Go to commentsWilcze spojrzenie. cz. 2
Text 3 of 22 from volume: Powiastka Nr 11
Author
Genrefantasy / SF
Formarticle / essay
Date added2020-01-15
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views754

Nazajutrz Elizabeth wparowała do pokoju córki i odsłoniła okno, które przed światłem słonecznym chroniły ciemno zielone ciężkie zasłony.

Mamo, co ty wyprawiasz? - Rzekła zniesmaczona dziewczyna.

Jak to co? Budzę ciebie. Dziś twój pierwszy dzień szkoły. Masz pół godziny na wyszykowanie się i zjedzenia śniadania. - zakomunikowała.

Greta spojrzała na prostokątny zegarek, który wyświetlał złowieszcze cyfry. Była siódma.

Chyba oszalałaś jeśli sądzisz, że pójdę do tej durnej szkoły.

Elizabeth ściągnęła z niej kołdrę.

To chyba ty oszalałaś jeśli myślisz, że nie pójdziesz do tej durnej szkoły! - zrobiła stanowczą minę. - Musze poszukać pracy, a na pewno nie zostawię ciebie tutaj samą bez opieki.

A co ja małe dziecko, że muszę mieć nadzór?

Skoro uważasz się za taką dorosłą, to zachowuj się jak należy! I w tej chwili marsz do łazienki. Widzimy się w kuchni.

Po kwadransie Greta człapała mozolnie do kuchni, jednak nic nie przekąsiła pokazała swoją upartość. Chwyciła w dłoń torebkę z drugim śniadaniem i wyszła z domu. Na przestanku nie musiała długo czekać. Żółty autokar szkolny właśnie zatrzymał się przed jej stopami ochlapując nowe trampki.

Świetnie. - rzekła do siebie zdenerwowana. - Zaczyna się piękny dzień.

Mruknęła pod nosem, weszła do pojazdu i zajęła miejsce na jego końcu. Autokar wlókł się przez dwadzieścia minut. W tym czasie się zaludnił. Zajechali pod szkołę imienia Dina Ulricha.

Dzieciaki wytoczyły się płynnie z pojazdu niczym lawa z wulkanu. Budynek liczył dwa piętra. Ogromny jak pałac. Szkołą okalana była wysokim ogrodzeniem. Po bokach bramy stały niczym strażnicy dwa mitologiczne stworzenia. Nawet nie potrafiła ich rozpoznać. Na dachu przytwierdzone były również małe posągi walczących ze sobą wilkołaków i wampirów. Sprawiło to na niej ogromne wrażenie i zainteresowanie.

Założyła plecak na plecy, ujęła ramiączka w dłonie na wysokości klatki piersiowej. Weszła po schodach do budynku. Drzwi okazały się potężne i bardzo ciężko było je otworzyć. Rozglądnęła się. Dzieciaki, które ujrzała były podzielone na grupy męskie i żeńskie. Greta wyciągnęła kartkę z kieszeni. Została przydzielona do klasy A5. W tym czasie rozdzwonił się dzwonek na korytarzu oznajmujący porę rozpoczęcia się zajęć lekcyjnych. Dosłownie w kilka sekund korytarz opustoszał. Nie miała nawet jednej osoby, by móc zapytać o grupę z którą ma uczęszczać na lekcje. Jej klasa znajdowała się na drugim piętrze. Stanęła naprzeciw właściwych drzwi, zaczerpnęła głęboko powietrza i zapukała. Słysząc wezwanie weszła do środka. Kilkanaście par oczu spoczęło na niej. Poczuła się okropnie niezręcznie. Nie cierpiała być w centrum zainteresowania. Bez słowa podała kartkę nauczycielowi. Mężczyzna uniósł wzrok znad skrawku papieru i rzekł:

Panna Greta Anderson. - wypowiedziały z przekąsem wąskie usta. - Ciekawe imię. To znaczy ładne.

Dziękuję. - odrzekła grzecznie.

No dobrze. Proszę zajmij miejsce przy oknie. Od dziś twoją szkolną sąsiadką zostanie Zoja Pride.

Bez słowa zajęła miejsce obok pięknej, szczupłej brunetki w okularach.

Aha. Mundurek w tej szkole obowiązuje. Na przerwie zgłoś się do sekretariatu. Zoju, zaprowadzisz tam koleżankę, dobrze?

Nie ma problemu profesorze „Bistro”.

Mężczyzna skrzywił się.

Słucham? Jak mnie nazwałaś?

To znaczy profesorze Wilkinson.

W klasie rozległ się chóralny śmiech.

Cisza! - nauczyciel uderzył otwarta dłonią w blat swojego biurka. Klasa umilkła. - Dziś zajmiemy się tematem układu rozrodczego płazów i gadów.

Greta od razu pojęła, że profesor Wilkinson jest nauczycielem biologii. Nie specjalnie lubiła ten przedmiot i nie chciało jej się tu siedzieć, ale jakimś cudem lekcja szybko minęła. Nim się obejrzała ponownie usłyszała znajomy i lubiany przez uczniów dźwięk dzwonka na przerwę.

