garrett nie mógł sobie darować swojego wybuchu gniewu. Solidnie przestraszył nową mieszkankę jego domu. Była taka nie winna i szczera. Lekko przeraziło go to, że prawie straciła równowagę. Może to przez ten wypadek, zdrowie ma jeszcze nie najlepsze. W nie długim czasie zaproponuje jej wizytę u lekarza rodzinnego. Sumienie nie da mu żyć, jeśli nie sprawdzi czy z nią wszystko w porządku. Nagle zdębiał. - Dlaczego tak zaczął nią się przejmować? Przecież oznajmiła, że jak tylko naprawią jej auto to wyjadą. Tylko czy on tego chciał? - toczył ze sobą emocjonalną bitwę. - Zaniepokoiły jego te domysły. Miło by było, gdyby w tym wielkim domu krzątała się taka kobieta jak Emily, a śmiech dziecka ocieplał by jego serce. - westchnął głośno.

Nie ma co wybiegać w przyszłość. Dopiero co przyjechały.

Klepnął otwarta dłonią w czoło.

Litości! Gadam do siebie. Chyba łapie mnie starość.

Mruknął pod nosem, po czym zasiadł do pisania powieści.



Noc zapowiadała się znakomicie. Lubił taką pogodę. Księżyc w pełni, niebo gwieździste. Lekki mróz szczypał w uszy. Czół napięcie i podniecenie. Był zniecierpliwiony. Czekał na okazję, obserwował ją z auta. Okno miał otwarte, palił skręta. Od dwóch tygodni przymierzał się do spełnienia. Każdego wieczora podjeżdżał pod galerię miejską zapisywał rozkład jej dnia i zajęć. Sylvia Price jest studentką drugiego roku akademickiego na wydziale malarstwa. Widział jej obrazy w tutejszej galerii. Pilna uczennica. Przyrodzenie uwierało mu w spodniach, podrapał się. Marzył o chwili kiedy ja zaknebluje, zwiąże i zgwałci. Na myśl przyszło mu wspomnienie niedawnego przypadkowego, na pewno jej tylko zdaniem spotkania. Śmiała się z jego żartów, gdy w galerii stał i podziwiał jej obraz. Rozmawiali przez chwilę, próbował ją wtedy kokietować. Zdobył jej zaufanie. Postanowił, że ją dziś zwabi i rzekomo podwiezie do domu. Powinno pójść gładko. - O! Wychodzi. Przedstawienie czas zacząć.



Emily przez ostatnie dni czuła się koszmarnie. Ciągle było jej nie dobrze i do tego często wymiotowała. Musiała coś zjeść nie dobrego, coś jej zaszkodziło. Tylko dlaczego ona jedyna? Reszta domowników jadła to samo i jest zdrowa. Umyła zęby, przeczesała włosy i wróciła do łóżka. Nie miała na nic siły.

Ktoś zapukał do drzwi. Do pokoju weszła Grece. Uśmiechnęła się zmartwiona.

Przyniosłam dla pani śniadanie.

Emily usiadła na łóżku.

Dziękuję, ale obawiam się, że nie jestem w stanie przełknąć nawet łyka wody.

Źle pani wygląda, bardzo się martwię. Trochę się krępuję, ale chciałabym o coś zapytać.

Proszę pytać. - odrzekła Emily.

Gospodyni zawstydzona poruszyła się niezgrabnie. Podeszła do dziewczyny, usiadła obok niej i ujęła jej dłoń.

Proszę mi mówić po imieniu.

W takim razie mnie również proszę mówić po imieniu.

Zgoda. - Grece spojrzała jej głęboko w oczy. - Emily nie zrozum mnie źle, ale zastanawiałaś się nad swoim samopoczuciem?

Co masz na myśli?

Zastanawiał mnie twój stan. - umilkła na chwilę. - Często wymiotujesz i jest ci źle na żołądku. Czy ty przypadkiem nie jesteś w ciąży?

Emily z przestrachu zabrała dłoń i zakryła się kołdra pod brodę. Patrzyła na gospodynie szklistymi oczami. Grece od razu zrobiło się jej żal.

Nie bój się Emily. Pozwoliłam się na śmiałe posunięcie i przyniosłam ci coś. Mam dla ciebie test. Obiecuję, że nikt się o tym nie dowie. Możesz mi zaufać, ale jeśli chcesz zostać tu na dłużej, to będziesz musiała o tym powiedzieć Garrettowi. - wstała, lecz zatrzymała się przy drzwiach.

A co z ojcem?

Nie wiem czy jestem w ciąży, ale jeśli nawet, to ojciec dziecka dla mnie nie żyje.

Grece skinęła głową i zostawiła ją samą. Emily wpatrywała się tempo na pudełko leżące na kołdrze. Chwyciła je poszła do łazienki, wykonała test. Minuty dłużyły się jak godziny. W okienku testu pojawiła się jedna czerwona kreska. Wyglądało na to, że jest brak ciąży. Już chciała wyrzucić test, gdy nagle powolutku zaczęła się pojawiać druga kreska. Emily odruchowo złapała się za brzuch.

Boże, jestem w ciąży...

