Go to commentsDyplomatyczna perswazja (ciąg dalszy)
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2021-01-12
Linguistic correctness
Text quality
Views866

Dyplomatyczna perswazja (ciąg dalszy)


Następnego dnia przyczaiłam się na małolata przy otwartym oknie. Wiedziałam, o której mniej więcej godzinie wraca ze szkoły. Długo nie musiałam czekać. Wnet się pojawił. Oczywiście na tym swoim motorku i tuż pod moim oknem zabrał się jak zwykle za codzienny rytuał grzebania przy nim. A jakże, przy dźwiękach hip-hopu i ryczącej co rusz rury wydechowej z efektem zapachowym włącznie.

Przez okno rozmawiać z nim nie chciałam. Poszłam więc do niego. Poprosiłam o wyłączenie wszystkiego i krótką rozmowę. Nie było mu to w nos, ale posłuchał. Nabrałam powietrza i zagaiłam rozmowę:

— Fajny masz ten motorek, chociaż już dość stary. Ale... A co, psuje ci się ciągle, że tak dziennie przy nim grzebiesz?

— Nie… No, może trochę, ale ja go ciągle też ulepszam — odezwał się zaskoczony moim pytaniem.

— Aha. A wiesz, jak byłam w twoim wieku to też na motorowerze jeździłam. A w wieku 18 lat miałam już prawdziwy, duży motor. Tysiące kilometrów na nim zrobiłam. Uwielbiam motory.

— Naprawdę? — zrobił ogromne oczy i jakoś tak dziwnie na mnie popatrzył.

— Naprawdę. Mój syn odziedziczył po mnie zamiłowanie do motorów i też dużo jeździ. I tak jak ty, zawsze sam wszystko robi przy swoim rumaku… w swoim garażu. Szkoda, że ty nie masz garażu i tylko tutaj grzebiesz… No bo wiesz, właśnie chcę cię prosić, abyś przestał to robić pod moim oknem.

— A gdzie ma to robić? — obruszył się. — Tu jest najlepiej.

— No tak, dla ciebie z pewnością, bo daleko od ulicy, ale dla mnie niestety nie jest. Wszystkie spaliny mam w mieszkaniu. Co chwilę muszę otwierać okna na przestrzał i robić przeciąg, by się ich pozbyć. I co z tego, jak ty po chwili znów zrobisz przegazówkę i… po moim wietrzeniu. A chyba uczono was przed egzaminami na prawo jazdy, że żadnych pojazdów mechanicznych nie można naprawiać pod domem, ani też zostawiać ich z zapalonym silnikiem…

— Nic takiego nas nie uczono — przerwał mi obcesowo.

— No to pewnie akurat tę lekcję opuściłeś, kiedy uczono — zaśmiałam się i ciągnęłam dalej. — Bo wiesz, gdyby cię policja przyłapała, że gazujesz motorem pod domem, bez gadania wlepiłaby ci mandat. Pojazdy mechaniczne pod domem powinno się tylko odpalać i odjeżdżać. Nic poza tym. A wiesz, ja znam takie miejsce, gdzie możesz z kumplami bez obaw takie rzeczy robić i nawet całymi dniami tam przesiadywać. Możecie tam muzyki posłuchać, a nawet grilla sobie zrobić. Nikt was się tam nie będzie czepiał. Bo wiesz, ja mam już naprawdę dość tego, co wy tu wyczyniacie... No, tych waszych głośnych spotkań pod moim oknem i proszę cię, abyście z tym skończyli. Myślę, że lepiej będzie dla nas wszystkich, abyśmy jednak w zgodzie żyli. Bo chyba nie chciałbyś, abym weszła z wami na ścieżkę wojenną i zgodnie z prawem porządku i spokoju zaczęła się domagać. Wy mi dacie spokój, to i ja wam dam. Więcej… Mogę ci nawet obiecać, że jak będziemy w zgodzie żyli, to kiedy będziesz miał jakieś poważniejsze problemy z motorem, to mój syn z chęcią ci pomoże. Motory to jego pasja i dosłownie wszystko przy motorach wszelkiej maści potrafi sam zrobić. Więc jak? Będziemy żyli w zgodzie?

— Naprawdę? — znów pytaniem na pytanie odpowiedział małolat z rozjechaną w uśmiechu buzią.

— Co naprawdę?

— No, z tym pani synem…

— Ach to... No jasne jak słońce… że jasne — zaśmiałam się.

— To zgoda jak nic… że zgoda! — zawołał uszczęśliwiony.

No i małolat przyrzekł mi solennie, że od dziś żadnego grzebania przy motorze pod moim oknem nie będzie. Żadnego też głośnego przesiadywania. Rozstaliśmy się w wyśmienitych nastrojach.

Czy dotrzyma słowa? Mam nadzieję. Ba, nawet wiary zaczęłam nabierać, i to już po godzinie, kiedy jego kumple się zjechali. Przez otwarte okno słyszałam jak on ich wszystkich z powrotem na ulicę przepędzał, każąc natychmiast wyłączyć silniki i ściszyć muzykę.

Przez resztę dnia, ku mojej ogromnej radości, słyszałam jedynie przepiękne świergolenie ptaszków i wdychałam cudowny zapach lata.


2009



  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
To prawdziwa, przydomowa dyplomacja. Ale ważne, że skuteczna.
avatar
A jak, Janko, liczy się skuteczność. Dyplomacja na tym polega... taktownie i do celu.

Zauważyłeś, że jakaś nienawistna osoba rozszalała się dzisiaj z -minusami? Tu Tobie też postawiła, ale go skasowałam. Widać, że coś z jej psychiką jest grubo nie w porządku... I to bardzo... Biedna. :(
avatar
Można? Można. Żeby skutecznie porozumiewać się, trzeba:

- w s p ó l n e g o języka komunikacji;
- szacunku dla współrozmówcy;
- dyplomacji;
- w stosunku do młodzieży tzw. pedagogicznego podejścia.

I to wystarczy, jak to zresztą widzimy na przykładzie tej histryjki, by nawet skonfliktowane strony mogły się dogadać.

Metody siłowe - z telefonami na policję włącznie - są ostatecznością
avatar
Emilio, też tak uważam. Policja to ostateczność. Na szczęście nigdy nie musiałam z tej ostateczności korzystać. Jakoś zawsze udaje mi się z młodymi dogadać. Pamiętam, że przed laty na Mazurach nawet z kilkunastoosobową grupą punków udało mi się dojść do ładu, choć wcześniej nasz namiot okradli z zapasów żywności. W efekcie moich z nimi rozmów, potem nawet pilnowali naszych namiotów, kiedy my zwiedzaliśmy okolice, a ja im podrzucałam coś do jedzenia. Najbardziej smakowały im moje zupy. :)
© 2010-2016 by Creative Media