Go to commentsPrzemiany 6/10
Text 6 of 9 from volume: Przemiany
Author
Genrefantasy / SF
Formprose
Date added2021-07-22
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views495

- Zaatakowałem Victorię. 

Michał szybkim krokiem przemierzał swój biały gabinet od blisko godziny. Ubrany tylko w jasne spodnie i ze skrzydłami złożonymi wprawdzie, ale ciągle gotowymi do lotu. Gdyby je schował, mógłby usiąść, ale teraz nawet mu to nie przyszło do głowy, żeby mając tak wiele problemów i ważnych spraw, musiał jeszcze myśleć o swojej wygodzie. Zresztą myślenie przychodziło mu lepiej, gdy chodził. 

- Kiedy ona wróciła i czego chce. 

Wiedział już. Na te pytania nie uzyska żadnej odpowiedzi i nawet gdyby miał jak najszczersze intencje, prosząc ją teraz o spotkanie, to po takim wstępie, jaki Jej przygotował na powitanie, nie zgodzi się i będzie miała rację. 

Bogini, którą już raz przeniósł w otchłań na tak długo, teraz nie wiadomo dlaczego i na czyje wezwanie wróciła. Ciekawe, czy w jej mózgu są nadal zakodowane informacje, że to ona sama zdecydowała się odejść. Gdyby tak było to Michał, chociaż tego problemu nie musiał by się obawiać. Och, gdyby ta misja powiodła się, gdyby Ona nie zdążyła zareagować, na zawsze by Ją wyeliminował i to nawet samemu nie wiedząc, czego dokonał. Stało się jednak inaczej. Victoria żyje, Victoria wie i Victoria zemści się a on, Michał nie może wycofać się z tej walki. Musi tylko przekonać członków Wielkiego Kręgu, aby stanęli po jego stronie. Ciągle przecież jest szansa, by ją pokonać, ale teraz zaskoczenie musi być pełniejsze, siła rażenia większa a bezwzględność w wykonaniu tego wyroku niepodważalna a do tego, nie są mu potrzebni nawet sojusznicy. Im mniejsze grono będzie wiedziało o wszystkim, tym skuteczność ich działania większa. 

Właściwie, tego wszystkiego, co się teraz stało mógł uniknąć, gdyby wtedy, gdy tylko dzięki Niej pokonał swoich przeciwników i kandydatów do tronu, przyrzekł Jej jakieś prawa, to teraz już by spał spokojnie. Ale przecież nie mógł tego zrobić, gdyż bał się, że go zdominuje i sama będzie rządziła a on zostanie tylko marionetką w jej rękach. Dlatego musiała zginąć. 

Była sprytna, ale Michał był od Niej sprytniejszy, bo przecież to dzięki niemu Stwórca, który był słowem, słowem pozostał. I odtąd też jako Bóg jest wszędzie, czyli w praktyce oznacza to, że nie ma go nigdzie. Tego by jednak nie było, gdyby podstępem, przy pomocy Wielkiego Kręgu nie przeniósł Jej wcześniej w tę nicość, do której ona sama chciała wysłać Stwórcę. 

Michał, aż do teraz mógł cieszyć się władzą, zrozumieniem otoczenia i należytym szacunkiem wszystkich. Ale, gdy nieświadomie zamierzył się zbyt wysoko, wróciły jego obawy, że on sam spadnie też z wysoka a gwałtowne spadki mają to do siebie, że trudno jest z nich się podnieść a już to, żeby uzyskać ponownie możliwość kierowania najważniejszym stanowiskiem we wszechświecie, to będzie będzie prawie niemożliwe. 

Nie wytłumaczy przecież nikomu, że nie zauważył tej wielowiekowej nieobecności Boga a przyznać się przed tłumem, że przez ten czas oszukiwał wszystkich, nie ma zamiaru a już tego, że sam wysłał Stwórcę w nicość, nie wydobędą z niego nawet na torturach. 

Pewnie dla tych wszystkich powodów, on Michał, nie ma już drogi odwrotu. Musi walczyć, aby przeżyć. musi walczyć, aby zginąć. I tylko uśmiech losu, lub Dobry Bóg, mogą sprawić, że wyjdzie z tego obronną ręką, ale właśnie w te dwie możliwości wierzy najmniej.

Uriel patrzył z wdzięcznością na Ewelinę. 

- Uratowałaś ją. Uratowałaś moje życie, moją Irminkę. Choćbym miał zginąć nie odstąpię Ciebie w żadnej przyszłej walce. Czy będziesz Eweliną, Boginią, czy diablicą, będę z Tobą. 

- Nie mów zbyt wielu patetycznych słów, mój ty aniele, po prostu działaj. 

- W całej tej tragicznej sprawie, jedno jest dla nas dobre,- zauważa Azazel- nie musimy się już ukrywać. Niech wszyscy zobaczą, kim jesteśmy. Od teraz nie obowiązują nas żadne dotychczasowe zakazy. Mamy oczywistego wroga i wiemy, że jest nim Michał. Niech i on dowie się, że zaatakował, kogoś, kogo pokonać nie zdoła. Dziwię się tylko, że on, taki strateg i mądry dyplomata, popełnił taki szkolny błąd. Z silnych osobników, którzy tak naprawdę nie mieli zamiaru pokonywać go, stworzył armię przeciwników, którzy nie spoczną, nim nie zobaczą jego ostatecznej klęski. Z jego woli powstaliśmy my. I chociaż tego bardzo nie chcemy, sami siebie nie możemy zawieść. 

- Najbardziej żałujemy tylko tego, że musimy u siebie wywołać najstraszniejsze krwiożercze instynkty, bez których jesteśmy za słabe. Ewelina i Irmina, które teraz jesteśmy sprawiedliwe, dobre i potrafimy kochać całymi swoimi duszami, musimy stać się okrutnymi i złymi istotami, gotowymi do zabijania. 

Czyżbyśmy odtąd musiały być tylko tymi straszniejszymi swoimi transformacjami? Pewnie tak stać się musi, byśmy, jako zwykłe dziewczyny nie musiały znowu poczuć smaku krwi i zagrożenia swoją śmiercią. 

Lecz może czasem jeszcze będziemy mogły powrócić do tej swojej niewinności. Mamy przecież swoich obrońców a Azazel i Uriel, przecież tak często tę ich obronę nam przyrzekają, więc czemu mamy im w to nie uwierzyć. Podobno miłość czyni cuda. 

- Czy możemy przygotować się jakoś na ten najgorszy scenariusz - Pytam- Patrząc trochę błagalnym wzrokiem na obu stojących obok nas mężczyzn. 

- Nie musimy do niczego się przygotowywać. - Mówi Uriel. - Wszystko, czego nam potrzeba, jest w nas. Ty Ewelino, budząc Boginię, za każdym razem będziesz wiedziała, co czynić. Jedynie, na co nie możemy pozwolić siepaczom Michała to dać się zaskoczyć i dopuścić, by kompletny Wielki Krąg nas otoczył. Poza tym nasze życie nie musi ulec żadnym zmianom. 

Aby potwierdzić swoje słowa, usiadł spokojnie we fotelu i spytał 

- Czy wychodzimy gdzieś wieczorem? 

Umiał nas wyciszyć, zmniejszyć strach i podbudować emocjonalnie. Po jego słowach, już teraz, jak bańki mydlane pękały w nas i strach, złość i chęć zemsty a wracały: potrzeba bycia razem, konieczność przytulania się oraz rozmów o sobie.

Nasza ulubiona knajpka tętniła, jak co wieczór prawdziwym życiem, lecz zamarła nagle, gdy kończąc swój lot opadaliśmy powoli na krzesełka przy wolnym stoliku, który miał naszą stałą rezerwację. Składaliśmy powoli skrzydła i jeszcze wolniej chowaliśmy je. Victor, który widocznie na mnie czekał, by znowu pokazać mi swoją swoją ważność i dominację, nagle zerwał się i szybkim krokiem zniknął z pola mojego widzenia. 

Cisza, która zapanowała po tym naszym przylocie, trwała jeszcze przez długie minuty i ani jeden szept, jej nie przerwał Nawet, nasza ulubiona kelnereczka, bez żadnego słowa postawiła przed nami słodycze, lody i trunki. Z jej miny, bez trudu wyczytaliśmy, że tym razem zupełnie nie była pewna trafności swojego wyboru przy doborze zawartości tacy. I nawet przez chwilę wahała się, czy nie zabrać nam alkoholu, by nie obrazić tak dostojnych gości podejrzeniem o pijaństwo. Na szczęście dla nas nie zrobiła tego i mogliśmy nadal cieszyć się, tak jak dotychczas to bywało, kompletem naszych ulubionych potraw i trunków. 

- Ale mieliśmy wejście. - Zażartował Uriel. 

- Drodzy państwo nie przeszkadzajcie sobie. - powiedział po chwili, bo i jego ta cisza zaczynała drażnić. 