Na korytarzu oparta o ścianę czekała na nią koleżanka z ławki więc podeszła do niej.

Hej. Dlaczego nazwałaś profesora „Bistro”?

A to dlatego, że lubię drażnić nauczycieli. - zaśmiała się. - Jego ksywa wzięła się z tego, że co przerwę lata do naszego szkolnego bistro. Tak mają grubasy, muszą uzupełniać zapasy.

Greta zaśmiała się, lecz nie była tego samego zdania. Każdy jest inny, a puszyści też muszą żyć. Pozostawiła szybko te myśli i podążyła z a Zoją.

Chodź zaprowadzę ciebie do tego sekretariatu, bo na lekcje ciebie nie wpuszczą bez odpowiedniego odzienia.

Zgoda. Trzeba to migiem załatwić, ponieważ przerwa jest krótka.

Dokładnie. - odrzekła koleżanka w okularach.

Sekretariat znajdował się na tym samym piętrze. Pomieszczenie było oszklone więc z racji tego swobodnie można było oglądać co dzieje się w środku. Weszła do sekretariatu i podeszła do starszej kobiety z fryzurą po nie udanej ondulacji.

Dzień dobry.

Witaj serdeńko. Czego potrzebujesz?

Jestem tu nowa. Nauczyciel pan Wilkinson skierował mnie tutaj po uzyskanie mundurka szkolnego.

Ach, rozumiem. Poczekaj chwilkę. - kobieta zajrzała do szaf tuż za jej plecami i wynalazła ciemno zieloną sukienkę sięgającą do kolan z naszytą plakietką na rękawie. - Myślę, że ten rozmiar będzie w sam raz. - podała jej rzeczy i wyjęła kartkę. - A tu proszę pokwituj mi swoim imieniem i nazwiskiem.

Greta skinęła głową w podziękowaniu i wyszła na korytarz.

I co? Masz już wszystko?

Tak.

Tam po prawej stronie masz łazienkę. Idź przebierz się .

Nagle rozdzwonił się dzwonek.

Przerwa skończyła się. - rzekła zmartwiona Greta.

Dobra. Luz. Poczekam na ciebie.

Nie ma mowy. Nie chcę stawiać ciebie w nie miłej sytuacji. Biegnij do klasy. Ja przebiorę się i przyjdę. Tylko uprzedź nauczyciela o moim spóźnieniu.

Ok. Nie ma sprawy. Lekcja odbędzie się w tej samej sali klasowej?

Tak. W tej samej. Lecę. Do zobaczenia za parę minut. Będę trzymała dla ciebie miejsce w ławce.

Ok. Pa.

Korytarz opustoszał. Greta ponownie pozostawiona była ze swoimi myślami. Weszła do łazienki. Zamknęła się w kabinie i zaczęła przebierać. Z pośpiechu nie zorientowała się, że weszła do toalety męskiej. Uświadomiła to sobie, gdy ujrzała pisuar do załatwiania potrzeb fizjologicznych mężczyzn. Tym bardziej przyspieszyła ruchy w ubieraniu się. Już miała wychodzić z kabiny, gdy nagle jacyś roześmiani chłopcy weszli do łazienki. Ze strachu i zażenowania zagryzła dolną wargę.

I co ja teraz zrobię?

Jak ja się stąd wydostanę nie spostrzeżona?

Rzekła w myślach przestraszona. Postanowiła zaczekać chwilę, przecież oni nie będą tu cały dzień.

Rene? Z jakiej lekcji zwiałeś?

Greta nie mogła się im przyjrzeć, ale zamierzała słuchać rozpoczętą rozmowę. W zasadzie, to nie miała innego wyjścia. Ta sytuacja była kompletnie kompromitująca.

Olałem angielski. A ty Olaf?

Aha, to luz. Mieliśmy mieć matmę, a ja to tego przedmiotu nie cierpię. Sam wiesz.

No... Wiem. Słabo ci z niego idzie. - wyśmiał kolegę.

Olaf naburmuszył się.

I co z tego.

Dobra, stary. Nie obrażaj się. - dał mu kuksańca w ramię. - Żartowałem.

Ehe. Ok.

Nagle na podłogę wypadł jej telefon z dłoni. Przerażona pisnęła cicho. Niestety chłopcy usłyszeli ją. Drzwi otworzyły się poprzez mocne szarpnięcie. Czyjaś ręka chwyciła ją za rękaw mundurka i wyciągnęła z kabiny. Dziewczyna została rzucona na ścianę. Uderzenie ogłuszyło ja nieco. Nieskupiony, zamglony wzrok widziała jak ktoś wparował do łazienki. Jej wyobraźnia pokazała jej dziwny obraz. Miała wrażenie, że to nie był człowiek tylko wilkołak; jak z powieści. Ci dwaj także przemienili się w te stworzenia. Odbyła się walka. Tych dwóch rzucało się na przybysza, ale tamten był zdecydowanie silniejszy. Machnął kilka razy łapami, tamci zaskowytali i wybiegli na korytarz. Greta opadła z sił, zemdlała.

Dziewczyna obudziła się. Otworzyła oczy. Nie mogła skojarzyć, gdzie u licha się znajduje. Leżała na zielonej skórzanej kozetce. Kontem oka spostrzegła kobietę w białym kitlu.

