Go to commentsOstatnia batalia cz.2
Text 5 of 8 from volume: Opowiadania
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2012-03-12
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views2469

Minęło południe. Marek siedział przed komputerem. Wertował strony internetowe firm wykonujących protezy kończyn. Czytał o przykładach ludzi, którzy nawet zaczęli biegać po amputacji. Poczuł, że wszystko jeszcze może się zmienić. Biegał raczej nie będzie. Przy amputacji powyżej kolan to mało prawdopodobne, ale możliwe jest dość swobodne chodzenie. No tak, technologia poszła bardzo do przodu. Przeklinał się w duchu, że nie wpadł na to wcześniej. Istnieją protezy niemal całych kończyn, z elektrycznymi stawami kolanowymi.

- Ja naprawdę jeszcze mogę zacząć chodzić – szepnął.

Jedynym problemem są ceny. Wahają się one od kilku do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Chcąc kupić protezę pozwalającą na jakiekolwiek poruszanie się o własnych siłach, a nie tylko maskującą brak nóg, trzeba by wyłożyć powyżej trzydziestu tysięcy. By nabyć już naprawdę solidną, trzeba około pięćdziesięciu tysięcy.

- Potrzebny będzie kredyt – rozmyślał – może wojsko coś dorzuci, w końcu jestem weteranem wojennym, ale na to lepiej za bardzo nie liczyć, tacy jak ja dla wojska przydają się tylko od święta, by wciskać ludziom, a co gorsza młodym żołnierzom, kit o poświęceniu i odwadze. Gdy weterani potrzebują wojska, to zwykle mają ich w dupie. Pensja Klaudii i moja renta weterana nie są niskie, więc kredyt dostaniemy, ale to zawsze obciążenie, nie chcę by to odbiło się na małym.

Myśli kłębiły mu się w głowie nie dając spokoju. Wypełniała go nadzieja, chęć walki z losem, ale i wiele wątpliwości.

Tylko jednego był pewien. Zanim cokolwiek postanowi, musi omówić to z Klaudią.


Dochodziła piętnasta. Marek siedział przy oknie i obserwował ludzi. Wcześniej nie cierpiał tego widoku. Patrzenie na chodzących, sprawnych ludzi dołowało go. Teraz jednak widok ten był przyjemny, bo miał jakiekolwiek nadzieje, że kiedyś przynajmniej po części odzyska sprawność i znajdzie się pośród nich. Wyobrażał sobie, jak spaceruje z Klaudią i Kacprem. To wszystko było osiągalne, możliwe. Uśmiechnął się mimo woli do swych myśli i westchnął. Dźwięk klucza otwierającego zamek wyrwał go z zamyślenia. Klaudia wróciła z pracy.

- Tak szybko? – przeleciało mu przez myśl – zwykle była jakąś godzinę później.

Od razu zauważył, że coś jest nie tak. Dziewczyna milczała, miała smutną, twarz, unikała kontaktu wzrokowego.

- Klauduś? Co się stało? – zapytał z niepokojem.

Zdjęła kurtkę, podeszła do męża, przytuliła go i wybuchnęła płaczem.

- Zwolnili mnie – pisnęła zduszonym głosem.

Marek osłupiał, nie wiedział co odpowiedzieć. Pracowała tam sporo lat i przecież była jedną z najbardziej uznanych księgowych w firmie.

- Zwolnili? Ale dlaczego? – wydusił w końcu.

- Prezes… - zaczęła jękliwym głosem, ale łkanie uniemożliwiało jej składne mówienie.

Minęło kilka chwil zanim się uspokoiła. W końcu zaczęła mówić wciąż drżąc od emocji.

