Go to commentsCzęść VII
Text 7 of 9 from volume: Bandyci
Author
Genrefantasy / SF
Formprose
Date added2012-03-01
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views2559

- Rox…! - powtórzyła Zaki, nieco ostrzej.

- Wiem - odparł chłopak, powoli tracąc nad sobą panowanie. Ilu ich tu było? Co najmniej kilkudziesięciu. Nie mógł pozwolić sobie na walkę z taką ilością przeciwników, nie teraz!

Coraz to kolejni i kolejni nadchodzili, widział ich w alejkach, drzwiach i nawet oknach. Nie wszyscy wychodzili od razu na ulicę, po prostu prezentowali swą obecność.

- Rox! - niemal pisnęła towarzysząca chłopakowi kocica.

- Wiem! - prawie krzyknął. - Do cholery, Zaki, choć jeden, jedyny raz zrób dokładnie to, o co cię proszę, i stul swój koci pyszczek, dobrze?!

Bała się. Jak diabli. Rox mógł ją zrozumieć, nie dość, że stawka jest niewiarygodnie wysoka, to jeszcze mają teraz poważny problem… Chłopaka nie obchodziło, czy jej historyjki o walce z całymi armiami są prawdziwe, czy też wyssane z palca. Zaki faktycznie umiała walczyć…

A czyż nie wiedział, że ten, kto się nie boi, to psychopata? Czy nie wiedział, że prawdziwa odwaga to właśnie pokonanie tego strachu?

Mimowolnie Rox popatrzył w niebo. Pierwsi oponenci, jeszcze daleko przed nim, zagradzali im już drogę. Za nim szło kilkunastu, lecz w każdej chwili mogło do nich dołączyć dobre kilka dziesiątek.

Las, gdzie cię wcięło? Potrzebuję cię, naprawdę!

W końcu dotarli do zagradzających im drogę przeciwników. Rox zatrzymał się, Zaki również. Chłopak położył dłoń na rękojeści miecza.

- No, chłopaki… - zaczął spokojnie. - Chyba nie ma się czym denerwować, nieprawdaż…?

Sam zdziwił się, jak słabo brzmiał jego głos. Przeklął się w myślach. Kilku aż się roześmiało.

- Jesteś słaby, człowieku - powiedział któryś, Rox nawet nie wiedział, który. Nie obchodziło go to zresztą. - Nasza dowódczyni życzy sobie, abyś umarł.

Iwami…? Nie, to niemożliwe. Zaraz potem chłopak przypomniał sobie, że głównodowodząca Straży Królewskiej przekazała dowodzenie Elun.

Wciąż masz mnie w pamięci, co, kotku?, pomyślał chłopak.

- Nie myślcie sobie, że dam się wam bez walki. A my naprawdę potrafimy walczyć. - Zacisnął mocno rękę na rękojeści swej katany. Nie chciał jej wyciągać. Nie powinno być takiej potrzeby…

- Ludzie! - rozległ się okrzyk. - Ludzie nadchodzą!

Roksowi jednocześnie zrobiło się zimno i gorąco.

Wielki, złoty gad z hukiem wylądował na uliczce, przerażając swym wyglądem żołnierzy, którzy nie śmieli nawet pomyśleć o zaatakowaniu smoczej potęgi.


Dragon szedł na czele swojego oddziału. Eangel jeszcze nie wrócił. Lasanwar niczym pocisk pomknął do Rissor z wysoka, aż dobry kilometr przed miastem, gdzie też się znajdowali w tej chwili, było słychać huk jego lądowania. Przez sekundę Mistrz Runów obserwował smoka, potem skupił się na bramie. Ona miała zostać otwarta.

Plan z Lasanwarem zresztą zakrawał na niewiarygodną ironię. Kiedy Dragon o nim myślał, aż chciało mu się śmiać.

- To całkiem proste - wyjaśniał mu Rox podczas jednego z ich ówczesnych spotkań w lesie. - Jest jedna legenda. Mówi ona, że Wybraniec potrafił ujarzmić taką bestię, jaką jest smok.

- Zamierzasz wykorzystać do tego Lasanwara - zrozumiał Dragon. - W końcu, czyż nie poszliby za Wybrańcem…?

Rox uśmiechnął się.

- Genialne, nie?


Zaki wpatrywała się w bestię, oszołomiona. Smok uniósł nagle wielki łeb i ryknął ogłuszająco. Żaden z kotów, którzy chcieli ich zabić, nie miał zamiaru nawet zbliżać się do gada. Był potężny, przerażający i… w pewien sposób niewiarygodnie dostojny. Wymamrotała coś pod nosem, kierując słowa w stronę Roksa…

…który jednak zignorował ją całkowicie. Patrzył się w smoka jak w transie. Nie wyciągnął broni. Szedł powoli w jego stronę, mijając oszołomionych napastników. Bestia wydawała się zaciekawiona jego zachowaniem. Złoty smok upadł na cztery łapy, wyciągając w stronę Roksa swój łeb.

Bogowie, spali go, spali go, myślała przerażona Zaki.

- Rox! - wykrzyknęła, spanikowana, lecz chłopak dalej nie reagował.

On nawet nie miał zamiaru walczyć ze smokiem. Wyciągnął w jego stronę rękę. Żaden z otaczających ich mężczyzn nie ośmielił się nawet poruszyć.

Zaki obserwowała tę scenę, czując się jak w jakimś śnie, nie wiedziała, co zrobić. Nie robiła więc nic, patrząc na Roksa, który zachowywał się jak… jak…

Wybraniec. Jedyna, legendarna postać, która zdołała ujarzmić smoka.

Złoty gad zawahał się przez chwilę, lecz w końcu postanowił pozwolić człowiekowi się dotknąć.

Bogowie, naprawdę mu się udało!

- Wybrany…! - rozległy się głosy. - To Wybrany!

Rox trzymał dłoń na pysku smoka, uśmiechając się mimowolnie. W oczach Lasanwara również dostrzegł rozbawienie.

- Dzięki - wyszeptał chłopak.

- Przyjemność po mojej stronie - odparł równie cicho smok.

- Zaki! - zawołał Rox. Kocica otrząsnęła się z oszołomienia i - na miękkich z przerażenia nogach - podbiegła do chłopaka. Wdrapał się na grzbiet smoka. Pomógł jej wspiąć się na Lasanwara, usadawiając przed sobą. - Gotowa?

- Nie - odparła zgodnie z prawdą. Rox poklepał smoka dwa razy w łuski, a Lasanwar wystrzelił w niebo.