Szepnęła zszokowana. Ten zwyrodnialec gwałcąc zrobił jej pamiątkę, dziecko. Furia narastała w niej z minuty na minute. Nie mogła w to uwierzyć.

I co ja teraz zrobię?

Jak mam ułożyć sobie życie z dzieckiem poczętym w taki sposób?

To tłumaczyło jej zawroty głowy i wymioty. Przez ten wyjazd w nieznane, nie zastanowiła się nad tym, kiedy ostatni raz miała miesiączkę. Była bliska załamania. Musi jak najszybciej stąd wyjechać. Nie może obarczać swoim stanem Garretta. Postanowiła wziąć ciepłą kąpiel, przebrała się w luźne ciuchy i zeszł do kuchni.

Grece? Powiedz mi, gdzie jest moja siostra?

Gospodyni szykowała obiad.

Annabel bawi się z dziećmi sąsiadów Patrickiem i Chanel. Mieszkają zaraz obok naszego domu. Nie martw się o nią.

Emily usiadła na wysokim taborecie i oparła się dłońmi o blat stołu.

I jak tam sprawy? - zapytała znacząco Grece patrząc prosto w oczy dziewczyny.

Miałaś rację Grece, jestem w ciąży.

Gospodyni uśmiechnęła się.

To wspaniale Emily. Dziecko to boży dar. Zobaczysz wszystko się ułoży.

Emily westchnęła zrezygnowana.

Nie jestem tego taka pewna.

Gospodyni pozostawiła krojenie marchewki, podeszła do dziewczyny i usiadła przy stole.

W gruncie rzeczy nie umiem czytać w myślach - uśmiechnęła się – ale liczę na to, że będziesz ze mną szczera i opowiesz mi swoją historię? Postaram się tobie pomóc jak tylko będę mogła, ale musisz się wygadać, bo widzę że nosisz na sercu jakiś ciężar.

Emily spuściła głowę i wbiła wzrok w podłogę. Grece przez chwilę mignął w głowie obraz małej dziewczynki ze spuszczoną głową, która coś nabroiła i bała się powiedzieć o tym swojej mamie. Zachowanie Emily ujęło Grece za serce. Bóg nie doświadczył jej rodzicielstwem. Mąż zginął w wypadku w pierwszym roku ich małżeństwa i od tamtej pory jej serce nie otworzyło się na nowe uczucie. Znalazła prace w tym domu jako niania Garretta i gospodyni domowa. Garrett wyrósł na solidnego mężczyznę, a ona nadal tu pracuje. Cieszyło ją takie życie. A najbardziej ucieszona była z obecnych gości. Martwiła się jednak o Emily, ale postanowiła poczekać na rozwój wypadków. Spojrzała na dziewczynę z zapytaniem unosząc brew.

Otóż. Na początek prosiłabym o dyskrecję. - Grece kiwnęła głową na zgodę. Uśmiechając się dłonią pokazała, że zamyka usta na kłódkę. - Jest mi bardzo ciężko o tym mówić, ponieważ całkiem nie dawno zostałam napadnięta i zgwałcona. - Grece wytrzeszczyła oczy z przerażenia. Emily podniosła głowę próbując się skupić spojrzała na swoje trzęsące się dłonie. - Mówiąc, że nie jestem pewna czy dziecko to dar boży miałam właśnie na myśli gwałt. - dziewczynie pociekły łzy po policzkach. - Nie wiem jak mam się teraz odnaleźć. Boję się tej sytuacji....

Grece była wyraźnie wstrząśnięta, a jednocześnie zmartwiona.

Dziewczyno. Tak mi ogromnie przykro, że los tak okrutnie ciebie doświadczył. - wstała i przytuliła ją. - Może trudno to teraz tobie pojąć, ale dziecko nie jest niczemu winne. To co ciebie spotkało nie jest też i twoją winą, nie obarczaj się tym. Ten typ jest chory i nie wiadomo czemu upatrzył sobie akurat ciebie, ale uwierz trzeba myśleć pozytywnie.

Emily odsunęła się zdenerwowana gestykulując rękami.

Ale jak?! Jak mam siebie nie winić? Boże - szepnęła – przez przypadek przeze mnie ten typ wylał na siebie piwo, które trzymał w ręku i za to właśnie mnie ukarał!

Emily! Czy dociera do ciebie to co mówiłam? To nie twoja wina! Ten zwyrodnialec tylko szukał pretekstu, ofiary, którą niestety stałaś się ty. Zapewne w tym barze wcześniej cię obserwował. Może to wszystko zaplanował, odkąd tylko tam weszłaś. Pomyślałaś o tym?

Emily westchnęła.

Nie. Nawet nie przyszło mi to do głowy. Wciąż siebie obwiniałam.

Mówię ci przestań natychmiast się zadręczać.

Emily poczuła lekką ulgę. Rozmowa z gospodynią powoli rozluźniała ją.

Grece ja nie wszystko ci powiedziałam. Jest jeszcze coś...

Gospodyni wrzuciła marchew do gotującej się wody w garnku i spojrzała na dziewczynę.

No to mów szybciutko. Niech nie leży ci to na serduchu.

