Go to commentsTydzień trzeci (poniedziałek, wtorek, środa)
Text 4 of 8 from volume: Psychiatryk
Author
Genrebiography & memoirs
Formprose
Date added2022-09-08
Linguistic correctness
Text quality
Views429

Poniedziałek


Na społeczności wybierany jest król i królowa. W tym tygodniu to facet, który od zawsze był moim antyideałem mężczyzny, czyli niedostępny, brak mu akceptacji dla poglądów innych, nadzorujący i nieznoszący sprzeciwu i używający żartów, które ranią. A poza tym to zwykły „oblech”, który chętnie przeklina, często za pomocą skrótu „wkurw”. No i ma się za bożyszcze kobiet, a jest zwykłym chłopem bez umiaru i bez taktu. Jednym słowem to ten przypadek, którego nigdy w życiu nie nazwałabym królem.

Król i królowa to starostowie grupy. Zwykle wyróżniają się pozytywnie spośród innych pacjentów. Lubią coś robić, wszędzie ich pełno i mówią głośno. Mimo swoich problemów potrafią wznieść się ponad i pomyśleć o pozostałych czterdziestu nerwicowcach. Nie wolno odmówić tej funkcji, bo to część terapii.

Dzisiaj para królewska poddała pod dyskusję problem nieistotny dla mojej terapii, a mianowicie czy istnieje przyjaźń między mężczyzną i kobietą? A tak na marginesie słowo mężczyzna w języku polskim ma końcówkę żeńską…  To chyba ta przyjaźń jest bardziej możliwa, niż się wszystkim wydaje. Mnie się wydaje, że jest jednak niemożliwa, bo to po prostu jest związek kobiety i mężczyzny, a to zawsze niesie jasny przekaz. O poczuciu przynależności, podobaniu się sobie, erotycznej chęci bycia blisko. No chyba, że kobieta nie do końca jest kobietą albo mężczyzna jest gejem.


Szum liści i padającego deszczu zawsze koi moje nerwy. Prawie południe, a zachmurzyło się już wieczornie. Dzień będzie smutny?! Nie sądzę. Pacjenci spotykają się na papierosie tuż pod oknem mojego pokoju. Słyszę gwar, a nawet pojedyncze głosy. Nie, nie podsłuchuję! Ale niektóre tematy rozmów są z tej półki damsko-męskiej. A więc kto komu się podoba, czy już są po czy przed, jak oni tak mogą, jak oni się nie wstydzą. No i najlepsze, przecież to jest psychiatryk, więc nie ma tu miejsca na intymność!


Chyba się jednak wypogadza, bo słyszę śpiew ptaków. Mocniej przebijają się silniki samochodów i burzą dobry nastrój. Przywołuję uwagę i śledzę kolejno podjeżdżające pod centrum auta. Ktoś odjeżdża, inny przyjeżdża. Nie zmieniają się turnusy, zmieniają się pojedynczy ludzie. Odkładam książkę i postanawiam ruszyć kolejny raz do parku. Tym razem z kijkami.


Wtorek


Wraca lato! Niedługo zaczną się upały. Nie lubię skwaru. Mam zamiar ratować się siedzeniem przy fontannie zamkowej. Woda wcale mnie nie obmyje, ale podświadomie będę chłonąć jej ożywczą moc. Większość pacjentów myśli w ten sposób, bo już od rana pielgrzymki ruszyły w kierunku zamku. Wcześniej omówiliśmy pierwsze wrażenie, czyli czy wolno oceniać książkę po okładce. Jasne, że można. A nawet trzeba. Inaczej bezsensowne są te zasady prezentacji na rozmowach kwalifikacyjnych, czy spotkaniach towarzyskich. Pierwszy dzień w szkole, pierwsza wizyta u dziewczyny, imprezy, na których nikogo się nie zna…

Okazuje się, że należę ze swoimi przekonaniami do mniejszości. Ale to nie zmienia moich poglądów. Kiedy poznaję człowieka, już po chwili wiem, czy to ktoś interesujący, czy wart jest budowania relacji, czy nie. Posługuję się intuicją, która zazwyczaj mnie nie myli. „Zamykam oczy, żeby widzieć” to pogląd Gouguina, podoba mi się jak jego obrazy, ale patrzę na ludzi, bo wierzę w pierwsze wrażenie.