Bogowie, smok!

Iwami początkowo była przerażona, zaraz potem rozpoznała znak. Złoty smok, to o tym mówił Rox…! I chwilę później gad wzbił się w niebo.

`Najpierw złoto, potem niebiosa`.

- Wasza wysokość… - Iwami podeszła do Aneli.

- Coś się stało? - zapytała królowa.

- Obawiam się, że tak. - Strażniczka wyciągnęła nóż, starając się nie patrzeć na twarz Aneli, na której widać było mieszaninę zdumienia i strachu. - Zmuszona jestem cię porwać, pani.


Kazadan był gdzieś po jego lewej, zdał sobie sprawę Dragon. Przyspieszył nieco, musiał być przed armią.

Lasanwar był wysoko na niebie, szybował właśnie. Gdy tylko zacznie pikować…

Dragon cieszył się, że król był dla swoich ludzi dobrym władcą i stawał wraz z nimi w pierwszym szeregu. Pierwszy do boju, ostatni do ucieczki. Dzięki temu nie będzie musiał go tutaj zwabiać.

Bramy Rissor się otwierają…! Rox pierwotnie planował, że to Nashi, prawdziwy Pielgrzym, zajmie się nimi, ale czy udało mu się go do tego przekonać, nie wiedział. Na pewno nie była to armia, bo wydawali się zdumieni tym, co się działo. Nie mogli jednak zostawić tego bez reakcji. Nie próbowali więc zamknąć z powrotem bramy, być może mechanizm został zniszczony. Rzucili się więc do straconej z góry walki. Skoro i tak mają zginąć…

Wysypywali się przez wrota. Dragon na dobrą sprawę naprawdę podziwiał ich nastawienie. Popatrzył w niebo. Smok wciąż krążył.

Kazadan wydał rozkaz do ataku. Odległość między gigantyczną armią, a małą garstką pomyleńców, dla których to miasto było najważniejszym miejscem na ziemi, malała błyskawicznie.

Lasanwar skierował się ostro w dół. Zaczął pikować. Na ten znak Dragon przyspieszył znacznie. W przeciwieństwie do podążających za nim żołnierzy, nie miał na sobie ciężkiej zbroi. Był Wybranym: szybkim, silnym i posiadającym duże pokłady energii. Wyprzedził ich znacznie, jednocześnie nakładając na dłonie białe rękawiczki. Ostatni raz popatrzył w niebo, określając, gdzie Lasanwar wyląduje.

- No dalej, Rox. Zakończ to. A my… my ci pomożemy. Niech to już się skończy! - mamrotał do siebie Mistrz Runów.

Huknęło, gdy Lasanwar uderzył w ziemię, rycząc ogłuszająco. Rox zeskoczył błyskawicznie z jego grzbietu, ciągnąc za sobą nieco jeszcze zdezorientowaną Zaki, oboje stanęli przed oniemiałym wojskiem Rissor. Dragon z kolei użył kilku runów, które zdecydowanie wyglądały na groźne i zatrzymały ludzką armię kilka metrów przed nimi.

Teraz można było dostrzec trzydziestotysięczną armię ludzi, liczącą kilkaset osób armię kotów i dosłownie cztery osoby trzeciej strony - Roksa i jego towarzyszy. Przez tłum z Rissor przepchnęła się w końcu Iwami, prowadząc za sobą Anelę. Kazadan wyszedł przed Dragona, patrząc mu się w oczy z gniewem.

- No, to skoro jesteśmy już w komplecie… - zaczął spokojnie Rox, zarzucając sobie klingę miecza na ramię i przechadzając się z lekkim uśmieszkiem. - Chciałem porozmawiać z wami na temat niepotrzebnego rozlewu krwi. Myślę, że oboje na tym zyskacie…

- Kazadanie. - Dragon odsunął się przed królem, niemal nakazując mu siłą woli, żeby podszedł bliżej Roksa.

- Anelo. - Zaki zaprosiła królową Rissor. Iwami trzymała się nieco na uboczu, lecz i ona podeszła odrobinę bliżej.

- Skoro już przez bite trzy miesiące starałem się doprowadzić ten cholerny plan do końca, może mnie posłuchacie, co? - Rox patrzył to na króla ludzi, to na królową kotów. Oboje nie wydawali się zachwyceni tym faktem, lecz nie powiedzieli nawet słowa. Chłopak uśmiechnął się. Zwrócił się do armii kotów. - Co wy na to? Chcecie pokoju?! Czy chcecie, by wasza królowa nie musiała więcej zabijać, bo inaczej nie umie poradzić sobie ze swoją powinnością władczyni?!

Rozległ się zbiorowy, entuzjastyczny okrzyk. Tak. Chcieli.

- A wy? - Zwrócił się do ludzi. - Chcecie przestać zabijać niewinnych, bezbronnych mieszkańców tych ziem, bo wasz król nie potrafi sobie inaczej z nimi poradzić?!

Być może jak na trzydziestotysięczną armię nie był to jakiś zanadto głośny okrzyk, ale można powiedzieć, że faktycznie, zgadzają się z nim. Rox popatrzył na władców. Skrzywili się, oboje wraz.

- Chyba zostaliście przegłosowani.

Zaki nie mogła uwierzyć, że naprawdę się udało! To już koniec, ba, po tym wszystkim reżim naprawdę pójdzie w niepamięć!

Dragon uśmiechnął się, podchodząc do Lasanwara. Popatrzyli po sobie, smok uśmiechnął się do Smoka. Skończyło się. Cały ten niewiarygodny, popaprany plan się powiódł! I nikt nie zginął! Zupełnie tak, jak planowali!

- Przykro mi, że muszę tak brutalnie wam przerwać, lecz… chyba nic z tego - rozległ się kolejny głos. Zaraz po nim rozległ się huk, zielona, pionowa fala pomknęła w stronę Roksa. Chłopak odskoczył błyskawicznie. Zdumiony, popatrzył na napastnika, blondyna w wojskowym uniformie.

- Mukago…! - powiedział Dragon z gniewem. - Więc to wszystko twoja sprawa…!

Zaki krzyknęła. Spojrzenia wszystkich pomknęły do niej, potem…

Serce Roksa podeszło do gardła.

Nashi wyszedł w złym momencie z tłumu i dostał całym ładunkiem zielonej fali, która przeszła przez niego jak przez masło, rozcinając w dwie połowy. Nie żył już, gdy upadał.

