Go to commentsLekcja Polskiego
Text 255 of 255 from volume: Różne teksty
Author
Genreadventure
Formprose
Date added2023-10-08
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views178

Szkoła jak to szkoła, stoi sobie. Nad nią słoneczko z chmurką, na dole podwórko. Oficjalnie zwane boiskiem do wszystkiego. Cała pomalowana na żółto. Niektórzy tubylcy wychodzą z złożenia, że ów kolor jest w pewnym sensie znaczącym symbolem, mówiącym o sposobie nauczania w nieco inny, niekonwencjonalny sposób. Na ścianie obok wejścia, doczepiona niebieska tablica pamiątkowa. Kawałek nieba na zżółkniętej od starości chmurce. Widnieje na niej skromny napis:


`Jakiś czas temu, przebywał w tej szkole z nieodżałowaną wizytą, niezapomniany Wieszcz Narodu: DoDup. Niektórych serca do dzisiaj krwawią. Już nas nigdy nie odwiedzi, gdyż musiałby rozwalić drewniane ściany literatury i wygrzebać swoje ciało z czarnoziemu prozy i poezji. A nawet gdyby tego dokonał, to raczej takiego tutaj nie chcemy, gdyż co dopiero szkoła nasza odnowiona i mógłby ściany rozkładem uwalić. Pamięć o tobie DoDupie, będzie wieczna w literkach`



Wiele lat wcześniej→Lekcja polskiego.


Klasa jak to klasa, pomalowana na znany wszystkim kolor. Żeby dzieciaki miały wrażenie, że przebywają w słoneczku. Na szafach od cholery różnych zabawek, napisów, gazetek szkolnych i oraz innych tego typu obiektów, które mają łączyć, a nie dzielić. I rzeczywiście łączą. Harmider do entej potęgi. Śmigają papierki, zeszyty, ołówki, temperówki, a nawet całe tornistry z przyczepionym uczniem, jeżeli dziecko ma odpowiednią po temu krzepę. A to wszystko tworzy pulsującą całość: wrzasków, wycia, tupania oraz wszelakich innych odgłosów niewiadomego pochodzenia.


Nagle ktoś otwiera drzwi… i jakiś czas nikt nie wchodzi, tylko klamką śmiesznie rusza. To pani nauczycielka nią potrząsa, gadając z kimś na korytarzu. To bardzo nie ładnie wprowadzać biedne dzieci w rozterkę. Oj bardzo brzydko i nieelegancko. Nie wiedzą czy przestać, czy jeszcze mogą. Jednak po chwili pani staje w klasie. Grzecznie mówi:


– Dzień dobry dzieci.

– Dzień dobry pani.

– Siadajcie... albo nie, lepiej wstańcie żebyście mogły usiąść z wrażenia.

– Proszę pani, nie wiem co mam robić. Jestem taki skrzywiony w pół, że aż mnie kręgosłup boli. Mam stać czy siadać.

– No przecież mówię, że macie stać.

– My już cały czas stoimy.

– No i dobrze. A teraz słuchajcie! Za niecałą godzinę, odwiedzi nas znakomity gość, który przekaże nam...

– Ja, ja, wiem. Będą prezenty!! Święty Mikołaj do nas przyjdzie! Huraaaa!! Ale fajowo!

– Cisza tam! Odwiedzi nas jeszcze bardziej sławna osoba.

– A ja nawet wiem kto! Nasz kolega z innej klasy. Ten co wrzucił petardę do pokoju i przegnał nauczycieli. Proszę pani on jest sławny. To on?!

– Jeżeli nawet, to nie on, tylko petarda. Dzieci, o czym wy mówicie. Odwiedzi nas bardzo znany powieściopisarz i poeta,: DoDup. Znacie takiego?


– …

– No co, nie znacie?

– …

– A może jednak?

– …

– To doprawdy smutne. Naprawdę nie znacie? Powinien was wstyd ogarnąć.

– Proszę pani, nas ogarnął, ale i tak nie znamy.

– No nic. Niedługo poznacie.

– A po czym?

– Dziecko! Po wszystkim. Toż to on z nami będzie. Jesteście szczęśliwe?

– Kiedy dzwonek?

– Po jakiemu z wami gadać. Ja o słynnym człowieku, a wy o...o czym?

– O dzwonku, proszę pani.

– No właśnie. Lecz za nim do nas przyjdzie, poddam waszej rozwadze, kilka fragmentów jego wierszy…

– O jejku. Znowu wierszowane smęcenie. Musi być?

– Oczywiście dziecko. I nie żadne: smęcenie. Ukulturalni was. A teraz napiszę na tablicy fragment wiersza: „Strumień i las”, a wy mi powiecie, co to wszystko ma znaczyć.