Środa

Nie umiem gospodarować okruchami czasu. Planując coś, zabezpieczam się sporym marginesem przestrzeń; zawsze z intencją, żeby zdążyć. Zaczynam też odkładać niektóre sprawy i zapominam, że są ważne na dziś. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że cieszyć się życiem to znaczy właśnie płynąć z czasem, umieć mu się poddawać.

Obserwuję ludzi i ich umiejętność wypełniania czasu. Większość pacjentów chodzi na zajęcia, odpoczywa, spaceruje, udziela się towarzysko. A ja w tym czasie próbuję rozprawić się z poczuciem wstydu. Tak, tak, mam w sobie wstyd! Gdybym powiedziała sobie i innym o tym wcześniej, byłabym pierwszą, która popukałaby się w czoło. Przecież zawsze byłam jak forpoczta i awangarda jednocześnie. I w pracy, i w szkole. Wystąpienia publiczne, akademie, wypowiedzi, lekcje otwarte, dusza towarzystwa, kompan, krótki dystans… A jednak kosztowało mnie to sporo!

Wstyd jak rzeka płynie w moim krwioobiegu. A ja szarpię się z nim na wszystkich płaszczyznach życia; od golizny ciała do odkrywania emocji przed światem. I jeszcze święte pytanie: co ludzie powiedzą, zawładnęło moim życiem. Dlatego wątpię w to, czy ciągle moje myśli są moimi, czy to już kompilacja przekonań innych ludzi i mediów.

Od dzieciństwa słyszałam, że muszę się liczyć ze zdaniem innych i tak postępować, żeby oceniali mnie dobrze. Bycie grzeczna dziewczynką przekładało się na plany życiowe i marzenia. Usłużna w pracy, opiekuńcza w domu, nieodmawiająca innym pomocy. Swoje zdanie miałam tylko dla siebie. Nawet kiedy w młodości pisałam pamiętnik, nie byłam do końca szczera, bo a nuż mama wszystko przeczyta!

Bycie szczerym wobec siebie to wielka sztuka. Do tej pory wymagałam od siebie więcej niż od innych i zupełnie się nie szanowałem za to, co zrobiłam. Kiedy zaczęły przychodzić do mnie pozytywne opinie, nagrody dyrektora, pochlebne artykuły, tytuły i wygrane, powtarzałam jak mantrę, że to nic, że to mój obowiązek. Chociaż ciagle w głowie pobrzmiewały mi słowa noblistki: „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”, a jednak nigdy nie pomyślałam, że wzbudzam podziw.


Rozmawialiśmy dzisiaj na społeczności o zdradzie małżeńskiej. Nie znam tego uczucia, ale sądzę, że  musi strasznie boleć. No i bardzo komplikuje życie. Widziałam tylko, jak okropnie czuł się mój syn, kiedy rozstał się z dziewczyną. Nie zapomnę nigdy jego płaczu, który wstrząsał całym domem. Nie zapomnę wstydu, który dławił go, zanim powiedział, co się stało. I jeszcze psychicznego dołka, z którego nie mógł się wydobyć.


  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
W takim jak my

d z i s i a j

społeczeństwie konsumpcyjnym, nastawionym wyłącznie na konkurencyjność i bycie tylko "naj/lepszym",

/bo solidarność, jak to dobrze pamiętamy, samą siebie zbłaźniła/

gdzie stare wspólnoty - tak religijne, jak towarzyskie, osiedlowe, gminne czy pracownicze - się rozleciały jak te jesienne ptacy/słowicy,

nikt nikogo nie będzie po główce głaskał.

Co najwyżej pójdziesz se z kapeluszem do "Caritas" albo do GOPS-u, gdzie ci dadzą talon na zupę plus dodatek na węgiel - i na tym koniec.

Rozpad więzi rodzinnych i społecznych w k/raju, w którym nie ma młodych

/bo są na emigracji "za chlebem"/

oraz postępująca defragmentacja skłóconego narodu z 3 milionami uciekinierów zza Buga w tle

- i, zaprawdę, powiadam Wam, pora nam zapiąć wszystkie pasy bezpieczeństwa!

I może sprawdźmy jeszcze, czy leci z nami jakiś pilot!
avatar
Jak się to ma do tego oto przed Czytelnikiem dziennika?

A się nie ma??

D l a c z e g o na tej naszej rodzimej Wyspie Szczęśliwej już co 4 dziecko szkolne ma problemy psychiatryczne -

i ta krzywa jest skokowa
i tylko w górę??!

Co z całym tym pasztetem od dziesięcioleci robi Ministerstwo Zdrowia przy ul. Miodowej 15

??!!
© 2010-2016 by Creative Media