Dragon wpatrywał się w to, oszołomiony. Ta fala… Co to w ogóle było?! To z pewnością był ten gość, który ostrzegł ruch oporu o ataku ludzi. Podróżował do Skały Danariel… Co tam znalazł…? Źródło mocy…? Eangel też tam wyruszył, czy i on coś odnalazł?

Dragon przyglądnął się mężczyźnie. W jego dłoni dostrzegł zielony, dziwnie zakrzywiony miecz. Wyglądał, jakby był zrobiony z…

- Bogowie… - wyszeptała Zaki. - To Szmaragdowy Miecz!

Szmaragdowy Miecz… O nim też była jakaś legenda, przypomniał sobie Rox. Broń, którą bogowie zesłali Wybranemu, która była tak potężna, że nie mógł zachować jej dla siebie i postanowił ją schować w jakiejś krypcie…

Jeśli ten cały Mukago ją zdobył, mieli teraz niezły pasztet, podsumował sobie w myślach chłopak. Ścisnął miecz.

- Mukago! - wrzasnął Kazadan. - Co ty wyprawiasz?! Jako twój król, rozkazuję ci…

- Nie jesteś moim królem, Kazadanie! - odparł Mukago. - Teraz sam nim jestem! Twoja korona należy do mnie, tak jak korona tej kociej dziewczyny.

- Byłeś moim oficerem, zdrajco! - wrzasnął Kazadan.

- A teraz ty jesteś moim więźniem! - Mukago strzelił palcami. Kilka tysięcy żołnierzy Kazadana uniosło broń. Musiał ich przekupić.

Ale naraz jeden z nich rzucił się na niego. Zaatakował z wrzaskiem mieczem.

Jego broń zatrzymała się na leciutkiej, lecz zapewne niewiarygodnie wytrzymałej tarczy, czymś w stylu pola siłowego, które z pewnością stworzyła magia miecza. Mukago machnął mieczem, jakby od niechcenia, zabijając nieszczęśnika na miejscu.

Dragon zareagował błyskawicznie, wyszarpał broń z kabury na pasie, wycelował i oddał w stronę napastnika kilka kul, lecz skutek był ten sam. Jeden, czy dwa pociski prześlizgnęły się gładko po osłonie, reszta zatrzymała się przed blondynem. Mistrz Runów zmarniał nieco.

Jak niby mogą skrzywdzić nietykalnego? Zaraz potem jednak w jego sercu pojawiła się jeszcze iskierka nadziei. Jasne. Rox. Magiczny manipulator.

- Chyba coś ci się pomyliło, blondynku! - warknął Rox, stając w pozycji. Mukago tylko uśmiechnął się kpiąco, posyłając w jego kierunku kolejną zieloną falę. Chłopak zablokował ją swoją magiczną tarczą.

Rozległ się huk, który go ogłuszył i cisnął daleko w tył. Płomienie przybrały kolor trawy. Rox jęknął głucho, nie mogąc się podnieść. Wszystkie dźwięki były przytłumione, a kotłowało się straszliwie. Czuł, że traci przytomność, choć usiłował do tego nie dopuścić. Ciężko mu się oddychało, ale na dłuższą metę chyba nic poważniejszego mu nie było.

Jakaś dłoń opatrzona czarną, skórzaną rękawicą chwyciła go mocno, uniosła i pomknęła z nim w stronę lasu. Rox dostrzegł jeszcze, jak Zaki podąża za nimi. Potem ogarnęła go ciemność.

Nie był jednak nieprzytomny zbyt długo. Poczuł, jak ktoś mocno go policzkuje. Jęknął, otworzył oczy.

- Rox. W porządku? Ile widzisz palców?

To był Eangel. Wyciągał przed siebie rękę z wyciągniętymi trzema palcami.

- Trzy - odpowiedział więc Rox.

- Dobrze. Możesz wstać?

- Chyba tak… - popatrzył w bok. - Zaki!

- Ach, tak, przybiegła za mną, nie zdołałem jej odesłać. Przepraszam. - Eangel uśmiechnął się blado.

- Nic nie szkodzi. Mam do niej zaufanie.

- Wiem. Pytanie, czy ona ma zaufanie do ciebie. - Mężczyzna popatrzył na nią. - Teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebna nam potężna drużyna… a twoja drużyna musi ci przecież ufać.

Zaki zawahała się dosłownie przez sekundę.

- Początkowo… tak, znienawidziłam cię za to, co zrobiłeś, za cały ten chory plan z ludźmi. - Kocica hardo uniosła głowę. - Ale widzę teraz, co chciałeś zrobić przez cały ten czas. Ufam ci, Rox. Nie wiem, czy kiedykolwiek mogłam zaufać komuś bardziej.

Eangel pomógł Roksowi stanąć na nogi. Chłopak rozejrzał się i dostrzegł tą samą, niewielką polanę, na której spotykał się z Dragonem. Eangel ostrożnie pozbawił go swojego oparcia, Rox zachwiał się, lecz zdołał utrzymać równowagę. Wyprostował się i odetchnął głęboko. Popatrzył na Zaki i uśmiechnął się lekko, mimo grozy obecnej sytuacji. Jej zaufanie cieszyło go bardziej, niż Mukago i jego magiczna broń martwiły.

Popełnił głupi błąd, usiłując oszczędzać energię na tarczy. Moc zielonej fali była znacznie większa, niż przypuszczał, dosłownie zniszczyła jego ochronę! Coś takiego nie zdarzyło się jeszcze w całym jego życiu.

Ale z drugiej strony, ta moc nie pochodziła od Mukago, tylko od miecza. To była tylko magia i Rox czuł, że zdołałby teraz nią w jakiś sposób manipulować. Po prostu nie mógł więcej jej lekceważyć.

Musiał odpowiedzieć sobie na to jedno, proste pytanie. Czy zdoła pokonać Mukago?

Uśmiechnął się na samą myśl. Oczywiście, że tak! Wystarczy tylko zająć się jego armią. Potem złożyć drużynę i pójść zabić tego drania. Nic, co byłoby ponad jego siły. W końcu nie od parady nazywano go tym najpotężniejszym, nieprawdaż?

Przynajmniej miał taką nadzieję.

- Czy… - odezwała się cicho Zaki. - Mam rozumieć, że w tej chwili jestem w twojej drużynie?

Rox popatrzył na nią, zdziwiony.

- Jasne. Potrzebuję kogoś takiego, jak ty. Na dobrą sprawę, tylko jedna osoba do tej pory odmówiła zostania częścią mojej drużyny. - Chłopak popatrzył uważnie na Eangela. - Dlaczego? Doprawdy, przyjacielu, pojawiasz się dziwnym trafem tam, gdzie i my, jesteś potężny, a i tak wciąż odmawiasz.

