Go to commentsZAMEK WULZBURG 33
Text 98 of 167 from volume: Jurij Klimiencienko. Okręt płynie dalej
Author
Genrehistory
Formprose
Date added2020-06-28
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1065

...........................................................................................................................................................................




Za ścianami zamku dzieją się takie rzeczy, że administracja IŁAG -13 wpada w konsternację. Najwięcej nieprzyjemności ma, oczywiście, nasz gestapowiec *Mannerheim*. Igor Marakasow słyszał, jak komendant wydzierał mordę na niego, a jego wrzaski rozlegały się na całą komendanturę:


- Co jest, do ciężkiej cholery?! To pan powinien położyć kres temu wszystkiemu! Pan odpowiada za to, żeby nie było tu żadnych ekscesów! Ma pan wszelkie uprawnienia i środki! Jeśli chce pan znaleźć się na froncie wschodnim, to ja mogę panu to ułatwić!


*Mannerheim* wyszedł z jego gabinetu czerwony jak jakiś usmarkany gimnazjalista, zbesztany przez woźnego. Jak ten stary dziadyga śmiał krzyczeć na niego, oficera gestapo! Na niego, który po całych nocach nie sypia, byleby tylko zapewnić w zamku należyte porządki?! Gdyby nie on, nie takie byście cyrki jeszcze tutaj w Wulzburgu widzieli... Chociaż jeśli tak uczciwie na ten bajzel spojrzeć i samemu przed sobą się przyznać, sprawy naprawdę zaczynają wymykać się spod kontroli. Oto przykłady.


Dwaj marynarze z *Wołgolasu*, Uszkow i Bazanow - i jeszcze jakiś jeden internowany z żydowskiej grupy - pracowali na dworcu kolejowym przy rozładunku wagonów. Całkiem przypadkowo zorientowali się, że w jednej z pak jest broń. Z narażeniem życia ukradli stamtąd trzy pistolety. Dobrze wiedzą na statkach ludzie, czym jest posiadanie takiego skarbu - i do czego może się on w przyszłości przydać. Ileż to razy tylko o tym marzyliśmy, żeby mieć chociaż jeden taki rewolwer. A tutaj taka okazja! Niestety, kradzież wykryto, i spotkało ich to, co zawsze - zdobycz swoją przypłacili życiem. Natychmiast zostali odesłani na gestapo, skąd już nikt z nich nie wrócił.


Władimira Iwanowicza Szylina jako świetnego cieślę wraz z grupą innych marynarzy posyłają do miasta, by zbijali tam jakieś skrzynie. Jedno spojrzenie wystarczy, by zrozumieć, jakie jest ich przeznaczenie. To skrzynie na broń. Szylin demonstracyjnie odmawia przystąpienia do roboty, to samo robią jego towarzysze. Wszystkich natychmiast ciupasem odprawiają na zamek. Toż to otwarty sabotaż!


- Dlaczego odmówiłeś, bydlaku, pracy?! - wrzeszczy na Szylina gestapowiec, jak tylko wracają do obozu.

- Jeśli zmuszaliście nas do kopania rowów, pracy w polu i ścinki drzew oraz do innych prac neutralnych, to wcale nie znaczy, że będziemy też robili cokolwiek na rzecz waszego zwycięstwa. - z godnością odpowiada na to Władimir Iwanowicz. - To jest wbrew międzynarodowemu prawu i nie licuje z naszymi postawami obywateli Związku Radzieckiego.


Co ten wszawy rusek bredzi?! Czyżby *Mannerheim* się przesłyszał?! Gestapowiec mało nie trzaśnie z wściekłości!


- Milczeć! My was zmusimy do każdej roboty! Do każ-dej! A teraz wszystkich do karceru! Weifel! Hetz!


Ludzi katują, po czym takich pokrwawionych wrzucają do zimnej wilgotnej zamkowej ciemnicy.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media