Go to commentsSzczur, jako zwierzę domowe
Text 15 of 65 from volume: Z obserwacji życia
Author
Genreadventure
Formprose
Date added2020-01-17
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1241

Szczur, jako zwierzę domowe


Za czasów mojego dzieciństwa szczury miały bardzo złą reputację. Nigdy bym wtedy nie pomyślała, że kiedyś dzieci będą hodować je w domu. Okazuje się, że już od lat ich popularność, jako towarzyszących zwierząt domowych, stale wzrasta. Że są wspaniałymi, przyjaznymi zwierzątkami.


Jednak wiele ludzi ma ciągle jeszcze uprzedzenia do szczurów. Nic w tym dziwnego, wszak dzikie szczury uważane są za groźne szkodniki. I z tego przede wszystkim powodu, niektórzy wszystkie już szczury traktują z jednakową niechęcią.


Przyznaję, że ja sama takowe uprzedzenia przez długie lata miałam. Nawet w wieku dorosłym, kiedy to mój nastoletni wówczas syn, pewnego pięknego dzionka, przytargał do domu ogromnego, czarnego szczura imieniem Gerard. Kupił go sobie w sklepie zoologicznym (za własne kieszonkowe) w proteście na moje ociąganie się z kupnem psa. Myślałam, że zbzikuję z obrzydzenia. Rany, szczur w domu?! To mi się w głowie nie mieściło. Ależ zła byłam na syna. Nie chciałam Gerarda widzieć, tym bardziej go dotykać.

Pamiętam, jak zaraz na początku bytności nowego lokatora w naszym domu, kiedy to powoli zaczęłam już tolerować jego obecność, stojąc przy kuchence, przygotowywałam jakiś posiłek, i nagle... ni stąd, ni zowąd, poczułam jak mi coś włazi na ramię... Ło matko... ratuj!... Szczur! Spanikowałam okropnie i narobiłam wrzasku na cały dom. Nie, nie ze strachu, z obrzydzenia. Fuj! Najbardziej brzydził mnie ogon Gerarda. Okazało się, że to moje głupiutkie synczysko (czyt. kochane) celowo stanęło sobie cichcem za moimi plecami, by Gerard mógł zeskoczyć sobie z jego ramienia na moje. Tak syn próbował uczyć mnie miłości do Gerarda. Po pewnym czasie polubiłam jednak tego szczurka. Pewnie dlatego, że nie miałam wyjścia, bo kiedy syn wyjechał na wakacje, ktoś się nim zająć musiał, więc się zajmowałam. Najlepiej jak umiałam... Dla mojego synka kochanego.


Doszłam wtedy do wniosku, że udomowione szczury bardzo różnią się od swoich dzikich przodków, jak psy od wilków. Są to zwierzęta bardzo czyste i pielęgnujące swą sierść podobnie jak koty. Poczytałam też stosowną lekturę na ich temat. Na regale w pokoju syna, tuż obok klatki Gerarda, pyszniła się książką pt. „Szczury, inteligentne zwierzęta domowe”. Z książki tej dowiedziałam się, że szczury zostały udomowione już ponad 100 lat temu i ich popularność, jako zwierzęta domowe, nieustannie wzrasta. W niektórych krajach zwierzęta te wyparły nawet popularne chomiki. Szczury, podobnie jak inne gatunki gryzoni utrzymywanych przez człowieka, są to zwierzęta czyste, spokojne i łatwe w pielęgnacji. Mają jednak pewne cechy charakterystyczne odróżniające je od innych gatunków. Po pierwsze, są o wiele bardziej inteligentne i potrafią nauczyć się różnych sztuczek. Podobnie jak psy i koty reagują na swoje imię i przybiegają na zawołanie. Mogą także reagować na wiele innych słów. Po drugie, szczury są zwierzętami socjalnymi, uwielbiają przebywać w towarzystwie opiekuna i niemal proszą się o wypuszczenie z klatki w celu wspólnej zabawy lub chociażby pogłaskania. Te czułe zwierzęta bardzo lubią, gdy drapie się je po głowie, a niektóre potrafią nawet lizać rękę opiekuna jak psy. Są bardzo skore do zabaw.


Dla tych, co są przewrażliwieni (podobnie jak ja kiedyś byłam) na punkcie długiego, gołego szczurzego ogona (chociaż w rzeczywistości jest on pokryty krótkimi włoskami i ma gładką, jedwabistą strukturę), wyhodowano już odmianę bezogonową, tzw. manx. Czego to też naukowcy nie wymyślą. Nie wiem, czy to dobrze dla szczurów... Może i tak.

Największym mankamentem posiadania szczura domowego jest jego stosunkowo krótkie życie. Trwa mniej więcej od 2 do 2,5 roku, ale niektóre osobniki dożywają nawet 5 do 6 lat. Odpowiednia dieta i opieka weterynaryjna są najlepszymi sposobami na przedłużenia życia podopiecznemu.


