Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2020-12-06 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 970 |
Paganini, zgrzytając zębami, pozbierał złośliwie rzucone monety: *Dzięki! Kiedy będę wielki, jeszcze przypomnę ci te twoje grajcary!* Trzeba tutaj koniecznie dodać, że wbrew swoim licznym nieszczęściom nasz bohater w swój geniusz nigdy nie zwątpił. *Gdybym tylko miał porządne odzienie, więcej szczęścia i lepsze skrzypce - świat leżałby u moich stóp!* Z ostatniej tańcbudy karczmarz wywalił go z hukiem na ulicę tylko dlatego, że na podłodze zostawiał za sobą całe kałuże błota.
Za te trzy grajcary Paganini kupił sobie małą pszenną bułeczkę i w grobowym nastroju pojadał ją, wracając do domu. Kiedy zmęczony z trudem po schodach właził na strych do swojej gołej przewiewnej dziupli, jego duszę ogarnęła wprost czarna rozpacz i wściekły gniew zawładnął sercem. Jednym kopniakiem posłał swoje przemoczone skrzypce w cholerę i, bijąc się w pierś kułakiem, wrzasnął:
- Na Belzebuba! Jeśli nie jesteś babskim wymysłem, jeżeli naprawdę istniejesz, stań tu przede mną natychmiast! Tanio sprzedaje biedny człowiek swoją dumną duszę wraz ze swoimi talentami. I pośpiesz się, z łaski swojej, bo jaką będziesz miał korzyść ze świeżo powieszonego artysty!
I właśnie wtedy diabeł... naprawdę bez żadnej zwłoki się pojawił! Wcale nie w siarczanych oparach, nie ze wstrętnym smrodem kozła, nie z rozdwojonymi kopytkami zamiast stóp - i bez najmniejszych oznak jakiegoś ogona - a w skromnej postaci ni to staruszka notariusza, ni to skromnego kancelisty, w szarej schludnej kamizelce ze starym pożółkłym koronkowym żabotem. Kałamarz, gęsie pióro i podniszczona księga zawartych kontraktów - wszystko to miał przy sobie i nieśpiesznie właśnie rozkładał na pozbawionym jednej nogi krzywym stole naszego grajka. Lampka olejowa rozbłysła jasnym światłem.
- Widzi pan przecież, młodzieńcze, - zaczął ze świętym spokojem diabeł, - że zjawiłem się tutaj bez zbędnych cyrkowych sztuczek i hałasów, bez żadnych piekielnych dymów, pirotechnicznych wystrzałów i wymyślnych kostiumów - i wcale nie wymagam od pana podpisu krwią własną. Zostawmy te idiotyczne teatralne atrapy jakżeż skąpym i chorobliwym wyobrażeniom ciemnego średniowiecza. Nasz wiek - to wiek uprzejmości, kultury, prozy i arytmetyki. Nie będę przed panem skrywał tego, że dla nas, diabłów, dużo bardziej niż naiwne naciągactwo liczy się w tym naszym handlu gotowość do służby oraz solidność. Dlatego proszę się nie dziwić temu, że w naszej umowie będę nie tylko kupcem, ale również, jeśli będzie to koniecznym, od czasu do czasu także pańskim adwokatem. Tak więc: czego pan oczekuje w zamian za swoją duszę?
- Pieniędzy! Złota! Złota bez końca!
ratings: perfect / excellent