Emily uśmiechnęła się nieznacznie.

Chodzi oto, że ten zboczeniec jest zamożny i … Najgorsze w tym jest to, że wyszedł na wolność.

Grece ponownie rzuciła nóż na deskę do krojenia i zaparła ręce na biodra.

Co?! Jak to możliwe?! Złapali go i wypuścili?

No.. Tak.

Niech zgadnę. Ma najlepszych adwokatów w mieście. - Emily kiwnęła głową. - Phi! Ten świat spada na psy!

Grece ja boje się, że on może mnie odnaleźć i ponownie skrzywdzić.

Emily rozpłakała się. Grece wytarła dłonie o fartuch i przytuliła ją.

Dziewczyno przestań się tak zamartwiać. Jesteś spory kawałek drogi od Fort Liard. Poza tym nie sądzę, aby ciebie szukał. Wiem, że to brzmi strasznie, ale z pewnością ma na oku inne. Jesteś tutaj bezpieczna. Pomożemy ci. Zmieńmy temat. Jak tylko skończę gotować zupę, to upiekę coś słodkiego. Miałabyś ochotę mi pomóc?

Dziewczyna ucieszyła się z propozycji, aż oczy jej pojaśniały.

Pewnie. A może sama bym coś upiekła? Znam kilka fajnych przepisów. Dziś mogłabym zrobić rogaliki z marmoladą pigwową.

Grece klasnęła dłońmi.

To wspaniale! Podam ci składniki i możesz zaczynać.

Jak powiedziała, tak się stało. Wyciągnęła na stół produkty i po chwili Emily mieszała dłonią ciasto drożdżowe. Pół godziny później wałkowała ciasto i wykrawała trójkąty, po nałożeniu nadzienia zawijała kolejno każdy trójkąt w zgrabny rogal.

Grece chwyciła jeszcze ciepłego świeżo upieczonego rogalika, po jednym kęsie z wrażenia eksplozji smaku usiadła.

Mmm. Co za rozkosz dla podniebienia. Musisz zdradzić mi recepturę, są przepyszne. W naszej cukierni miałyby ogromne powodzenie.

Przepis mam w pamięci więc spiszę ci na kartkę i będziesz mogła z niego korzystać. Jest tu cukiernia? Powiem szczerze, że jest ona moim marzeniem. Otworzyć własną cukiernie. Ach, może kiedyś....

Grece uśmiechnęła się tajemniczo puszczając do niej oczko.

Emily, to ty nie wiesz?

O czym? - zdumiała się.

Marzenia się spełniają. Uwierz.

Emily odwzajemniła uśmiech i zaczęła formować kolejne rogale.


***


„Biuro szeryfa Mathew Window” widniało na drzwiach. Policjant Jacob Sthorn wszedł prężnie do środka. Starszy mężczyzna uniósł głowę znad papierów.

Nie umiesz pukać Sthorn?!

Młody policjant zmieszał się i zaczerwienił.

Umiem proszę pana. Przepraszam, ale dostałem telefon o znalezionych zwłokach kobiety.

Szeryf podrapał się po łysiejącym czole. Jego oburzenie szybko skapitulowało i zastąpiło miejsce zmartwieniu.

To już druga zamordowana kobieta w tym miesiącu. Co się dzieje? W Jukon zawsze było spokojnie. To morderstwo to, albo zbieg okoliczności, albo zapowiada nam się seryjny morderca.

Seryjny morderca? - spytał zainteresowany Jacob.

Owszem. Tak też może być. Nie możemy tego wykluczyć, ale nie ma co spekulować. Zbierajmy się. Jedziemy na miejsce zbrodni.

Razem? Ze mną? - rzekł podekscytowany Jacob, przecież zawsze jeździł pan z Adamem Red?

Masz rację, ale od dziś Red poszedł na zwolnienie, złamał nogę więc przez jakiś czas muszę mieć nowego partnera. Wyznaczyłem ciebie. - szeryf zmarszczył czoło. - Nie dyskutuj tu mi, tylko zbieraj się! - ryknął i wyszedł.

Dziękuję szeryfie! Od zawsze chciałem pracować w terenie!

Krzyknął za nim, ale szeryf był już na zewnątrz budynku. Jacob ruszył w ślad za swoim przełożonym chwytając swoją kurtkę w biegu.


Na miejscu zbrodni trwało zamieszanie. Mundurowi zabiegani sprawdzali poszlaki, które mogły by doprowadzić do zabójcy. Starszy policjant zaprowadził Mathew do denatki. Szeryf skrupulatnie przyglądał się ofierze. Była to kobieta po dwudziestce, szczupła, blondynka. Góra tułowia ubrana, reszta ciała była naga. Ewidentnie widać było gołym okiem, że doszło do gwałtu. Na szyi widniały ślady duszenia. Spojrzał na swoje dłonie. Założył gumowe rękawiczki, po to by nie zostawić odcisków palców, po czym chwycił doń zmarłej. Przyjrzał się dokładniej i stwierdził, że pod paznokciami jest ślad naskórka.

Walczyła. Musiała go gdzieś zadrapać. To dobrze. Niech patolog ściągnie te dowody, może uda nam się ustalić sprawcę.

