Go to commentsWrzeszcz / finał
Text 42 of 46 from volume: Zapiski z pogranicza
Author
Genrenonfiction
Formprose
Date added2020-11-16
Linguistic correctness
Text quality
Views982

Staruszka po chwili wraca z tacą zastawioną pięknymi miśnieńskimi głębokimi talerzami, kryształową, z pięknie rżniętą pokryweczką cukiernicą i srebrnymi łyżkami. Prawdziwie hrabiowskie przyjęcie, choć śniadanko wyraźnie peerelowskie. Wszystko to rozkładamy na stoliku, i pani domu siada vis-a-vis mnie. Tej zupy mlecznej jest naprawdę dużo.


- Proszę jeść, póki gorące, pani Elżuniu,

- Emilka jestem.

- Przepraszam, pani Emilio. O coś pani przed chwilą pytała...

- Tak. Ten piękny portret olejny na ścianie... To pani?


Babunia patrzy na mnie zaskoczona, a potem mówi:


- Poznała mnie pani?

- Kiedy ten obraz namalowano, pani Anielo?

- O, to było wieki temu... Jeszcze chyba przed 1. wojną światową...

- No, tak, to rzeczywiście rzeka czasu.

- Byłam wtedy w ciąży z pierwszym moim synem, Broniem...

- Wygląda pani na tym portrecie prawdziwie olśniewająco.

- Czemu pani nie je? Proszę spróbować. Sama gotowałam.

- Kochanie, dla mnie to jest jeszcze zbyt gorące.


Zapada niezręczna cisza. Żeby ją przerwać, pytam:


- Zaufała pani całkiem obcej sobie osobie... Czy ktoś tu pani pomaga? Może sąsiedzi? Jakieś chętne krasnoludki tutaj w tym Gdańsku Wrzeszczu, na które może pani liczyć?

- Nie, jestem sama. Mąż został zamordowany we Lwowie.

- Bożeż ty miłosierny! We Lwowie?? Kiedy?!

- Zaraz jak latem 1941 r. Niemcy wkroczyli do miasta.

- Czyli to było całe dziesięciolecia temu! Za co go zamordowali, Chryste panie?!

- Zginął razem z trójką naszych dorosłych synów i 45 innymi profesorami i pracownikami Akademii Lwowskiej. Mąż był ostatnim jej rektorem.



Gdańsk Wrzeszcz, 2019 r.


  Contents of volume
Comments (5)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Ostatnie wersy jak spadające głazy .
avatar
Pani Aniela Strzelecka /zachowała swoje panieńskie hrabiowskie nazwisko/ po mężu Longchamps de Berier opowiadała mi, że jako samotna matka jedynego ocalałego z tego mordu syna (Jaś miał wtedy 13 lat) koszmary wojny przetrwała dzięki opiece przyjaciela rodziny, profesora-Niemca, Rudolfa Weigela, który zatrudnił ją w swoim instytucie badań nad tyfusem jako tzw. karmicielkę wszy.

Na czym to polegało? Ciekawych odsyłam do internetu
avatar
Po wojnie pani Aniela zamieszkała w Gdańsku - wspaniałym DZISIAJ walecznym mieście, mieście, które należy u nas w Polsce do tych najstarszych /prawa miejskie uzyskał w 13 wieków temu/.

Hrabina mówiła mi, że kiedy tam przyjechała, na gdańskiej starówce 90% domów leżało w gruzach. Taki był efekt nalotów i ostrzału artyleryjskiego po przejściu wojsk II Frontu Białoruskiego. Hitlerowcy poddali się dopiero w końcu marca 1945 r.
avatar
Wielką tragedię Pani Aniela przeżyła. Straszne były czasy... Ale obecne też nie najlepsze. Dzisiaj do domu raczej nikogo obcego by nie wpuściła. Bandy "na wnuka", "na policjanta", "na COVID-19" grasują i pozbywają starszych osób ostatnich uciułanych groszy... Co za czasy!!!
avatar
Tak. Dzisiaj takich z wielką klasą wspaniałych walecznych kobiet już się chyba nie spotyka :( To była bardzo ufna i wbrew koszmarnym doświadczeniom naprawdę pogodna otwarta czysta dusza. W Gdańsku w którymś z ogólniaków uczyła przez długie lata francuskiego. Mnie też w tym wspierała :(

Kiedy skończyłam studia, wyszłam za mąż, i wyjechaliśmy z synem na prowincję. Nasz kontakt się urwał :(
© 2010-2016 by Creative Media