Tak rozpoznani przez wszystkich, choć już nie tacy sami, musieliśmy zacząć zachowywać się przynajmniej jak na razie bardziej dostojnie niż zwykle. Na szczęście, kawiarniany szum powoli wracał, lecz do samego końca naszego tam pobytu, nie uzyskał swojego zwykłego poziomu i nadal słyszano nas w najdalszym końcu sali. Już to nawet nas to nie dziwiło. Byliśmy przecież kosmitami dla tej piekielnej rzeczywistości. Takiego zestawu dwóch diablic z męską parą mieszaną diabła i anioła w takim układzie jeszcze nikt nie widział. 

Cała nasza czwórka do samego końca była przez wszystkich bacznie obserwowana. Nikt z nich przecież nie widział jeszcze czarnych skrzydeł i diablic. Oba te kuriozalne elementy, tej ich nowej rzeczywistości, nie mieściły się przecież w głowach, lekko już podchmielonych uczestników tego przypadkowego spotkania z nami. 

Mnie, aż kusiło, by przywołać jeszcze i Victorię, ale Azazel, który widocznie tę moją myśl podsłuchał, ścisnął tylko lekko moją dłoń i powiedział: 

- Lepiej zatańczmy. 

Tak cała nasza czwórka znalazła się na parkiecie, byśmy jako jedyni, mogli tańczyć aż do swojego wyjścia, te wszystkie grane przez stremowaną nieco orkiestrę melodyjne kawałki. 

W domu znużeni bardzo, tym krępującym nas zachowaniem gości tamtej knajpki, lekko przez to niedopici, mieliśmy trudności z zaśnięciem i dopiero pieszczone przez swoich panów, po wielu godzinach zasnęłyśmy wtulone w nich śniąc jednak nadal o spełnieniu innych naszych potrzeb i żądz.

Ten nasz ostatni występ miał dla Michała jednoznaczny wydźwięk. Uznał, że przyjęliśmy jego wyzwanie do walki. Zmartwiło go trochę tylko to, że nie może nas po prostu zaatakować w publicznym miejscu, bo byliśmy już przecież niezwykłą atrakcją tego Królestwa i w razie zagrożenia, mogliśmy spodziewać się pomocy innych diabłów. To miało nas przed nim po części przed Michałem chronić. Tak przynajmniej on sam uważał. 

Lucyfer, który od tak dawna nie wychodził ze swoich apartamentów, nie widząc dotąd żadnej konieczności przeglądu swojego królestwa, na wieść o naszym pojawieniu się, wysłał po nas swojego Chryslera i w czasie spotkania z nami próbował dowiedzieć się czegoś więcej niż wiedzieli pozostali. Odpowiadaliśmy spokojnie na jego pytania, kłamiąc jednak, że zawsze tacy byliśmy, ale dopiero teraz postanowiliśmy się ujawnić i ukazać wszystkim w swojej pełnej krasie, by podbudować ich na duchu, że może jeszcze kiedyś i oni tacy będą. Poza tym, nie wiemy, czy podobni nam, gdzieś jeszcze istnieją, chociaż nie wykluczamy tego, bo pogrom nie był taki dokładny a polecenia Stwórcy wykonywano opieszale i niestarannie. 

Lucyfera to nie pocieszyło, bo o nim wykonawcy tego wyroku nie zapomnieli i mimo, że jest najważniejszym wśród potępionych, to nie jest najsprawniejszy. Takie jego intymne wyznanie, pokazało nam, że mimo swojej władzy, jest tylko normalnym diabłem, który, podobnie jak każde z nas czworga, ma swoje problemy i troski, z którymi nie zawsze potrafi sobie poradzić. 

Gdy wychodziliśmy było dla nas jasne. Lucyfer, jak na razie, nie był z Michałem w żadnej spółce. Nie tylko o nas wcześniej nie wiedział, to jeszcze, ponieważ nie opowiedzieliśmy mu o sobie niczego konkretnego, to nadal w tej swojej niewiedzy pozostał. 

Zdziwi się dopiero wtedy, gdy Michał, poprosi go, by na jego terenie zezwolił mu na polowanie, w którym to my będziemy zwierzyną łowną. Wtedy, zrozumie, że jesteśmy kimś więcej niż się spodziewał bo przecież Michał nie wystawia nigdy armat przeciwko nic nie znaczącym płotkom. Z tego powodu może Michałowi na to pozwolić, bo i jego rozdrażniliśmy trochę tym naszym istnieniem i przypomnieliśmy mu, co on stracił a czym my się tak szczycimy. Przecież z tego powodu jest mu ogromnie przykro, bo on władca nie ma czegoś, co ma trójka jego poddanych. Lucyfer może się nawet domyślać, że Michałowi nie tylko o te nasze skrzydła chodzi, bo przecież podobne i on ma także. Z pewnością władca Nieba dostrzegł, że skrywamy w sobie i inne nie mniej ciekawe a jednocześnie denerwujące go tajemnice, dlatego, abyśmy już nie frustrowali ich obu, na żądanie Michała, zgodzi się pewnie także na uczestniczenie przedstawicieli Piekła w tworzeniu Wielkiego Kręgu. I zrobi to, aby pokazać, że jest władcą silnym, który nie może pozwolić sobie na ośmieszanie go przez przez kilkoro pełnosprawnych mutantów, którzy w ogóle nie powinni istnieć. Piekło, które jest przecież zarządzane jego silną ręką, może wyjątkowo przecież spełnić tę skromną prośbę Michała, bo przecież jest ona oznaką, że tutaj jego władza już nie sięga i jest on zależny od woli jedynego prawowitego zarządcy tego ternu, od Księcia Ciemności Lucyfera.

My, którzy już nie chcieliśmy dłużej wnikać w meandry myśli naszego niedawnego rozmówcy i mając już z głowy tę oficjalną część powitania, postanowiliśmy zerwać się do dłuższego lotu aby przynajmniej prze następnych kilka godzin móc spokojnie i cieszyć swój wzrok mijanymi krajobrazami. Myśleliśmy, że taki lot nie stanowi dla nas żadnego zagrożenia, bo jesteśmy wtedy nieosiągalni dla każdej broni z arsenału Michała i każdej broni z arsenału Wielkiego Kręgu. 

- Jakie to dziwne, - mówi w locie do mnie Irmina - mamy całą wieczność a wyrywamy z niej chwile, jakby po ich przejściu już nic więcej być nie mogło. 

- Kochanie, nawet wieczność składa się z chwil i dlatego korzystamy z każdej nadarzającej się okazji, by cieszyć się, tym co przeżywamy i by cieszyć się sobą. 

Niebo jest wielkie, Piekło ogromne, miliardy ludzi wokół, tysiące aniołów i diabłów a my jesteśmy sami. Nie tylko, że nie mamy przyjaciół, to nawet żadnych znajomych i jak dotąd, to nawet nam nie przeszkadzało. Ale teraz, gdy już właściwie, jesteśmy największymi VIP-ami i już możemy chcieć poszerzyć swoje grono, choćby o kilka osób, to przez Michała, zawieranie tych znajomości i przyjaźni musimy sobie nadal odpuścić. Dla naszego dobra, to, że jesteśmy tylko we czworo, powinno nam wystarczyć.

Im dłużej Michał myśli o czwórce niechcianych intruzów, tym chęć pozbycia się ich jakimkolwiek z możliwych sposobów stawała się dla niego coraz większą obsesją. W swoich marzeniach widział ich bitych, torturowanych, palonych i odsyłanych w nicość. Widział, jak odchodzą a on znowu wygrywa i może być dobry sprawiedliwy i miłosierny, czyli taki, o jakim lubi o sobie myśleć, że jest. Ale na razie musi walczyć i zwyciężyć. 

Musi utworzyć Wielki Krąg. A ta formacja, którą dwukrotnie już wykorzystał w zamierzchłej przeszłości, choć formalnie nadal istnieje, to nigdy więcej się nie zebrała i jej członkowie nie mieli odtąd szans na sprawdzenie swojej siły w praktycznym działaniu. Po sześciu przedstawicieli Piekła i Nieba i ich dwunastu strumieniowy promień zabijający wszystkich, którzy przez Krąg zostali otoczeni, w chwili obecnej jest zupełnie niedostępny. Ta najsilniejsza broń, jaka istnieje po tej stronie życia, stworzona przez anioły, przeciw aniołom i zmodyfikowana, by mogła dosięgnąć także Piekła, zawdzięcza swoją skuteczność tylko zupełnemu zgraniu wszystkich członków Kręgu. A właśnie z tym jest największy problem, bo ten promień śmierci przestaje znaczyć cokolwiek, gdy nie jest wysłany jednocześnie. Tak samo, nie zabije nikogo, gdy Krąg nie będzie kompletny. Całą moc tej broni uzyskuje się dopiero w toku wielu treningów. Dlatego Michał zaprasza teraz wszystkich chętnych do stawienia się przed nim, w celu ich wzajemnego zapoznania się i rozpoczęcia zajęć i to w kilku chociaż grupach jednocześnie, tak, aby mógł na końcu wybrać dla siebie tę najsilniejszą, która, gdy tylko uzyska już perfekcję działania, on Michał wyśle na akcję. Zanim jednak ostatecznie tak się stanie, właśnie w ramach treningu, będą oni mogli ćwiczyć na żywych celach, z użyciem atrap prawdziwej broni. Zbyt wielka jest to przecież moc, by rozpoczynając tę akcję, nie mieli jej prawidłowo wykonać lub zakończyć bez spodziewanego efektu. 