- Być może to nie twój zakichany interes? - zasugerował spokojnie Eangel. - Nie chcę być w tej twojej bandzie, to nie chcę i nie powinieneś wnikać.

- Ale ty chcesz dołączyć do Roksa - zauważyła Zaki. - Czuję to w tobie. Ja… ja nie jestem w żadnej mierze specjalna, ale ty zasługujesz na to i pragniesz stać się częścią tej drużyny. Co więc cię wstrzymuje?

Srebrnowłosy zagryzł wargę.

- Powiedziałem, że to nie wasz interes. - Odszedł za linię drzew. Nikt go nie zatrzymywał. On jednak przystanął na chwilę przy granicy ich wzroku. - Mimo wszystko, nie chciałbyś mieć kogoś takiego, jak ja, w swej drużynie, Rox.

Odszedł. Chłopak westchnął. Zaki popatrzyła na niego, wymownie. Rox wzruszył tylko ramionami. Cokolwiek ukrywa Eangel, nie ma sensu wyciągać tego z niego na siłę. Jeśli będzie chciał, sam im powie. Zapewne nie potrwa to nazbyt długo.

Nie wiedząc, kiedy, Zaki pisnęła, przestraszona. Rox natychmiast wyciągnął z kabury pistolet. Ktoś chwycił kocicę za szyję, przykładając jej nóż do szyi. Chłopak wycelował błyskawicznie w napastnika, lecz strzał był zbyt niepewny. Mógł trafić Zaki, która sama z siebie starała się stać prosto, lecz oponent, znacznie od niej silniejszy, starał się dostosować jej pozycję do siebie. Rox nie mógł ryzykować.

- Puść ją! - warknął.

- O, nie, kolego, ty rzucisz broń, a ja jej nie zabiję. - Mężczyzna przycisnął mocniej nóż do jej szyi, pociekła krew. - I nie myśl sobie, że nie wiem o tej twojej magii. Najmniejszy ruch, a dziewczyna umiera. No, już, rozluźniasz łapy, broń leci na ziemię.

Rox zagryzł wargę. Tamten, niestety, wiedział, co robi. Chłopak zresztą nie mógł użyć teraz swojej magii, bo inaczej skrzywdzi też Zaki. Nóż napastnika tkwił w jej skórze, jeśli tylko poruszy nim nieprawidłowo, sam poderżnie jej gardło, a nie miał czystego ciosu, by w jakiś sposób unieszkodliwić przeciwnika. Jest na przegranej pozycji.

Rozluźnił dłoń, a pistolet upadł na trawę. Chłopak opuścił powoli ręce.

- Zostaw ją - powiedział.

- Zostawić? Taką ślicznotkę? - Mężczyzna zaśmiał się. - Przykro mi, Rox, ale nie mogę. - Wychylił się zza kocicy, mówiąc jej wprost do ucha. - Aż szkoda mi cię zabijać, mała.

Znikąd pojawiła się burza srebrnych włosów, trysnęła krew. Mężczyzna - człowiek, zresztą - usiłował krzyknąć, ale z jego ust wydobył się jedynie charkot. Eangel wbił kły w jego szyję. Rox przeraził się, widząc przyjaciela w takim stanie. Srebrnowłosy popatrzył na niego. Jego oczy były czerwone, widać w nich było gniew i żądzę mordu.

I ten ich błysk. Jakby Eangel… wampir… chciał mu powiedzieć: `Działaj, niemoto!`

Rox więc rzucił się na niedoszłego mordercę Zaki, chwycił jego przedramię i rzucił się z nim w bok, wyłamując mu je ze stawu, gdy Eangel wciąż trzymał nieszczęśnika w stalowym uścisku. Kocica upadła na kolana, gdy jej nogi odmówiły jej posłuszeństwa, przyłożyła dłoń do rany na szyi, na szczęście niezbyt głębokiej.

Eangel wbił nóż w szyję swojej ofiary, mordując ją. Cała trójka oddychała ciężko.

- Co się przed chwilą stało? - zapytała kocica, wpatrując się w krew na swojej ręce.

- Też chciałbym wiedzieć - mruknął Rox, patrząc na Eangela, którego oczy na powrót przybrały swój zielony odcień. Mężczyzna otarł zakrwawione usta.

- Wampirzy jad. Paraliżuje na krótką chwilę - mruknął srebrnowłosy. - Dobrze zareagowałeś, Rox.

- Jesteś wampirem! - wybuchł chłopak. Eangel opuścił wzrok, jakby zawstydzony. - Nie powiedziałeś nam tego i uważałeś, że to wystarczający powód, żeby nie dać się wciągnąć do bandy?!  - Chłopak pokręcił głową, zniesmaczony. - Boże, ale z ciebie palant.

Eangel popatrzył na chłopaka ze zdziwieniem.

- Wampir…? Kim jest wampir? - zapytała Zaki.

- Taki, co to pije krew i ciężko go zabić - odparł spokojnie Rox, bez ustanku wpatrując się w Eangela. - Od kiedy?

- Miałem dwadzieścia osiem lat - odparł Eangel, patrząc się w oczy chłopaka równie nieustępliwie. - Naprawdę cię to nie przeraża?

- Przecież cię znam, Eangel. Bez różnicy, że jesteś wampirem, dla mnie wciąż jesteś przyjacielem i mentorem. Zapytam jeszcze raz. Dołączasz do bandy?

Eangel nie wytrzymał. Wybuchł śmiechem.

- Skoro tak stawiasz sprawę… Jasne, Kamyczku.

Powieka Roksa zadrżała niebezpiecznie.

- Lepiej się z tym pilnuj, bo ci te kiełki powybijam.

- Podczas szkolenia ci się to udało. Szybko odrastają. - Eangel wyszczerzył się.

Zaki patrzyła to na jednego, to na drugiego. Rana powoli przestawała krwawić.

- Nic z tego nie rozumiem - powiedziała cicho.

- Wampiry są postrzegane jako potwory - wyjaśnił Eangel. - Cóż, skoro żywią się krwią, przeważnie ludzką, jako najsmaczniejszą… Ciekawe, jak smakują takie koty…

Popatrzył z ciekawością na Zaki. Kocica wyglądała na przerażoną.

- Ej, nie strasz mi szermierki - mruknął Rox, szturchając Eangela. Popatrzył na Zaki. - On tylko żartuje.

Wampir zaśmiał się głośno.

