Go to commentsCafe UFO 41
Text 141 of 255 from volume: Arcydzieło
Author
Genrefantasy / SF
Formprose
Date added2022-03-18
Linguistic correctness
Text quality
Views539

Że wróćę jeszcze na chwilę do sztormu. Bo to jest coś, co nijak nie pasowało do rzeczywistości, którą dotąd znałem. To że bujało, że rzucało nami jak szmatą po kiblu, to jest nic, w porónaniu z zadziwiającymi przypadkami, które miały dopiero nadejść. Statek nazywał się `Napoleon Bonaparte`. Nie był może taki duży, jak dzieło owego Pokera, ale, jak powiadają, imię statku warte jest tyle, ile statek jest w stanie przetrzymać. Nie zezłomowali nas.

Dziwne rzeczy się zaczęły zaraz potem. Kapitan sprawdził na mapie położenie i uznał, że żeśmy nieźle zjechali z mapy. Gdzieś w okolice trójkąta, bodajże bermudzkiego. UFO to ja widział nawet bez onych Bermudów, dla mnie to nie dziwota. Polatało, pobłyszczało, nie zdemolowało, ino se odlaciało jak w anielskim śnie. No i włąśnie - kot. Ten co se spał we najdalszej od mostku szalupie. Zaczął niby gadać ludzkim głosem. Nie dowierzałem. Kucharze pokazali mi go i zeszli na kuchnię. A ja tam se usiadłem w pobliżu z papierosem, żeby owo dziwo ocenić. I co się okazało. Nie dość, że gadał po ludzku, to strofy jakieś znajome - Jakoś z moim zdrowiem nie jest dobrze. Nie, żeby mi coś dolegało, ale, ot tak. Łapać myszy nie mogę, apetyt straciłem, nawet nie bardzo chce mi się pić.

Jak to usłyszałem, to pierwsze co mi przyszło do głowy, że mam delirium. Ale skąd delirium, jak ja od tygodnia nie piję?

Druga rzecz, to Kapitan. Nigdy nie zachodził do kuchni, a teraz przychodzi, przysiada, na podłodze nawet. I chce mu się wyć.

- Poezja, twoja poezja zatruła mi życie, ale kto zatruł ją sam? - Tak prawił. Jakby do siebie. Ale wzniosłość jakąś owo gadanie miało w sobie i delirium, telepetek, ale my przecież widzieli że nie chleje. Skąd?

- Dlaczego nie potrafiłeś śmiać się i swawolić jak Francuzi? Dlaczego mogłęś tylko tęsknić i rozpaczać?... Oddałeś Narodowi wszystko co miałeś najlepszego, ale czy to twoja wina że wewając w nią swą duszę przelałęś swoje cierpienie???

- Panie Kapitanie, może żuru - Zainteresował się Pierwszy Kucharz.

Kapitan siedział na podłodze. Podarł kartki, na których wydrukowane były wiersze. Chciał je zdeptać, ale musiałby wstać, tak je tylko rozgramolił.

Kucharze podeszli, podnieśli go i zaprowadzili do stołu. Nasypali kaszy do miski.

- Zjedzcie se Kapitanie - Mówili z troską.

- Czy my naprawdę jesteśmy Narodem marzycieli? ...

Normalnie nie dało się tego słuchać.

Mlaskał, ciamkał, to było normalne. Ale to co gadał po owym sztormie, ten jakiś taki wewnętrzny żal... Już nie. Normalnie, jakby mu odjebało.


  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Zjedzcie kaszy, kapitanie.
Statek jutro w porcie stanie,
To na ląd se znów zejdziecie -
I znów kaszy se podjecie.

Choćbyś, bracie, zapił się /tym mlekiem, czymkolwiek/ na śmierć, powtarzalność /po spirali Czasu/ wszystkiego - to klucz do przeszłości, teraźniejszości i, niestety, niestety, przy-szłoś-ci

;(

Nie będzie inaczej
© 2010-2016 by Creative Media