Ten skomplikowany materiał szkoleniowy wymyślił Michał, aby w grupach nikt nie miał czasu na zastanawianie się dlaczego i kogo mają zaatakować, lecz by myśleli tylko, czy im się to uda. W ten sposób po zakończeniu działań szczegóły całej tej akcji już nie będą zbytnio nikogo interesowały. I oto przecież Michałowi najbardziej chodzi. 

- Żyją we czworo, to niech mają swój poczwórny grób - uśmiecha się archanioł zadowolony ze swojej przebiegłości. 

Na sam koniec, gdy już wszyscy będą gotowi, Michał zwabi całą tę grupę swoich skazańców w zmyślną pułapkę, z której już ujść z życiem nie zdołają.

- Muszę odwiedzić Ewelinę. 

- Ale tylko razem z nami. 

Od pewnego czasu, Azazel nawet nie przyjmuje do wiadomości tego, że wybiorę się gdziekolwiek sama. Tym bardziej tam, na ziemię, na której tak właściwie jestem zupełnie bezbronna. To, co właśnie teraz powiedział, było miłe, bo o ile przedtem ciągle powtarzał, że zawsze będzie mnie chronił, to po wszystkich ostatnich wydarzeniach po prostu zaczął to robić. I to nie z powodu jakiejś mojej groźby, że na przykład, od niego odejdę. Nie. Chyba autentycznie boi się o mnie, bo gdy tylko wykonuję jakiś ruch, jego oczy zawsze za mną podążają, gdy idę gdzieś, on jest przy mnie. 

- Mnie to nie męczy - odpowiedział kiedyś na moje pytanie, czy nie chce odpocząć. 

- Ty odczuwasz zmęczenie, bo jesteś przerobioną ze śmiertelniczki diablicą. Ja diabłem jestem od zawsze. A zresztą kochanie, jesteś kobietą. 

No tym stwierdzeniem rozbroił mnie tym ostatecznie. Antyfeminista jeden. Będę dbał o ciebie, bo jesteś malutka i głupiutka, bo jesteś kobietą. 

- Jestem też Victorią przypomniałam mu. 

- Nie wątpię we wielkość naszej przedwiecznej Bogini, ale teraz jest ona tylko jedną z emanacji uosobień twojej postaci. Kiedyś, gdy była niezależna, była też dumna i niedostępna a ponieważ, zależna jest od ciebie, przejęła trochę twoich cech. Dlatego pilnując ciebie, dbam i o nią. Wiem, że jest tak samo mocna i niepokonana, ale nie wiem, jak bardzo ty potrafisz nią sterować i boję się czy to nie opóźnia to jej reakcji. 

- Azazelu, czy chcesz powiedzieć, że zepsułam Victorię. Sama mnie wybrała, więc nie obwiniaj mnie o coś, na co nie miałam wpływu. Zauważyłam też, że gdy ją wzywam, to właśnie ona przejmuje nade mną całkowitą kontrolę a ja znikam. Dopiero, gdy sama uznaje to za konieczne i możliwe, pozwala mi wrócić do siebie. 

- Tak to odczuwasz, ale wolę mieć pewność. Zresztą, chyba nie przeszkadza ci moja obecność przy tobie? 

- Nie Azazelu, kocham cię za to. 

- To kiedy wyruszamy, dopytuje się Uriel 

- Jeśli chcecie, to zaraz. 

Po raz pierwszy we czwórkę odwiedzimy Ewelinę. Będzie to dla niej, kolejnym szokiem. Nie tylko, że zobaczy ona powtórnie samą siebie, to jeszcze zapoznam ją ostatecznie z całą prawdę o miej i o Natalii. Ta prawda pozostać musi jednak naszą tajemnicą. I to akurat to nie jest skomplikowane, bo nawet, gdybyśmy ją ogłosiły całemu światu, to w najlepszym wypadku, ten świat uznałby nas, za niegroźne dla otoczenia głosicielki teorii science fiction o Niebie i Piekle. 

Jak zwykle krótka przejażdżka windą i już wychodzimy na ulicę. W kiosku kupuję starter i piszę do Eweliny SMS-a z prośbą o spotkanie. Krótko, wyjaśniam jej, czego może się spodziewać. 

Odzew jest prawie natychmiastowy. 

`W parku za godzinę`. 

Czekamy, kontemplując wszystkie ziemskie uroki tego miejsca. Irmina, która od swojej śmierci, jest tutaj na ziemi po raz pierwszy ma oczy pełne łez. 

Ewelina podchodzi do nas. Naszych mężczyzn testuje krótko wzrokiem, a natomiast na mnie i Irminę patrzy z niedowierzaniem. 

- Ty też nie żyjesz? 

- Tak popełniłam samobójstwo, dlatego już więcej się do was dziewczyny nie odezwałam. jestem pochowana w Bawarii. Nigdy chyba nie odważę się pojechać na swój grób. Ale ty świetnie wyglądasz - zmienia temat. 

- Ciągle mam tyle samo lat i ciągle jestem nią, mówi patrząc na mnie. 

- A ci dwaj, to kto? - pyta zerkając raz jeszcze na naszych panów. 

- Archanioł Uriel, chłopak Irminy i diabeł Azazel, mój chłopak. 

Ewelina uśmiecha się do nich niepewnie. 

- A wy jesteście.. 

- Diablicami, jeśli o to pytasz. 

Z tego mojego wyjaśnienia zrozumiała o tyle, że tak naprawdę nie zrozumie niczego ale posłuchać może. 

- A chciałaś mnie widzieć, by mnie zaprosić na swój, czy nawet wasz podwójny ślub. 

- Nie, u nas ślubów nie ma. Mam ważniejszą sprawę. 

- To jeszcze nie koniec niespodzianek, - spojrzała na mnie, prawie jak dziecko, które otworzyło już sto niechcianych prezentów spod choinki i widzi jeszcze stos podobnych, też mu do niczego niepotrzebnych. 

- Musimy porozmawiać o Natalii. 

- Co i ją chcecie mi zabrać? 

- Nie nie obawiaj się. Natalia zostanie z tobą na zawsze. I to chciałam ci właśnie powiedzieć. 

- Gdy ją poczęliście, Marcin miał duszę, ty już nie, bo byłam ja. Z połówki duszy cała nie powstanie, dlatego twoja córeczka, tak, jak i ty, duszy także nie ma. Więc, gdy dorośnie do twojego wieku, także już więcej nie będzie się starzeć. Czeka was wieczne życie będące wielką radością i wielkim utrapieniem, bo obie jesteście dla śmierci niewidoczne, nie ma ona czego wam zabrać. 

- Wiem, że to trudne, ale kiedyś będziesz musiała o tym Natalce powiedzieć. - zakończyłam a Ewelina patrzyła na mnie przerażona. 

- To już wszystko? 

- Prawie. Marcin nadal czeka na ciebie. 

- Pozdrów go ode mnie czy tak, jak się tam u was mówi. 

- Nic, po prostu, powiem, że za nim tęsknisz i to wszystko. 

- Uściśniesz mnie - spytałam Ewelinkę. 

- Ależ tak, po tym wszystkim, jakże bym mogła nie chcieć uścisnąć samej siebie. I tak jest to najnormalniejsze spośród wszystkiego tego, czego się dzisiaj dowiedziałam. 

- A tak na koniec, dlaczego właśnie teraz chciałaś mnie widzieć, przecież i ty i ja mamy przed sobą wieczność. 

- Oby. - westchnęłam, by mnie nie słyszała a głośno powiedziałam jej 

- Nie chciałam, abyś na te wszystkie ważne rzeczy musiała czekać właśnie całą wieczność. 

- Doceniam to, ale chętnie bym poczekała.

Już w domu Irmina pyta mnie. 

- Czy ty ją lubisz? 

- A jak można siebie nie lubić. 