Policjanci kiwnęli głowami, na znak że zrozumieli polecenie. Raptem spojrzeli w stronę drzewa rosnącego nieopodal. Jacob nie wytrzymał i zaczął spazmatycznie wymiotować. Szeryf podszedł do nachylonego chłopaka, poklepał go po plecach:

Nie przejmuj się, każdy przez to przechodził.

W tle było słychać śmiech mundurowych.

To jego pierwsza sprawa. Miejcie trochę litości. - usłyszał chóralne:

Tak jest szeryfie!

Mathew próbował być poważny, gdy prowadził Jacoba pod rękę do auta, ale mimo wszystko po jego twarzy błąkał się uśmiech.

Zabieram go na komendę. Ma na dziś dosyć wrażeń. Proszę mnie informować o wszystkim na bieżąco. Jeśli mnie nie zastaniecie na komendzie, to proszę niezwłocznie dzwonić na komórkę.

Dobrze szeryfie.


Trzymając włączoną dmuchawę do odśnieżania nie słyszał co mówili. Obserwował zaś całą sytuację. Miał doskonały widok na policjantów i jego kolejną zdobycz. Zaczynał się wprawiać. Jego celem są kobiety pokroju Emily Foster.

Tak kochana, rozwijam swoje umiejętności, aby w odpowiednim momencie być dla ciebie znakomitym. Nawet nie wiesz co osiągnąłem!

Władzę! Użyje jej przeciw tobie!

Będziesz skamlała o litość, podobnie jak ta studentka. Wierzgała jak kozica, gdy wchodziłem w nią.

Uwielbiam patrzeć jak walczycie. Widzę piękny ból rysujący się na waszych twarzach, to mnie bardzo nakręca.

Niestety ta suka zadrapała mi szyję. Teraz musi się szczelnie owijać szalikiem by nikt tego nie zauważył. Dobrze, że jest zima. Za parę dni znaki na szyi znikną bez śladu.

Uśmiechnął się, wyłączył dmuchawę i zapalił skręta.



Garrett Tramp wyruszył na łowiecką wyprawę kutrem rybackim o nazwie „Sharp”. Wraz z nim popłynęła jego załoga: „Wielki Max” - mechanik, Spencer Paris strażak, David Fish – tutejszy rybak. Od lat wypływają na wody. Łowy nie zawsze są obfite, ale za to jak fajnie można zrelaksować się wśród swoich przyjaciół. Rankiem pogoda dopisała, zarzucili sieci i czekali, aż ryby w nie wpadną. Nagle pogoda zaczęła szybko się zmieniać. Z minuty na minute wiatr naganiał ciemne chmury, które zwiastowały duże fale.

Garrett! - ryknął Spencer z drugiego dzioba kutra.

Co jest?

Widzisz to co ja? - wskazał dłonią ciemne niebo.

Tak widzę! Obawiam się, że będziemy musieli się zwijać! Co myślisz o tym Max?

Rosły mężczyzna spojrzał na Garretta.

Musimy jednak zakończyć naszą „wycieczkę”. Włączę wciągarkę sieci. Sporo złowiliśmy, na dziś wystarczy.

Dobrze chłopaki zabieramy się stąd!

Ryknął Garrett i ruszył by pomóc Maxowi.

Silne fale bujały łajbą, deszcz utrudniał mężczyznom pracę. Maszyna z trudem wciągała ryby na pokład. Przy wciągarce Garrett zwijał nadmiar sieci. Nagle wiatr zakołysał nim na tyle silnie, że mężczyzna wypadł za burtę. Max natychmiast rzucił mu line z kołem ratunkowym.

Garrett, łap koło!

Próbował łapczywie je chwycić, ale fale mu w tym przeszkadzały. Woda nalewała mu się do ust. Z trudem utrzymywał się na powierzchni. W końcu udało mu się chwycić koło i założyć na siebie. W net pojawił się rekin. Krążył wokół niego jak wściekły. Spencer zsunął na linie harpun, by kolega mógł się bronić. Max chwycił drugi harpun i zaczął strzelać do rekina. Niestety za pierwszym razem nie udało się. Przymierzył się i druga strzała raniła potwora, ale to nie odstraszyło go. Rekin czubkiem nosa stuknął koło. Garrett został pchnięty na kuter, fale mu w tym pomogły. Uderzył z taką siłą, że stracił przytomność.

Nastąpiła szybka akcja ratownicza. Max chwycił linę, Spencer mu pomagał. Rytmicznie wciągali przyjaciela na kuter. Znudzony rekin odpłynął. Mężczyźni położyli Garretta na pokład, sprawdzili mu puls.

Słaby, ale żyje. Mocno uderzył się w głowę. Spencer odpal silniki! - ryknął Max. - Musimy jak najszybciej wrócić na ląd.


Szpital do którego Garrett został przewieziony był wyposażony w najlepszych specjalistów w tym rejonie. Neurolog Blanca Wagner stanowiła pieczę nad nowym pacjentem. Była jego lekarzem prowadzącym stan zdrowia. Zeszła do rejestracji.