- Oczywiście. Potrafię nad sobą panować, nie musisz się mnie obawiać.

- No to może w końcu powiesz, skąd pochodzisz? - zaciekawił się Rox. Eangel uśmiechnął się lekko.

- Urodziłem się na Ukrainie, w 1499.

Rox przez chwilę wpatrywał się w srebrnowłosego z ciekawością, potem wybuchł śmiechem.

- Żartujesz! - wypalił Rox.

- Ani trochę. Ale to chyba nie jest znowu takie ważne. Jestem dobry z języków.

Zaki westchnęła cicho, usadawiając się pod jednym z większych drzew.

- Wy macie przynajmniej ciekawe życie - mruknęła. - Wybrani. Musi być fajne, co? Podróżować między światami… Nikt nie może was zatrzymać… Potężni…

Eangel wymownie popatrzył na Roksa.

- Wciąż nie umiesz tego wyczuć, co? - mruknął. Popatrzył na kocicę. - Zaki, pewnie jeszcze tego nie wiesz, ale sama jesteś jednym z Wybranych.

- …że co?

- Jasne. Jesteś nienaturalnie silna. Daj spokój, ile ty masz lat, kotku? - Rox popatrzył z ciekawością. Kobiet się o wiek nie pyta, ale…

- Dziewiętnaście - odparła.

Cholera, pomyślał Rox. Starsza o rok. Obstawiał rówieśniczkę.

- I uważasz, że dziewiętnastolatka byłaby taką świetną szermierką sama w sobie? Leciutko niemożliwe. Tak, jak i mnie, brakuje ci doświadczenia. - Rox wyszczerzył się. - Nieźli jesteśmy, nie?

- Zostajemy tutaj przez dobę - zapowiedział Eangel. - Spróbuję uwolnić Saiirę i jej towarzysza, przyniosę wam trochę żywności. Musicie być jutro w pełni sił, że bardziej się absolutnie nie da. Rox chyba jest trochę obolały po tym wybuchu, Zaki wciąż oszołomiona po tym wszystkim. Odpoczywajcie. Jutro będziecie mieli zanadto okazji, żeby się wykazywać.

Odszedł, zostawiając Roksa i Zaki samych sobie. Mimo że wcześniej nawet nie mieli okazji się zmęczyć, postanowili robić, jak mężczyzna im polecił.


Mukago wywiało z miasta.

Wziął zdecydowaną większość swoich żołnierzy i wyruszył gdzieś na północ, w stronę gór. Rissor tymczasowo zostało bez swego pana. Mimo wszystko, nikt nic z tym nie zrobił. Ruch oporu zrezygnował - to znaczy, ta jego część, której Mukago nie wymordował. Może że trzy lub cztery osoby wciąż żyły.

Sytuacja w mieście była tragiczna. Bywało, że mieszkańcy miasta narzekali na Anelę, lecz na dłuższą metę była królowa była znacznie lepszą władczynią od Mukago, który przejął koronę jej i Kazadana. Wyjście na ulicę groziło natychmiastową śmiercią, żołnierze zabijali, kogo tylko chcieli.

To był pierwszy problem. Mukago wciąż miał na swoje wezwanie wielką armię. Ledwie kilkuset żołnierzy ludzkich i kilkunastu strażników z Rissor było wiernych swym prawdziwym władcom. Ukrywali się w mieście. Nie wszyscy w armii blondyna byli też przekupionymi draniami, większość była po prostu wierna obecnemu władcy, bez względu na to, jaki z niego parszywiec.

Kazadan i Anela żyli. Byli więzieni w lochu, lecz na dobrą sprawę, nic poważnego się im nie stało.

Wszyscy ukrywali się w katedrze. Gloria ciągle modliła się przy ołtarzu. Dragon leżał na ławce, wpatrując się tępo w sufit. Iwami siedziała koło niego, patrząc na niego bez słowa, choć myślami była o wiele dalej. Lasanwar krążył na niebie, nie bardzo mając, gdzie się schować. Nikt nie miał z Roksem żadnego kontaktu, choć Dragon mówił im, że jest bezpieczny i nie muszą się o niego martwić. Kiedy jednak któraś z kocic pytała go, kiedy w końcu tamten wróci, Dragon odpowiadał zawsze to samo: `Bohaterowie czekają do ostatniej chwili`. Niebotycznie je to irytowało, lecz nie zmienił swego powiedzonka.

Prawda jednak była taka, że sam Dragon niewiarygodnie się martwił, był spięty i zdenerwowany, choć nie ukazywał tego po sobie. Sam nie wiedział, kiedy Rox się pojawi i czy w ogóle zdoła cokolwiek wskórać w sprawie Mukago. Owszem, widział, jak Eangel go porywa, a Zaki biegnie za nimi. To go uspokajało. Poza tym, nie wiedział nic. Dragon bez przerwy trzymał przy sobie broń, a swych białych rękawiczek nawet nie zdejmował już z dłoni. W każdej chwili mogli zaatakować ich żołnierze, a on na dobrą sprawę byłby wtedy ich jedynym wybawieniem. Zgoda, Iwami też potrafiła walczyć, ale to nie byłby ten poziom. Chłopak już sobie nawet zdołał obmyślić, gdzie powinien rzucić jaki run, by utrzymać świątynię, a jeśli się nie uda, by ją zniszczyć, uprzednio dając czas Glorii i Iwami na ucieczkę przez kryjówkę, która przez ostatnie trzy miesiące należała do Roksa. Dragon zbadał ją, najbardziej zdumiały go zapiski na ścianach, lecz jego przyjaciel nie próżnował. Wypisał dosłownie wszystko, czego zdołał dowiedzieć się o Aneli, osobach, które zawsze były blisko niej, o ruchu oporu, ba, znalazł sporo informacji również o Iwami, Elun, Glorii i Zaki. Nie było to nic szokującego (co najwyżej zadziwić go mogła informacja o związku byłej królowej Rissor z głównodowodzącą Straży Królewskiej, aczkolwiek Rox już mu o tym wspominał), lecz sam fakt był zdumiewający. Zainteresowały go też miejscowe legendy - wtedy dokładniej przybliżył sobie historię mistycznego Wybranego, który z pomocą bogów rządzących katedrą uratował ten ląd, a także jego powiązania ze smokami. Gdy jednak usłyszał to wszystko od Glorii, nie mógł w to uwierzyć. Rox był niemal taki sam… i ten jego tekst o nadziei. To nie mógł być tylko przypadek, po prostu to niemożliwe. I o ile Dragon sam nie wiedział, czy naprawdę podziela zdanie Roksa o przeznaczeniu, o tyle i tak nie był w stanie uwierzyć, że to wszystko tak musiało być. Kto wie, może kiedyś będzie im dane odkryć prawdę o tej legendzie, a może jednak nie dowiedzą się tego nigdy i wszystko pozostanie tylko niewiarygodnym mitem, pełnym tajemniczych zbiegów okoliczności.