- Ja mogę. Tamta Irmina była słaba. Nie potrafiła o siebie walczyć i dlatego i siebie i mnie zabiła. Jak mam ją za to lubić. 

| Po odejściu czwórki jej dziwnych gości, Ewelina długo jeszcze nie wracała do domu. Mimo, iż żartowała przy nich, że niczego nie rozumie, była świadoma swojej dziwnej sytuacji. Żyła a już była martwa. Bo kim jest ktoś, kto się nie starzeje. Jest trupem. Za kilka lat i jej ukochana córeczka takim trupem zostanie także. 

- Przekleństwo tamtej Eweliny działa teraz na nas obie. - Pomyślała ze smutkiem - Natalia, nikomu niczego nie zawiniła a będzie musiała zgodzić się na taką wegetację. 

- Dam radę – tłumaczy sobie przez chwilę i już po sekundzie w to wątpi. 

- Będę jeszcze szczęśliwa. - Pociesza siebie przez łzy i nie wierzy swoim słowom. 

- Może chociaż Natalka to zrozumie i powie, że fajnie mieć taką nadzwyczajną mamę a może i mnie to ucieszy, że mam tak niezwykłą córkę. 

Ewelina wie, że jeśli jeszcze dłużej będzie się nad tym wszystkim zastanawiać, to zwariuje. A tak stać się nie może, ma przecież jeszcze małą córeczkę. A ona właśnie już na nią czeka. 

Prawie biegiem opuszcza park i nie zważając na nic, przechodzi na drugą stronę jezdni. Nagle słyszy głuchy odgłos a po chwili już wie, że to jej ciało uderza w maskę nadjeżdżającego samochodu, by po chwili wyrzucone w górę, przelecieć nieomal nad jego dachem i opaść daleko za nim. 

- Nic pani nie jest? - Roztrzęsiony kierowca patrzy, jak ona podnosi się się z jezdni i bez słowa oddala. 

- Kiedyś, po takim czymś już bym nie żyła. - Myśli przyglądając się podartemu materiałowi swojej do tak niedawna nowej jeszcze sukienki. 

Już w domu, aby nie wystraszyć sobą córki, krzyczy od progu: 

- Idę do łazienki, zaraz kochanie będę przy tobie.

Dokonaliśmy kilku zmian w otoczeniu naszego domu, dzięki którym zaraz przy wyjściu z tarasu mamy teraz ogromny basen, wokół którego rosną palmy. Jest to wspaniałe udogodnienie, bo aby nieco się ochłodzić, nie musimy już opuszczać naszej rezydencji. A do tego zmusić nas może tylko nadzwyczajna konieczność a takiej jak na razie nie widzimy. Dlatego po raz kolejny ogarnia nas słodkie lenistwo. 

Wprawdzie, czeka nas atak Michała i prawdopodobna śmierć, ale to nie znaczy, że musimy tego wszystkiego oczekiwać ze smutnymi minami. Gdy pływamy na materacach, łatwiej jest nam się z tym się pogodzić, niż, gdybyśmy trzęśli się teraz ze strachu o nasze życie, schowani, gdzieś w zakamarkach domu. Tu, czy tam i tak nigdzie nie jesteśmy bezpieczni, spokojnie więc możemy oczekiwać na przybycie Wielkiego Kręgu tutaj u siebie, niż, w jakimś innym, bardziej dogodnym dla Michała miejscu. 

Teraz dla nas najważniejsze są spokój, cisza i to, że jesteśmy razem. 

- Pomyziaj mnie po pleckach. 

- Mogę to robić całą wieczność. 

- I myślisz, że mnie tym nie znudzisz? 

- Przekonaj się. 

- Tak długo nie wytrzymam. 

- To co, już mam skończyć? 

- Nie 

- Może jednak skończę. 

- Nie 

- Tak ci dobrze. 

- Tak, miałeś rację. Rób to całą wieczność.

Irmina pyta mnie nagle. 

- Czy my istniejemy? 

- Tak. 

- Ale tam na ziemi nas już nie ma. 

- A Victoria? 

- Przecież ją widziałaś. 

- Ale o Niej nikt nie słyszał. Czyli też nie istnieje. 

- A Uriel i Azazel? 

- O nich możesz przeczytać w różnych książkach. 

- Ale, ich także nikt nie widział. 

- A Piekło i Niebo? 

- Żartujesz. Istnieją, bo o nich czytałaś. 

- Były jakieś inne, tych naszych jeszcze nikt nie opisał, dlatego myślę, że ich nie ma. 

- A Bóg? 

- Znowu powiesz, że jest, a my Go nawet tutaj nie widziałyśmy. 

- Czyli, że nie ma niczego. 

- I nas nie ma. 

- Masz rację. 

- To chociaż nie zginiemy, bo nie można zabić kogoś, kto nie istnieje. 

- A dlaczego o to wszystko pytałaś? 

- Bo czasem warto jest dowiedzieć się czegoś mądrego.

- Już jestem. - Ewelina przysiada się do stolika w salonie. Jej córeczka namiętnie ogląda coś w telewizorze. 

- Nie za duża jesteś na takie bajeczki? 

- One są śliczne. 

- A zobaczymy co masz zadane? 

- Tak zobacz sama a ja jeszcze trochę pooglądam. 

Zaglądam do jej plecaka, nawet otwieram podręczniki i zeszyty, ale bardziej myślę, że chociaż jest taka krucha, ale potrafiła przetrwać i stratę ojca i moje załamanie i po tym wszystkim nadal jest taka pogodna i ciągle się uśmiecha. Postaram się od teraz, aby to jej dzieciństwo już więcej nie było smutne. Natalka nawet nie może się spodziewać, kim kiedyś będzie. Teraz, to może nawet nie zauważyła, że gdy oparzyła się wrzącą wodą, jej ból przeszedł prawie natychmiast a ślad po oparzeniu zniknął po kilku minutach. Jej siniaki i zadrapania giną tak szybko, że nawet ona sama ich nie dostrzega. To wszystko teraz wygląda zabawnie, ale przecież za parę lat i ona zrozumie, że ludzie tak nie mają i jeśli im coś jest, to chorują, jeśli zarżną się ostrym narzędziem, to krwawią. Tylko ona nie. I spyta mnie wtedy: 

- Dlaczego? 

I będę jej musiała odpowiedzieć, że jest inna, naznaczona, nieśmiertelna, że po prostu nie żyje. I, że musi zdecydować, czy chce mieć dzieci, bo i one będą też dziwadłami. Nie będą miały dusz i nie umrą. 

Gdyby jednak się pojawili, to Natalia powinna wiedzieć, że one, tym swoim istnieniem zakłócą ludzki i boski porządek i na zawsze zmienią oblicze ziemi, która i tak przez to Rajem się nie stanie. Powołani do życia, ukradną śmierci możliwość odesłania ich tam, gdzie znaleźć się powinni, a że już swoją nagrodę wieczności bezprawnie posiedli, ziemi już nie opuszczą i dopiero wraz z nią jednocześnie zginą. Nie Bóg ich powołał, więc nigdy do Niego już trafić nie mogą. Przepadną bezpowrotnie i w nicość się obrócą a zamiast nagrody, ukarani będą. Choć zgrzeszyli bezwiednie, ten grzech ich zabije. 

Michał, który powoli zaczął już odchodzić od zmysłów, bo nie miał kompletnie żadnego pomysłu na zorganizowanie miejsca do ataku, nerwowym krokiem odmierzał kilometry, chodząc po swoim gabinecie i analizując kolejne pomysły, które przychodziły mu do głowy. Wplątanie całej czwórki w jakąś aferę było zbyt czasochłonne i groziło możliwością lepszego przygotowania się ich na atak. Wmówienie obu Królestwom, że stanowią oni realne zagrożenie, mogło ośmieszyć jego samego, bo oznaczało, że wystraszył się czwórką niegroźnych istot, które już prawie wszyscy znają. Mimo swojego nadzwyczajnego sprytu i wielogodzinnych rozmyślań, tym razem żadnego rozwiązania nie znalazł. Musiał tylko czekać na okazję. 

Nie czekał długo. Jego zwierzyna łowna wyfrunęła właśnie na kolejną wycieczkę krajoznawczą. Wystarczyło teraz wysłać Krąg, by za nimi podążał i czekać, aż gdzieś wylądują. 

Na szczęście Michał otrzymał na tę akcję pozwolenie od Lucyfera, któremu jednak zazdrość o skrzydła Azazela i o obie diablice, tak namieszała w głowie, że nie zastanawiając się nad konsekwencjami swojego czynu, potraktował całą tę akcję jako niegroźną i niezłą zabawę. Michałowi właśnie o to tak naprawdę chodziło, bo przecież nie chciał mu zdradzać jakichkolwiek szczegółów, by nie narazić się na odmowę jego pozwolenia na akcję. Bez współpracy z Piekłem, niczego by zrobić nie mógł. Na obcym przecież i trochę wrogim terenie, bez diabelskich zwiadowców jego grupa mogła się pogubić i zawalić swoją misję a tak istniała realna szansa na pełen sukces. 