Pani bierze kredę i zaczyna pisać. Lecz najpierw ściera tablice gąbką. Rypie przy okazji paznokciem. Wiele dziewczynek zakrywa warkoczykami uszy, a chłopcy nie, bo udają, że im to wisi. Po jakimś czasie widnieją słowa:


cudowne głosy ptaków

szybują po liściach

niczym ręce pianisty

po klawiaturze przyrody


Cisza jak by ktoś maku w klasie nasiał. Dzieciaki siedzą patrzą i to wszystko.

Co to ma być – myślą sobie. – Toż to do niczego nie podobne.


Nagle słyszą głos pani:

– No kochane dzieci, jak rozumiecie ten fragment wierszyka. Może ty Jasiu coś nam powiesz.

– Wstyd mi takie coś omawiać.

– Twój wstyd jest nie na miejscu.

– Proszę pani. Na miejscu. Widziałam.

– No Jasiu – namawia dalej pani. – Okaż odwagę. Mówże wreszcie.


Jasiu stoi i tylko oczami przewraca. Spogląda na tekst, jak balon na jeża. Jeszcze nigdy w życiu, nie miał z czymś takim do czynienia. Poezja? Kto to wymyślił? Nie lepiej po ludzku pisać? Porąbało ich, czy co? – podumał jak dorosły pan. No ale musi coś powiedzieć, bo wyjdzie na głupka wśród swoich. A zatem czyta i tłumaczy:


– „Cudowne głosy ptaków.” Kogut paskud u sąsiadów, rano pieje i pieje. To wcale nie jest takie cudowne. Mam całą szklankę stoperów a dziadek zębów.

– Jasiu, chłopcze, tu nic nie stoi o kogucie. A tym bardziej o zębach.

– Przecież kogut to ptak.

– Ale nie ma zębów… zresztą nieważne… czytaj dalej i rozważaj…

– „Szybują po liściach.” Też kiedyś szybowałem nogą na liściu. Dupa mnie bolała kilka dni.

– Ach tak. Pamiętam. Przyniosłeś zwolnienie. Ależ Jasiu, matkości świata, pomyśl bardziej poetycko.

– „Niczym ręce pianisty” Kiedyś słyszałem o pianiście, który miał ręce w bandażach, bo mu żona w czasie koncertu, klapą przytrzasnęła, gdy ją z inną zdradził na bębnach, a on nie zdążył cofnąć.


– Jasiu, ty wysil wyobraźnie. Omijasz meritum wiersza. Czy to takie trudne? Widzę niestety, że tak. A może któreś z was, Jasia ukierunkuje, bo Jasiu sobie nie radzi w tej materii. Zuzia, ty przeczytaj ostatnią linijkę i wytłumacz, o co w tym biega. No to Zuzia czyta:

– „Po klawiaturze przyrody.” Ja tam proszę pani, wolę taką zwykłą klawiaturę. Mniej na niej drzew, zwierząt i różnych innych śmieci.

– No Zuzia, jestem pod wrażeniem. Chociaż trochę rzekłaś poetycko.

– Bo nie jestem głupia, jak głupi Jasiu. Wczoraj mnie odwiedził w domu. Ale później nerw go szarpnął i mnie walnął.

– Czym dziecko?

– Klawiaturą, proszę pani.

– Jak widać to ci wyszło na dobre. Podziękuj Jasiowi.

– Jeszcze czego.

– My też chcemy poczytać poetyckie głupoty – słychać inne zawiedzione głosy.

– Cieszy mnie, że chcecie. Oto kolejny fragment z wiersza: „Wiedźmowy czar” Na tablicy pojawia się tekst:


coś za jedna

z czego spadłaś

co tak kukasz z kąta

czy odbiła ci klapeczka

możliwe że piąta


O! – zakrzyknęła dziatwa. – To może być.


– Mnie kiedyś mama powiedziała, że mi brakuje piątej klepki, ale ja byłem cwany i ją odnalazłem przed domem.

– A widzisz dziecko. Niektórzy do końca życie nie odnajdą. Zresztą sama nie wiem. To teraz proponuje fragmenty dwóch wierszy: „Przeinaczenie” i „Wybór”. Czytajcie uważnie.


zawiść usnęła w przyjaźni

miłość daleko za nami

mózg defektem umysłu

odbiciem w obrazie

rani

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

w pryzmacie ludzkich cierpień

blask światła zwabia ich duszę

raj otchłań niepewność pytanie

wyzwala pogodzić się muszę


Znowu cisza. Tym razem o wiele dłuższa. Nie tylko mak zasiano, ale wszelakie odgłosy schowano do pokoi dźwiękoszczelnych. Nagle głos zabiera pani:


– No, kto jest chętny. Co znaczą te słowa. O widzę, że paluszek podniosła Kunegunda. A swoją drogą, co to za imię? Masz je od urodzenia?

– Tak proszę pani.

– Mniejsza z tym. Co nam powiesz? Jak rozumiesz słowa na tablicy?

