Go to commentsRozdział 15. Rogi i kopyta /2
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2021-12-01
Linguistic correctness
Text quality
Views595

Do tego ongiś tak eleganckiego magazynu zakupowicze i składający większe zamówienia interesanci zawsze odtąd wchodzili z bojaźnią. Zegarmistrz, mistrz Optikus-Ropień, w otoczeniu kółek zębatych, binokli, pince-nez i sprężynek siedział pod stojącymi zegarami; w jego pracowni co i rusz swoimi ostrymi alarmami naruszały spokój jak nie kukułki, to dzwonki i budziki. W głębi pomieszczenia tłoczyli się jacyś uczniowie i gimnazjaliści, wciąż dopytujący się o dostawę tak teraz deficytowych zeszytów i brulionów. Carl Paviainen przycinał nożycami swoje wykrochmalone kołnierzyki, skracając klienteli czas oczekiwania w kolejce. I nie nadążał ze swymi łaskawymi pytaniami *Kochana pani czego sobie życzy?* grzeczny B. Kulturtriger, gdy już hydraulik Fanaciuk z potężnym hałasem walił młotkiem w zardzewiałą rurę, i sadze jego spawarki czarnym welonem rozpylały się w powietrzu nad artykułami wyszukanej galanterii i śnieżnobiałą pościelą.


Koniec końców dziwaczny ten prywaciarski kombinat szybko się rozleciał, i Carl Paviainen, wynająwszy fiakra, wraz ze swoimi kołnierzykami prosto z Leningradu rozpłynął się we mgle. W ślad za nim przepadli w niebyt ojciec-założyciel B. Kulturtriger i właściciel sklepu papierniczego, za którymi uganiali się konni inspektorzy radzieckiego fiskusa. Fanaciuk popadł w alkoholizm, a Optikus-Ropień przeniósł się do spółdzielni zegarmistrzowskiej *Kolektyw*. Opadły ze stukiem żelazne żaluzje, zniknęła też zabrudzona wywieszka.


Jednakowoż już wkrótce żaluzje te ponownie podciągnięto, i nad byłą spółką prywaciarzy pojawiła się nowa niewielka porządna tabliczka:



....................................................


*****ROGI  I  KOPYTA*****

CZARNOMORSKA  FILIA

ARBATOWSKIEGO KANTORU

....................................................


Jakiś wiecznie zbijający bąki mieszkaniec Czarnomorska, z nudów zajrzawszy do tego miejsca, mógłby zauważyć, że dawne lady i półki zniknęły, podłogę porządnie wyszorowano, rozstawiono też oddzielone przepierzeniami biurka dla pracowników kantoru, na ścianach zaś rozwieszono zwykłe w podobnych urzędach plakaty dotyczące godzin przyjęć i szkodliwości podawania sobie nieumytych rąk. Nowy przybytek już przedzielała barierka, za którą mieli oczekiwać klienci, których, niestety, wciąż jeszcze nie było. Na małym stoliczku żółty samowar puszczał parę i cienkim świstem użalał się nad swoim marnym losem, a przy nim siedział kurier ze złotym zębem. Przecierając filiżanki do herbatki, rozdzierająco wyśpiewywał;


Co za czasy dziś nastały,

Co za dziw-godziny!

Nasze ludzie już przestały

W Boga wierzyć!

W Boga wierzyć? Nie, za Chiny!


Za barierką spacerował rudy zuch. Od czasu do czasu podchodził do maszyny do pisania, uderzał grubym sztywnym paluchem w jakąś literę i wybuchał śmiechem. W głębi kantoru pod tabliczką *naczelnik oddziału* cały w świetle przenośnej lampy siedział Wielki Kombinator.


Hotel *Karlsbad* to była już przeszłość. Wszyscy antylopowcy, wyjąwszy Koźlewicza, zamieszkali w *małpim gaju* u Wasysualiusza Rynsztokowskiego, co wywołało kolejny wśród współlokatorów skandal. Nawet próbował protestować, wskazując swoim sąsiadom, że przecież wynajmował wolny po żonie pokój nie trzem, a tylko jednemu - samotnemu inteligentnemu kawalerowi. *Mon Dieu*), kochany! - beztrosko odpowiadał na to Ostap. - Niechżeż się pan tak nie przejmuje. Przecież inteligentny w tej trójce jestem tylko ja, więc warunek ten jest przez pana dotrzymany.* Na dalsze  jego narzekania Bender refleksyjnie dodawał: *Mein Gott*), drogi Wasysualiuszu! Może to właśnie na tym polega istota wielkiej siermiężnej prawdy!* I Rynsztokowski natychmiast uspokajał się, wcześniej wyprosiwszy od Ostapa 20 rubli. Panikowskij i Bałaganow szybko zżyli się z mieszkańcami *małpiego gaju*, i ich pewne siebie głosy harmonijnie współgrały z całą resztą tego chóru. Nawet już zdążono oskarżyć starego dziadka o to, że po nocach podkrada z cudzych prymusów naftę, więc Mitrycz nie omieszkał powiedzieć jakąś uszczypliwość na ten temat pod adresem Bendera, na co Wielki Kombinator, milcząc, pchnął go w pierś.


1931



...................................................................................


*) Mon Dieu! - i nieco dalej Mein Gott! - /z franc. i z niem. na nasze/ *Mój Boże!*;





  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Niby to odległa przeszłość, a losy poszczególnych zakładów i warsztatów podobne do dzisiejszych.
avatar
I tak to się te wszystkie swoje lody kręci, NEP to czy "lepsza zmiana" albo insz6 jeszcze "nowy ład"!
© 2010-2016 by Creative Media