Pani Claro mam do pani prośbę, aby zadzwoniła do rodziny pana Garretta Trampa i powiadomiła, że jest u nas w szpitalu.

Dobrze, pani doktor. Natychmiast się tym zajmę.

Znakomicie.

Blanca uśmiechnęła się i skierowała w kierunku gabinetu lekarskiego.


Emilly pomagała gospodyni sprzątać salon. Wycierając regał natrafiła dłonią na książkę w zielonej oprawie. Na przedniej okładce widniała dziewczyna, a za nią mężczyzna okalany mgłą. Wyglądał jakby był duchem. Książka nosiła tytuł: ”Czy to ty?”, autor Christopher Jones. Przeczytała opis z tyłu książki i faktycznie była wzmianka o duchach. Uśmiechnęła się do siebie i obróciła do gosposi.

Grece? Powiedz mi, czy czytałaś tę książkę? Mogłabym ja pożyczyć? Zaciekawiła mnie.

Owszem. Czytałam wszystkie książki napisane przez Garretta.

Dziewczyna rozdziawiła buzię.

Słucham? To on pisze książki? - gospodyni przytaknęła. Przypomniało jej się, że czytała parę stron jakiejś powiastki w pokoju Garretta, ale stwierdziła, że on poprawia komuś tekst. - Przecież tu widnieje inne imię i nazwisko? - wydęła wargi.

Tak, zgadza się, ale to on pisze te książki. Resztę ma w swoim pokoju. Christopher to jego pseudonim i drugie imię, a nazwisko wziął po matce.

Jestem pod wielkim wrażeniem. Musi posiadać ogromną wyobraźnię do tworzenia takich dzieł literackich.

Owszem, ma. - roześmiała się Grece.

Mała Annabel zbiegła po schodach i wpadła do salonu jak huragan.

Emily! Emily! Pobawimy się w ciuciu-babkę? - zapytała z entuzjazmem opasając dłońmi udo siostry.

Emily zachichotała, ponieważ miała wszędzie łaskotki.

Dobrze, już dobrze. - wzięła małą na ręce. - Masz może jakąś chustę lub szalik? - zapytała gospodynię.

Tak, leży w przedpokoju. Wybierz sobie którąś.

Emily zestawiła siostrę na podłogę. Chwyciła zielony szalik.

No, dobrze. Kto pierwszy szuka?

Dziewczynka radośnie podskoczyła do góry.

Ty! Ty Emily pierwsza szukaj!

Zgoda, a więc zaczynamy. - kucnęła przed siostra. - Annabel zawiąż mi szalik na oczach. Pamiętaj, sprawdź czy aby nic nie widzę.

Dziewczynka wykonała wszystkie polecenia.

Ile widzisz palców?

Zero. - odpowiedziała Emily.

To teraz muszę ciebie pięć razy okręcić.

Do dzieła.

Dziewczynka rączkami obracała siostrę, licząc przy tym głośno.

Raz, dwa, trzy, cztery, pięć! Szukaj! - zachichotała uciekając za kanapę.

Zaraz cię złapię!

Nieeeeee!

Zadzwonił telefon, Grece pozostawiła bawiących się i podniosła słuchawkę.

Słucham. Rezydencja Trampa.

Dzień dobry. Chciałam panią zawiadomić, że w szpitalu „Św. Marii” znajduje się pacjent o imieniu i nazwisku: Garrett Tramp. Czy to pani rodzina?

Jestem jak rodzina. Wychowywałam tego chłopaka. Mieszkamy razem.

Ach, rozumiem. Czy ma on jeszcze jakąś rodzinę?

Tak. Theresa Blue. - po mężu.

Miałabym prośbę , aby pani ją zawiadomiła.

Dobrze. Mogę się dowiedzieć co się wydarzyło? - zapytała mocno zdenerwowana gosposia. - Dlaczego jest w szpitalu? Czy jego stan jest stabilny?

Proszę mnie posłuchać. Przyjedzie pani do szpitala i porozmawia z doktor Blanca Wagner. Pani neurolog wszystko wytłumaczy.

Dobrze. Dziękuję pani bardzo. - odłożyła słuchawkę i opadła ciężko na kanapę w salonie.

Słysząc rozmowę, Emily zdjęła szalik.

Co się stało? Grece?- kobieta zamilkła na chwilę. - Grece? Odpowiedz.

Gospodyni spojrzała na nią.

Garrett jest w szpitalu. Kazali przyjechać i porozmawiać z panią neurolog.

No to już. Ubieramy się i jedziemy.


Emilly podbiegła do recepcji szpitalnej zostawiając w tyle korytarza Grece i Annabel.

Dzień dobry! - rzekła zdyszana. - Przywieziono tu Garretta Trampa, gdzie on leży? Chcemy go zobaczyć.

Czy pani jest z rodziny?

Tak jakby, jestem jego narzeczoną. - odpaliła nie zastanawiając się nad tym co mówi. Musiała go zobaczyć za wszelką cenę.

Gosposia spojrzała na nią zaskoczona, ale nie zaprzeczyła temu co usłyszała.