Przeczytał w księdze również fragment o magicznej broni, do której należał też Szmaragdowy Miecz. Miała to być potężna klinga, która zdolna była do manipulacji atmosferą. Wybrany miał dzięki niej przywołać burzę, dzięki której zdołał pokonać swych przeciwników. Oczywiście, to nie jedyne, co potrafiła zrobić - tutaj Dragon przypomniał sobie zieloną falę, która zabiła tego kota… Gloria powiedziała mu później, że był to oryginalny Pielgrzym.

Teraz więc leżał i wpatrywał się w sufit katedry, nie mając żadnej ochoty na rozmowę, choć był pewien, że Iwami ma do niego dziesiątki pytań. Sugerował to jej zamyślony wzrok, którym bez przerwy go raczyła, a on nawet nie miał siły, żeby ją z tego zamyślenia wyciągnąć. Zresztą, po co? Być może myślała o Aneli i o tym, co się z nią dzieje… Cóż, naprawdę jej na niej zależało, inaczej nie ryzykowałaby, sprzymierzając się z Roksem. Dragon nie mówił tego na głos, ale był niemal pewien, co stanie się z królową, jeśli jego towarzysze szybko tu nie wrócą. Ona i Kazadan będą torturowani, aż w końcu Mukago się znudzi. Zabije ich albo w celi, po cichu, albo powiesi na szafocie. Tak czy siak, zostawiając ich samych skazują ich na śmierć. A Dragon nie chciał ryzykować, usiłując ich wydostać. Mukago z pewnością się dowie, a z nim nie miał żadnych szans. I gdzie niby ich schowają? Albo wywiozą? Może do Delluin, potruchtają sobie do portu, wsiądą na pierwszy statek i won, z powrotem? Nie ma szans. Jak zwykle wszystko sprowadza się do jednego. Jeśli Rox szybko nie wróci, mają przesrane. Albo gorzej.

Drzwi nagle otworzyły się z hukiem. Stanął w nich młody, koci chłopaczek. Dragon poprosił go wcześniej, żeby przybiegł tu, jeśli coś będzie się działo… jeśli Rox wróci. Mistrz Runów wstał, niemal stanął na baczność.

- Mukago, panie - rzekł. - Mukago wraca. Wieść niesie, że będzie tutaj za godzinę, mordując wszystkich, którzy nie złożą mu przysięgi wierności.

- Rox? - zapytał krótko Dragon, a chłopaczek potrząsnął tylko głową. Żadnych informacji. Mistrz Runów westchnął. Cholerny pacanie, gdzie cię poniosło?! - Wchodź tu szybko. Jeśli strażnicy cię zobaczą, zabiją cię.

Nic nie zwiastowało poprawy obecnej sytuacji.


Anela i Kazadan byli przypięci kajdanami do ściany celi. Przez okienko po ich prawej wpadały promienie słońca, raz po raz dostrzegali, jak ktoś przechodził. Nie rozmawiali zbyt długo, lecz wystarczająco, by Kazadan mógł stwierdzić, że przecież oni wcale nie są tacy źli, jak zawsze myślał. Było mu z tego powodu trochę głupio, lecz z drugiej strony z pewnością nie miał zamiaru się do tego przyznawać.

Strzegli ich dwaj strażnicy na zewnątrz i dwaj wewnątrz. Szczerze mówiąc, ten system był kretyński, bo łatwo można było ich dzięki temu odnaleźć. W pewnej chwili na więziennym korytarzu dało się słyszeć jakieś trzaski i charkoty. Strażnicy wewnątrz celi natychmiast stanęli w gotowości.

Kroki. Słyszeli wyraźnie ich echo. Jednakże jakieś dziwne, jakby… ktoś w czymś stąpał. Wszystkim momentalnie serce podeszło do gardła ze strachu.

Ktoś szedł we krwi.

Zamek trzasnął przeraźliwie głośno w powstałej ciszy, gdy ktoś z drugiej strony przekręcił klucz. Ciężkie, drewniane drzwi otworzyły się z piskiem zawiasów. Anelę przeszedł dreszcz na ten dźwięk. Powoli drzwi otwierały się coraz szerzej i szerzej…

Lecz z drugiej strony nikogo nie było. Strażnicy zdziwili się, nie wiedząc, co z tym począć.

Nagle jeden z nich zawył, gdy ktoś wbił mu dwie, grube igły w szyję. Zaraz potem dostrzegł wyciągniętą w stronę swego kolegi broń, która wystrzeliła ze straszliwym hukiem. Potem czarny otwór skierował się w jego stronę i nie zobaczył już nic więcej.

Anela pisnęła z przerażeniem, Kazadan oddychał płytko z obawy. Srebrnowłosy potwór oblizał się, przetarł rękawem usta i popatrzył na kota, w szyję którego przed chwilą się wgryzł.

- Słodsza, nieco mdła - mruknął, chyba do siebie. - Pijałem lepsze. - Popatrzył swymi czerwonymi oczami na parę przerażonych byłych władców. Uśmiechnął się. - Ach, wybaczcie, nie przedstawiłem się. Jestem Eangel. Przyjaciel Roksa. Wampir. Taki, co to krew pije, nic strasznego.

Jego oczy zmieniły kolor na zielony.

- Czego tu chcesz?! - wymamrotała Anela. - Chcesz się nami… pożywić?!

Eangel wybuchnął śmiechem.

- Ależ skąd! Rox polecił mi z wami porozmawiać, nim odbędzie walkę z Mukago. Acz, nie powiem, królewska krew… - Udał, że się namyśla, z iskierką rozbawienia w oku obserwując przerażenie na twarzach uwięzionych. - No, już, spokojnie. Żartuję tylko. Nikomu nie zrobię krzywdy.

- Czego więc od nas chcesz?

