Go to commentsPostać na Leśnej Ścieżce
Text 194 of 255 from volume: Różne teksty
Author
Genreadventure
Formprose
Date added2021-08-05
Linguistic correctness
Text quality
Views964

Ośnieżone świerkowe drzewa, po obu stronach leśnej ścieżki, otulone całunem poświaty księżyca, niczym wyciosane ze śniegu roślinne posągi, tworzą swoisty, baśniowy szpaler. Minęło już wiele dni od tamtego wydarzenia, ale im więcej czasu upływa, tym jest mu trudnej. Kocha nadal ludzi, lecz jednocześnie denerwuje go ich obecność. Jakby nie cały film oglądał… jakby niektórych istotnych scen brakowało.


Nie ma w nim fizycznego chłodu. W ogóle mało co odczuwa i pamięta. Wie tylko, że po coś tu przyszedł. W tym szczególnym dniu, jakiś wewnętrzny głos podpowiada, że doświadczy czegoś, czego nie zrozumie. Tym bardziej, że to tylko zwykły kawałek lasu. Nawet zwierząt nie widać. Podobno dzisiaj mówią ludzkim głosem. Może by coś powiedziały. Wyjaśniły istotę wiecznie rozszarpywanego sensu, by wreszcie ujrzeć wnętrzności i zrozumieć.


Nie czuje się przygnębiony tą całą sytuacją. Widocznie zimno na tyle, by chociaż trochę ją zmrozić i za bardzo nie ranić. Ciężkie zmieszane gwiazdki, lśnią na igliwiu srebrną poświatą. Tulą gałęzie prześwitującym, zamglonym tunelem.


Nagle świerki, zaczynają się lekko kołysać. Najpierw prawie niezauważalnie, by po chwili o wiele intensywnej. Czuje na policzkach… ciepły, ożywczy podmuch, oderwany swoją niepasującą innością, od leśnego świata w którym przebywa. Jakby coś nieokreślonego, zaistniało między drzewami. Z gałązki widocznej na tle księżyca, spada trochę topniejącego śniegu.


Na końcu drogi dostrzega nieruchomą postać.


Z takiej odległości nie może widzieć dokładnie, by rozpoznać twarz. Lęku nie ma w nim wcale. Dziwi go tylko, że pojawiła się nagle, nie wiadomo skąd. Biegnące myśli w umyśle, natrafiają na różne przeszkody, uwikłane w pajęczynę pytań. Postanawia iść w jej kierunku. Podejść bliżej, by rozpoznać. Gdzieś w podświadomości kiełkuje przypuszczenie, kto to może być. Nie wie jednak, jak ma na imię. Zapomniał. Nawet wyglądu za bardzo nie pamięta. Księżyc nadal jasno świeci, a śnieg trzeszczy pod stopami. Zostawia ślady, a one zostawiają jego.


Wtem zdaje sobie sprawę, że im bliżej celu, to widzi postać mniej dokładnie. Nie zraża się tym. Chce być bardzo blisko. Żeby dotknąć, spojrzeć, wiedzieć na pewno. Niestety, obraz coraz bardziej niewyraźny. Robi się przezroczysty. Rozcieńczany niewidzialnym pędzlem na białym płótnie, zanika zupełnie. Nie chce uwierzyć w tę prawdę. Gdy zaczynał wędrówkę, dostrzegł w oddali leżącą gałąź. Teraz, gdy przekroczył granicę, nikogo już nie ma.


Próba nawiązania rozmowy, nie przyniosła żadnego rezultatu. A miałby przecież tyle pytań i tyle chciałby powiedzieć. Za tak wiele przeprosić.


Postanawia iść do tyłu. Wszystko się powtarza. Im jest dalej od tego miejsca, tym postać jest bardziej widoczna. Gdy wreszcie wraca do punktu wyjścia, widzi ją o wiele wyraźniej, niż za pierwszym razem, ale nie na tyle, żeby mieć pewność.


Na drugi dzień przychodzi w to samo miejsce, o tym samym czasie. Wszystko się powtarza dokładnie tak samo. Im jest bliżej, tym bardziej przez postać prześwituje las. Mimo wszystko nie chce się poddać. Wierzy, że w końcu poczeka na niego. Chociaż trochę z nim pobędzie. Nawet gdyby mieli wspólnie intensywnie milczeć.


Aż pewnego razu, odczuwa w tym miejscu tak silnie czyjąś obecność, że nawet poświata księżyca wydaje się piękniejsza, a mróz mniej doskwiera. Powraca wiele wspomnień, lecz przez ledwo uchylone drzwi. Nie do końca rozpoznane ptaki wędrowne, do zakątków umysłu. Dobre i to. Ma wrażenie, że słyszy ulubioną melodię. Nieśmiało wracają skojarzenia, tylko nie bardzo wie, z czym. Dźwięki dobiegają zewsząd. Mieszają się z padającym śniegiem. Małe śnieżynki w kształcie nut, lecą na ziemię, zostawiając ślady na pięciolinii wyrzeźbionej z lodu, w nie do końca zrozumiałych miejscach muzyki.


Dostrzega ślady stóp. Inne od swoich. A może tylko, tak naprawdę, bardzo chce... zobaczyć, usłyszeć, uwierzyć?


Kiedy następnego razu wraca w to miejsce, nie widzi żadnej postaci. Już nigdy się nie pojawia. Nawet niewidoczną obecnością. Zostaje tylko zwykła ścieżka. Cieszy się, że było mu dane odczuć tak mało, a jednocześnie tak wiele, mimo tego, że wcale na to nie zasługiwał.


*

Okaleczoną gałąź ugina ciężar zmrożonego śniegu, lecz nie łamie do końca.

  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
To opowieść o tęsknocie, którą wielu ludzi nosi w sobie…
avatar
Conocne zimą samotne po ośnieżonym świerkowym lesie wędrówki przy księżycu bladym - to idealna sceneria dla spotkań z własną nierozliczoną przeszłością


byleby tylko s i e b i e jakoś /grubo po czasie/ rozgrzeszyć.


A co z tymi, których kiedyś skrzywdziłeś i nawet-eś im nie powiedział jak drut prostego ludzkiego "przepraszam"??

W świecie chrześcijańskim tylko m o j a dusza wierzy, myśli, czuje. Co czują, w co wierzą i co myślą wszyscy pozostali, nikt sobie tym głowy nie zawraca.

W tej tak uduchowionej metafizycznej prozie upostaciowaniem inności=nieważności=gorszości wszystkich /których spotkałem/ innych "nie ja" jest nierozpoznany przez lata KTOŚ w księżycowej poświacie

zawsze p r z e d tobą.

Nie da się żyć bezkarnie. Chrześcijańskie na całym świecie więzienia i wariatkowa pełne są także socjopatów, którzy w swoim zapuszkowaniu w "tylko ja" płacą również własną głową.

CIOS

ZA CIOS

COŚ

ZA COŚ
avatar
Okaleczoną gałąź świerku ugina śnieg, ale nie do końca

(końcówka)

właśnie dlatego, że jako istota świadoma nawet w ciężkim zapoju DOBRZE WIESZ, KOMU CO JESTEŚ WINIEN
avatar
Zad. dom. /dla Czytelników/

Czym jest alegoria w Sztuce

i

jaką rolę w niej pełni?
© 2010-2016 by Creative Media