Wobec tego proszę za mną. Możecie wejść do pana Trampa pod jednym warunkiem, że to będą pojedyncze wizyty. Nie więcej niż dziesięć minut. Pan Garrett jeszcze się nie wybudził. Zaraz przyjdzie do pań neurolog. Pokój cztery „A”. Na prawo za recepcją.

Ruszyły w tamtym kierunku. Grece chciała wejść pierwsza. Miała do tego większe prawo niż ona. Znała go od dziecka. Emily zaś od paru tygodni. Siedziała w poczekalni z siostrą na niebieskich plastikowych krzesełkach.

Emily? Czy pan Garrett umrze? - zapytała Annabel.

Kobieta nawet nie dopuszczała takich myśli. Modliła się w duchu, by tak się nie stało. Spojrzała dziewczynce w iście fiołkowe oczy.

Nie, kochana. Pan Garrett jest pod stałą opieką lekarską więc jest zupełnie bezpieczny.

Bała się, że dziewczynka zauważy zmartwienie na jej twarzy więc się uśmiechnęła ciepło do niej. Zapragnęła przytulić się do Garretta, wtopić w jego ramiona. Zależało jej na tym człowieku, mimo że ostatnio jego odtrąciła. Dzielił on się swoim domostwem. Pozwolił częściowo wkraść w jego życie. Była mu za to bardzo wdzięczna.

Głośny stukot drewniaków otrzeźwił Emily z zamysłu. Podeszła do niej kobieta w kitlu.

Dzień dobry. Czy pani jest narzeczoną pana Trampa?

Tak. - odrzekła niepewnie.

Jestem neurologiem pani narzeczonego. Blanca Wagner.

Co mu dolega? Co się stało?

Z moich informacji wynika, że pan Tramp wpadł do wody. Wyziębił się i poważnie uderzył głową o burtę. Gdy tylko został do nas przywieziony, przewieźliśmy jego prosto na blog operacyjny. Miał krwiaka na mózgu. Zabieg przebiegł dobrze. Teraz jest w śpiączce farmakologicznej, po to by organizm się zregenerował.

Ale jak to w śpiączce? To nie będę mogła z nim porozmawiać? - lekarka zaprzeczyła głową. - Ile pozostanie w tym stanie?

Proszę się nie denerwować. Jeżeli pan Garrett nie wybudzi się do przez najbliższy czas, to spróbujemy swoich możliwości. Powinno być wszystko w porządku. Teraz najważniejsza jest pierwsza doba. Głowa do góry. - uśmiechnęła się i odeszła.

W międzyczasie, gdy rozmawiała z panią doktor, Grece wraz z Annabel odbyła wizytę u Garretta. Były wyraźnie zasmucone.

Jak tam Garrett?

Grece wytarła ledwo widoczne łzy.

Ach, Emily. On tak biernie wygląda. - znowu wytarła dłonią łzę.

Emily chcąc dodać jej otuchy uścisnęła jej dłoń.

Proszę się nie martwić. Wszystko będzie dobrze. Pani doktor mówiła, że miał zabieg. Uderzył głową o burtę i trzeba było ją zoperować. Teraz jest w śpiączce farmakologicznej, ale najważniejsza jest pierwsza doba.

Strasznie się boję o niego. Jest dla mnie jak syn.

Wiem Grece. Wejdę do niego, a pani niech zabierze Annabel do domu. Nie powinna tu przebywać. Dobrze, przyjedziemy jutro. A ty wracasz dzisiaj?

Ja zostanę, będę czuwać przy nim dopóki się nie obudzi.

Jesteś pewna? Garrett jest nieprzytomny, będzie spał całą noc. Chyba nie ma sensu, abyś siedziała tutaj. Wracaj z nami, jutro przyjedziemy ponownie.

Nie. - zaprzeczyła stanowczo. - Chcę zostać. Proszę zabrać moja siostrę i zaopiekować się nią.

Dobrze więc do jutra.

Grece odpuściła. Dostrzegła, że dziewczynie na nim zależy.  

Emily weszła do pokoju mężczyzny. Wokół niego pikała aparatura. Światełka z aparatury oświetlały lekko pokój. Podeszła do stolika stojącego obok łóżka i zapaliła lampkę. Rozebrała się z kurtki, podsunęła fotel do łóżka i usiadła na nim. Garrett leżał nieruchomo, spał. Głowę miał zabandażowaną. Emily chwyciła nie władną dłoń. Zaczęła modlić się w duchu o zdrowie mężczyzny. Godziny dłużyły się, jakby czas stał w miejscu. Zmęczona zasnęła z opartą głową na skrawku łóżka.

Kobieta doglądała Garretta przez kilka dni. Pewnego ranka Emily poczuła drgnięcie palców mężczyzny. Wyprostowała się. Nic nie wskazywało więcej, by się wybudzał. Po paru minutach poczuła lekki ścisk jej dłoni. Spojrzała uważnie na twarz mężczyzny. Ku jej zaskoczeniu Garrett powoli zaczął otwierać oczy. Uradowana wstała głaszcząc go po policzku.

Panie Tramp, słyszy mnie pan?

Ostrożnie kiwnął głową.

To wspaniale. Zawołam pielęgniarkę.

