Go to commentsCafe UFO 37
Text 137 of 255 from volume: Arcydzieło
Author
Genrefantasy / SF
Formprose
Date added2022-03-15
Linguistic correctness
Text quality
Views513

Nie będę tu plótł opowieści z drzewa sandałowego. Na przykład, że się w ogóle nie bałem. W parku mógł się czaić snajper, krety mogły cię wciągnąć pod ziemię, a nawet wiewiórka szczerzyła zęby, jakby brała udział w reklamie. Taki to jest już strach. Mówią, że ma wielkie oczy. Ja bym powiedział, że ma wielkie płuca. Przemykałem od pnia do pnia. Wreszcie się trochę rozrzedziło. Teren jest czysty, a dalej szosa. Odlepiłem pajęczyny. Idę spokojnie, jakbym wracał z grzybów. Jest szosa. Ale pusta. Nie licząc transportera, który nieco obrócił wieżę. Ktoś na mnie luka. Może im szkoda nabojów na pielgrzyma w habicie. Mruknął i zadął, wyrzucił kłąb spalin. Odjechał se spokojnie. Może już wchodzą do klasztoru.

Stałem tak, jak to słońce. I było mi coraz cieplej. Pasikoniki skakały po polu. Gdzieś nisko pochylał się mak.

Wtedy nadjechała kolumna. Cztery limuzyny sunęły i z daleka było widać, że wiozą kogoś znaczącego. Koguty się błyskały, oznaczona. Obróciłem się do niej i podniosłem kciuk. Zatrzymała się.

- Cóżeś to pielgrzymie taki zadowolony, że se podnosisz kciuka? - Zapytał kierowca po polsku.

- Podnoszę se, bo chciałbym stąd odjechać. Zabierzcie mnie dobrzy ludzie. wiele miejsca nie zajmę - Zagaiłem.

- Wsiadaj że. Tam z tyłu jest wolne miejsce - Kierowca zadął w trąby, otwarłem gablotę i powoli wsiadając uzmysłowiłem sobie, że jej pasażerem jest podsekretarz Sasina.

- A nie boicie się? Ostrzał może być - Odezwałem się do Sasina sadowiąc się wygodnie.

- E tam, my już po rozmowach. Długo już nie potrwa ta ofensywa - Sasina sięgnął po butelkę i dwie szklanki.

- O kurde, ale wpadłem - Pomyślałem.

- Bo widzisz pan, to jest koniak, sześć gwiazdek. Ale nie lejem do kielicha, bo kierowca nagle by mógł przychamować. Szklankę ucapisz, gramatura odpowiednia, nie wyleje się. Bo by było szkoda - Wytłumaczył się.

- Dobrze się stało, żeśmy się spotkali. Nie miałem się z kim napić. Ci Czesi walą browara, a ja, rozumisz pan, nie przepadam - Chlapnął.

To i ja chlapnąłem. Trudno, jakoś się muszę z tego wydobyć.

Polał znowu. Nie protestowałem, a byli my już z pół kilometra dalej.

- Ja prosto z nowicjata - Tym razem to ja się wytłumaczyłem. Jako osoba duchowna, miałem większe szanse nawiązać równoległy dialog.

Bulgot. Bulgot.

Nagle zaczęło mi się wydawać, że to nie Sasina mnie zabrał swoim pojazdem, tylko zostałem porwany przez UFO. Trąbkie miał, kołysał nią i polewał. Ten z przodu, znaczy się kierowca, też mi już wyglądał na kosmicznego komiwojażera. Jechali my dosyć długo, kiedy nagle drogę zagrodziło nam wojsko. Ale nasze wojsko.

- O żesz kurde. Teraz mi zrobią ceregiele, że zabrałem cywila. Weśże se nałóż ten gumolit i udawaj Premiera - Wyciągnął coś i podał. Zupełnie mnie tym zaskoczył. To był jakiś bioaktywny skafander. Po mojemu - gumowy kondon. Wdziałem to i nagle się stałem jotka w jotkę podobny do Premiera.

Wojsko zajżało do środka.

- Witamy, panie Premierze - Odezwali się.

- Teraz szybko popędzimy do Gabinetu Rady Ministrów. Trzeba podpisać ważne dokumenta. Będziemy was eskortować - Zasalutowali.

Sasina odchylił, co on tam miał, powiedzmy że głowę, do tyłu. Już spał. Butelki telepały się pod nogami. Pędziliśmy jak wicher.


  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Zajrzał spojRZeniem
UFOK-stworzenie
I zaHamował,
Zielona głowa.


A jakby tak do meritum, to ja, wójt, wam powiem,

ŻE CHOĆBYŚ BYŁ KLASZTORNYM WERBISTĄ Z KLAUZULĄ SILENTIUM NA USTACH, TO CZY Z WĘGRZYNEM, CZY Z SASINEM, CZY Z PUTINEM NAPIĆ SIĘ TAK CZY SIAK M U S I S Z

DO UPOJENIA - I DO PORZYGANIA
© 2010-2016 by Creative Media