Go to commentsŚwiat za obozowymi wrotami /4
Text 113 of 167 from volume: Jurij Klimiencienko. Okręt płynie dalej
Author
Genrehistory
Formprose
Date added2020-07-08
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1813

Któregoś dnia, kiedy zajechaliśmy z naszym wozem na pocztę, wydano Klimowi tam paczkę na nazwisko jakiegoś Araba, który był internowany na zamku w Wulzburgu jeszcze przed nami razem z całą załogą angielskiego parowca *Orama*. Ot, ironia losu: po dwóch latach z kawałem przesyłka nareszcie dotarła do Weisenburga!


Przed okienkiem Klim wzruszył, nic nie rozumiejąc, ramionami, pogadał chwilkę z apetyczną Niemeczką, odebrał od niej ciężką paczkę, wrzucił ją nam na wóz i zakwakał: *Marsch!*. Założyliśmy na siebie swoją uprząż i ruszyliśmy do obozu. Kiedy już taszczyliśmy się ostro pod górę kurcwegiem, w pewnej chwili nasz kulawy wachman kazał nam zatrzymać się i odpocząć. Co za kurtuazja! Nigdy wcześniej tego nie było! Klim tymczasem zarepetował automat i kazał nam zwinklować w pobliski zagajnik. To nas zdumiało, ale rozkaz - to rozkaz, i tak zrobiliśmy, jak kazał. Oglądając się na boki, trzęsącymi rękoma rozerwał pośpiesznie paczkę, a jego oczy zapaliły się z chciwości. Pokazał nam automat, potem przyłożył palec do ust i odwrócił do nas plecami. Gest był dla nas zrozumiały - zostaliśmy milczącymi współuczestnikami jego kradzieży. Gdy tak przeszukiwał cudzą paczkę, stracił resztki swojego kulawego człowieczeństwa, przypominając bardziej bezdomnego psa, który dorwał się do ochłapów z rynsztoka. Paczka była bogata: papierosy w zaplombowanych pakietach, czekolady, masło orzechowe w konserwach, kawa brazylijska... Klim wszystko to przejrzał, po czym ukrył bezpiecznie w krzakach. Staliśmy i patrzyliśmy na to jak zaczarowani. Patrzcie tylko, jaki uczciwy porządny Niemiec! Potem obejrzał się na nas, przez moment się zastanawiał, po czym każdemu z nas dał paczkę angielskich papierosów *Gold Flake*. W jednej sekundzie zostaliśmy milionerami! Wermachtowiec jeszcze raz pokazał nam automat, znowu przyłożył palec do ust i pogroził kułakiem. Tak kupił nasze milczenie. Kiedy będzie tędy wracał z roboty, zabierze całość do siebie do domu.


Od tego czasu staliśmy się panami naszego położenia. Po kilku dniach Klim zapomniał co prawda o tym, że jesteśmy wspólnikami i próbował wrócić do poprzednich naszych stosunków na linii wartownik - jeniec, ale było już za późno. Kiedy tylko zawrzasnął i chciał nas bić kolbą automatu, wszystkie *szkapy* zatrzymały się, a Jura Raćkowskij, strasznie kalecząc niemiecki, powiedział:


- Rue! Oder wir komendant, zi pakieten haben zi gewezen. Englisze cigareten rauhen, ferszteen??*)


Klim wytrzeszczył oczy i chciał rzucić się na Jurkę, ale w porę się zreflektował: on *ferszteen*. Jeżeli faktycznie doniesiemy na niego, może za to drogo zapłacić; w najgorszym scenariuszu czekałyby go okopy na wschodzie, a w najlepszym - utrata łatwej pracy w naszym obozie. Po całym tym z Jurką męskim wyjaśnieniu Klim zrobił się dla nas jak ten jedwab. Od teraz to tylko on sprzedawał nasze papierośnice, kupował nam chleb na kartki, a kiedyś nawet na wsi sprzedał za kartofle całą partię rosyjskich matrioszek. Kiedy tylko zapominał, kim dla niego naprawdę jesteśmy, i znowu zaczynał drzeć pysk, zawsze któryś z *koni* z miłym rżeniem mu przekładał na nasze:


- Wir komendant zagen, englisze cigareten...


I facet natychmiast spuszczał z tonu, a my w myślach błogosławiliśmy nieznajomego nam Araba i całą jego szlachetną rodzinę po ostatnie pokolenia.


...........................................................


*) w tłumaczeniu na nasze:


- Zamknij mordę, inaczej gdzie trzeba powiemy, że ukradłeś tę paczkę. Palisz, głupku, angielskie papierosy, czy to do ciebie dociera?

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media