Piekło nie ma początku, ani nie ma końca. Aby rozprostować nasze skrzydła, bardzo często wybieramy się by odwiedzić jakiś jego zakątek. Gdybyśmy nawet całą wieczność nie robili nic innego, tylko urządzali sobie takie wycieczki krajoznawcze, to i tak tych zakątków by zabrakło. Niezapomniane krajobrazy, historyczne dzielnice, pełne ludzi i nowoczesne osiedla pełne spokoju. Tereny gęsto zaludnione, mieszają się z nieskażoną ludzkimi śladami przyrodą. Każdy może znaleźć dla siebie swój kawałek podłogi i każdy może zamieszkać, gdzie tylko zechce. 

Brakuje ci gwaru, czy preferujesz ciszę pustelni, wszystko to znajdziesz, wystarczy, że chwilę poszukasz. Pewnie już za życia, zastanawiałeś się, co ja właściwie przez tę wieczność będę tam robił? 

Teraz już znasz odpowiedź. To samo, co na ziemi, tylko dłużej i intensywniej, bo nic poganiać ciebie już nie będzie. Nie musisz znikąd wracać, bo masz jakieś obowiązki. Tutaj, ty sam zdecydujesz, kiedy, gdzie i na jak długo zechcesz zagubić się w swoich marzeniach. Z pozoru, wszystko jest tak podobne do tego na ziemi, ale wszystko jest tutaj inne. Jedzenie, ta ziemska konieczność dostarczania energii życiowej, przez pokolenia doskonalone, jest teraz niekonieczne, ale tak samo kuszące smakami, zapachami i kształtami. Wyrafinowanie i kunszt tworzenia przysmaków zapamiętane z okresu życia i tutaj stanowi jedną z większych przyjemności. Lecz o ile tam, albo koszty, albo obawa nadwagi decydowały o ograniczeniach, o tyle tutaj, żadne z tych ograniczeń nie obowiązują i możesz obżerać się do woli. Przynajmniej tutaj, na terenie Piekła. W Niebie wygląda to trochę inaczej. Tam, w dobrym tonie są ograniczenia. rozsądek, umiar i lekka asceza. Niebo jest dobre dla ludzi spokojnych, którym zawsze obce były szaleństwa. Przecież i tak w końcu wszystko zdążysz obejrzeć, wszystkim się nacieszysz i najeść też zdążysz się do syta. Masz na to wieczność. W Niebie tej wieczności nie warto przyspieszać. Niech trwa. wiecznie. 

Tym razem krążyliśmy nad wielkimi niezamieszkałymi równinami porośniętymi tylko drobnymi drzewami i krzewami oraz trawą, gdzieniegdzie poprzeplataną tylko jasnymi skałami narzutowymi. Było tam pełno dzikich zwierząt i pewnie i te tereny czekały na swoich zdobywców. Ich dziewiczy wygląd przypominał tereny ziemskie sprzed powstania człowieka. Podziwialiśmy to wszystko i niespiesznym lotem okrążaliśmy wiele interesujących fragmentów tego terenu. 

Gdy tak lecieliśmy, patrząc z góry, na to urokliwe miejsce, usłyszeliśmy nagle jak świetlisty promień przeszył powietrze trafiając Irminę. Zatrzepotała skrzydłami i zaczęła tracić wysokość . Po chwili spadła na trawę. Polecieliśmy za nią. Leżała na wielkiej łące, żyła a gdy zbliżyliśmy się do niej powiedziała nawet, że nic jej nie jest i zaczęła się podnosić. Właśnie staliśmy obok niej i wtedy do nas z dwunastu stron zaczęli podchodzić mężczyźni ubrani na czarno i biało. To zacieśniał się wokół nas, wysłany przez Michała, Wielki Krąg. Po chwili byliśmy już w pułapce. W oczach naszych oprawców nie było widać niczego, ani zadowolenia, że nas osaczyli, ani też żalu, że będą nas musieli zabić. Ich beznamiętne spojrzenia i takie same, pozbawione mimiki twarze, nie odzwierciedlały jakichkolwiek uczuć , nawet wtedy, gdy ich ręce zaczęły wyciągać się w naszym kierunku ani jeden z nich nawet się nie skrzywił. Nieomal sparaliżowani, patrzeliśmy, jak za chwilę, w naszym kierunku wystrzelą promienie. 

- To już po nas. - Krzyknęłam przestraszona. 

- Jak mam nas uratować? - Zaniepokoiła się Victoria, która właśnie sama siebie powołała do życia. 

- Wypowiedz inskrypcję. - Krzyknął niespodziewanie Azazel. 

- Byłam. Jestem Będę.- Usłyszeliśmy i wtedy wszystko w jednej chwili zatrzymało się i zamarło. Krąg znieruchomiał, promienie, które już prawie do nas docierały, utworzyły teraz zamrożony świetlisty okrąg. 

- To potrwa tylko chwilę, uciekamy. - Krzyknęła tym razem Victoria i już byliśmy na zewnątrz potrzasku. 

Wielki huk i wielka światłość, które nastąpiły nagle jedno po drugim, spowodowały, że nim wszystko do końca zbladło i ucichło, zobaczyliśmy, jak wszyscy uczestnicy kręgu stają się zupełnie przeźroczyści i po chwili znikają. To promienie, które były przeznaczone dla nas, zabiły ich twórców. Wielki Krąg przestał istnieć. Cała dwunastka naszych katów, zabiła samych siebie. Od nas nie pochodził ani jeden promień. 

Za śmierć, którą sobie zadali i za upadek Kręgu odpowiedzialny był Michał, który chciał naśladować Gabriela i też zostać archaniołem zagłady. I rzeczywiście nim został. Zabił członków kręgu i zabił swoją szansę na utrzymanie władzy i na dalsze zasiadanie na niebiańskim tronie sprawiedliwości.

Jeszcze byliśmy przerażeni. Jeszcze rozglądaliśmy się po sobie sprawdzając, czy wszyscy żyjemy. Jeszcze słyszeliśmy swoje głośne i szybkie oddechy a już musieliśmy zacząć działać. 

- Teraz odwiedzimy Michała. 

Victoria, której oczy przybrały kolor rubinu, nieomal strzelała z nich iskrami wściekłości. Cała trójka pozostałych uczestników wydarzeń, nawet przez moment nie odważyła się kwestionować Jej decyzji. W milczeniu patrzyli jak dotykając ręką powierzchni najwyższej skały otwiera swoim kluczem przejście. 

- Idziemy! - Powiedziała a pozostali podążyli za nią.

Niebo, jakby dla uspokojenia wzburzenia, przywitało ich swoim powolnym rytmem. Nie mieli jednak czasu by wczuć się w atmosferę tego miejsca i nim nacieszyć. W kilka chwil byli już w gabinecie archanioła. Stał, odwrócony tyłem do nich i przez chwilę nawet nie zauważył ich wtargnięcia. Po chwili jednak odwrócił się. 

- Victorio, musiałem to zrobić. 

- Musiałem próbować to zrobić, - poprawił się patrząc na całą czwórkę. 

- Miałaś zginąć, bo niepotrzebnie po tylu wiekach zjawiłaś się tutaj. Dlaczego nadal chcesz zrządzić? Niebo Ciebie nie potrzebuje. Ja Ciebie nie chcę. Wprowadzisz tylko zamęt. A ja , tak się starałem, by tutaj zapanował spokój. 

Michał był bardzo mocno przestraszony, dlatego potok słów, które nieomal bezwiednie wydobywały się z jego ust był dość nieskładny. Chciał jednak w tej swojej przemowie przekazać Victorii swój ból, że musi odejść, wściekłość, że Ona przeżyła i niechęć do losu, że tak zadecydował. 

- Chciałeś zabić nas a zabiłeś dwunastu członków Bractwa Wielkiego Kręgu. 

- Czy jesteś z siebie dumny z tej swojej głupoty? - spytała Victoria, ciągle miotając w jego kierunku rubinowymi promieniami ze swoich oczu. Była już jednak wyraźnie zadowolona, że zobaczyła jego strach. 

- Zabij mnie Victorio - Mamrotał Michał. 

- I zrobię to. Któreś z nas musi zginąć. Dobrze wyczułeś, że Niebo jest za małe dla nas dwojga, dlatego nieomal się mnie pozbyłeś. Trudno, nie udało się. Teraz ja pozbędę się ciebie. Odesłałeś w niebyt Stwórcę i myślisz, że ujdzie ci to na sucho. Tyle wieków czekałam, na to, by kłamca i zdrajca przestał rządzić tym świętym miejscem. 