Świadomość Garretta powróciła, a wraz z nią tęsknota bijąca z jego serca za kobietą, która gładziła go po policzku. Miała takie delikatne dłonie. Łaknął jej dotyku. Obecność Emily w jego domu sprawiła, że jego uczucia się uaktywniły. Od dawna nie czuł takiej euforii, był radosny, prawie spełniony. Nigdy nie miał takiej łatwości nawiązywania relacji z płcią przeciwną. Jego uczucia trochę biły się ze sobą, ponieważ bardzo pragnął być z tą kobietą, a z drugiej strony obiecał zmarłej żonie i dziecku, że do końca życia zostanie sam. Mimo ostrych wymagań jakie postawił dla siebie jego serce dało mu znać, aby je natychmiast odrzucić, gdyż na zabój zakochał się w Emily. Życie jest zbyt krótkie, dlatego postanowił walczyć o względy dziewczyny, gdy tylko wyliże się ze swojego uszczerbku zdrowotnego. Najlepiej czuł się w domu. Nienawidził szpitali, choć był głęboko wdzięczny za uratowanie mu życia. Jednak zapach szpitalny i ich pożywienie dla pacjentów przyprawiały go o nudności, dlatego postanowił najszybciej wrócić do swojego sanktuarium.

Emily wróciła od lekarza, który zlecił kontrolne badania. Nie stwierdził przeciw wskazań i na drugi dzień Garrett mógł wyjść ze szpitala. Wymusiła na nim obietnicę, że przez te kilka dni nie będzie się forsował i pozostanie w łóżku. Po powrocie ze szpitala mężczyzna z dziecięcą radością zanurzył się w atłasowej pościeli. Od Grece dowiedział się, że Emily czuwała przy nim, gdy był w krytycznym stanie. To zwróciło jego ewidentną uwagę na to, że być może zależy jej na nim. Jest taka opcja, że robiła to z wdzięczności z tego względu, że dał jej schronienie. Był pewien, że to dlatego tak nadskakuje mu, dbając o niego. Po głębokim zastanowieniu stwierdził, że nie będzie wyprowadzał jej z błędu.

Po kilku dniach czół się znacznie lepiej i swobodnie mógł wstawać z łóżka, ale do głowy przyszedł mu figlarny pomysł, aby jeszcze poudawać swój słaby stan. A to wszystko dlatego, że chciał mieć Emily jak najbliżej siebie.

Pewnego dnia Emily wracała do domu z rynku obładowana siatkami, w których były zakupione warzywa i owoce. Niespodziewanie zagadnęła do niej uśmiechnięta kobieta.

Dzień dobry panienko Emily! - krzyknęła machając ręką.

Emily przeszła na drugi koniec ulicy i podeszła do niej.

Dzień dobry pani.

Starsza kobieta była ubrana w futerko z lisa, grubą czapę i bamboszki.

Ach, przepraszam. Nie przedstawiłam się. Mam na imię Dorothy Relaks. Jestem właścicielka cukierni „Mniam Mniam”. Doszły mnie słuchy, że panienka wypieka doskonałe cukiernicze smakołyki. Co więcej. Próbowałam tych kruchych rogalików, były obłędne.

Och! Doprawdy? Cieszę się, że pani smakowały. Tylko jedno mnie ciekawi. Skąd pani wzięła te rogale?

Proszę się nie gniewać, ale kochana Grece przyniosła mi je na spróbowanie. Powiem szczerze, że mogłabym ubić z panienką interes. Gdyby panienka miała ochotę nadal piec, to mogłabym wprowadzić kilka smakołyków do mojej cukierni. Oczywiście znalazło, by się i wynagrodzenie. - posłała jej ciepły uśmiech. - Co młodzież na to?

Emily rozbawiło określenie jej jako młodzieży.

Poważnie? Bardzo chętnie. Mogę postarać się nawet upiec rogaliki na jutro.

Doskonale. W takim razie ustalimy płacę jutro w cukierni o dziewiątej.

Dobrze będę na pewno.

Uradowana młoda dziewczyna, podskoczyła klaskając w dłonie.

Super! Nareszcie coś ruszy się w moim życiu. Być może dostanę pracę. - jej radość natychmiast została zgaszona przez natłok ponurych myśli. - A co jeśli Garrett nie pozwoli jej zostać? - musi koniecznie porozmawiać z Grece. Ona z całą pewnością znajdzie jakieś rozwiązanie.

Tuż przed domem potknęła się o bryłę śniegu. Wstając z kolan zerknęła w okno właściciela. Wydawało jej się, że ktoś stał za firanką. Tylko kto? Garrett przecież nie może jeszcze wstawać z łóżka więc może jej się coś przywidziało. Nie zastanawiała się już dłużej nad tym i skierowała się do tylnego wejścia kuchni.