- Chciałem wam wszystko wyjaśnić. Rox stwierdził, że przecież już to nie ma znaczenia. Żeby było zabawniej, jego plan się w pełni powiódł. Szkoda, że Mukago musiał się pojawić… No, ale to po części moja wina. Polowałem na niego od dłuższego czasu, a on mi się wymknął. Więc… Plan Roksa dzielił się na dwa. Sapphire i Opal. Wpierw wyjaśnię, o co chodziło w planie Opal, bo jest zwyczajniej krótszy. Otóż, Dragon miał zdobyć twoje zaufanie, Kazadanie. - Popatrzył na króla. - Musiał przez to zyskać dowodzenie nad armią. Stanął w pierwszym szeregu, by zatrzymać ludzi. Za to plan Sapphire… - Popatrzył na Anelę. - Rox nie chciał cię zabić, za to ty chciałaś zabić jego.

- Nie chciał mnie zabić…? - zdziwiła się kocica. - Dlaczego? Przecież ruch oporu…

- Tak, zajął się nimi. Upewnił się, że cię nie zabiją. Jednym z powodów byłby chaos w mieście i rozpaczliwe poszukiwania nowego władcy. Polałaby się krew. Ale z drugiej strony… Rox po prostu doszedł do wniosku, że ty zwyczajnie inaczej nie potrafisz. Nie umiesz tak władać, by móc utrzymać tę władzę bez zabijania osób, które są ci przeciwne. Masz zaburzone poczucie empatii przez fakt, że w młodym wieku musiałaś objąć władzę, a rodzice trzymali cię pod kloszem. Nie miałaś przyjaciół, co w pewnym stopniu naprawił twój związek z Iwami. Tak, o nim też Rox wie - powiedział spokojnie wampir na widok wielkich jak spodki oczu Aneli. - Rox wie naprawdę dużo rzeczy. Przez długi czas zbierał te informacje.

- Pewnie Iwami mu je przekazała - syknęła Anela.

- Ej, spokojnie. Iwami naprawdę na tobie zależy, inaczej nie postanowiłaby pomóc Roksowi. Oczywiście, ty tego nie mogłaś zrozumieć, nie dawałaś nikomu dojść do słowa. Iwami zrozumiała, że o ile ruch oporu chciał cię zabić, Rox chciał do ciebie dotrzeć i dać ci do zrozumienia, że powinnaś się zmienić. To przecież nie powinno być nawet takie trudne. Ot, na przykład, przez kilka tygodni pooglądałabyś, jak pracuje nasza królowa, wyciągnęła jakiś wniosek… Cokolwiek. Coś mogłoby zmienić się na lepsze. Dlatego Iwami dostrzegła w nim szansę i dla całego miasta, i dla twojego życia, Anelo. Korzystając z legend o Wybranym, stworzył jeden ze swoich wizerunków, pożyczając tożsamość Pielgrzyma, nieszczęśliwie nam poległego z ręki Mukago - drugą. W ten sposób zbierał informacje i spotykał się co tydzień z Dragonem, opracowując plan działania. W końcu, korzystając z legendy o oswojonym przez Wybranego smoku, zdobył pewnego rodzaju przychylność mieszkańców Rissor. Ostatnim, czego potrzebował po zatrzymaniu armii na przedpolach miasta, byliście wy. Dlatego poprosił Iwami, by porwała cię i tam doprowadziła. Nie dopuściłby, by stała ci się najmniejsza krzywda.

- Przez cały ten czas on chciał tylko… rozmawiać? Ze mną? - Anela wpatrywała się tępo w Eangela. Ten skinął głową.

- Rox to świetny przyjaciel. Nigdy nie kłania się żadnemu władcy, jest nazbyt pewny siebie i uparty do bólu. Mimo to, wszyscy niezwykle go lubią. Jestem dumny, mogąc nazywać siebie częścią jego drużyny. - Uśmiechnął się. - To jak, zrozumieliście swoje błędy? Poprawicie się?

Odpowiedziały mu tylko skinięcia głowami. Mimo to, wystarczyło mu.


Drzwi katedry znów się otworzyły. Iwami popatrzyła w nie i zamarła.

Stała w nich para zabójców ruchu oporu, których znała bardzo dobrze. Sięgnęła po broń, oni również.

- Co tu robicie?! - wykrzyknęła. Zaintrygowany Dragon zerknął na przybyszy, uśmiechnął się lekko. - Wynoście się stąd! Nie chcę z wami walczyć!

- To nie twój interes, strażniczko! - odpowiedziała na to Saiira. - Przybyliśmy z wiadomością do Mistrza Runów.

Dragon wstał i popatrzył się na parę z lekkim uśmieszkiem. Któryś musiał ich uwolnić.

- No, to dawajcie tę wiadomość.

Iwami popatrzyła na niego, zdumiona.

- Co…? Ale…

- To przyjaciele, Iwami. A i ona - zwrócił się do zabójców, wskazując na strażniczkę - jest jedną z nas. Mówcie, szybko.

- Pielgrzym kazał przekazać, cytuję: `Ten palant i reszta ma znaleźć się migiem na placu pod szafotem`.

Palant, co? Powieka Dragona zadrżała niebezpiecznie w wewnętrznej furii. Dorwie go.

- Skąd mamy wiedzieć, że to nie pułapka Mukago? - zapytała nieufnie Iwami.

- Jest prawdziwa - odparł Dragon. - Nikt inny nie odważyłby się nazywać mnie palantem. Oj, porachuję mu za to kości.

- Więc... Co robimy? - upewniła się strażniczka. Dragon wzruszył ramionami.

- Równie dobrze możemy zrobić, jak nam ten kretyn polecił. - Popatrzył na Glorię. - Idziesz z nami?

- Myślę, że zawieram się w tej jego `reszcie`. Idę. - Kapłanka wstała z klęczek.

Spokojnie poszli całą zgrają - bo i zabójcy się podłapali - prosto pod szafot. Ignorowali zupełnie strażników, z którymi nie mieliby teraz żadnego problemu.

Ku ich zdumieniu, w pobliżu miejsca kaźni ustawiła się już spora grupka mieszkańców Rissor, a także ukrywających się przed Mukago ludzi z armii Kazadana. Nikt nie miał pojęcia, co dokładnie się tu działo.

W końcu Dragon dostrzegł postać w czarnym płaszczu z kapturem. Nie dostrzegł jej twarzy, ale był już niemal pewien, kim jest przybysz. Jego gest tylko go w tym upewnił. Uśmiechnął się.