- Było inaczej. To nie ja chciałem pozbyć się Stwórcy. To Ty tego chciałaś, lecz, aby w razie przegranej nie czekała Ciebie żadna kara, postanowiłaś znaleźć wykonawcę tego czynu. I zalazłaś. Umiejętnymi podszeptami wzbudziłaś we mnie nieodpartą chęć władzy. I, gdy stałem się już w Twoich rękach bezwolną marionetką, zmusiłaś mnie, bym stworzył Wielki Krąg i chociaż przedtem nawet o tym nie myślałem, aby tak potężne narzędzie skierować przeciwko Bogu, to Twoje obłudne wsparcie sprawiło, iż rzeczywiście później, właśnie to je użyłem do tego niecnego czynu. A, że zasiałaś we mnie także potężne żądze mordu i Ciebie także postanowiłem postanowiłem się pozbyć. Byłaś przecież dla mnie konkurencją. Gdybym pozwolił Ci nadal żyć. To Ty jeszcze teraz byś była Królową a ja nadal bym pozostał nikim. Dlatego, nim odszedł w nicość nasz Stwórca, odesłałem Ciebie w to samo miejsce co Jego i to jako pierwszą, bym już będąc sam, mógł od razu przejąć dla siebie całe Niebo. 

- Dlaczego znowu chcesz rządzić Victorio? - Spytał raz jeszcze, przekonany, że po tych jego słowach doczeka się tylko natychmiastowej śmierci, lub długotrwałych tortur. 

Z całej tej przemowy straceńca, który w przypływie szczerości, opowiedział jej wszystko o tamtym czasie, Victoria zrozumiała jedno. To nie ona sama zdecydowała się odejść. To za nią zdecydował Michał, który ten czas dobrze zapamiętał. Teraz już wie także, że kiedyś razem z Michałem, tak wiele złego uczynili Stwórcy. Czy jednak Michał broniąc swojego życia i swojej władzy nie kłamał, tego Victoria nie wiedziała. Te wieki, w czasie których zamknięta była w niebycie uczyniły jednak luki w jej pamięci a przynajmniej tak teraz myśli, bo pewnie przez czary demona Abaddona jednak tan okres zapamiętała zupełnie inaczej. To zło uczynione Przedwiecznemu, ona, chociaż jeszcze nie wie jak, Jemu wynagrodzi. Sprowadzi Boga i jeśli On tego zechce przywróci świetność Jego majestatowi. 

Na razie, szczególnie po tym przemówieniu, natychmiastowe zabicie Michała, bez wyjaśnienia wszystkiego na nic się nie zda Poza tym, wstydziła się, że po tym, co o niej usłyszeli od Michała pozostali słuchacze, zacznie być dla nich synonimem zła. Spiskowała przeciwko Bogu, niecnie knowała z Michałem, by Stworzyciela pokonać i omal przez to nie naruszyła struktur wszechświata i całej organizacji zarówno ziemi, Nieba i Piekła. A wszystko to zrobiła z żądzy władzy. Ona, Victoria, stoi teraz przed wszystkimi, i czuje, że może jest bardziej winna niż archanioł Michał. 

Nieświadoma swoich złych stron, chciała zemścić się na Michale, że ją zaatakował, a tak naprawdę, on nie zrobił niczego gorszego, niż oni oboje kiedyś. 

- Mylisz się. Nie chcę rządzić. Skąd ci to przyszło do głowy. Chcę tylko powrotu Stwórcy. Chcę zdjąć z siebie to odium niedoszłej morderczyni i jeśli On wróci ukorzyć się przed nim i prosić o łaskę przebaczenia. 

- Nie kłamiesz? - zdziwił się Michał. 

- Mogę sobie pozwolić na odrobinę szczerości nim rozwalę ci łeb. - zasyczała mu do ucha. 

To zachowane Victorii, dziwny jej układ z Michałem, mroczna przeszłość Bogini, przestały się podobać wszystkim, ale Ewelina tym wszystkim była po prostu zawiedziona. Myślała przecież, że nosi w sobie kogoś wielkiego i sprawiedliwego a nosiła samo zło. I dla tego zła kiedyś musiała stracić życie. Jej marzeniem było, by natychmiast Victoria złożyła i ukryła skrzydła i by zniknęła z niej na zawsze. Właściwie to już się tak bała współwłaścicielki swojej duszy, że sama by w ten niebyt chętnie się skryła. Przedtem wszystko było takie proste. Zły Michał i oni w pięcioro, dobrzy i sprawiedliwi. A teraz nic nie jest już takie jasne. Cudowna Victoria jest demoniczną istotą, która tylko dlatego może nie wyrządza nikomu krzywdy, bo nie pozwala jej na to Ewelina, ta mała ziemianka, która, w porównaniu z nią jest postacią wprost anielską. Jeszcze przed tą wizytą u Michała, była Jej wdzięczna, że ich uratowała. Teraz wie jedno, Ona uratowała siebie a ich wszystkich tylko przy okazji. 

Przez bardzo długie chwile trwa milczenie. Michał odzyskuje utraconą pewność siebie. Jeśli nie zginął natychmiast z rąk Victorii, to może jeszcze nie wszystko stracone, myśli, zastanawiając się, co może zaoferować Jej za swoją wolność i życie. Bogini nie wie, jak ma zakończyć tę całą sprawę. Puścić zupełnie wolno Michała nie może. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest zamknąć go na długie wieki w celi. Tych pomieszczeń w kwaterze Michała jest dużo. Victoria mocno łapie go za nadgarstek i ściskając jego rękę, ciągnie za sobą. Michał wrzucony do zakratowanego pomieszczenie milczy. Victoria swoim kluczem zamyka go. Tego zamknięcia już nikt prócz niej nie otworzy. 

Pozornie sprawiedliwość została dokonana. Cała czwórka jest już na wieki bezpieczna, archanioł uwięziony i wszystko byłoby już w porządku, gdyby nie Bóg i zdruzgotana Ewelina. 

Gdy wreszcie Victoria znika, Ewelina nie chce Nieba opuścić. Wydaje jej się niestosowne, uciekać stąd. Czuje się, tutaj jakby była w uświęconym miejscu. Niezbyt już chce jej się teraz rozkoszować się urokami Piekła, tamtego domu, tamtej atmosfery i tamtych nocnych kawiarenek. Nie chce też widywać Lucyfera, który ich wydał Michałowi. Musi choć przez chwilę zastanowić się, co powinna dalej zrobić ze sobą. 

- Zostaję - mówi pozostałym, - Możecie już wracać. 

O dziwo nikt z pozostałych nie chce jej opuścić. Zwykle trochę rozgadani, teraz w milczeniu idą za Eweliną, która podąża w kierunku swojego poprzedniego domu. W dalszym ciągu, jakby na nią czekał. Jest niezamieszkany. Gdy otwiera swoim kluczem drzwi, serce jej wali mocno. Tutaj przeżyła swoje pierwsze chwile po jej porwaniu z ziemi. Leżący na trasie codziennych przelotów aniołów na poranne odprawy, może nie najpiękniejszy, ale jej pierwszy dom. Azyl, w którym wylała tyle łez, jeszcze teraz ją wzrusza. To tutaj wspominała swoje życie na ziemi i myślała o najbliższych. Tutaj, po raz pierwszy była prawie zakochana w Bartku. Tu wreszcie była jeszcze zupełnie niewinna. 

Wszyscy nieomal w zupełnym milczeniu szykowali się do snu. Azazel, lekko tylko głaskał jej dłonie, jakby bał się utracić zupełnie kontakt ze swoją jedyną miłością. Ewelina patrzyła na niego smutnym wzrokiem. Wstydziła się za Victorię. Wstydziła się za siebie i za nich, którzy ją w to wszystko wplątali. 

Irmina, która po raz pierwszy tutaj była, szukała wzrokiem śladów bytności dawnej Eweliny. Uriel milczał zupełnie, w myślach rozpatrując złe strony bycia aniołem. To przecież na aniołach zaciążyły najbardziej złe strony ich charakteru. To nie potępieni znienawidzili ludzi i nie oni odsunęli Boga, gdzieś w niebyt, zrobił to białoskrzydły brat Michał. 

Razem z Azazelem, w swoich myślach wstydzili się jednak, że ich Niebo i Piekło odarte zostały ostatecznie ze świętości i to przez Boginię Victorię i największego ze wszystkich archaniołów. 

- Jeśli będę miał na tyle siły, - myślał Azazel - to zmuszę tę Boginię, by naprawiła wszystko zło, które uczyniła kiedyś. Zmuszę Michała, by oddał Bogu pokłon i błagał go o wybaczenie i chociaż właśnie on zawinił najbardziej, to może Bóg nad nim się zlituje a pozostałym potępionym ich winy daruje. 

Victoria, która teraz uosabia pierwotne zło, popełniła jeszcze więcej złych uczynków niż ktokolwiek. Teraz nikt tego już nie pamięta, ale to właśnie ona była inspiratorką wszystkich wydarzeń, które doprowadziły do upadku potępionych, to ona zasiała w sercach aniołów nienawiść do ludzi. 