- Pracowałam jak zwykle, niczego się nie spodziewałam, nagle do mojego biura weszła sekretarka prezesa i oznajmiła, że chce on mnie widzieć. Poszłam więc do niego po chwili, myślałam, że ma dla mnie jakąś dodatkową robotę, czy coś w tym stylu. Gdy weszłam powiedział mi, że za tydzień kończy mi się umowa o pracę. Kompletnie o tym zapomniałam, pomyślałam, że chce podpisać nową, omówić warunki. A ta świnia… - twarz dziewczyny znów zalały łzy, ale szybko się opanowała - …ta świnia…on chciał, żebym się z nim przespała, wtedy przedłużyłby umowę… - emocje wzięły górę, rozpłakała się nie mając już sił by się powstrzymać. Marek poczuł taką wściekłość, jak niewiele razy wcześniej. W tej chwili nienawidził człowieka, który zaproponował jego żonie ten chory układ, chyba nawet bardziej niż wrogów w Iraku. Nie rozumiał okrucieństwa tego faceta. Miał ochotę wziąć pistolet i rozwalić mu łeb. Opanował jednak własne myśli i zaczął pocieszać żonę:

- Spokojnie kochanie, jesteś wspaniałą księgową, na pewno znajdziesz inną, lepszą pracę. Ten pajac nie miał prawa tak postąpić. Nie wie jakiego pracownika stracił. Nagłośnimy to, napiszemy do jakiejś gazety, to go zniszczy, media akurat to potrafią najlepiej.

- Marek – przerwała mu dziewczyna, przecież on znajdzie dziesięciu świadków, którzy wszystkiemu zaprzeczą. Chcę o tym człowieku zapomnieć. Jak najszybciej zapomnieć.

Były żołnierz nie odpowiedział nic. Wiedział, że ona ma rację. Był wściekły, ale bezsilny. Niestety wiedział też z doświadczenia że wysoko postawieni ludzie wobec takich „cichych zbrodni” są bezkarni. Tak samo było w wojsku. Żaden kapral nie podskoczy choćby sierżantowi, nie mówiąc już o oficerach jeszcze wyższych stopniem. Życie toczy się dalej. Klaudia znajdzie nową pracę, nie miał co do tego wątpliwości. Mimo to zdawał sobie sprawę z tego, że całą ich trójkę czeka teraz trudny okres.




Mijał kolejny dzień. Krople deszczu rozbijały się o szyby. Klaudia ślęczała przed komputerem przeglądając oferty pracy. Minął już tydzień odkąd jest bezrobotna. Marek obserwował ją w zamyśleniu przeżuwając kanapkę. Martwił się o nią. Bardzo to wszystko przeżyła. Całymi dniami wertuje ogłoszenia, ale w tych czasach nie łatwo znaleźć coś sensownego, nawet posiadając wyższe wykształcenie.

- Do licha! - syknęła nagle dziewczyna trzęsąc się ze złości – pięć lat studiów, dwie podyplomówki, biegła znajomość dwóch języków obcych, prawie sześć lat doświadczenia w zawodzie, a jedyne co proponują, to dwa i pół tysiąca brutto miesięcznie w jakiejś podrzędnej firmie budowlanej!

- Spokojnie – przerwał jej Marek – na pewno znajdziesz w końcu coś odpowiedniego. Swoją drogą te dwa i pół tysiąca to nie tak mało. Każdy pieniądz się przyda.

- Marek…ja już nie mam siły – westchnęła.                                                                                                         - Poradzimy sobie Klauduś. Bez obaw. – odparł chwytając żonę za rękę – to tylko chwilowy kryzys. Każdej rodzinie to się zdarza. Westchnęła tylko i pocałowała go w czoło.

- Idę się wykąpać – powiedziała – i udała się na górę po czysty ręcznik.

Marek został na dole i pogrążył się w myślach. Chciał jej pomóc. Pragnął by była szczęśliwa, ale w tej chwili nie mógł zrobić nic. Mógł tylko przy niej być i ją wspierać. Spojrzał w okno. Deszcz nadal bębnił o szybę. Szarość dnia wydała mu się zadziwiająco udanym odzwierciedleniem tego, co teraz czuł. Przyszło mu jednak do głowy, że przecież po każdym deszczu pojawia się tęcza.



  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media