Rox uniósł w niebo pięść z wyciągniętym palcem wskazującym i zrobił nim dwa kółka. Obserwatorzy przyglądali mu się, zdziwieni. Po kilku sekundach jednak złoty smok wylądował na szafocie. Większość zebranych nie wiedziała, co ze sobą zrobić… Lecz przecież widzieli wcześniej człowieka, który oswoił tę bestię, niczym łagodnego baranka. Nie uciekli więc. Smok zaryczał przeraźliwie. Kolejna postać, w której szybko rozpoznano Zaki, wskoczyła na platformę. Kocica wyciągnęła dłoń do Roksa, pomagając mu wejść na szafot. Chłopak uniósł rękę, uciszając Lasanwara. Powiedział do niego kilka słów po cichu. W końcu odwrócił się i popatrzył na zebranych. Przyglądał im się przez chwilę.

- A więc stoimy tu, wszyscy - zaczął. - Ludzie obok kotów i koty obok ludzi. A przecież to śmiertelni wrogowie, nieprawdaż…? Tylko kto to mówi? Wasi władcy? Popatrzcie po sobie. Popatrzcie na siebie! Oni to wy! Czy ja, człowiek, robiłbym to wszystko dla was, koty, mieszkańcy Rissor, gdybym uważał inaczej?! Wmawiają wam, że ci drudzy są potworami, a niczym, NICZYM się od was nie różnią! Przecież widzicie to! Nawet królowa Anela i król Kazadan to zobaczyli! Wojna skończyłaby się wczoraj raz i na zawsze, nikt by nie ucierpiał. Ale jednak nie. Pojawił się Mukago i jego Szmaragdowy Miecz.

Urwał, jakby zbierał myśli. Kolejny raz popatrzył po rosnącym tłumie. Musiał już podnieść głos.

- Ten drań zabrał wam… nam wszystko, co posiadaliśmy i ceniliśmy. Odebrał nam wolę walki i chęć życia, odebrał nam nadzieję. Chciał nas złamać. I wiecie co? Udało mu się to! Mukago dopiął swego, nikt nie podniesie na niego ręki, nikt nie ma nadziei na jego pokonanie. Ale teraz jestem tutaj ja! Jesteśmy my! Dwaj ludzie, smok, kocica i wampir!

Wampir? Dragon uniósł brwi. Eangel jest krwiopijcą? Nieźle.

- Nazywają nas Wybranymi! - kontynuował Rox. - I przekazuję wam wiadomość w naszym imieniu! Jeśli wy nie macie nadziei, my mamy ją za was wszystkich! Kim jesteśmy?!

- Zbawcami! - rozległ się czyjś głos.

- Wybawieniem! - dało się słyszeć inny.

Dragon uśmiechnął się z rozbawieniem.

Banda Roksa, co?

- Bandytami! - wrzasnął. Dostrzegł leciutki uśmieszek na twarzy przyjaciela, stojącego na szafocie. Widać pomysł mu się spodobał. I chyba nie tylko jemu, bo stojący przy platformie tłum zaczął szeptać między sobą.

- Mukago uważa, że pokonując Rissor, pokonał nas! - mówił dalej Rox. - Ale jego tu nie było, kiedy koty musiały przetrwać reżim! Nie był przy swych żołnierzach, gdy ci przeprawiali się przez niebezpieczny las! Co on może o nas wiedzieć?! A my nie opuścimy was, póki to się nie skończy! Kim jesteśmy?!

- Bandytami! - dało się usłyszeć zbiorowy okrzyk kilkunastu osób.

- Mukago myśli, że jest od nas potężniejszy, bo ma swoją wielką armię! Mogę was zapewnić, że się myli! Co z tego, że on ma armię?! Jego ludzie to najemnicy i przymuszeni do służby! A my mamy ducha! Drzemie w nas potęga, której oni nie mają! Jesteście silni siłą jedności! My jesteśmy potężni! Razem jesteśmy nie do pokonania! Sam nie zdołam obronić miasta! Jesteście z nami?! - ryknął ogłuszająco, aż Dragon zdziwił się, że jego przyjaciel może mieć taką siłę głosu. Zaraz potem zbiorowy okrzyk zagłuszył jego myśli, aż złapał się za głowę. - Z KIM JESTEŚCIE?!

- Z BANDYTAMI!

- Mukago nadchodzi! KTO STANIE MU NA DRODZE?!

- BANDYCI!

- KTO?!

- BANDYCI!

- KTO GO POKONA?!

- BANDYCI!

- Żołnierze Mukago zaraz tu będą! - wykrzyknął Rox. - Weźcie broń w garść! Pokażcie im, kto tu rządzi! Zacznijcie od tych, którzy każą wam cierpieć tutaj, w mieście!

Przymknął oczy na sekundę.

- Bandyci! Jesteśmy silni! Ale niech oni poczują naszą potęgę! - Uśmiechnął się wrednie. - Nie zabijajcie żadnego z nich! Ich przeznaczeniem jest umrzeć! My pokażemy im, co uważamy o pieprzonym przeznaczeniu!

Dragon zaśmiał się w głos, nie zważając na zdziwione spojrzenia towarzyszy. Cały Rox. Teraz chłopak, stojąc na szafocie, wyciągnął miecz i jednym cięciem zniszczył doszczętnie szubienicę. Z wojowniczym okrzykiem wyciągnął swą katanę wzwyż.

Patrzcie, wzywał. Oto nowa era.

Tłum, skandując bez przerwy `Bandyci! Bandyci!` rozszedł się błyskawicznie. Rox uśmiechnął się z werwą. Dragon obserwował to wszystko przez pewien czas, potem wskoczył na szafot.

- Za dużo amerykańskich filmów - powiedział. Uśmiechnął się do przyjaciela. - Poskutkowało. Brawo. - Rox skinął tylko głową w podzięce. - Eangel jest wampirem, jak słyszałem?

- Tak się złożyło. - Rox wzruszył ramionami. - To też daje nam sporą przewagę, nie?

- Zaiste. - Mistrz Runów uśmiechnął się krzywo. - No dobra, mów, jaki jest twój genialny plan.

- Ruby. Czerwień krwi. Dosyć prosty. Zaki wskakuje na Lasanwara i patrolują z góry, ewentualnie niosąc pomoc tam, gdzie będzie potrzebna i meldując mi o najważniejszych zmianach w walce, przynajmniej póki nie zacznę walczyć z Mukago. Ty, Dragon, poprowadzisz armię mieszkańców. Gloria, jak planowałaś, będziesz opatrywać rannych w katedrze. Iwami, będziesz pomagać Dragonowi. A wy… - popatrzył na zabójców. - Będziecie walczyć razem z tłumem. Najlepiej ukryjcie się i róbcie, co potraficie najlepiej. Po cichu.

- Co z Eangelem? - zapytał Mistrz Runów.

- On ma swoją robotę…


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media