To ona tak stworzyła archanioła Gabriela-Niszczyciela, by ten odtąd głosił ludziom tylko wizje kataklizmu i tak mieszał im w głowach, by ci sami niszczyli siebie. W Michale, obudziła chęć władzy. Strącony Bóg, to także i jej sprawka. Te wszystkie przewiny muszą być teraz zmyte z Jej honoru. 

Lesz, jakby i tego było jej mało, Victoria też zabiła Ewelinę. I to tylko po to by znowu zaistnieć. I zrobiła to bez skrupułów. Nikt jej nie wezwał a tylko to ona sama weszła w podświadomość demona Abaddona i zażądała od niego, by ten porwał duszę Eweliny. 

A teraz to ona sama chciała, by zaatakował ją Michał i to ona miała być tą niewinną ofiarą, której wszyscy mieli współczuć. A, że stało się inaczej i tchórzliwy archanioł, broniąc się, zaatakował ją nieświadomie, zdradzając prawdę o Jej uczynkach, tego nie zdążyła przewidzieć, dlatego w jednej chwili, ta Victoria Królowa Aniołów stała się morderczynią i złem przedwiecznym. I to zło postanowiło się ujawnić w nowej postaci, porwanej z ziemi, niewinnej Eweliny.

- Nie zgadzam się na to wszystko. - Krzyczał Gabriel. - Ty o Panie stwarzając ludzi zapomniałeś zupełnie o swoich prawdziwych dzieciach. a teraz zmuszasz nas, byśmy o te powstałe z pyłu istoty dbali, byśmy je bronili przed ich środowiskiem, w którym żyją i przed nimi samymi. Dlaczego nas tak poniżasz? Dlaczego już nas nie kochasz? 

- Kocham i jesteście mi drodzy, ale ludzkość bez waszej pomocy nie utrzyma się. Są słabi, nieprzewidywalni i są przede wszystkim śmiertelni a na dodatek grzeszni. Jeszcze nim zrozumieli, co stracili opuszczając Eden, a już zaczęli się buntować przeciwko mnie i nie szanować moich przykazań, które im dałem. 

- I to być cały powód byśmy ich szanowali. A niech wyginą. Nie dość, że są panami ziemi to jeszcze mogą się stać panami Nieba. A gdzie w tym wszystkim jesteśmy my? O nie Wszechwiedzący, ja na to się nie zgadzam. nie będę ich niańką, ich opiekunem ich doradcą. 

- Uspokój się Gabrielu - wtrącił się Michał - w przeciwieństwie do ciebie, choć i mnie ci ludzie nie podobają się, to jednak wierzę w nieomylność ich Stwórcy i podporządkuję się jego woli. 

- Ja Michał obiecuję Tobie Panie stanąć na czele Twojej armii i bronić Twoich praw tutaj i na ziemi. 

- Zadziwiasz mnie Michale. A z kim chcesz wojować? Kto nam zagraża? Zdradź mi wrogów przeciw którym chcesz zbroić moje oddziały, byś mógł bez sądu ich zabijać. 

- Powierz mi Panie dowództwo a wrogów znajdę natychmiast. 

Ze spokojem, kłótni tej przysłuchiwała się się Victoria. Nie interesowało jej to, która ze stron ma rację, czy Michał, który dla nominacji gotów jest sprzedać własne uczucia, czy Gabriel, który urażony rozrywa jedność niebiańską. W tle tego sporu powoli też zaczynał tlić się bunt Lucyfera, który choć przeciwko ludziom nie był, ale denerwował go despotyzm Stwórcy. On i jemu bliscy aniołowie chcieli mieć w radzie także coś do powiedzenia. Ale problemem rady było to, że nigdy nie powstała, gdyż Bóg uznał ją za bezużyteczną i co gorsze uznał też, że nie podporządkuje się jej ustaleniom, nawet tym podjętym jednogłośnie, bo i tak znaczą one niewiele i tylko on jest nieomylny. 

Takie postawienie sprawy na ostrzu noża groziło w Niebie rozłamem. I to Victorii było najbardziej na rękę. Po cichu sprzyjała więc wszystkim takim ruchom, które mogły rozbić tę jedność. Musiała jednak czekać, aż przyjdzie odpowiednia chwila, by i ona mogła stanąć po którejś z walczących, lub tylko buntujących się stron, tak, aby sama mogła pokierować całością spraw. 

Minęło jednak wiele czasu a właściwie nic się nie działo. Rozmowy w kręgach archaniołów i aniołów a także te prowadzone z Bogiem o ludziach, nie przynosiły niczego nowego. Zaogniona kiedyś sytuacja powoli nawet zaczynała wystygać a to nie podobało się się Victorii. Chociaż była tylko jedyną żeńską istotą w tym gronie, bo pozostałe anielice już wtedy nie posiadały wszystkich praw swoich męskich odpowiedników, to postanowiła, że jest to jej atutem a nie słabością. Lucyfer za jej namową oficjalnie wyraził swoje niezadowolenie z powodu braku boskiej odpowiedzi na jego żądania, przez co rozzłoszczony Bóg postanowił wygnać i jego i wszystkich zwolenników z Nieba. Tak jak kiedyś ludzie tak teraz i potępieni archaniołowie i aniołowie musieli opuścić swój dom i znaleźć nowy. I podobnie jak ludzie znaleźli się daleko od jego wzroku. 

Dla Lucyfera pozbycie się bezpośredniego nadzoru nad swoimi poczynaniami stało się właściwie wybawieniem. Zaczął tworzyć na nowych prawach swoje Królestwo. Dużo później, sam zorientował się, że właściwie niczym nie różniło się ono od tego, które opuścić musiał. Dlatego by i u siebie nie był zmuszony doczekać się buntu, przestał zupełnie przejmować się funkcjonowaniem Piekła a zajął się uszczęśliwianiem tylko siebie, przez co zdziwaczał i stał się kompletnym odludkiem. Później, gdy Bóg dokończył swój arsenał kar dla buntowników, jedynymi, ale ogromnymi problemami jakie Lucyferowi pozostały to, brak diablic, skrzydeł i męskości i one zaważyły na tym, że postanowił nigdy już Stwórcy tego nie przebaczyć. 

To swoje pierwsze zwycięstwo Victoria przyjęła z niekłamanym zadowoleniem. Uszczknięcie części choćby boskiej władzy ułatwiało jej przecież działanie. Poparła więc Michała w dążeniach do prowadzenia przez niego wyimaginowanej wojny w Niebie. W Gabrielu wzmocniła jego nienawiść do ludzi. Miał on jednak robić to dość dyskretnie, by nie zaogniać konfliktu. Przez to udało mu się udobruchać Boga na tyle, że dostał nawet kilka zleceń do przekazania ludzkości a że były one dla tych jego `pupili` niezbyt pomyślne, to z rozkoszą przyjął tę rozłożoną w czasie misję. 

Reszta aniołów właściwie bezwolnie podporządkowała się nowym prawom, które zaczęły obowiązywać pod nową dwuwładzą sprawowaną z jednej strony przez samego Boga a z drugiej Michała. Było to rozwiązanie przejściowe. Żadna dwuwładza długo istnieć nie może. Jeśli Bóg dowie się o tych samowolnych rządach Michała, wypędzi go jak Lucyfera. Do tego dopuścić Victoria nie mogła. Jej potrzebny był na niebiańskim tronie władca słaby, a Bóg mimo wielu drobnych słabości takim nie był. Ona potrzebowała Michała. Okazja do przejęcia władzy nadarzyła się, gdy Stwórca w obawie o o eskalację buntów ukarał wszystkich unicestwiając anielice i zabraniając powstawaniu diablic. Jakby tego było mało, na wszelki wypadek, pozbawił wszystkich swoich nieśmiertelnych synów wiernych i tych zbuntowanych ich męskości. 

Ostatecznie zemstę za niesubordynację aniołów Bóg zakończył, zabijając Nefilimy powstałe ze spółkowania aniołów z ziemskimi kobietami, gdyż twory te, które nie powstały z Jego woli, mogły stać się dla niego zagrożeniem. 

- Nienawidzę Ciebie Victorio - krzyczała do siebie Ewelina. 

- Nie pokazuj mi się więcej. Ja nie jestem taka zła, jak Ty. Mam serce. a Ty co masz? Tylko nienawiść i chęć niszczenia. Ale nie pozwolę, abyś wykorzystywała mnie do twoich niecnych poczynań. Myślisz, że możesz wszystko. Mylisz się. Od tej pory to, co będziesz chciała zrobić skonsultujesz ze mną. 

Ewelina wszystkie te słowa wykrzykiwała słabo przekonana, że mogą one coś znaczyć. A to, że przestraszą Victorię, nie wierzyła zupełnie, ale jak miała się bronić przed tą Boginią, która i Boga oszukać potrafiła. 