O! Dzień dobry. Widzę, że oprzytomniałaś Greto. Jak się czujesz?

Dobrze. Tylko nie wiem co się stało? Gdzie ja jestem? W szpitalu?

W gabinecie lekarskim. Jestem Maria, szkolna pielęgniarka.

Ach. To stąd ten fartuch. - usłyszała siebie i zarazem poczuła głupio. Bo wiadomo, że jak gabinet lekarski, to i noszą tam fartuchy. - Mogę już wracać na lekcje?

Myślę, że dziś już masz dosyć wrażeń jak na pierwszy dzień szkoły. Musiało to bardzo ciebie zestresować. Dlatego zemdlałaś. Zawiadomiliśmy twoją mamę. Powinna niedługo przyjechać.

Nie jest to potrzebne i na pewno nie był to stres. Pomyliłam łazienki i było tam dwóch chłopaków. Oni mnie zauważyli i wyciągnęli z kabiny. Jeden z nich rzucił mną o ścianę i mnie zamroczyło. Wtedy jakiś chłopak wszedł do łazienki. Cała trójka przemieniła się w wilkołaki. Przybysz przegonił ich a ja zemdlałam.

Pielęgniarka uniosła brwi.

Doprawdy fascynująca historia. Greto, uważam, że masz wybujałą wyobraźnię i sądzę, że powinnaś zacząć pisanie powieści. Masz dobre pomysły. - usiadła naprzeciw niej. - Dziecko, ty po prostu źle się poczułaś. Taka jest prawda.

Dziewczyna zeskoczyła z kozetki.

Nie zgadzam się! Prawdą jest to o czym mówiłam przed chwilą!

Do gabinetu wparowała Elizabeth.

Córciu nic ci nie jest? - przytuliła ją. - Tak bardzo się zmartwiłam. Zadzwonili do mnie ze szkoły i powiedzieli, że zemdlałaś.

Mamo! Nic mi nie jest. Idę na lekcję.

Greto uspokój się. - pielęgniarka zwróciła się do Elizabeth. - Uważam, że w wyniku stresu przed szkołą po prostu zasłabła. To nic poważnego, ale może lepiej będzie gdyby dziewczyna odpoczęła resztę dnia w domu.

Pielęgniarka ma rację. Jedziemy do domu.

Pani Anderson mogę z panią porozmawiać na osobności?

Oczywiście. Greto poczekaj proszę na korytarzu.

Chętnie. - rzuciła i wyszła z gabinetu.

Gdy tylko drzwi zamknęły się, pielęgniarka wyskoczyła z zapytaniem.

Pani Elizabeth. Czy ona wie kim jest naprawdę?

Kobieta zmieszała się.

Niestety nie.

Musi ją pani jak najszybciej uświadomić. Greta doznała szoku. Widziała przemianę naszych trzech uczniów. Co prawda wyparłam jej domysły, ale proszę mi wierzyć będzie zadawała mnóstwo niewygodnych pytań. Poradzi sobie pani z tym?

Pani Mario. Zdaję sobie sprawę, że postawiłam szkołę w niewygodnej sytuacji, ale...

No dobrze. Kiedy nadejdzie przemiana? Za trzy tygodnie.

Ok. To zrobimy tak. Greta nadal będzie uczęszczać do szkoły, a ja powiadomię grono pedagogiczne o zaistniałej sytuacji. Zatrudnimy psychologa do którego Greta będzie uczęszczała raz w tygodniu. W ten sposób do chwili przemiany będziemy mieli pieczę nad nią. A co się rozwinie wśród kolegów i koleżanek szkolnych pokieruje los. Dodam tylko, że w szkole panują zasady. Jedną z nich jest zakaz przemiany w zwierzę. Trzech chłopców złamało przepis więc zawiesiliśmy ich na tydzień.

Pielęgniarka tchnęła w niej nadzieję, że nie wszystko jest stracone.

Dziękuję za pomoc. Naprawdę zależy mi, by Greta chodziła do tej szkoły. Nie chcę, aby córkę dosięgnęły nieszczęścia. Bronię ją przed tym, aby nikt nie nazwał jej dziwadłem. Dlatego tutaj ją zapisałam. Sądziłam, że dobrze robię.

W zasadzie, to dzieci są tu przyprowadzane po przemianie. Są już zaznajomione ze swoim dziedzictwem. Dlatego dziwię się, że Greta jeszcze nic nie wie, ale widocznie miała pani swoje powody by to ukryć przed nią. Nie pytam o nic więcej. Szanuję to i pomogę na pewno. W końcu zależy nam jako gronu pedagogicznym na bezpieczeństwie naszych uczniów. Proszę tylko być ze mną w stałym kontakcie. - podała wizytówkę.

Dziękuję bardzo. Jestem wdzięczna za pomoc. Dam znać jeżeli coś się wydarzy niespodziewanego.

W takim razie do usłyszenia. I proszę się nie martwić. - uśmiechnęła się.

Obiecuję. - odparła z ulgą Elizabeth i wyszła z gabinetu.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media