Szczury nie są zwierzętami wyłącznie klatkowymi i muszą mieć możliwość zażywania ruchu poza klatką. Nie chodzi tu tylko o ćwiczenia fizyczne, ale także o umożliwienie im wszechstronnego rozwoju inteligencji i charakteru. Można się z nimi świetnie bawić, np. w chowanego, albo obserwować ich zabawne błazeństwa.


Po latach mogę znów podziwiać te inteligentne zwierzątka domowe, gdyż niedawno mój syn kupił dwie samiczki swojemu synowi. Nazwali je: Pidi i Midi. Za kilka dni miałam je mieć pod swoją opieką, ponieważ syn z rodzinką planowali wyjechać na urlop do ciepłych krajów, ale okazało się, że urlop ich stanął pod znakiem zapytania. Dlaczego? Ano dlatego, że kilka dni temu mój wnuczek wyrżnął na hulajnodze i... złamał sobie nogę. W szpitalu założono mu gips na 4 tygodnie. Syn wprawdzie nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji co do wyjazdu, ale myślę, że z gipsem jechać nad morze to niezbyt wygodne dla wnuczka. Zobaczymy. Ja się nie wtrącam.


Póki co, Pidi i Midi na swoim wybiegu w łazience mają dodatkową atrakcję — zagipsowaną nogę wnuczka. Lubią po niej skakać. Najbardziej Midi. Pidi woli bidet. Sama na niego wskakuje, biega po nim jak pofyrtana, a jak się zmęczy, staje na jego brzegu... i czeka na wodę.

Pidi to typ podróżniczki. Jest także wyjątkową specjalistką od ucieczek. Syn mówi, że ona zawsze szuka możliwości, by zwiać gdzieś i choć na chwilę się schować. Znając jej zapędy, syn pozaklejał wszystkie możliwe dziury i dziureczki w łazience, ale nie przewidział, że jeszcze i pod bidetem jakoweś dziurki są. Dowiedział się akurat podczas mojej wizyty, kiedy to Pidi tam wlazła i za czorta nie chciała wyleźć. No cóż, natura ciągnie szczura do... kanału.





Co się ją wszyscy naprosiliśmy, a ta nic. W nosie nas miała. Choć zawsze reagowała na wołanie po imieniu i przybiegała natychmiast. Tym razem trzeba było ją długo wołać i prosić. Kiedy wnuczkowi w końcu udało się ją wyciągnąć z zakamarków bidetu, a syn na nią nakrzyczał za nieposłuszeństwo, wtedy bidulka pobiegła do kąta i stała tam bez ruchu... Obrażona. My pękaliśmy ze śmiechu, a ona dalej stała, i ani drgnie. Ale mieliśmy z nią ubaw. Ona z nami również, tyle że nieco później, jak wreszcie dała się nam łaskawie przeprosić.





Jak już wracałam do swojego domu, wnuczek poprosił mnie o jakiś wierszyk na cześć swoich ulubionych szczurków. No to coś skrobnęłam:


Siostrzyczki Pidi i Midi

To dwa milutkie szczurki.

Mają piękne futerka

I ostre pazurki.


Wesołe są bardzo,

Bawią się ochoczo.

Higieną nie gardzą,

Śpią grzecznie nocą.


Jedzonko lubią różniste,

Pałaszują co dają.

Są szczęśliwe zaiste...

W przyjaźni z Pańciem trwają.



  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Kocham zwierzęta.Mieliśmy w domu nie jednego psa, królika,świnkę morską i przez chwilę kota.Szczura nigdy w
domu bym nie zaakceptowała. W moim zwierzyńcu najbardziej kochałam psy.
Mieliśmy Spaniela (Bobik),yorka (Tonia),a ostatnio Briarda(Iwan), który zdobywał na wystawach medale.Kilka
lat temu zachorował i niema go wśród nas.
avatar
Pani Jadwigo, ja też nie, i sama bym nigdy szczura nie kupiła, ale co się nie robi dla dzieci. ;) Te wszystkie zwierzątka, jakie Pani wymieniła, też mieliśmy w domu, ale najbardziej kocham psy i konie. Psy miałam zawsze i mam. Były kundle różnej maści, był Baset, był, Husky, był Niemiecki Dog Harlekin, a teraz jest Labradoodle.
avatar
Michalszko i ja się boję tych ogonów :) Kocham zwierzaki a najbardziej psy.Miałam świnkę morską i i kilka papug...o kotach nie wspomnę . Ale szczura mogę oglądać w klatce :) Serdeczności :)
avatar
Marto, to masz tak, jak i my z Panią Jadwigą. Ja sama szczurów nie miałam, ale synowskie zaakceptować musiałam. ;) Pozdrawiam również. :)
© 2010-2016 by Creative Media