- Dziewczyno. uspokój się. Nic nie poradzisz. Jesteś tylko pionkiem w tej strasznej grze o tron. - Próbowała coś mądrego powiedzieć Irmina. 

- I to ma mnie uspokoić - wrzasnęła Ewelina. - Chyba wiesz, że czasem i pionek potrafi zmienić przebieg partii szachów. 

- Masz rację, krzycz. Może ciebie ktoś usłyszy i pomoże nam. 

Bezsilność obu diablic wyzierała z każdego kąta. Azazel i Uriel też chyba nie wiedzieli, jak poradzić sobie w takiej sytuacji, bo chociaż przez wieki nabierali i wiedzy i umiejętności walki, to przecież takiego obrotu sprawy spodziewać się nie mogli. Victoria była dla nich do tej pory nieomal legendą, więc nie przygotowali się na rzeczywistość. Szczególnie Azazel zrozumiał, jak może wiele stracić. To od Victorii będzie zależało, czy ukochana Ewelina ciągle będzie jego. Mściwość Victorii może spowodować, że i ta miłość może się przerodzić w nienawiść do wszystkiego i do wszystkich a powstrzymać Boginię może tylko Wielki Krąg, który tak niedawno dopiero co zniszczyli, zabijając wszystkich jego uczestników. Wprawdzie ci uczestnicy zrobili to sobie sami, ale i tak to niczego nie zmienia, bo i tym razem Victoria posługując się ich czwórką znowu wygrała i nie pozwoli na zniszczenie siebie, więc szansa na odesłanie jej tam, skąd wróciła, wynosi zero. Na dodatek Krąg mogą powołać tylko Victoria i Michał, czyli ich najwięksi przeciwnicy w walce o miłość i sprawiedliwość. 

Uriel ma tylko Irminę. A ta niedoświadczona zupełnie w byciu diablicą a jeszcze mniej w byciu wojowniczką jest dla Victorii celem tak łatwym, że tylko ta jej niezaradność ją uratowała. Jeśli w przyszłości Bogini zagrozi wszystkim, że ją zabije, to ten szantaż będzie mogła wykorzystać w walce z nimi wszystkimi, bo chcąc ją uratować, zrobią dla Victorii wszystko, czego Ona zażąda. 

Podobnie i Azazel, będzie wolał zginąć, niż pozwolić Victorii na zrobienie jego ukochanej Ewelinie jakiejkolwiek krzywdy. 

Tak więc obaj panowie niewiele będą mogli pomóc swoim dziewczynom. Bo nie istniała żadna siła, która może powstrzymać Victorię przed zrobieniem czegokolwiek i tylko cud może sprawić, że nie poleje się krew ich czwórki w tej nierównej walce złej Victorii z tak samo złym Michałem.

- Jedynym sposobem na ciche pozbycie się Wiekuistego jest powołanie Wielkiego Kręgu. 

- O czym Michale mówisz? - Victoria udawała, że nie znała tego pojęcia, chociaż sama ten pomysł starała się mu podszepnąć, by wreszcie zaczął działać. 

- Ten Krąg dopiero powstanie i będzie składał się z dwunastu przedstawicieli zarówno niebiańskich jak i piekielnych. Siła rażenia ich śmiercionośnych promieni skupiona na jednym celu, potrafi zabić a kogoś takiego, jak Bóg przeniesie w niebyt. I to będzie ostateczne rozwiązanie naszego problemu. 

- A skąd wiesz, że ktoś zgodzi się być uczestnikiem tego Kręgu. 

- Jeszcze będzie kolejka chętnych. 

I rzeczywiście Michał nie mylił się. Wprawdzie wszyscy przyszli uczestnicy Kręgu nie wiedzieli, co lub kogo mają zniszczyć, ale chęć wykazania się swoją siłą zdominowała ich zamiary. Tak więc po niedługim czasie i kilku próbach generalnych ustawiania się w szyku i miotania promieni, sześciu aniołów i sześciu potępionych było gotowych do działania. wystarczyło teraz, by nieświadomy niczego Bóg pozwolił im się zbliżyć do siebie na odpowiednią odległość i wszystko potoczy się zgodnie z planem. I w przyszłości tak się potoczyło. 

Michał mimo, że nawet nie próbował domyślać się powodów nagłego zainteresowania się nim przez Victorię, to ją pierwszą postanowi odesłać w zaświaty nicości. Poinformowany o tym celu Krąg, po krótkim wyjaśnieniu przyczyny takiej konieczności unieszkodliwienia Bogini, która stanowi poważne zagrożenie dla Wiekuistego, potwierdził chęć działania. Victoria złapana w pułapkę, rozpłynęła się w powietrzu. Zrobiła to cicho i zachowywała się jak bezwolna marionetka, gdyż przez Abaddona miała wkodowaną w umysł wiadomość, że to Michał chciał bronić ją przed karą boską za spiskowanie przeciw Niemu a ona, aby tej kary uniknąć, sama zdecydowała się na opuszczenie Nieba i udanie się w nieznany niebyt, na tak długo, aż sprawa przycichnie. Tak to, na wszelki wypadek Michał postarał się o ewentualne alibi, gdyby kiedyś było mu ono potrzebne. 

Teraz, gdy sam został na placu boju w czasie audiencji u Stwórcy przekonał Go do obejrzenia nowego tworu, którym był Wielki Krąg. Bóg niezbyt chętnie, ale znudzony tymi namowami Michała zgodził się na inspekcję Kręgu. 

Uczestników tej swojej nowej machiny wojennej Michał dobrał tak, by nawet tak niezwykły cel, jakim był Bóg nie spowodował zamieszania. Szczególnie wśród potępionych chęć do ukarania despoty była wielka. A to za odebranie im skrzydeł i męskości. A i aniołowie za pozbawienie ich męskości, zabicie wszystkich anielic i za wymuszony na nich obowiązek opieki nad ludźmi, mieli do Przedwiecznego wiele zastrzeżeń. Nic więc dziwnego, że atak nastąpił szybko i już po chwili jedynym rządzącym w Niebie był Michał. 

Krąg, swoje wyrzuty sumienia o konieczności rozpoczęcia ataku ze względu na wyższą konieczność polityczną, zastąpił uspokajającymi wyjaśnieniami Michała, że tak naprawdę Bóg nie został skrzywdzony a tylko odesłany na jakiś czas miejsce odosobnienia, aby nowy władca w miejsce despotycznych rządów Stwórcy, mógł wprowadzić swoje demokratyczne rządy. 

Po tych dwóch akcjach, członkowie Kręgu, byli już święcie przekonani, że uratowali Niebo przed dwojgiem fanatycznych przedstawicieli starej gwardii, którzy, choć początkowo byli niezastąpieni, aby ten świat w ogóle powstał, to teraz swoimi działaniami mogli doprowadzić do jego upadku. Szczególnie sam Stwórca, represjami wobec aniołów, udowodnił, że jest niezwykle niebezpieczny dla otoczenia i będzie dla Niego najlepiej, gdy zyska trochę czasu na przemyślenie swoich błędów. Gdy już przyrzeknie, że wszystkie swoje decyzje zacznie omawiać z Radą, to Michał chętnie odda Stwórcy całą władzę i tron. Nim jednak to się stanie, powinien zniknąć i nich mu nicość lekką będzie.

Po swoim zwycięstwie, pierwsze, co Michałowi przyszło do głowy, to pozbycie się ostatecznego powodu konfliktu w Niebie, czyli ludzi. Bo przez nich właśnie musiało powstać Piekło a i Bóg musiał opuścić swój tron. To przez nich on sam musi teraz sprawować władzę, bo gdyby nie oni, to nawet nie przyszło by mu do głowy, aby o nią walczyć z samym Przedwiecznym. 

Postanowił zesłać na ludzkość potop aby raz a skutecznie zadziałać. To było motto tej nowej akcji Michała. Niepotrzebnie jednak posłuchał Gabriela, by upozorować tę akcję, jako karę za grzechy i dać ludzkości szansę na odrodzenie. I to był błąd i dlatego tylko prawie się udało. Prawie, bo Noe nie potrafił udusić, czy też utopić swoich wnuków. I z tej szansy ludzkość od razu skorzystała. I wszystko zaczęło się od początku i cały plan Michałowi się nie udał. A później było jeszcze gorzej, bo ani kataklizmy, ani pandemie zsyłane prze Michała na ziemię nie zadziałały, Hamowały tylko przyrost naturalny tej rasy, lecz dana jej przez Boga zdolność do przetrwania, była silniejsza. I teraz są ich miliardy a Michał czuje się bezsilny i jedyne na co może jeszcze liczyć, to że sami się wybiją lub wymrą z jakiegoś powodu, czego on im życzy z całego serca. 

Wprawdzie wszyscy oni zapukają wtedy do jego niebiańskich bram, ale tutaj, po tej stronie życia, nie są już tak denerwujący i jakoś ich zniesie.


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media