– Nienawiść udaje przyjaźń, miłość to wnerwia i sobie idzie precz, mózg i umysł po jednych pieniądzach, są w odbiciu obrażone i miłość też by zraniły, ale była przezorna i sobie uciekła, zostawiła ich samych, niech sobie robią co chcą matoły jedne, brzydkie obleśne pokraki, niech ich światłość zwabia, a najlepiej niech polecą do otchłani, skoro wojują z miłością i niech się lepiej z tym pogodzą, to jeszcze mają szansę, głupole jedne...


– Kunegundo, wystarczy. Doprawdy ciekawa twoja interpretacja, aczkolwiek...

– Ktoś za panią stoi, proszę pani.

– Z tyłu? O! Rzeczywiście. Wieszcz DoDup. A Pan tu skąd? Tak znienacka? Oj nie ładnie, tak straszyć ładną kobietę i dzieci. Pana zachowanie powinno być nienaganne, jak na wieszcza przystało, a nie tak nagle… no nie… przepraszam, co ja wygaduję… serdecznie witamy.

– Ale ja tu cały czas siedzę.

– Jak to cały czas? A gdzie zapytam?

– W szafie.

– Wieszcz w szafie. Pierwsze słyszę. Mole nie atakowały?


– No cóż. Miewam dziwne pomysły. Nie chciałem przeszkadzać. A swoją drogą kochane dzieci jesteście urocze. Te wasze interpretacje…

– Nie wszystkie zdążyły kochany Wieszczu, ino: Jasiu, Zuzia i Kunegunda.

– Nie szkodzi. Mam wyrobiony pogląd.

– Proszę pana! Czy Wieszcz, to to samo co Wesz?

– Dziękuję z trafne pytanie dziecko drogie. Czasami rzeczywiście, jestem nawet gorszy od: wszy. Szczególnie jeżeli chodzi o moją twórczość... ale nie tylko.

– Ależ co pan mówi. Tak nie przystoi znanej osobistości. Bez przesady z tą samokrytyką. Masz pan innych od tego. A fe!!!


Dzieci patrzą ciekawie. Po raz pierwszy w życiu widzą Wieszcza Narodu na żywo. Mogą go sobie pooglądać ze wszystkich stron. Nawet podotykać. Przedtem też innych widzieli, ale tylko na obrazku. Są z lekka zawiedzione. Szczególnie wyglądem. Taki jakiś łachmyta. Żółta koszulka, żółta czapeczka. Ciekawe co jeszcze ma żółte – myślą sobie dzieci, ale to już po cichu.


Możecie zadawać pytania.


– Czy pan jest obrażalski?

– Ja?

– To moja koleżanka z sąsiedniej klasy pana nauczy.

– Dzięki chłopcze za troskę, ale jestem zmuszony odmówić.

– Lubi pan muzykę? Bo ja tak, ale fajową.

– Ja też lubię fajową, taką i siaką.

– No to my coś panu zaśpiewamy. Chce pan?

– Dzieci drogie. Wiem jak śpiewacie. Pan Wieszcz nie ma zapasowych uszu, gdyby mu te, co ma, zwiędły.

– Ależ niech śpiewają. Chętnie posłucham. Tym bardziej, że mam dzisiaj urodziny.

– No to już na pana odpowiedzialność. Ostrzegałam gdyby co. Chwila, jak to urodziny, które?

– Jedyne.

– Aha. No to dzieci zaczynajcie. Skoro już musicie, to najlepiej zaśpiewajcie fragment: „Słodkiego torcika” skoro Pan Wieszcz, ma urodziny. Zatykam uszy.


trochę życia przeminęło już

lecz następne przyjdą dni

wszystkie troski stąd

niechaj idą w kąt

bo ty właśnie

święto swoje masz


chce ci się żyć

chce ci się wyć

twoje święto

razem z nami dziś


– Bardzo ładnie, dzieci kochane. Skąd ja to znam? Ale teraz siku muszę. Specjalnie dla was tak długo wytrzymałem. Ale jeszcze wrócę i z wami trochę pobędę.

– Obiecuje pan?

– Obiecuję.

– Bo po dzwonku nas nie będzie.

– Nie rozumiem – pani wtrąca swoje trzy grosze szkolne. – Wieszcz i siku? Takie coś zwykłego? Zuzia, pokaż panu.

– Nie musi pokazywać. Sam trafię.


Po chwili DoDup wraca. Bardziej uśmiechnięty taki. Ulżyło mu. Siada wygodnie na parapecie otwartego okna, by na dzieci ukochane spozierać, a jednocześnie zaczerpnąć z pięknej okolicy: weny twórczej… i wychyla za bardzo do tyłu swoją poezję, w kierunku prozy, co na dole.


  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Kiedyś bywały organizowane spotkania z tzw. "ciekawymi ludźmi". Sam byłem na kilku i sensu one miały tyle, ile to spotkanie z wieszczem. Dzieci, co prawda, były grzeczniejsze, ale w sumie na to samo wychodziło.
© 2010-2016 by Creative Media