Go to commentsWilcze spojrzenie. cz. 17
Text 18 of 22 from volume: Powiastka Nr 11
Author
Genrefantasy / SF
Formarticle / essay
Date added2020-03-25
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views749

Brandon stał przed swoim domem i zastanawiał się czy ojciec wrócił. Czy jego ukochana mama wie o tym, że zmierzył się z rodzicem? Czy jest po jego stronie? A może także ona jest wplątana w sprawę pokroju wilkołaczo- wampirzego? Wszystkie odpowiedzi były w zasięgu ręki, wystarczy tylko przekroczyć próg tego domu. Skłamał upewniając Gretę, ze nie będzie miał kłopotów. John Collins potrafi być bardzo surowy, gdy wierzy w swoje czasem niepoprawne racje. Dlatego nieziemsko obawiał się reakcji po powrocie.

Chwycił za klamkę, drzwi po jej nacisku szybko ustąpiły. Wszedł do środka. Zastała go cisza. Zaszedł głębiej, kierował się prosto na schody prowadzące na piętro gdzie znajdował się jego pokój. Stąpał cicho, była siódma rano. Nie chciał obudzić matki. Jednak ona jego ubiegła. Z kuchni zawołała go matka swoim cudnie melodyjnym, lecz nie wypoczętym głosem:

Brandon, to ty?

Momentalnie zawrócił do pomieszczenia skąd dochodzi głos. Matka siedziała na barowym stołku przy blacie, który odgradzał część gastronomiczną. Przysiadł się do niej.

Synku, jesteś. - ucałowała go w policzek.

Oczywiście, że jestem. Przecież wiesz skąd wróciłem. Byłem na tej leśnej imprezie. Wiedziałaś o tym z tatą. A właśnie, gdzie on jest? Jeszcze śpi? - udał zdziwionego unikając wzroku matki.

Zehra wstała i wstawiła wodę na gaz.

Napijesz się czegoś, herbaty? Przygotuję ci śniadanie. - Ojca nie ma.

Nie ma? Jak to?

Wrócił wczoraj przed północą, a godzinę przed twoim powrotem ulotnił się mówiąc, że musi coś załatwić. Wspomniał coś o wędkowaniu, że koniecznie musi złapać przynajmniej dwie dorodne sztuki więc się z nim minąłeś. Zupełnie nie mam pojęcia czemu tak nagle zapragnął łowić. Dawno tym się nie zajmował. Powiem tylko tyle, że gdy wrócił w nocy był dosyć wzburzony, ale za żadne skarby nie chciał mi powiedzieć w czym rzecz. Po prostu milczał...

Brandon już nie słuchał matki. Przyglądał się jej jak smaży jajecznicę, lecz myślami odpłynął daleko. Wzburzenie ojca było nad wyraz zrozumiałe, ale wdzięczny był jedynie za nie wmieszanie w te sprawę matki. Bardzo chciał ją uchronić od nowych zmartwień. Nie zasługuje na to.

Jej pierworodny, a jednocześnie jedyny syn po jej wypowiedzi od razu pojął, dlaczego ojciec zainteresował się „wędkowaniem”. Jego tryumfem nie miały być ryby tylko Elizabeth i Greta. Nigdy na to nie pozwoli. One niczemu nie są winne. Nie rozumiał postępowania ojca. Odkąd pamiętał zawsze powtarzał mu, że słabszych trzeba bronic, a teraz chce ich atakować? Tu chodzi o coś większego.

Chodzi mu o legendę. - rzekł na głos.

Zehra postawiła talerz przed nim.

Co mówiłeś?

Wstał.

Nic takiego.

Cofnął się do wyjściowych drzwi.

Gdzie ty się wybierasz? A śniadanie?!

Zjem później. Muszę coś załatwić! - krzyknął oddalając się.

Usłyszała trzaśnięcie drzwi i już go nie było.

Zupełnie jak ojciec. - spojrzała na nietknięte śniadanie. - A co ma się zmarnować? Zjem ja. Ta dzisiejsza młodzież żyje tylko chwilą. Nie jedzą, wychodzą kiedy chcą. Już ja tego nie ogarniam. - naszła ją cudowna myśl. - A może mój mały synek dorasta? On się zakochał! - krzyknęła na całą kuchnie. - Stąd to zachowanie. - utwierdziła się w swoim odkryciu.

Uradowana skończyła swój monolog i zajęła się pałaszowaniem niestety już zimnej jajecznicy.


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media