Go to commentsLemingom do ich srajfonów
Text 63 of 62 from volume: Przejrzystość
Author
Genrehorror / thriller
Formarticle / essay
Date added2020-06-12
Linguistic correctness
Text quality
Views1234

Motto: „Lemingi powinny wreszcie zrozumieć, że tylko PiS gwarantuje im ochronę ich kajut na Wilanowie” [poseł Arkadiusz Mularczyk]


Jak bawimy się w politykę, to bawimy. A poruszony przeze mnie temat nie jest wcale błahy, więc dlatego oraz mimo wszystko należałoby podmuchać na zimne lodowym grysem przez słomkę :)


Poseł bowiem przywołuje tekst Renaty Acosty [Tygodnik „Niedziela” e-wydanie z 11.06.2020], gdzie czytamy:


„To się zawsze zaczyna od szczytnych ideałów. Te mają swoje korzenie już w latach 80. Antifa, młoda lewica Europy, współcześni „hipisi” żyjący w miejskich komunach, głoszący ideę równego podziału dóbr i negujący własność prywatną.

Po jednej stronie boom budowlany, tysiące pustych mieszkań należących do banków i deweloperów. Po drugiej niemożliwe do spłacenia kredyty hipoteczne, setki rodzin, bezrobotnych z dziećmi, bez dachu nad głową.

Rozwiązanie wydawało się proste. Stworzyć „ludzkie” prawo, które w opozycji do kapitalistycznego systemu zysku i wyzysku ochroni pokrzywdzonych, pozwoli zająć te puste mieszkania, pochyli się nad potrzebującymi… I stworzono „La ley de okupas”.

Twarzami tych działań stali się:

Ada Colau – obecnie burmistrz Barcelony, niegdyś skrajnie lewicowa działaczka, zajmująca nielegalnie cudze mieszkanie; to właśnie od tego zaczęła się jej kariera polityczna;

Pablo Iglesias – działacz młodzieżówki Komunistycznej Partii Hiszpanii, założyciel skrajnie lewicowej partii Podemos, obecnie wicepremier w rządzie Pedro Sáncheza;

Irene Montero – minister do spraw równouprawnienia, prywatnie partnerka Iglesiasa, również działaczka Komunistycznej Młodzieżówki.

„La ley de okupas” to autorskie dzieło tej trójki. Poruszając najczulsze struny społeczne i posługując się wytartymi komunistycznymi hasłami „mieszkanie prawem – nie towarem”, utorowali sobie ścieżki do politycznych karier. Doprecyzować należy, że nie jest to jednolity akt prawny, ale seria „ułatwień” modyfikowanych latami, która w efekcie tworzy całą siatkę absurdów i dziur prawnych, prowadzących do rozpaczliwej patologii.


To prawo, które sprawia, że jeśli w ciągu pierwszych 48 godzin swojej nieobecności właściciel nie zorientuje się, że zajęliśmy jego mieszkanie, następne trzy lata spędzi w sądzie, próbując nas eksmitować i w międzyczasie płacąc nasz rachunek za wodę i prąd.


Prawo, które zajęcia cudzego mieszkania nie traktuje jako przestępstwo, lecz jedynie jako wykroczenie.


Prawo, które w przypadku, gdy ktoś zajmie cudze mieszkanie w celu zamieszkania w nim, uniemożliwia oskarżenie takiego lokatora o włamanie i natychmiastową jego eksmisję. Prawo, które de facto znosi własność prywatną.


Surrealizm? A jednak.


Żaba, którą teraz trzeba połykać, gotowała się długo. Na początku z pełnym poparciem społecznym. Bo przecież co komu szkodzi, że samotna matka z trójką dzieci zamieszka w pustym mieszkaniu należącym do banku? [...] W obronie stawali sąsiedzi, z każdym dniem silniejsze stawały się lewicowe organizacje i zrzeszenia „okupantów”.