***


Przemierzając park rzeźb wodnych w skali 1:1 cieszyła się nadchodzącą wiosną. Coraz bliżej podchodziła do wieloryba, podziwiała jego ogromną postawę. Słońce przygrzewało jej w plecy. Rankiem specjalnie włączyła telewizor, aby zobaczyć pogodę, ponieważ planowała spacer z siostrą. Pogodynka przedstawiała mapę na której przedstawiała pogodny dzień z temperatur siedemnastu stopni. Robiło się gorąco wiec rozpięła płaszcz i rozwiązała szalik, który uwiesiła luźno na szyi. Annabel biegała rozweselona wokół wielkich podobizn wodnych stworzeń, namawiała ją do robienia zdjęć. Nie za bardzo uśmiechało się Emily latanie za małoletnia rozrabiaką, - uśmiechnęła się do siebie - jednak serce nie pozwalało jej zabronić tej dziecięcej radochy - będzie miała fotki na pamiątkę. Ocean park mierzył 20 hektarów atrakcji wiec aby zwiedzić go trzeba by było poświecić cały dzień. Niestety nie miały tyle czasu zważywszy na to że był dziś „Tłusty Czwartek” i miała w planach pieczenie pączków, których część przeznaczy na sprzedaż do cukierni. Po dwóch godzinach spacerowania wokół niezwykłych stworzeń Emily postanowiła zaprowadzić małą dziewczynkę do otwartej restauracji; mianowicie na podeście pod zadaszeniem stały stoliki, ławki i lada gdzie przyjmowano zamówienia. Dla Anabel zamówiła pyzy z mięsem, ponieważ takie danie sobie zażyczyła. Sobie natomiast zamówiła frytki, bukiet surówek i grillowaną pierś z kurczaka. Nigdy nie jadła tak przyrządzonego drobiu wiec postanowiła zaryzykować. Po piętnastu minutach kelnerka podeszła z daniami. Jak się okazało grillowane mięso było przepyszne, soczyste aż nie mogła się nadziwić, że takie to jest smaczne. Annabel walczyła z pyzami, zamierzała pokroić widelcem kulkę, ale jej uciekła na drugi koniec talerza. Dziewczynka roześmiała się promiennie. Z pełną buzią zapytała:

- Emily czy zostaniemy u pana Garretta na zawsze?

Serce kobiety zatrzepotało, gdy siostra wypowiedziała to imię.

- Powiem ci, że już od dłuższego czasu zastanawiałam się nad tym, by odejść stąd, ale dostałam tymczasową pracę w cukierni. Doskonale o tym wiesz. – dziewczynka pokiwała główką. – Postanowiłam przez parę tygodni zostać w Jukon i zaoszczędzić trochę pieniążków, aby mieć za co wyprowadzić się od pana Garretta. Nie możemy być wiecznie na jego utrzymaniu. Jesteśmy dla niego obcymi ludźmi, a pan Garrett jest na tyle dobrym człowiekiem, że dał nam schronienie. Jednak z czasem musimy odejść.

Kobieta zauważyła, że dziewczynka przygasła.

- Nie smuć się, poradzimy sobie. – powiedziała uśmiechając się.

- Ty nic nie rozumiesz! – rzuciła widelcem w talerz. – Mi się tu podoba! Poznałam fajnych przyjaciół. Lubię się z nimi bawić! Panią Grece i pana Garretta też lubię! – dodała wyraźnie ze złością.

Emily westchnęła poprawiając kołnierz koszuli w zielono-niebieską kratę.

- Posłuchaj…….

- Nie to ty posłuchaj! Masz zrobić wszystko byśmy mogły tutaj zostać!

Kobieta zdenerwowała się.

- Posłuchaj mała złośnico! Nie życzę sobie, abyś tak się odnosiła do mnie! Jestem twoją starszą siostra i masz mnie słuchać! Od śmierci rodziców jesteś na moim utrzymaniu. – zauważyła w dziecięcych oczach łzy. – Dlatego proszę uspokój się. – rzekła łagodniej – Wiem jak ci jest trudno w tej sytuacji. Rozumiem, że zdążyłaś się zaaklimatyzować w tym miłym miasteczku, ale zrozum nie mogę tak po prostu mieszkać u obcego faceta w nieskończoność. Wiesz co? – rzekła wesoło do dziewczynki, która wyraźnie zainteresowała się tym co ma do powiedzenia,

- O co chodzi?

- Wyobraź sobie, że mamy własny domek, podwórko, małego pieska. Spróbuje wynająć taki domek. Co ty na to?

- Super! – klasnęła dłońmi. – Będziemy miały pieska? – wyszczerzyła ząbki w uśmiechu.

- Postaram się sprostać temu zadaniu i za nie długi czas zamieszkamy we własnym domku. Dlatego do tego czasu muszę trochę zarobić pieniążki, a zajmie mi to parę tygodni więc proszę, abyś do tego czasu była cierpliwa.

- Dobrze. Poczekam jeszcze trochę. Mam nadzieje, że uda nam się zamieszkać w takim domku.

- Na pewno. – Emily uśmiechnęła się do siostry i uścisnęła jej maleńką dłoń.

- Obiecuję, że będę grzeczna.

- OK. Trzymam za słowo. – patrzyła z uśmiechem na dziewczynkę. Cieszyło ją, że ma taki apetyt. W zasadzie nie ma się co dziwić, skoro przemierzyły kawał placu tegoż parku.



  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media