Do czasu. Do momentu, w którym w małym miasteczku Portugalete 94-letnia staruszka, po powrocie ze szpitala, swoje koszule nocne znalazła na śmietniku, pamiątki po jej zmarłym synu spalono, część mebli sprzedano na pchlim targu, a na kanapie w salonie zastała trójkę obcych ludzi, którzy powiedzieli jej, że już tu nie mieszka. Cóż mogła zrobić? Nic! Literalnie nic! Jej „gości” chroniło „prawo okupacji”. Usiadła więc na progu i płakała. Zainterweniowali sąsiedzi.


Doniesienia medialne o tym wydarzeniu pomogły odkryć skalę patologii. Absolutna bezradność sądów i policji w obliczu doskonale zorganizowanych mafii, wyszukujących mieszkania, których właściciele wyjechali choćby na chwilę, i za cenę od 5000 do 15 000 euro wyważających drzwi i zapewniających podłączenie do prądu wspólnoty mieszkaniowej, jeśli jest taka potrzeba.

Dziś „okupantami” już nie są samotne matki. Przyzwolenie prawne i społeczne sprawiło, że coraz częściej zajmują mieszkania innych nielegalni imigranci z grubymi kartotekami, terroryzujący sąsiadów i załatwiający swoje interesy za pomocą noża.

Skala tego fenomenu jest taka, że ludzie w miastach, w których proceder jest najsilniejszy, żyją z obawą, że jeśli wyjadą na weekend, po powrocie na swojej kanapie zastaną czterech nielegalnych imigrantów i usłyszą: „Pan już tu nie mieszka”.


Czy coś się z tym robi? Teoretycznie. Od lat pojawiają się projekty uzdrowienia sytuacji, ale przy kolejnym lewicowym, częściowo nawet skrajnie lewicowym rządzie nie mają najmniejszych szans. Podczas gdy w internecie w pełni legalnie pojawiają się poradniki, tłumaczące [...] jak zostać „okupantem”, jak wybrać nieruchomość, jak zabarykadować drzwi, żeby prawowity właściciel nie był w stanie dostać się do własnego mieszkania przez kluczowe pierwsze 48 godzin, po których upływie zostajemy chronionymi przez prawo „okupantami”.


Co będzie dalej? Prawdopodobnie w końcu ktoś nie wytrzyma i poleje się krew, bo już dziś w obliczu bezradności instytucji zrozpaczone ofiary procederu zaczynają brać sprawy we własne ręce.”


Powróćmy teraz do naszych peerelowskich realiów sprzed kilkudziesięciu czy nawet późniejszych lat. Wtedy słowo „kwaterunek” brzmiało równie złowieszczo niczym sądowy wyrok, ale następnie – zwłaszcza po 1989 roku – już można się było samemu „panoszyć” w wykupionym M, gdzie jedynym problemem był [oraz jest] koszt utrzymania samego lokum.


Ponadto bogatsi oprócz mieszkań posiadają także letniskowe domy.


A teraz, załóżmy, że do władzy dochodzi lewizna, a ta wywraca sklejany z takim trudem i mozołem dotychczasowy porządek… No, i?

No więc, wy tęczowi liberałowie, celebryci ze ścianek, instagramowe brzydactwa, z których wasi, mieniący się dziennikarzami, niedouczeni piewcy czynią najostatniejszy cud świata, co uczynicie jeżeli w waszej „zjawiskowej” rezydencji pojawią się intruzi?

Do wanien narżną kupy, w kominkach napalą meblami, na tarasach i w oknach wywieszą podarte koszule i gacie?

……………………………………………………………………………………………………………………………………………………..


  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
A ja sobie właśnie PiS wyobrażam w takiej roli w Polsce. A to dlatego, że za nim nie stoją ani przedsiębiorcy, ani intelekt. W dużym stopniu stoi natomiast rozdawnictwo. Oczywiście sentymentalizm i prowincjonalizm. Ale zawsze tak było, że większość, to z prowincji wolała wypierdalać, chyba że tam tylko swoje dacze mieli. Albo starość spokojną i sentementalną.
avatar
Napisane logicznie, spokojnie. A gdzie trzeba to i z emocjami. Jeszcze jest nadzieja.
© 2010-2016 by Creative Media